WUKA70 pisze:
...z cyklu służby żołnierskie..
..warta numer 1 to pikuś..no może nie taki całkiem pikuś ponieważ to warta na jednostce , a tam wiadomo...można się narazić na szykany kadry wojskowej lub też szykany wojska ZSW jakby się chciało pełnic tą wartę regulaminowo... Co ma robic wartownik jak widzi żołnierza np. przeskakującego przez płot...zatrzymać , obezwładnić , powiadomić dowódcę warty o zaistniałym zdarzeniu....? Nigdy!...ma tak skierować swą głowę aby wzrokiem nie obejmować tego zdarzenia...czyli zwyczajnie obrócić sie na pięcie i udawać że nic się nie widzi! 8)
No i jeszcze na warcie numer 1 ten "ancel"...Sodoma i Gomora...
....no ale warta numer 2, to wyzwanie dla prawdziwego człowieka żądnego mocnych wrażeń...
Warta numer 2 to dosyc nietypowa warta , może nawet sama warta nie lecz jej posterunki. Posterunki nietypowe..jak najbardziej. To nie posterunek rodzaju "od drzewa do drzewa" a marsz "obwodnicą" obiektu wojskowego pomiędzy dwoma siatkami....Jedna siatka okalająca obiekt, wartownik w środku na "alejce" i druga siatka okalająca wartownika i obiekt...W zasadzie to prawie jak na torze żużlowym jeśli chodzi o kierunek przemieszczania się...czyli zawsze w lewo..
Na obwodnicy znajdowały się non stop trzy osoby...Na obwodnicę wartownicy zostali wpuszczani w sposób następujący...: pierwszy wartownik
po dwudziestu minutach drugi wartownik
po dwudziestu minutach trzeci wartownik. Wyruszenie pierwszego wartownika wiązało się z powrotem pierwszego wartownika poprzedniej zmiany i analogicznie z powrotami drugiego i trzeciego wartownika poprzedniej zmiany.Podczas jednej zmiany wartownik pokonywał trasę dwukrotnie. Jedne okrążenie trwało godzinę , a swą obecnosc na obwodnicy wartownik zaznaczał poprzez naciśnięcie w odstępach 5 minutowych guziczków sygnalizujacych . W pomieszczeniu dowódcy warty znajdowała się tablica na której to było widac święcące się pozycje w której znajduje sie wartownik. Przycisków tych było 12....12 x 5 minut daję nam godzinę "jak w pysk strzelił"...Chodzenie po obwodnicy było dosyć męczące ponieważ obiekt nie był mikry, a powiedziałbym że nawet wielgachny to i parę kilometrów w czasie takiej jednej warty trzeba było zrobić... Warta w dzień to był pikuś...Ale za to nocą....
Młodemu wojsku podczas takiego nocnego obchodu jakby bardziej wyczulają się zmysły a w szczególności zmysł słuchu
Dodatkowo zaczyna pracować wyobraźnia i w ten oto sposób młody żołnierz w tych wszystkich krzakach , krzaczkach , trawach , zagajnikach widzi......no co on tam może widzieć jak ciemno jest przecież jak w "dupie u murzyna"?
No właśnie nie wie co widzi a ta jego nieświadomośc powoduje jeszcze większy lęk a w związku z tym drżenie rąk , nóg , przyspieszony oddech , przyśpieszoną akcję serca.....słowem ..adrenalina..
Z czasem człowiek będąc któryś juz tam raz na tej warcie z dźwięków wydobywających sie gdzieś obok nie robił sobie już nic....Ale jako "młodzież"....
Na trasie "obwodnicy" tuż a płotem zlokalizowane były mosty pontonowe...Pontonowe to nie znaczy że były one z gumy..Były to metalowe konstrukcje na przyczepach znajdujące się tam "od zawsze" i służyły raczej za trapy...Jeżeli takie "ustrojstwo" za dnia "wylegując się na słoneczku" nagrzeje się to podczas nastania zmroku i ochłodzenia się powietrza wydaje dziwne dźwięki...dźwięki jakby łamania się , piszczenia....piiiiiiiiiiiichtrasss (onomatopeicznie) i takie tam różne..Podczas pierwszych "służb" na dwójeczce ( a przecież pisałem kiedyś że z warty ostałem cofnięty jako zbyt nerwowy...lecz z "braku laku" żołnierza nerwowego można uznac za żołnierza mniej nerwowego i posłać go w bój czyli do pełnienie służby wartowniczej.... 8) ) zmysł słuchu był u mnie bardzo wyczulony jak u jakiegoś zwierza dzikiego...O apropos zwierza dzikiego....Podchodziły na odległość paru metrów od płotu zewnętrznego te sareki i koziołki oraz dziki....Koziołka widziałem a dzik chrumknął w pobliskich krzakach ( oczywiście za ogrodzeniem) powodując u mnie lekkie przerażenie i podświadome wymuszając na mnie ruch jednostajnie przyspieszony...
