Rejestracja: wt, 09 listopada 2004 23:33:35 Posty: 4885
|
Pozdro Powsinoga! jak było przy nagrywaniu Luny kiedyś opowiem dłużej osobiście, ale kiedyś to już spisywałem na rzecz Fejzbuka: Tuż po Bożym Narodzeniu 2007 wybierałem się właśnie do Witka by zdobyć jakieś nowe wzgórza w zwycięskim składzie z Lackowej ("zero gwiazdek"), kiedy zadzwonił telefon z Księżyca, czy następnego dnia nie zaśpiewałbym chętnie jakichś harmonii na płytę. Bez wahania, choć z niejakim bólem wyrzuciłem bilet w góry i oczywiście całą noc prawie w ogóle nie spałem.
Następnego dnia Tomm zebrał mnie jak zwykle spod Bernardynów i przez całą drogę do Pustrzykowa doznawałem naprzemiennie obuchów (SIEKIERA!) euforii i ataków histerii, że sobie nie poradzę, na zewnątrz zachowując jak zwykle ryj grzecznego chlopca. Pierwszą rzeczą, którą miałem zrobić było... "o coś takiego...", śpiewał Tom, "...I love youu, I need youu..." Bardzo chętnie zaśpiewałem najpierw melodię, potem harmonię dolną a potem górną, uważając żeby w każdym refrenie było trochę inaczej. Pod koniec utworu zaszedł jeden groźny moment, gdy Tomm wymyślił, żebym zrobił w ostatnim refrenie jakieś improwizowane dogadywanie, spróbowałem na sucho i poszło, ale Robb powiedział, że nie ma gdzie już tego wcisnąć i czy może wjechać z tym na ścieżkę głównego wokalu. "Ależ proszę bardzo!" - rozpromienił się Tomm. Przez cały dzień było bardzo promiennie, śmiechów było tyle co w liceum, a niektóre nawet weszły potem na płytę i to od tyłu, jak ktoś się postara, znajdzie "pomidorową i mielonę..."
Potem Tom wgrał swoją kultową gitarę klasyczną do numeru Poza tym światem i znowu ja. Przy takich dobrych wibracjach wszystkie nieporadzenia opadły i puściły twórcze soki - wymyśliłem kontrmelodię do utworu Wiosna na wygnaniu ("trochę jak Żwirek i Muchomorek", podsumował Robb, ever a fan of soft vocal harmonies, hehe) i tu już niestety słychać, że wokal baardzo niedospany, ale cały utwór jest tak dorodny, że na wodzie to eee... Nawet nie miałem czasu wpaść zachwyt nad tym, że występuję w tym samych utworach co Stopa i Marcin Pospieszalski, na przykład w Sercu, które poszło na następny ogień. Ten numer miałem już ośpiewany na koncertach Tomma, więc poszło dość dobrze, w jednym miejscu, na jednym ołu-ło-o zarwał mi się wprawdzie głos, ale Robb o dziwo stwierdził, że fajnie, brzmi jak dziecko w kołysce.
Tego samego dnia wgrałem jeszcze harmonie do utworów Umieraj (to był szok usłyszeć ten tekst, do tamtej pory znałem wersję ze słowem "Cameron" i nawet na prośbę Tomma podsyłałem esami jakieś trzysylabowe słowa po ang., ale to nie było to) oraz Na niebie ciągły ruch. Z tych dwóch moich kontrybucji jestem dzisiaj najbardziej zadowolony, choć łatwo nie było, hehe, w Ciągły ruch Robb najpierw mnie gonił, że "śpiewam jak Myslovitz", a gdy zaproponowałem trzeci głos w górze (tak jak ćwiczyliśmy swego czasu z Kubą - utwór ten przecież powstał jako akustyczna wersja Wyludniacza Armii), bezceremonialnie powiedział, że nie - bo fałszuję ("cooo? jaa fałszujęęę?"). Ale za to zażyczyłem sobie, żeby zrobić te (w takim razie dwugłosowe) harmonie tak jak to kiedyś usłyszałem w New Horizons Moody Blues: główny wokal jest niejako otulony z lewej i z prawej strony podwojoną harmonią (oczywiście nie podwojoną ręcznie, tylko klasycznym overdubbem). Dziś zaśpiewał bym to bez duża o wiele lepiej, ale na wodzie to eee. A praca nad tą "armijną końcówką" w innym metrum to było już po prostu TO.
