Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 22:46:12

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 414 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 24, 25, 26, 27, 28  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: sob, 16 stycznia 2021 23:29:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 02 sierpnia 2011 12:48:04
Posty: 1936
Skąd: Warszawa
Tyler Durden pisze:
zrobiłem dokładnie 8611 metrów


Pod górę :?:

_________________
Mam w sobie dzikość żółtej pantery...


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 17 stycznia 2021 07:42:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Tyler Durden pisze:
Czy któremuś z nich udało się wejść bez tlenu?
Podobno jednemu.
Jak się zapatrujesz na tę drażliwą kwestię?

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 17 stycznia 2021 15:52:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Pytanie nie było do mnie, ale się wetnę ;-)

Dla mnie to w ogóle nie jest drażliwa kwestia, tylko niepotrzebnie robi się z niej dyskusję po nic. Po pierwsze: oczywiście, że wejście z tlenem to nie to samo, co bez tlenu. Tak się porobiło, że obecnie nawet na Everest wchodzenie z tlenem to już właściwie turystyka. Tym lepiej: wyczyn Nepalczyków można poprawić i nie ma o co bić piany, tylko trzeba próbować.
Po drugie: ich wejście jest przełomem w historii himalaizmu i w ogóle eksploracji Ziemi. To jest równie jasne, jak punkt pierwszy.
Gdzie tu w ogóle kontrowersja?

Że można wejść zimą na K2 "lepiej"? No można. I bardzo dobrze! Życzę powodzenia tym, którzy będą temu wyzwaniu stawiali czoła. To też będzie historyczna chwila. Ale wejście Messnera i Habelera na Everest bez tlenu, które w 1978 musiało być czymś niewiarygodnym i na pewno przełomowym, nie odbiera wartości wyprawie Boningtona, która trzy lata wcześniej zdobyła jako pierwsza zdobyła pd-zach ścianę, przecież z tlenem.
Być może gdyby pierwsze zimowe wejście na powiedzmy Gasherbruma miało miejsce z pomocą dodatkowego tlenu, można by się krzywić, że lepiej by było spróbować bez. Sęk z K2 tkwi w tym, że próbowano wielokrotnie, z tlenem i bez, i kompletnie nic z tego nie wychodziło. Priorytetem było tu ZIMOWE ZDOBYCIE, a reszta to już tylko ozdobniki, czy ktoś by zdobył z tlenem czy solo, czy stylem alpejskim, czy w dobę. Może kiedyś trzeba spróbować bez raków ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 17 stycznia 2021 16:42:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7663
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Nie mam kompetencji, by oceniać możliwość zdobycia K2 zimą bez tlenu. Do tej pory byłem tylko 5 razy w życiu powyżej 4.000 metrów, a nigdy wyżej niż 4.810. Osobisty rekord zimowy (warunki prawdę mówiąc były dość hardkorowe) to około 4.600, więc co ja mogę mieć do powiedzenia na temat zimy 4 kilometry wyżej.....

Wspinaniem w górach najwyższych interesuję się jednak od dawna i w "środowisku" też trochę siedzę, powiem więc tyle: zdobycie K2 w zimie to kosmos i w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy stanie się to za mojego życia. Gdyby zespół (albo ktoś z niego) wszedł tam bez tlenu, to byłby to zupełnie niesamowity wyczyn sportowy, ale I TAK wejście tam zimą to gigantyczny sukces. Bardzo się cieszę, że udało się to Nepalczykom i Gurce. Gadanie komentatorów (w tym niektórych naszych himalaistów), że to był jakiś gwałt na górze, to bzdura. Te zespoły szerpańskie i tak poręczowały wszystko dla ekspedycji zachodnich, które miałyby niby potem wejść bardziej "sportowo". Nie wierzę, że nikt z idących bez tlenu (o ile byliby tacy powyżej obozu IV) nie wpiąłby się w poręcze zakładane przez wspomaganych tlenem HAPsów. Czemu więc odmawiać prawa do pierwszego wejścia ludziom, którzy i tak odwaliliby w tym sezonie większość najtrudniejszej roboty? Bardzo i z całego serca im gratuluję. Jak ktoś potrafi lepiej, to niech to zrobi - obawiam się tylko, że skończy się jak zwykle, czyli na siedzeniu w bazie na fejsie i pisaniu grafomańskich książek z relacjami z (co najwyżej) jedynki ;)

