Mistrzostwa tuż tuż, chłopaki już się zjechały na zgrupowanie, więc ode mnie: kilka słów o reprezentacji Polski i jej szansach w Katarze.
Niestety, wpis ten będzie dość gorzki - ale cóż, tak czasem trzeba
Po pierwsze: uważam, że mamy całkiem niezłe piłkarskie pokolenie. Lewandowski - nie trzeba nic mówić. Zieliński w bardzo mocnym klubie (lider włoskiej ligi z przewagą bodajże 8 punktów i rewelacja fazy grupowej Ligii Mistrzów) gra sezon życia, rozprowadza akcje, daje świetne piłki kolegom, strzela piękne gole. Jest jednym z najlepszych pomocników Serie A, a przy tym wyraźnie nabrał pewności siebie. Bramkarze - wszyscy bardzo solidni. Obrona: tu jest gorzej, ale, gdyby nie pewne błędy (o których poniżej) dałoby się coś ulepić. Wahadła? Bardzo dobry gracz z Premier League (Cash), eksplodujący młody talent z Serie A (Zalewski), wreszcie piłkarz, który wydawał się typowym ekstraklasowym solidnym ligowcem-skrzydłowym, ale dzięki ciężkiej i konsekwentnej pracy, rozwinął się w pełnoprawnego, bardzo dobrego wahadłowego w mocnej, francuskiej drużynie (Frankowski) i może na luzie zagrać na 5 pozycjach. Do tego kilku solidnych piłkarzy tu i tam (głownie we Włoszech). Tyle ile starczyłoby na stworzenie niezłej 11 + kilku ludzi z ławki, którzy mogliby coś zmienić.
Po drugie: po drodze mieliśmy też, niestety, sporo
pecha. Ilość kontuzji wśród młodych polskich talentów jest zatrważająca. Moder, Dawidowicz, Walukiewicz, Bochniewicz, może nawet Płacheta - to wszystko ludzie, którzy mogliby coś zamieszać i przydać się w Katarze, gdyby ich kariery rozwijały się harmonijnie. Kontuzje, na szczęście już wyleczone, mocno zahamowały i wywróciły do góry nogami kariery Milika i przede wszystkim Bielika, który (gdyby nie dwukrotnie zerwane więzadła) zapewne od 2-3 lat grałby w pierwszym składzie zamiast Krychowiaka. Za pechowe można też uznać ostatnie perypetie Żurkowskiego i Bednarka, którzy, bardziej przez naprawdę niefortunne zbiegi okoliczności niż brak klasy sportowej, znaleźli się na ławkach w swoich klubach, nie mają rytmu meczowego i cholera wie jak zagrają w Katarze, jeśli zagrają. Za pecha uważam też fakt, że Paulo Sousa postąpił jak postąpił, co mocno zaburzyło ciągłość procesu budowania reprezentacji.
Po trzecie: mieliśmy też trochę
szczęścia . Kto mógł się spodziewać, że taki świetny piłkarz jak Matty Cash, nagle przypomni sobie, że ma polskie korzenie i wystapi o nasz paszport? Kto by przewidział, że Nicola Zalewski, jeszcze rok temu głęboko zagrzebany w młodzieżówce/rezerwach Romy, zaledwie przymierzany do reprezentacji (w meczu z San Marino!) nagle, ot tak, z dnia na dzień zacznie w Romie grać wszystko, stanie się ulubieńcem José Mourinho, wygra Ligę Konferencji i dostanie nagrodę Golden Boya? Kto by się spodziewał, że młodzieżowiec Jakub Kiwior tak szybko wskoczy na poziom, na którym można go wpuścić na mecze z Holandią i Belgią, gdzie będzie czyścił akcje jak szef, będąc zarazem najpewniejszym, ale i najbardziej nowocześnie grającym punktem naszej obrony?
Po czwarte: mam wielkie pretensje do PZPNu, a właściwie głównie do Zbigniewa Bońka (mimo, że go uwielbiam: Wielki Widzew, mundial 82, cięty język, sowizdrzalski humor, niesamowita barwność...) za to, jak podchodził do stanowiska selekcjonera. Przez 4 lata, jak ktoś nie pamięta, mieliśmy ich trzech:
Jerzy Brzęczek - zapewne niezły fachowiec w lidze (mimo ostatnich niepowodzeń), ale osoba o zbyt małych kwalifikacjach na swoje stanowisko, na dodatek fatalnie rozgrywająca swój wizerunek medialny i chyba mająca problemy z prowadzeniem grupy. Wystarczający na przejście łatwej grupy w eliminacjach Euro, ale zbyt krótki, żeby cokolwiek pokazać na tle mocniejszych rywali. Trener defensywny i reaktywny, któremu trzeba oddać, że wprowadził do zespołu kilku ciekawych młodszych piłkarzy, ale nie dający kadrze zbyt wielu impulsów do rozwoju.
