Cenię Filipa Łobodzińskiego, ale moim zdaniem zdecydowanie się nie popisał. I nie twierdzę tak, dlatego że jestem totalnie zapatrzony w twórczość Kieślowskiego tylko dlatego, że nie do końca wiem w co ma godzić ten artykuł.
Cytat:
Rzecz w tym, że od lat, ilekroć w rozmowie ze znajomymi pojawia się temat Kieślowskiego, tylekroć słyszę to samo: wiedzą, że wielkim reżyserem był, ale oglądać nie mają ochoty, bo uważają to za stratę czasu. Ale głośno nikt tego nie powie.
Co to w ogóle za argument? Skoro nikt nie powie, że uważa coś za stratę czasu, to na jakiej podstawie wysnuwa p Filip wniosek, że uważa się filmy K.K. za stratę czasu? Na jakiej podstawie można tak domniemywać? Ja przyznaję się bez bicia, nie oglądam zbyt często filmów Bergmana, powiem więcej, nie lubię filmów Bergmana po za kilkoma wyjątkami a na temat "Fanny i Aleksander" napisałbym elaborat jako o najgorszym "czymś" co dane bylo mi oglądać (na szczęście do połowy mniej więcej, bo za każdym razem usypiam). Ale czy cokolwiek z tego wynika? Uwielbiam Felliniego ale częściej od "Osiem i pół" oglądam filmy Peckinpaha i Leone. W jaki sposób to umniejsza Felliniemu?
Nie rozumiem tego zarzutu, że w Polsce niby nie ma się odwagi godzić w "pomnik"? Czy tych ludzi, którzy boją się przyznać, że Kieślowski to strata czasu, aż tak bardzo interesuje zdanie innych na ich temat, że boją się zabierać głos i wygłaszać sprzeczne od obiegowych opinie? Czy w takim razie ich zdanie może być argumentem w jakiejkolwiek dyskusji?
Cytat:
Każdy reżyser ma lepsze i gorsze momenty. Zresztą w Polsce Kieślowski miewał recenzje rozmaite. Jedni stawiali go za wzór metafizycznej wrażliwości i nazywali czułym anatomem mentalności inteligenta. Inni otwarcie mówili i pisali, że jego filmy – to od połowy lat 80. – są nudne i wyrachowane, że to zmanierowane piły, rodzaj rozpraw filozoficznych dla ubogich.
"Metafizyczna wrażliwość i czuły anatom mentalności inteligenta" - nie cierpię takich wyrażeń i tu się z Łobodzińskim zgadzam. Ale czy inteligent, intelektualista, dziś czy wczoraj nie jest banalny? Czy nie są to w znacznej części ludzie opowiadający o banałach w maksymalnie skomplikowany sposób, u których o inteligencji mają świadczyć wyszukane słownictwo i metaforyczność często nieudana zamiast stricto sens ich wypowiedzi czy posuwając się zdecydowanie dalej ich osiągnięcia? Tacy ludzie bardzo często nie są pragmatyczni co np dla mnie jest jakimś wyznacznikiem inteligencji, jeżeli ktoś potrafi swoje ideały skonfrontować z realną rzeczywistością. Inteligencja to pojęcie w dużej mierze abstrakcyjne, trudne do zdefiniowania. I teraz dochodzę do dalszej części zacytowanego fragmentu. Manieryzm, owszem w filmach Kieślowskiego ma miejsce, wyrażenie "rozprawy filozoficzne dla ubogich" trąci poczuciem wyższości. Czy ten kto to pisał jest w stanie usiąść w kinie i kontemplować filmy Ozu? Jeżeli nie, to ja również mogę o nim powiedzieć, że jest "ynteligentem" i ubogim emocjonalnie, albo mogę mu zarzucić brak wiedzy na temat kina i kultury japońskiej jeżeli filmy Ozu nie będą mu się podobać. I znów kompletnie nic z tego nie wynika. Jednych rusza "Plac Zbawiciela" innych "Dekalog" a jeszcze innych "Dryfujące Trzciny" czy "Opowieści Księżycowe". I co z tego? Czy ten, który woli Ozu i Mizoguchiego (któremu też banał się zarzuca) może autorytatywnie uznać, że ludzie oglądający Kieślowskiego są "gorsi"? Czy kino to tylko sam przekaz? Czy Kurosawa nie jest banalny? Albo Kobayashi? Nie rozumiem dlaczego Łobodziński przytacza akurat argument o ubogości ludzi, którym Kieślowski się podoba.