PS. cieszę się, że Ruskich tam w tym roku nie było.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 18 stycznia 2021 17:42:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7663
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
PS. Wszystko idealnie podsumował Marek "Regan" Raganowicz, jeden z najlepszych polskich wspinaczy wielkościanowych:

Cytat:
"Oczywiście chwała Szerpom za zimowe zdobycie K2. Wiadomo, że za każdym wejściem wspinaczkowym kryje się pytanie o styl i tu otwiera się ogromne pole do dyskusji, ale nie przesadzajmy z druzgoczącą krytyką stylu zdobycia K2. Nie zgadzam się z porównaniem użycia tlenu do dopingu, bo doping jest nieuczciwy, a Szerpowie nie zgrzeszyli, ani kłamstwem, ani przemilczeniem, ani koloryzowaniem, ani medialnym brylowaniem, ani nieuczciwością. Po prostu startowali w konkurencji himalaizmu eksploracyjnego, w którym zawsze, w imię osiągnięcia celu, przymykano oko na styl. Użycie tlenu nie jest jedynym wyznacznikiem stylu. Jeśli przyjąć, że wspomaganie tlenem obniża wysokość o 1500m to zapytajmy do jakiej wysokości doszli "beztlenowi" uczestnicy wyprawy? Czy w ogóle byli tam himalaiści, których założeniem było w 100% odrzucenie tlenu (nawet tzw. medycznego, przechowywanego w obozach)?Prawdę mówiąc krytyka Szerpów lekko mnie wkurza, bo w końcu weszli na górę w połowie stycznia (czyli bardzo wcześnie), w dziesięcioosobowym zespole (niewiarygodne), demonstrując dawno wymazane z himalaizmu braterstwo całego zespołu (przywracająca wiarę w himalaizm inspiracja). A na koniec, zamknęli rozdział wariactwa medialnego i otworzyli bramy do sportowego himalaizmu zimowego na K2, który ciągle jest ogromnym wyzwaniem i cieszmy się z tego. Przecież zima ciągle trwa (nawet Urubki) i każdy może pokazać swoją klasę chociażby powtarzając sukces w stylu tlenowym. Właśnie, a gdzie są inni uczestnicy, którzy bez problemu stosowali tlen, jak wysoko dotarli, czy zamierzają korzystać z szerpańskich poręczy? Pozwólmy dziać się wydarzeniom, patrzmy na dokonania innych, a tymczasem ja oddaję hołd Szerpom za wielki sukces w himalaizmie eksploracyjnym i to bez żadnej nieuczciwości i dopingu.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 18 stycznia 2021 18:55:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Nieźle też wydarzenia ostatniego weekendu podsumował Jacek Podsiadło:

Cytat:
Ogłaszam wszystkie te "zdobycia" Mount Everestów i innych K-2 za niebyłe. Te rzekome wyczyny osiągnięte bowiem zostały wyłącznie dzięki zastosowaniu potężnych ułatwień, jakimi są wchodzenie na szczyt przodem i w ubraniu. Czyli, nazywajmy rzeczy po imieniu, na dopingu. Do zdobycia zarówno K-2, jak i L-4, bez dopingu, czyli tyłem i w negliżu, jak ta pani z Babiej Góry, nominuję pana Lodowego Wojownika z Polski. Ponieważ na szczycie nie ma miejsca, żeby się obrócić, schodzić można już przodem, na fajtłapę.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 19 stycznia 2021 11:00:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
"Na cóż nasze swary głupie..."

