10/10!
utwór
Archanioły i ludzie, choć świetny pod względem muzycznym (powiem tak - porywająca nieprzejrzystość tonalna
), przede wszystkim zdobywa mnie tekstem. Dla mnie osobiście w całym tym gąszczu słów najważniejszy jest - nie będzie to zaskakujące - następujący fragment:
przenika się nawzajem tłum/Archanioły i ludzie.
Nie wiem jak było u Czechowicza, częściowa znajomość dyskografii Grechuty (oraz jeszcze lepsza: Turnaua
) pozwala mi zgadywać, że traktowali ten wers wysoce metaforycznie. Dobra znajomość dyskografii Armii pozwala mi zgadywać, że dla Toma nie jest to czysta metafora, na co wskazuje
Archanioł na okładce Triodante oraz w kulminacji Pięknorękiego,
anioły w Kfinto i autorski ekwiwalent czechowiczowego kupletu:
zaświaty przyszły na świat/i kręcą się wokół nas. ów oczywiście nie wyczerpuje tematu, mniemam, że anioły są też przyzywane jako
Sprzymierzeńcy w Na niebie ciągły ruch i to między innymi one
podzwaniają w Procesie. (Szkoda że na Freaku nie pomyśleliśmy, ale któż mi zabroni potakwczasie napisać, że anioły są też łącznikiem między pejzażami zewnętrznymi i wewnętrznymi, o spotkaniu których mowa w Breakoucie, haha) W tym kontekście słowa
to już grudzień nie odnoszą się wg mnie do
przemijania rzeczy (choć prawdą jest, że jak to mówią uczeni w tatuażach:
alternae sunt vices rerum łink) ale rozumiem je tak, że już najwyższy czas! Nie dalej jak godzinę temu usłyszałem, co następuje:
Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie. To w ogóle niesamowite, że TEN numer przypadł na TEN moment w roku - kto by się spodziewał, że anioły sprzątają też forum UT?
Inną arcyciekawą rzeczą w tekście jest nielinearne traktowanie czasu, z czym w muzyce okołorockowej spotkałem się dotychczas w sumie tylko na płycie
Tales From Topographic Oceans zespołu Yes - mówi o tym Drugi Ocean, wypłynięty z wschodnich źródeł. Może by i ktoś z naszych się za to zabrał?
_____________
Jeśli chodzi o sprawę
!uwaga! Armia koweruje Turnaua!, czy jakoś tak - numer Grechuty bardzo lubię, choć nudzi mi się szybciej niż wersja Armii. Świetnym pomysłem była zamiana niektórych molli na dury (znowu wbrew "przemijaniowej" interpretacji: nadchodzi "apokaliptyczna" zmiana, cieszmy się!), chórki są doskonałe w swojej... tymczasowości, a tajemnicze stop-starty - klasa światowa
Ponieważ Aras odniósł się do wersji Turnaua, i ja się odniosę - mimo że ze wszystkich Forumowiczów zapewne ja lubię go najbardziej (odpadłem dopiero przy Fabryce klamek i płycie z coverami... Grechuty [jakże on spieprzył Chodźmy!]), tutaj jestem dość niezadowolony - jego wersja sprowadza się do produkcyjnego unowocześnienia oryginału, po Armii wypada to paradoksalnie bardzo przestarzale, natomiast prawdziwy antyprzebój to teledysk, jak można po prostu pokazać linijka po linijce to co się dzieje w tekście i to w takich brzydkich kolorach? i pomyśleć, że kupiłem sobie na gwiastkę jego nowe wydawnictwo L, ups zapewne skończył 50-tkę
BTW. na koncertach grywał to w bardziej wyluzowany sposób, od razu lepiej)
__________________
No i na koniec najfajniejsze. Z tą piosenką mam pełno niesamowicie rozweselających mnie wspomnień. Wersję oryginalną po raz pierwszy usłyszałem podczas jednej z moich wczesnych wizyt w Rivendell. Zażyczyłem sobie, żeby to mi włączyli, nie mogli się powstrzymać i dośpiewywali: Tom główny wokal, a Natalia chórki, nigdy nie zapomnę
Potem Laska i Witt odtwarzali mi to ad nauseam choć na życzenie podczas mojej pierwszej wizyty w Krakowie, przy okazji manewrów z okazji koncertu w Łęgu.