Następnego dnia miałem znowu przyjechać i znowu nie przespałem w nocy, bo wpadł mi do głowy pomysł na "poprzeczne chórki" w Halo halo i śpiewałem sobie je w głowie w tę i z powrotem, Tym razem Robba bardzo bolała głowa i oczywiście było mniej wystrzałowo, ale to tego dnia zaistniał moment, który do dziś wspominam w wielkim rozrzewnieniem. Tomm i Robb obrabiali wtedy numer tytułowy, który wtedy nie miał (i nie miał mieć) tekstu - składał się z instrumentalnej zwrotki a la Dead Can Dance i refrenów "ajajaj". Doszło do dyskusji co z tym ajajaj, Tomm chciał wyrzucić, Robb chciał zostawić - ja nieśmiało opowiedziałem się za zostawieniem. Wtedy Tomm poddał, żeby zrobić w ostatnim przebiegu harmonie wokalne i jakoś absolutnie bez trudu, właściwie w jednej czy dwóch sekundach, udało się to nam - na sucho - zaśpiewać: Tomm w głównej partii, Robb w górze (z dołożonym podwójnym "aj") i ja w podstawie. Zdążyłem wtedy zauważyć, że właśnie siedzę w jednej klitce z moimi dawnymi bohaterami z Song of Songs i razem sobie śpiewamy na głosy jak w liceum. W tamtym momencie jakby zbiegły się wszystkie osie mojej muzycznej pasji i właściwie została ona w jakiś sposób spełniona, bo nawet gdybym już nic innego miał w życiu nie nagrać, to i tak to przecież zostanie na zawsze... Tomm od razu kazał nagrywać, Robb oczywiście, że gero nagra obie partie, ale ja zrzuciłem maskę grzecznego chlopca i powiedziałem "twardo", że jak Robb nie nagra to i ja nie nagram - w ostatniej minucie utworu Luna słychać zatem ten świetlany rozstaw głosów z reżyserki, choć Robb zauważył, że "na próbie wyszło lepiej". Na wodzie to...
Dopiero wtedy powiedziałem Tommowi o tym, że wymyśliłem "poprzeczne chórki" do Halo Halo. właśnie poszliśmy na obiad i Robb opowiadał o koncercie Suzanne Vegi i nagle Tomm przeprosił, że on nie może się skupić na rozmowie, bo myśli tylko o tych chórkach, hehe. Poszliśmy je zatem wgrać i tu już bardzo słyszę, że nie spaem dwie noce, cóż zrobić. Może w Niebie uda się wydać remastera Luny featuring wyspane wokale gera.
Zostało pół godziny i wtedy Tomm powiedział: "no to gero, twoje ostatnie podrygi w studiu" i puścił mi numer Tren, w którym nie wiedział co zrobić z bridge'ami. Powiedział, żebym coś zaśpiewał, no to coś zaśpiewałem. "Nie gero..." - zadrżałem, że się skompromitowałem, ale chodziło o... - "...nie śpiewaj "o-o-o", tylko bardziej "a-a-a"!" Ufffff.... No to zaśpiewałem na trzy głosy "a-a-a", zupełnie się nie przejmując, bo byłem pewny, że to pójdzie W TŁO! A tutaj naglę dostaję acetat i słyszę , że śpiewam wręcz leada, o nie!!!
Oczywiście mój wkład w płytę Luna jest ostatecznie marginalny. Bardzo się cieszę, że materiał jest nie mój i mogę otwarcie go wychwalać. Jak już wspomniałem, mógłbym już nic innego w życiu nie zaśpiewać, a i tak byłoby - dla tej płyty - warto spędzić długie, fantastyczne godziny na wsłuchiwanie się (krwią, a nie uchem) w harmonie wokalne i rozgryzanie ich, co w lewym kanale, co w prawym... Bo ten album przynosi - paradoksalnie, bo to jest przecież podróż w ciemnościach - prawdziwe Pocieszenie i prawdziwe U-noc-nienie. Nie wszystko jeszcze do końca rozumiem jak działają te cząstkowe śmierci i na jakiej zasadzie wypływa z nich życie, ale wiem jedno - ta LUNA świeci w każdą noc, nawet bezksiężycową i zawsze pomaga. Może nie tak jakbym chciał, ale zawsze.
_________________ in the middle of a page in the middle of a plant I call your name
|
|