https://www.onet.pl/sport/onetsport/k2- ... e,d87b6cc4

Cytat:
"Zadanie wykonane. K2 zimą bez dodatkowego tlenu" - napisał na swojej stronie internetowej Nirmal Purja.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 19 stycznia 2021 20:58:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Niewiele wciąż wieści o tym zdobyciu (jak na to, że niektóre informacje przychodziły niemal w czasie zerowym). Bez tlenu miał też wchodzić Mingma G, ale chyba ostatecznie tak się nie stało? Za to Nirmal miał zlatywać na paralotni - ciekawe, czy zrezygnował z powodu ciemności (nie wiem w sumie, czy weszli jeszcze po jasnemu, ale nawet jeżeli na szczycie było jasno, to w dolinie mogło byc już za ciemno?), czy może już przed ruszeniem do ataku?... Bardzo mi się podoba cała ta ich historia, może niedługo będą jakieś większe relacje.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 20 stycznia 2021 11:43:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7663
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Nie Himalaje, nie Karakorum, ale wczoraj zmarł w wieku 91 lat Cesare Maestri.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 20 stycznia 2021 13:41:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7663
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Kilka osób może zainteresować (długi, jak zwykle) tekst "Młodego" (Andrzeja Machnika):

Dlaczego K2 nie dla Polaków?

16 stycznia 2021 roku dotarła do wszystkich wstrząsająca wiadomość: Nepalczycy zdobyli zimą tylekroć atakowany zimą przez Polaków K2! Kropka nad „i”, którą chciano koniecznie dostawić, jako ukoronowanie całego polskiego himalaizmu zimowego, uznanego swojego czasu za polską specjalność, poszła się paść! Pozostało jedynie „i” bez kropki! No to jesteście w dupie kolesie! – było pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy. Ciekawe jak się teraz z tego wszystkiego przed tłumami entuzjastów, których nakręcaliście przez lata hasłem „K2 dla Polaków”, wytłumaczycie? Z tego – jak by to określił Gołąb – „nadymania pęcherza” i stroszenia pawich piór przed publicznością oraz udawania mocarzy, jakich podobno świat jeszcze nie widział? No i od razu zaczęło się charakterystyczne podważanie sukcesu Nepalczyków, że niby to wejście nie było czyste, bo zrobione na tlenie. No i cóż z tego? – można by postawić pytanie – skoro jeszcze niedawno temu i u nas dało się słyszeć, że po pierwsze to w ogóle należy tam wejść jakimkolwiek sposobem, a dopiero potem nad czystością stylu się zastanawiać. No bo przecież i tak przede wszystkim będzie się liczyło to, kto pierwszy tam wlazł, a dopiero w drugim rzędzie to, jakim sposobem. No, ale cóż, skoro już się stało, to w pierwszym rzędzie należy uzasadnić dalszą rację swojego bytu! A więc teraz celem Polaków stać się ma pierwsze zimowe wejście na K2 bez użycia tlenu! Biorąc pod uwagę to, jaką sprawnością w działaniu wykazał się do tej pory PHZ i jego „lodowi wojownicy”, toż to prawie dobrowolne wkładanie głowy w pętlę od stryczka! Ale po kolei.

