Cytat:
2 minuta no i cały misterny plan ...
przestałem oglądać,
szkoda tych prawie dwóch godzin marnować
Tak? To bardzo zabawne, bo ja coś tam o piłce nożnej wiem, a miałem wrażenie, że cały misterny plan poszedł wiadomo gdzie, dopiero w końcówce doliczonego czasu. Widocznie muszę się poduczyć
Nie będę nikogo przekonywał, że szklanka jest do połowy pełna, bo nie jest. Ale jednak woda w niej jest.
Najbardziej szkoda mi idiotycznie przegranego meczu ze Słowacją. No żesz kurwa mać, że tak to mało poetycko ujmę. I to faktycznie uważam za dość duży błąd Sousy: zostawienie na kluczowej pozycji tłuściutkiej żółtej kartki było igraniem z losem, szczególnie wiedząc co nie co o Grzegorzu Krychowiaku i jego różnych dokonaniach. Jestem absolutnie przekonany, że gdybyśmy do końca grali w 11, choćby z Moderem - pozamiatane (choćby minimalistycznym 2:1), 3 punkty. I nie zamierzam o tym mówić w kategoriach pechu: to błąd trenera, błąd samego zawodnika. Na dalszym planie: coś tam faktycznie już wcześniej nie siedziało w tej drużynie. Symbolem tego była stracona pierwsza bramka i sposób w jaki do tej utraty doszło. Czułem, widziałem w tym meczu jakieś nieprzyjemne wibracje: w mowie ciała, w gestach, ruchach, w tych różnych dziwnych zawiechach i niepewności. Ale myślę, że to wciąż było do nadrobienia, tym bardziej, że naprawdę, czuję w tej grupie ludzi, że jak dostają w dupę, to umieją się spiąć. A potem stało się, co się stało i wyszło jak wyszło.
O Hiszpanii nie będę mówił: i tu szklanka jest do połowy pusta, do połowy pełna. O szczęściu w tym meczu już pisałem - dodam jeszcze, że sorry, ale karny za faul na Zielińskim na początku byłby uprawnioną sprawą. Było w tym meczu, to co jest zmorą tej kadry, momenty dziwne, nietrafione decyzje itd. Ale też zobaczyłem prawdziwą drużynę: facetów, którzy faktycznie nie cofają nogi, kiedy nie wolno tego zrobić, zobaczyłem pot, krew i łzy. I trochę nie umiem po nim - mimo wszystkich błędów - mówić po nim
oho, polscy kopacze jak zwykle. Nie, nie jak zwykle. Arasek wspominał o przecenianiu przez kibiców roli
wypruwania flaków - ale to był mecz do wyprucia flaków i to się stało. Nie umiem po nim z ręką na sercu powiedzieć, że komuś się tam czegoś nie chce, że ma ochotę na wakacje. I widziałem tam kadrę, która naprawdę GRA - nie zastawia się, nie kopie sobie, nie zwleka. Tyle, że czasem ktoś coś spieprzy, coś komuś nie wyjdzie - ale z ręką na sercu, sto razy bardziej wolę to, niż nudne okopy i bezpieczeństwo.
Szwecja nie była dobrym przeciwnikiem na mecz o wszystko. I oczywiście, nie jest to usprawiedliwienie, ani zwalanie winy na pech. Klasowa drużyna powinna umieć grać z każdym. Tyle, że ja postrzegam obecną Polskę jako drużynę-aspirującą-do-bycia-kiedyś-klasową drużyną. Ktoś powie: tak jest od Mundialu '86, a może nawet od eliminacji do Euro '84 (założę się, że Gero i Wuka pamiętają samobóje Janasa i Wójcickiego), kiedy wypadliśmy ze światowej czołówki, a potem próbowaliśmy do niej wrócić - o tym czemu współczesna kadra, ta świeża, dosłownie z ostatnich miesięcy, jest dla mnie nowym rozdziałem napiszę trochę dalej. Wracając: uważam, że mamy swoje atuty i mamy swoje wady, problem w tym, że nasze atuty nie są za bardzo przydatne ze Szwecją, która ma taki styl, jaki ma, a z kolei nasze wady są dla nich idealne dla wypunktowania. Na dodatek nie mogliśmy grać na remis, musieliśmy wbić im 0:1. Na dodatek faktycznie nas zaskoczyli, zagrali od początku na noże, wykonali swój plan minimum, a potem mogli konsekwentnie (a oni umieją być konsekwentni!) się trzymać założonych celów. I myślę, że tutaj nawet wypruwanie flaków nie byłoby zbyt pomocne - po prostu by nas zajechali.