Paulo Sousa - kompletne przeciwieństwo poprzednika. Trener ultraofensywny, zachęcający do proaktywnej gry, mający wyrazisty pomysł na reprezentację, ale przejmujący stanowisko tuż przed eliminacjami i Euro, gdzie każdy ruch jest operacją na otwartym sercu i łatwo się potknąć. Na dodatek facet znany z dość luźnego podejścia do swoich pracodawców, trochę szemrany.
Czesław Michniewicz - kompletne przeciwieństwo poprzednika
trener defensywny, zadaniowiec, trochę toporny w swoim pomyśle na gra, ale kilkukrotnie, na poprzednich stanowiskach, bardzo skuteczny.
Kompletny groch z kapustą. Trzech kompletnie innych ludzi, z których dwóch rozpoczynało pracę od resetu pomysłów poprzednika i odkręcania tego, co poprzedni zrobił (było to widać np. w meczu Polska-Anglia na Wembley, gdzie pierwsza połowa wyglądała jakby grała reprezentacja Brzęczka). Na dodatek, z trenerami jest tak, że każdy ma swoich ulubieńców, każdy szuka w piłkarzach czegoś innego. Jeśli dołożyć do tego wspomniane problemy z kontuzjami, nasza reprezentacja kompletnie nie ma ciągłości. Normalnie wyglądałoby to tak, że co jakiś czas odchodzą starsi piłkarze, a na ich miejsce pojawiają się młodsi i harmonijnie odmładza się grupę. U nas przez te wszystkie zawirowania jest odwrotnie - starzy (Glik, Krychowiak itd.) są wciąż ci sami, ale ci młodsi ciągle się zmieniają
No i przez 4 lata, naprawdę można było te reprezentację odmieć taktycznie, nauczyć jej i przepracować określony model gry. U nas, ze względu na te zawirowania, wprowadzano od zera kilka różnych modeli...
Po piąte: patrzę na powołania Michniewicza i widzę, że jest dość konsekwentny. Co najmniej na kilku pozycjach, mając do wybora gracza bardziej technicznego, nowoczesnego ofensywnego vs. trochę topornego łobuza w starym stylu, wybierał tego drugiego. Szczerze mówiąc: trochę mnie to przeraża. Niektórzy mówią: może będziemy hardzi, jeździli na przysłowiowej dupie, dawali z wątroby i w ogóle. No spoko, ale Meksyk i Argentyną to nie są jakieś maślaki i wątpię, żeby polska hardośc cokolwiek zmieniła.
Po szóste: przeraża mnie też forma Polski w meczach Ligi Narodów. Mimo dwóch wygranych i jednego remisu, widziałem niestety reprezentację źle zorganizowaną, toporną, nienowoczesną. Pół biedy gdyby był to po prostu defensywny football, który sprawia, że bolą zęby, ale daje pożądany wynik. Niestety - mam wrażenie, że wszystko co dobrego stało się w tych meczach było efektem przypadkowego błysku, chwili, trochę indywidualnych talentów poszczególnych graczy. Brakuje mi w tym porządku, systemu, równości, solidności.
Po siódme: to niesamowite, że kompletnie przespano moment na zmianę na stanowisku Kamila Glika! Jego zjazd był widoczny od dawna, widać było, że jest coraz wolniejszy, coraz mniej nadaje się do gry na pewnym poziomie. Problem zauważył Sousa, tyle, że potencjalny następca Glika (Helik, zresztą bardzo dobry obrońca w klubie) spalił się podczas próby zastąpienia go, a trener, przestraszony, w obliczu kolejnych meczów z trudnymi rywalami, wycofał się z eksperymentów na tej pozycji i przywrócił Glika, który dzięki hardości ducha i zaangażowaniu zagrał jeszcze kilka meczy, które broniły sens wystawiania go. Za czasów Czesia, mimo sześciu meczów w Lidze Narodów, gdzie mógł sobie pozwolić na eksperymenty, nie zrobiono nic. A zjazd gracza postępował i nagle doszło do sytuacji, że wizja, że wychodzi na taki Meksyk jest dość przerażająca (przypominam: niegrający prawie od miesiąca, wolny, starzający się, gracz drużyny ze strefy spadkowej Serie B). I co najgorsze: mamy kilku potencjalnych następców, to nie jest tak, że Polska nie wychowała żadnego innego stopera, ale wprowadzanie ich na wariata, tuż przed mundialem do drużyny śmierdzi bardzo dużym ryzykiem. Na dodatek okazuje się, że Bednarek, którego pozycja też była niepodważalna, też ma problemy i możliwe, że zagramy z dwoma obroncami, który są w fatalnej formie. PRZE-RA-ŻA-JĄ-CE!
Po ośme: czy to znaczy, że nic nie ugramy na mundialu? Kluczowy będzie mecz z Meksykiem. I tu widzę dwie szanse: jedna to to, że to słynne "przygotowanie zespołu pod konkretnego rywala", które Michniewicz kilkukrotnie w karierze z powodzeniem zrobił, wyjdzie mu znowu. A dwa: indywidualne błyski Lewandowskiego, Zielińskiego, Świderskiego...
Tyle. Musiałem to z siebie wyrzucić