A jeszcze wcześniej, u DB, podczas naszej wizyty w składzie z Morelką, Boskim, Bogim i Piotrkiem B., po raz pierwszy usłyszałem i zobaczyłem słynną wersję Armii z Opola, która pojawia się i znika z jutuba - ależ tam świetnie Grymuza wypada imitując "brylewszczyznę", no i Tom jaki rozochocony, no i zarówno Paweł i Michał w chórkach (!!! - jedyny zapis śpiewu Grymuzy w Armii? od razu zaznaczam, że tego nie widać, bo pokazywany jest wtedy Paweł, ale mniemam że to nie Stopa śpiewał ten wokal w chórku a wyraźnie na dwa głosy jadą
) Uwielbiam tę wersję!
Jeśli chodzi o wersję z filmu, to tak jak Witek, uważam ją za pewnego rodzaju nieistotny a miły dodatek, który nie wnosi nic do kontekstu i przesłania oryginału, bo też nie miał tego robić, żyjąc swoim życiem i żywiąc się pożywną kanapką (jeden raz podczas trasy PnW, konkretnie w Rzeszowie, Tom wykonał ten numer racząc się kawałkiem pizzy z garderoby
) Myślę, że to udany moment filmu. A już scena z omawianiem tego wykonania z Naczelnikiem (w sumie dobry motyw artystyczny, od razu w filmie dostajemy recenzję jednej ze scen, hehe, takie Ocenarium w
Podróży na wschód, użytkownik naczelnik założył wątek pt. "byle nie obrzydło") cieszy mnie strasznie, bo podczas nagrywania tego byłem tak przerażony tym, że właśnie nagrywam eee dubla z bądź co bądź czołową postacią polskiej sceny kabaretowej, że tylko jedno miałem w głowie: nie skompromitować sceny... o dziwo w filmie nawet jakoś to zagrało, ten Cygan jakiś niepełnowartościowy na mózgu wprawdzie, ale kliszy nie zerwał
)
Jeśli chodzi o wykonania na trasie PnW, to pomysł ożenienia wersji akustycznej z filmu i armijne z
Czasu i bytu wyszedł od Toma, natomiast opracowanie chórków wypadło dość nieoczekiwanie rankiem przed pierwszym koncertem na trasie, w Szklarskiej Porębie. Poprzedniego dnia w nocy jechaliśmy tam z różnymi przygodami - oczywiście już wcześniej występowałem z Tomem i z Armią, ale wtedy po raz pierwszy jechałem na
trasę, więc dość dobrze pamiętam całą drogę, do dziś żałuję, że zgubił się ten
Ted kupiony na stacji. Zatem w ów piękny lutowy dzień u podnóża gór, przeszliśmy z Rafałem i Kubą do takiej salki obok jadalni w hotelu, która była zamykana na klucz, ale Kuba załatwił i tam - za jednym zamachem - zrobiliśmy opracowania wszystkich trójgłosów, którymi potem zdobywaliśmy serca dam w całej Polsce. Jedno tak sobie strojące pianino i dwie gitary akustyczne, zupełnie jak w moim pierwszym zespole The Round Triangle w 1992, więc to dla mnie było w jakimś sensie zarówno zamknięcie koła, jak i przejście na jakiś następny level. Było dużo śmiechów i słońce wpadało zza okna, ale najważniejsze było poczucie braterstwa, którego też nigdy nie zapomnę. Nie wiem w ogóle czy Państwo wiedzą na czym polega chemia w zespole - otóż po tych wszystkich wydarzeniach, mimo że sam koncert poszedł mi dość źle, bo nie zadbałem o odpowiednią jakość w odsłuchu i bardzo fałszowałem w Parowozie, to i tak byłem tak umocniony tym, że czułem, że jesteśmy jednym
teamem, że aż nawet nie ukłoniłem się Apoloniuszu Tajneru, którego mijałem w hotelowych dźwiach.
Wiem, że już to wiele razy robiłem, ale nigdy dość - bardzo dziękuję zespołowi Armia za te wszystkie przygody
(note: najwyższy głos w chórkach, to Rafał a nie ja
)