Phill Tippett to gość, który maczał palce przy produkcji efektów wizualnych i animacji w takich filmach jak choćby Gwiezdne Wojny: Nowa Nadzieja, RoboCop, Jurrassic Park, czy Żołnierze Kosmosu. Był prekursorem wykorzystania techniki poklatkowej i efektów komputerowych do tworzenia animacji we współczesnym kinie. W 1990 roku wpadł na pomysł stworzenia swojego opus magnum, ale po rozpoczęciu prac zawiesił je na lata, by wrócić do nich w 2012 roku. W 2021 udało mu się dokończyć dzieło, które zostało zatytułowane
"Mad God". Kiedy tylko dowiedziałem się, że jest ono dostępne w sieci, to rzuciłem się na nie jak dzik na żołędzie. No i teraz nie wiem jak się odnieść. Z jednej strony warstwa wizualna powala. Nie zliczę ile razy zadawałem sobie pytanie, czy to aby na pewno stop-motion. Płynność animacji i plastyczność pokazanego świata zapierają dech. Z drugiej strony ten świat jest tak paskudny, by nie rzec, obrzydliwy, że człowiek czuje się zbrukany od samego patrzenia. Turpizm, horror i groteska na najwyższych obrotach od pierwszej, do ostatniej minuty taplające się w psychodelicznym sosie.
Ale pozostaje jeszcze sama historia. No i tutaj mój umysł wywinął orła, bo to jest mindfuck przez duże M. A nawet przez olbrzymie M. Z jednej strony to wygląda to jak koszmarny sen, z drugiej jak jedna wielka, dystopijna alegoria, a z trzeciej jakby ktoś wrzucił za mocnego kwasa w bardzo nieodpowiednim momencie i zaliczył najgorszego tripa w naszym układzie słonecznym. Ilość symboli i alegorii, którymi jest naszpikowana ta wizja trochę powala. Ogólnie ma się wrażenie obcowania z bardzo długim teledyskiem Toola z gościnnym udziałem Pink Floyd, wyreżyserowanym przez Beksińskiego.
Problem tym, że fabuła tutaj staje się trudna do uchwycenia. I do zrozumienia. Nie wiem czy taki był z góry zamysł Tippetta, czy jest to efekt rozciągnięcia procesu twórczego na tak długie lata, lub tego tego, ze film powstawał na raty (próbując reanimować projekt Tippett szukał finansowania na Kickstarterze, co poskutkowało powstaniem trzech filmów krótkometrażowych, które później dały podstawę do pełnometrażowej produkcji). Oczywiście można pójść na skróty i zamknąć przesłanie filmu w jednym zdaniu (żeby nie spojlerować nie będę mówił jak by mogło ono brzmieć wg mnie), ale byłoby to zdecydowanie zbyt proste i powierzchowne.
Gdybym więc teraz przez dłuższy czas się nie odzywał, to znaczy, że próbuje rozkminić o czym dokładnie jest ta historia i szukam klucza interpretacyjnego. Trzymajcie za mnie kciuki.
Aha! Nie napiszę, że polecam i zachęcam, bo zdecydowanie nie jest to produkcja dla każdego i w pełni zrozumiem jeśli kogoś odrzuci już po 5 minutach. Jeśli jednak ktoś odważy się na wędrówkę przez ten piekielny świat, to mogę mu zagwarantować (albo raczej ostrzec go), że zainstaluje sobie w głowie sceny, które zostaną z nim do końca życia.