Po pierwsze zarzucanie, że jakoby nepalskie wejście zimowe na K2 było niestylowe, to typowy kij o tym drugim końcu znacznie grubszym, którym jak raz oberwać można po głowie. Albowiem jeśli było to wejście niestylowe, bo z użyciem tlenu, to stwierdzić należy, że co najmniej równie niestylowe było zimowe wejście wyprawy Zawady (z Cichym i Wielickim na szczycie) na Everest, bo też dokonane zostało z użyciem tlenu, a co gorsza jeszcze na dokładkę wypadło ono dwa dni poza „kalendarz”, czyli ustalony wtedy przez Nepalczyków sezon zimowy od 1 grudnia do 15 lutego (wejścia na Everest dokonano 17 lutego). Polskie wejście zimowe na Everest było zatem de facto jeszcze mniej stylowe niż wejście Nepalczyków na K2! Tak więc przyganiał kocioł garnkowi! Co prawda można by się bronić w tym wypadku stwierdzeniem, że było to prawie 40 lat temu, a więc obecnie należałoby poprawić styl i na K2 z definicji tlenu nie używać. Skoro jednak tak, to pojawia się pytanie: czy ostatnia polska wyprawa zimowa na ten szczyt też czasem przypadkowo nie miała go na stanie i czy nie był on przewidziany do użycia w ataku szczytowym? I myślę, że jeśliby polskie wejście zimowe na K2 odbyło się z tlenem, to nikt u nas nie śmiałby o to podnosić kwestii!

Sprawa druga. Zimą 1985/86 zdobyty został przez nas bez użycia tlenu pierwszy „wysoki” ośmiotysięcznik – Kangczendzonga – według ówczesnych pomiarów 8598 m, a więc tylko 13 metrów niższy od K2 (obecnie, wg najnowszych pomiarów, o 23 metry). Pomimo to nie zostało to u nas uznane za żaden wielki sukces, a wręcz przeciwnie – było to ze wszech miar i z każdej strony atakowane i traktowane jako skrajna nieodpowiedzialność ze strony kierownika wyprawy, czyli mnie, i niewiele brakowało, a uchwalono by na walnym zjeździe PZA – na wniosek zarządu i komisji sportowej – że należy wydać wręcz nakaz używania tlenu na wysokich ośmiotysięcznikach, przynajmniej zimą – bo decyzja o nieużywaniu tlenu była jakoby główną przyczyną śmierci Andrzeja Czoka.
Warto w tym miejscu przypomnieć, jaka była wówczas moja na takie dictum replika. W sprawozdaniu dla PZA napisałem:
„Uważam, że silny i doświadczony zespół, a ten niewątpliwie takim był, może sobie na odrzucenie zarówno użycia tlenu jak i asekuracji tlenowej pozwolić. Imputowanie konieczności użycia tlenu bez względu na specyfikę gry, przypominałoby sytuację z wczesnej epoki rozwoju samochodu, gdy w Anglii wydano przepis, że przed każdym pojazdem mechanicznym powinien biec człowiek z czerwoną flagą, ostrzegający innych przed zbliżaniem się wehikułu. (…) Ponieważ szczyt tak wysoki jak Kangczendzonga zdobyty został zimą bez użycia tlenu, śmiem twierdzić, że tlen stosowany jako sztuczne ułatwienie zniknie wkrótce z gór na dobre.”