Cytat:
Jednoznacznie ekstatyczne opinie na temat naszego reżysera zaczęły się w Polsce pojawiać masowo w ślad za laudacjami zagranicznych twórców tak różnych, jak Stanley Kubrick i Quentin Tarantino. Gdy wznieśli hymny na cześć twórcy „Trzech kolorów”, zawstydziliśmy się, że oto marnujemy talent na naszej zrodzony ziemi i dopiero świat musi go nam ukazać. Śmierć Kieślowskiego sprawiła, że głosy krytyczne przycichły. Tegoroczne publikacje i wydarzenia jubileuszowe dowodzą, że ucichły chyba na amen. Zamiast rozmowy o Kieślowskim mamy akademię pod pomnikiem i ekumeniczne rekolekcje wokół filmowego przesłania. Jakby rzecz dotyczyła papieża Jana Pawła II, skarbu narodowego, a nie artysty, który przemawia we własnym imieniu.
Łobodziński chce udowodnić, że Kieślowski mówiąc kolokwialnie jest słaby a przywołuje w swojej wypowiedzi opinie Kubricka i Tarantino, świadczące na korzyść K.K. Tym samym wysnuwa kontrargument do wszystkiego tego co wcześniej napisał. I kończy dyskusję tak naprawdę. Dalsza część jest trafiona w 100%, ja również nie cierpię stawiania pomników po śmierci, ale tak jest za każdym razem kiedy ktoś "znany" umiera. Taka jest ludzka natura i możemy sobie razem na ten temat po urągać.
Cytat:
1. Nie będziesz ubóstwiał tego, co nie jest święte
2. Nie będziesz opowiadał nie wiadomo czego i nie wiadomo po co
3. Nie będziesz mieszał języków
4. Nie będziesz epatował manierą, gdy nie masz nic do powiedzenia
5. Nie twórz symboli, gdy nie wiesz, co znaczą
Tu aż prosi się o rozwinięcie. Jest to zbyt uogólnione, dlatego kompletnie do mnie nie przemawia. Możemy wstawić w to miejsce zamiast K.K. tak różnych twórców jak Von Trier, Bela Tarr, Bergman czy Tarkowski. Każdy z tych reżyserów znajdzie przeciwników, którzy mogą postawić takie argumenty przeciwko nim. Ja sam bym mógł w kontekście Von Triera czy Bergmana (co nie zmienia faktu, że "Przełamując falę" jest bardzo dobre). Bez rozwinięcia nie ma to większego sensu, bo niczego nie udowadnia.
Cytat:
Ja pozostaję na moich pozycjach w nadziei, że przekłuwając balon, poruszę mętną wodę i wyrwę kilkoro czytelników z bezrefleksyjnego uwielbienia. Artyście w końcu powinno zależeć, by o jego dziele rozmawiać z namysłem, a nie na kolanach.
A to jednak p Filip chce coś udowodnić, nie pisze tego aby pisać, bo z grubsza mu się nudzi. Zależy mu na tym, aby kogoś przekonać, a nie tylko wyrazić swoje zdanie. Czy przekłuł balon - moim zdaniem absolutnie nie, jeszcze bardziej antagonistycznie nastawił ślepo wielbiących Kieślowskiego. Łobodziński mierzy się z pomnikiem a swoje przemyślenia zawiera na jednej stronie kartki A5. W taki sposób można chcieć udowodnić wszystko, nie wysnuwając ani jednego soczystego argumentu, nie wymierzając ani jednego kopniaka między oczy. To, że banał, to że zmanierowany, to że filozofia dla ubogich - i koniec.
Na takiej samej zasadzie możemy się rozwodzić na tym, że Fellini to szarlatan, Pasolini komuch, Wajda martyrologia, Bunuel antychryst, Polański pedofil.
Wyludniacz pisze:
Ciekawe czemu nikt nie napisze czegoś o gównianych produkcjach TVN -serialach i komediach
Po co??? Szkoda klawiatury. Ponadto w jaki sposób Łobodziński miałby przekonać docelowy target tych filmów, że to co ogląda to shit? Jeżeli już "marnować papier" to na Kieślowskiego, tylko w bardziej konstruktywny sposób, bo wiele można zarzucić pomnikowi.