..Bo wiecie jak to Kargul z Pawlakiem chodzili po lesie z pastowanym kabanem i ostrzegali co to może zrobic zdenerwowana locha...
No to jak wspomniałem szybko się oddaliłem z tego miejsca grozy...
Na wartę przywożono nam posiłki z jednostki a więc kolację śniadanie i obiad...I przypomniał mi się taki incydent...Jak dla mnie śmieszny , a dla głównego aktora tegoż incydentu pewnie mniej....chociaż pewnie jest nieświadom tegoż i takim pewnie pozostanie , no chyba że przeczyta powyższego posta lecz nie sądzę ponieważ dowódca warty numer 2 w randze ...a nie powiem w jakiej randze , żeby ów wojskowy nie był zidentyfikowany....nie wygladał na miłośnika twórczości zepołu Armia , w związku ztym pewnie tytaj nigdy nie zaglądnie..
A więc...
Pewnego razu przywieziono kolację na która było "białe szaleństwo" czyli ser twarogowy z cebulką , chleb , masło i herbata...Posiłki te były przywożone w termosach oraz w "
lotni"....Lotnia to był taki aluminiowy pojemnik w kształcie walizki . W lotni przeważnie był chleb oraz masło w pojemnikach ( masło roślinne). Zadaniem młodego wojska byo rozdzielenie posiłków na ilość porcji odpowiadającym ilości osób przebywających na warcie....Czyli jedna porcja na jednego "ludzia" w a więc zasadniczo bardzo prosta czynność...Chyba że... 8) Chyba że o kims się zapomniało....
Siedzimy sobie przy stole "wtranżalamy" kolacyjkę , jako że przyszliśmy z posterunku ostatni, wiec jako ostatni kończymy swoje porcje . Niektórzy swoje niedojedzone dosyć spore porcje wyrzucają do kosza na śmieci znajdującego się w wartowni .Młodzi przygotowuja lotnię i termosy do zdania...No i tak
wszyscy syci i zadowoleni siedzimy i ...no właśnie nie wszyscy... W drzwiach dowódcy warty ukazuje się ów i stawia pytanie po którym wpadamy w lekki popłoch i konsternację....Pyta ..."O czyżby już kolację przywieźli ?" .... i ciągnie dalej ...." Ooooo a co tam dobrego dzisiaj dają...?"....No "białe szaleństwo dzisiaj jest panie oficerze ( a nie powiem w jakiej randze , że by ów wojskowy nie był zidentyfikowany....) ...zaraz panu ktoś poda porcję..." No i co trzeba było zrobić...? Ano trzeba było tego serka wyciągnąć trochę z miejsca do którego trafił jego naddatek....Wiem , wiem że to było paskudne i niegodne....Ale cóż było zrobić..Gorzej jakby chłop poszedł spac głodny i zarazem zły na nas....Taki trochę niesmaczny incydent...
P.S. Pamiętam jeszcze jeden "incydent kulinarny nieświadomy....."
Stary żołnierz mówi do młodego..."Słuchaj ..idż do mojej "kanciapy" tam w butelce jest woda w puszce herbata obok leży grzałka zrób mi herbaty...
Grzegorz idzie do "kanciapy" patrzy jest butelka z
cieczą , herbata i grzałka...Wlewa ciecz do garnuszka wsadza do niej grzałkę , grzałkę wsadza do gniazdka....a tu kurna za parę sekund ciecz w garnuszku zaczyna wrzec.....
Trochę zdziwiony wyciąga grzałkę z gniazdka , do szklanki wsypuje herbaty i zalewa
cieczą wsypaną wcześniej herbatę...Tak przyrządzony
napój zanosi staremu...Stary zadowolony kładzie napój na świetlicowym stoliku , Grzegorz odchodzi ze świetlicy....a tu naraz słyszy wrzask......Ludzieeeee , ludzieeeee ...młody swojego "dziadka " chciał otruc.....!!!... A co sie stało...?.....No widzicie "dziadka chciał " otruć....młody chodż no tutaj...Gdzie ty chłopie masz nos?....Zalałeś mi herbatę ...rozpuszczalnikiem!!!!
No i Grzegorz już miał spokój z robieniem herbat starszemu wojsku...Chyba się chłopaki przestraszyli nie na żarty...