I szkoda, że wtedy planowanego nakazu używania tlenu oficjalnie nie wydano, bo teraz byłoby się z czego pośmiać! Tym niemniej ruchy wykonywane w tę stronę były, a jedną z podstawowych przyczyn tego stanu rzeczy było szukanie kija na pewnego psa, żeby go nim za wszelką cenę uderzyć...
Warto do tego wszystkiego dodać, że obecnie butle tlenowe są o niebo lżejsze od ówczesnych (wtedy średnio 8 kg, teraz 2 – 2,5), tak więc problem logistyczny związany z wykorzystywaniem tlenu został znacznie zredukowany. I tu się m.in. kryje tajemnica dlaczego nagle pojawiły się tak liczne zastępy niewiele lub zgoła nic wspólnego z alpinizmem nie mających „himalaistów”. Albowiem – jak słusznie zauważył Reinhold Messner – używanie tlenu redukuje ośmiotysięcznik do rzędu sześciotysięcznika, a skoro teraz bez większego problemu wytaskać można do góry dowolną ilość butli, ze względu na minimalny ich ciężar, to na wysoki kopiec może sobie wyleźć prawie każdy cieć, byle tylko nie było tam pod względem technicznym zbyt trudno. Ale i na to – przynajmniej częściowo – może znaleźć się rada w postaci zaporęczowania drogi od stóp do głów (i pobrania za to odpowiedniej ilości mamony!).
Następna sprawa: Nepalczycy dokonali hromadnego vystupu na K2, wystawiając do ataku szczytowego aż dziesięciu wspinaczy, co się u nas nigdy nie zdarzyło, z jednym wyjątkiem... zimowej wyprawy na Kangczendzongę! W ataku szczytowym na Kangczendzondze udział wzięło aż dziewięciu wspinaczy (w dwóch zespołach, idących w górę w odstępie jednego dnia), i to w ogóle z definicji bez użycia tlenu! I skoro nawet w zespole nepalskim na K2 jeden z zawodników wszedł na szczyt nie używając tlenu, to dokonał tego w towarzystwie dziewięciu kolesiów, którzy na tlenie szli i w każdej chwili – w razie potrzeby – mogli mu ten tlen pod dziób podetknąć, a także w taki czy inny sposób wspomóc. Takie podejście do rzeczy przypomina popularne obecnie zdobywanie bieguna południowego przez mało przypominających Roalda Amundsena turystów, z użyciem asekuracji w postaci samolotów, które w dowolnej chwili mogą uczestnika takiego heroicznego szturmu, któremu znudziła się ta zabawa, niemal z dowolnego miejsca wziąć za tyłek i po prostu odwieźć go z powrotem do domu. Można by się na taki przykład hromadnego vystupu, ale bez użycia tlenu, tak jak my to uczyniliśmy na Kangczendzondze, z powodzeniem powołać, gdyby nie jedna drobna sprawa: dotyczy on znienawidzonej przez nasz himalajski establishment wyprawy, którą cały czas usiłowano i nadal się usiłuje w każdy możliwy sposób – za przeproszeniem – podesrać. Głupio byłoby więc posłużyć się takim właśnie przykładem, gdyż wypromowałoby to nie tego, kogo trzeba!

Jeśli chodzi o tzw. czystość stylu, to nie da się ponadto ukryć, że jednak pod względem wyboru pory – zdecydowanie najsurowszego pod względem warunków pogodowych miesiąca – styl Nepalczyków był o wiele czystszy niż dotychczasowe zapędy w wykonaniu naszych gigantów, którzy z definicji postanowili zmłócić szczyt w marcu zamiast w środku zimy, a już na pewno – broń Boże – nie w styczniu! Przypomnieć przy tym należałoby, że z zamiarem wejścia na K2 w marcu nosił się programowo nie tylko PHZ Hajzera – Majera, lecz również wyprawa Zawady zimą 1987/88 roku. Pod tym zatem względem ani dotychczasowe w/w polskie zapędy względem K2, ani też polskie wejście zimowe na Everest 17 lutego, a więc – jeśli o Himalaje, a i Karakorum chodzi – na przedwiośniu, a nie w samym środku zimowego hard – core'u, nie mają podskoku ani do K2 Nepalczyków, ani do zimowej wyprawy na Kangczendzongę, która również „załoiła” szczyt w styczniu!