Zaczął się mecz męczący i nudny, powtarzalny, a na dodatek - bez jakiegoś fajnego pomysłu z naszej strony. Na dodatek ugryźli nas po raz drugi. Pozamiatane, nie? Ale kurde, chłopcy się nie dali zupełnie stłamsić. Okej, pod koniec nerwówa już była straszna, skończyło się jak się skończyło - i tyle. Smutno.
Dlaczego więc jestem optymistą?
Chyba dlatego, że nie cały czas (bo były też momenty złe, kiedy coś siadało - Słowacja...) ale widziałem - i na Euro, i z Anglią w marcu - polską kadrę, która się nie boi. Nie cały czas - czasem stres im wjeżdża, coś siada, coś się psuje - ale nie ma autobusu, nie ma załamywania rąk. Widziałem po raz pierwszy od lat (z krótkimi przerwami, głównie za złotych czasów Nawałki) polską kadrę, której trener nie zachowuje się jak jeż, który skręca się w kulkę i wystawia igiełki, i każe chłopakom robić to samo w meczu z każdym silnym rywalem. I nie, nie mówię o tych wszystkich filmikach z mowami motywacyjnymi Sousy, i jego pięknych słowach na konferencjach prasowych. Widziałem głęboki pressing. Widziałem przejęcia piłek na połowie przeciwnika. Widziałem jak grając z Hiszpanami, kiedy jesteśmy przy piłce, ten czy inny zawodnik, nie zawiesza się na
yyy, co by tu zrobić, tylko leci do przodu. Widziałem 17-latka z Pogoni Szczecin, nawet nie jakoś mega otrzaskanego z polską Ekstraklasą, którego żaden Brzęczek, Nawałką czy Fornalik nie śmiałby wpuścić na boisko, a on gra jakby to była dla niego normalka sprawa sobie pojechać w drugiej klasie liceum na Mistrzostwa Europy. Widziałem trzech chłopaczków z Lecha Poznań, z których wszyscy robili czasem idiotyczne rzeczy (Jóźwiak z golem na 0:1 ze Słowacją, Moder przed dla karnym Hiszpanów, Puchacz...udający Maradonę, względnie Roberta Gadochę '74, bez większych predyspozycji
), ale mieli fajną energię i potrafili też bez kompleksów szarpać i grać do przodu. Widziałem drużynę, która przegrywa 0:2 w meczu o wszystko i wie, że ma pół godziny z hakiem, żeby strzelić 3 gole, albo out, i nie jest złamana, tylko kombinuje jak nadrobić. Że strzelił Lewandowski? Od tego jest. Kiedy nie strzela w kadrze, to mówi się, że nie ma kto mu podawać.
Więc jaki z tego wniosek? Taki, że poszło słabo, jest wielki smutek. Mamy olbrzymie braki. Jesteśmy elektryczni, często chwiejni (pozdrawiam Bartosza Bereszyńskiego, który potrafi czyścić w meczu z Hiszpanią, a 5 minut później zrobić jedną z wielu akcji, kiedy mam stan przedzawałowy). Ale z ręką na sercu - myślę, że w porównaniu z '02, '06, '12, '18 - ten turniej daje mi nadzieję, że nawet jeśli polska drużyna jest słaba, to coś tam iskrzy, coś idzie w dobrym kierunku, a kieruje tym mądry facet, który wie, co robi, i mentalnie, i taktycznie, jest kimś bardzo fajnym. A że nie ma wyników? Polecam wejść na listę oficjalnych meczy kadry i sprawdzić, kiedy polski trener wszechczasów, mając idealne warunki pracy i złote pokolenie piłkarzy, zaczął mieć wyniki. Nie, nie było to 4 miesiące po objęciu stanowiska. Także drogi PZPN - niech Sousa zostaje. I wreszcie - tu się naprawdę zaczyna gra w piłkę, kombinowanie, traktowanie rywali jak rywali, a nie smoka, który nas zje. Ja myślę, że ma to potencjał, jeśli nikt tego nie spieprzy, bo będzie domagał się szybkich efektów. A jak faktycznie Sousa zostanie na dłużej i się przejedzie, wtedy się będę martwić.