I jeszcze jedna – dotycząca stylu – rzecz, która w charakterystyczny sposób jest tym razem zupełnie przemilczana, a mianowicie sprawa daleko idącego nadużycia sił i środków względem atakowanego celu, co porównać należałoby z haczeniem klasycznego terenu. Nie da się bowiem ukryć, że obecnie nie tylko sprzęt jest o wiele nowocześniejszy i zapewniający o wiele dalej idącą ochronę przed wiatrem i mrozem niż kiedyś (jak na przykład podgrzewane na baterie buty), ale ponadto nasze atakujące zimą K2 wyprawy dysponowały wręcz nieograniczonymi funduszami. Zimowa wyprawa Zawady na K2 była wyprawą – słownie – za milion dolarów! Sponsorowana przez Netię wyprawa Wielickiego z zimy 2002/2003 też do biednych nie należała, zaś ostatnia polska wyprawa zimowa na K2 otrzymała na ten cel 1,5 miliona złotych polskich, zaś na następną wyprawę kolesie zażyczyli sobie od władzy okrągło miliony dwa! Ile forsy wydali na ten cel Nepalczycy nie wiem, ale wygląda to również na przedsięwzięcie z fajerwerkiem i wodotryskiem, popierane przez kogo trzeba. Ale i tu przyganiałby kocioł garnkowi, gdyby chciało się ten temat poruszyć. I jeśli już o czymś takim mowa, to przy okazji warto wspomnieć, że zimowa wyprawa na Kangczendzongę przeprowadzona została w ogóle bez żadnych dofinansowań (za wyjątkiem niewielkiej dotacji z Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach), nie dostała na ten cel (za karę, za wyłamanie się z obowiązujących „układów”) ani jednego centa z będącego w gestii PZA Funduszu Himalajskiego (tzw. „Krzakówki”), a na dokładkę musiała jeszcze stoczyć z tą nadrzędną organizacją całą batalię o to, by móc obrany cel zaatakować. Ponadto pokonać musiała dodatkowo istny tor przeszkód natury obiektywnej, ze spóźnieniem się statku z wyprawową ciężarówką i ok. 70 % wyprawowego wyposażenia na pokładzie na czele, o dwa miesiące do portu przeznaczenia, co zmusiło nas do zorganizowania wyprawy na nowo, niemal od podstaw, w Kathmandu, za pożyczone od Nepalczyków pieniądze (co uczynione zostało w ciągu dwóch tygodni!). A mimo to byliśmy w stanie zmłócić nasz cel w czasie zaledwie jednego miesiąca (!), podobnie jak teraz pozbawieni tego typu trudności Nepalczycy.

Biorąc to wszystko pod uwagę, wychodzi na to, że zimowa wyprawa na Kangczendzongę była najczystszą stylowo wyprawą zimową na jeden z trzech najwyższych szczytów świata, czyli z tzw. olimpijskiego „pudła”, i tego już nic zmienić nie zdoła! „Załoiła” szczyt zaledwie kilkanaście metrów (a wg ostatnich pomiarów o 23 m) niższy od K2, przy absolutnym minimum użytych środków, bez niczyjego poparcia, a wręcz przeciwnie – w wymuszonej walce z czynnikami oficjalnymi, które usiłowały jej w każdym calu przeszkadzać – w błyskawicznym tempie i na dokładkę bez użycia tlenu (był to pierwszy tzw. wysoki ośmiotysięcznik zdobyty zimą bez użycia tlenu). Nadto dokonane to zostało 35 lat temu, czyli z użyciem o wiele bardziej prymitywnego sprzętu niż ten używany obecnie.

Mimo to, a może właśnie dlatego, jest ona – ze mną na czele – nadal najbardziej opluwaną, dyskredytowaną i zakłamywaną przez nasz himalajski establishment polską wyprawą. Bo prawda za bardzo w oczy kole! I choć od wyprawy tej minęło lat ponad trzydzieści, proceder ten bynajmniej nie stracił na sile, a wręcz przeciwnie – jeszcze na niej zyskał! Dodatkowo bowiem zatrudniono do niego znających się odpowiednio na takiej robocie fachowców z „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego”, których zadaniem było przerobić mnie, jako jej kierownika, zupełnie na szmaty, a w roli jej zbawców i jedynych autorów zwycięstwa przedstawić kolegów Kukuczkę, Wielickiego i Hajzera, czyli tych, którzy de facto najmniej do realizacji celu wnieśli, poza – jeśli chodzi o Kukuczkę i Wielickiego – wkopnięciem piłki do praktycznie prawie pustej bramki (jeśli użyć tu piłkarskich porównań), bo tak im tę piłkę wystawiono! To zresztą, że takiej możliwości nie uzyskała pozostała, biorąca udział w ataku szczytowym siódemka wspinaczy, spowodowane było tylko i wyłącznie chorobą Andrzeja Czoka, która ujawniła się dokładnie w dzień tegoż ataku. Jeśli ktoś choć trochę potrafi myśleć, to chyba jasnym dla niego powinno być to, że dla uzyskania takiego efektu nie wystarczy tzw. pospolite ruszenie i wcześniej cała akcja musiała być odpowiednio ustawiona. I to bynajmniej nie przez trzech w/w osobników, którzy przyszli prawie na gotowe, w momencie, gdy postawione były już trzy (z czterech) obozy (trzeci następnie przesunięty został o 250 m w górę) oraz założone były już wszystkie poręczówki. Skoro jednak ja, jako kierownik tej wyprawy, miałbym być takim kompletnym – za przeproszeniem – niedojebem, jak mnie to szacowne, zainteresowane zachlastywaniem jej błotem towarzystwo usiłuje przedstawić, to wyżej wymienieni domniemani zbawcy tejże wyprawy (jak wiadomo już bez Kukuczki), jako niby to niekwestionowani geniusze organizacji i taktyki powinni byli – dysponując na dokładkę nieograniczonymi niemal funduszami – załatwić się zimą z K2 w koncertowym stylu już dawno temu. A tymczasem co z tego wszystkiego wyszło?

I na tym właśnie polega w tym wypadku kara za grzechy. Albowiem – jak głosi znane porzekadło – kto pod kimś dołki kopie, sam w nie wpada! K2 de facto nie było dla Polaków właśnie dlatego, że od czasów zimowej wyprawy na Kangczendzongę dominującym stylem gry stało się u nas faulowanie wykazujących niestosowną inicjatywę ludzi „spoza układu”, które umożliwiło monopolistyczne dorwanie się tudzież trwanie przy wciąż centralnie zarządzanym korycie tym „odgórnie namaszczonym” (odgórnie namaszczony nie był również Tomek Mackiewicz i dlatego właśnie używać musiał na Nanga Parbat lin rolniczych, bo na nic innego nie było go stać), którzy – jak to dowodnie pokazali – w ogóle nie nadawali się do tego, co mieli robić. Bo z tego, że ktoś jest dobrym rębajłą albo strzelcem wyborowym absolutnie nie wynika, że nadaje się on do dowodzenia armią, a nawet batalionem czy też kompanią, a w niektórych przypadkach nawet drużyną! I dlatego też cały ten wydumany na komunistyczną modłę, centralnie sterowany program Polskiego Himalaizmu Zimowego, z definicji mający przypominać socjalistyczne pięciolatki, okazał się zwykłą klapą i porutą, z dwoma podejrzanej jakości marcowymi wejściami na niskie ośmiotysięczniki Karakorum, które z łatwością mogą zostać zakwestionowane jako zimowe i zapewne wcześniej czy później pod tym względem zakwestionowane zostaną (ale o tym przy obecnych rozważaniach o czystości stylu jakoś na razie się nie wspomina!). W każdym razie łatwo jest stwierdzić, że – zgodnie z Zasadą Petera – prawie wszyscy zajmujący się u nas obecnie tym odgórnie uświęconym programem, mniej lub bardziej wylądowali na swoim szczeblu niekompetencji i dlatego właśnie ostateczny rezultat jest taki, a nie inny. I choćby szanowni kolesie nie wiadomo jak stawali na głowie, by wykazać, że zimowe wejście Nepalczyków na K2 się nie liczy, bo nie było „czyste”, fakt pozostaje faktem, że K2 zimą jako pierwsi nie zdobyli Polacy, a cała reszta, to już tylko mniej lub bardziej niewiele znacząca kosmetyka, ot i co!

Andrzej Machnik

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 20 stycznia 2021 14:03:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Bardzo dobry tekst. Chociaż gorzki. Za to utwierdzający mnie w przekonaniu, że słuszną droga jest trzymanie się z dala od wszelkich związków. Czy to będzie PZA, PZW, czy PZPL.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 20 stycznia 2021 22:42:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Tekst ma oczywiście swoje walory i dużo uwag ważnych i słusznych, ale muszę przyznać, że nadęcie Machnika grozi zdecydowanie pęknięciem. Automartyrologia i podkreślanie własnej wielkości z jednoczesnym nagromadzeniem środków w celu udowodnienia, że inni są do dupy plasuje się na poziomie feletonów Łysiaka, których to felietonów z tego właśnie powodu czytać nie jestem w stanie. Nadużywane jest obecnie pojęcie "ból dupy", ale gdyby chcieć komuś zegzemplfikować, na czym on polega, to mam wrażenie, że ten tekst świetnie by się nadał. Oczywiście Machnik oskarża o tenże ból dupy naszych biednych, którzy zostali (wedle jego słów, które mają odbijać ich ból) niemalże okradzeni z przynależnego im narodowego dziedzictwa (czyt.: pierwszego zimowego K2). Problem w tym, że od początku widzę tu mylne założenie, że właśnie
Cytat:
dotarła do wszystkich wstrząsająca wiadomość (...) No to jesteście w dupie kolesie!


- kto niby jest wstrząśnięty? Bielecki i Urubko wypowiedzieli się po swojemu, ale żadnego zaskoczenia nie było, wiadomo, że oni mają takie tlenowe poglądy a nie inne. Być może kanapowi znawcy różnego autoramentu się pod to podlączyli, ale jeżeli chodzi o wypowiedzi himalaistów, to może coś przeoczyłem, ale raczej odebrałem pozytywne wibracje z wypowiedzi różnych osób, które czytałem.
Machnik wydaje mi się w tym tekście walczyć z przeciwnikiem, którego nie ma, no ale niestety kiedyś był, kiedy przeciw niemu się sprzysięgli, więc na wszelki wypadek, po 35 latach, trzeba nadal brać się z nim za bary, żeby aby ktoś nie zapomniał. Tylko że właśnie wszyscy zapomnieli; zimowa wyprawa na Kanchendzongę była wybitnym osiągnięciem i to jest sprawa jednoznaczna, mimo tragedii Czoka, a że Andrzej Machnik nie został przy tej okazji bohaterem narodowym... no i tu właśnie wkracza ów ból ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 21 stycznia 2021 08:09:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Crazy pisze:
Być może kanapowi znawcy różnego autoramentu się pod to podlączyli

Obrazek

(Przepraszam, ale mniejszego nie znalazłem.)

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 21 stycznia 2021 14:01:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7663
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Ja uważam, że Machnik ma rację. Pisze po swojemu (znam go na tyle dobrze, że innego tekstu i innej analizy się bym po nim nie spodziewał), ale pisze prawdę.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 21 stycznia 2021 21:53:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ale prawdę o czym? Ja nie kwestionuję niczego z tego, co pisze nt. dawnych czasów czy jakichś generalnych jego rozważań o stylu, tlenie, styczniu itp. Nie zarzucałem mu nieprawdy, tylko rozmijanie się z rzeczywistością. Dla mnie z wielkim namaszczeniem strzela w powietrza i nic z tego nie wynika.
Powtórzę: nie widzę żadnego śladu tego, żeby polskie środowisko himalaistyczne, a nawet w ogóle polskie społeczeństwo, miało Szerpom za złe, że weszli i zabrali nam nasze narodowe dziedzictwo. To jest jakaś jego projekcja.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 414 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 24, 25, 26, 27, 28  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group