Pet pisze:
Dlaczego nie?
Bo jak recenzja się zaczyna od argumentu, że "w filmie są piękne zdjęcia", to najczęściej brzmi to tak, jakby niewiele więcej ciekawego tam było (to samo zresztą dotyczy muzyki czy efektów specjalnych). Te wszystkie rzeczy, zdjęcia/ muzyki/ efekty/ charakteryzacje/ montaże, za które dają te oskary "techniczne" to są świetne rzeczy, jeżeli służą temu, co jest sednem filmu, jego historii, emocji, atmosfery, wizji świata.
Wizualność sama w sobie też może być sednem filmu, który jest sztuką wizualną - najlepszym przykładem zachwalany przez nas Lighthouse. Ale to chodzi o coś o wiele większego, niż te przysłowiowe "piękne zdjęcia" jak w jakimś filmie typu "7 lat w Tybecie".
Z kolei to, co lubię nazywać "ikonicznością", czyli umiejętnością stworzenia kadrów, obrazów, które zostają z widzem na długo - również wydaje mi się esencją kina. Plus czasami, kiedy trafi się w kinie prawdziwy malarz, obrazy ożywają: nasuwa się automatycznie przykład Greenawaya, ale właśnie Miyazaki jest też doskonałym przykładem.
Pet pisze:
Np. tu:
Jasne! Awatar moniki z drugiego ujęcia
Przejdźmy więc dalej!
Księżniczka Mononoke (1997) - film, który stał się wielkim hitem i rozsławił Ghibli wśród szerokiej publiczności na świecie; zwykle wymieniany w ścisłym topie dzieł i Miyazakiego, i całego studia. A ja nie jestem w pełni przekonany. Też mi się podobało, nie powiem, i demon przerażający, i Mononoke dzika, i dzik dziki! Ale spośród filmów, które widziałem, ten najmniej
lubię. Może jest najbardziej fantastyczny, nie czuję z nim mentalnego połączenia? Może jest najbardziej brutalny ze wszystkich i nie do końca mi to gra w tej poetyce? Tym niemniej planuję kiedyś znowu obejrzeć, więc może się zmienić i wskoczyć na pierwsze miejsce
To chyba świetny film jest.
--
Spirited Away (2001) - no i okazało się, że można zrobić jeszcze większego hita, a nawet zdobyć oskara w Ameryce zamiast Epoki lodowcowej
Najważniejsze jednak jest to, że film w każdej piędzi zasługuje na wszelką swą sławę i wszelkie nagrody. Bogactwem formalnym Miyazakiego można tu porównać do Felliniego, który jak nikt umiał zapełniać ekran mnóstwem postaci i elementów, które wszystkie grały w jednej orkiestrze i nieustannie ożywiały ekran, na którym nie ma ani straconej sekundy, ani metra kwadratowego. Tak właśnie jest w Spirited Away - ale do tego cała japońska duchologia, o której słusznie Pet napisał, że nic o niej nie wiemy i pewnie niewiele rozumiemy (tam nawet imiona są znaczące), ale jak to się ogląda! A pamiętacie tego ducha brudnej rzeki, co tak śmierdział?
Total
Jednym z moich ulubionych wątków i postaci jest też ten wieloręki gość z kotłowni, o ten:
A w całym barokowym bogactwie tych obrazów trafiają się momenty zadumy i wyciszenia, jak poniżej:
--
Ruchomy zamek Hauru (2004) - jest to film, którego wady dostrzegam: wydaje mi się, że coś tam nie do końca gra z historią i tytułowym bohaterem, jakoś się to wszystko za bardzo plącze o własne nogi jakby... Natomiast jest to film, który uwielbiam i widziałem go najwięcej razy ze wszystkich. Parę lat temu w filmowych podsumowaniach roku dałem mu jakoś bojaźliwie mniej niż pięć gwiazdek, zresztą Totoru też; widać potrzebny był czas, żeby wszystko dojrzało.
Ten film dźwiga przede wszystkim główna bohaterka, Sophie, która jest wspaniałą bohaterką.
Dźwigają go też cudowne postaci drugiego planu: duszek ognia, Calcifer
czy strach na wróble.
No i oczywiście, OCZYWIŚCIE, niezapomniane ikony właśnie, jak Zamek wyłaniający się z mgły (w ogóle te pejzaże tam, do National Gallery je!), jak te niesamowite drzwi obrotowe, które w różnych miejscach się otwierają.
Najsłabszym zaś jego punktem wydaje mi się tytułowy bohater. Znowu silne wątki antywojenne, znowu ważne wątki lotnicze, ale najmniej mi z tego zostaje.
Calcifer
--
Ponyo (2008) - chyba najbardziej "dla dzieci" film, tzn. one wszystkie są generalnie okej dla dzieci, ale też bardzo okej dla dorosłych - Ponyo zaś stosunkowo najlepiej pasuje do stereotypu, że film animowany = bajka dla dzieci. Bardzo ładna bajka jednakowóż! Z morzem w roli głównej, trochę magicznym, ale trochę po prostu potężnym żywiołem, o czym Japończycy przecież wiedzą więcej, niż ktokolwiek. Wątek dziecięcej miłości uroczy, wątek rodziny znowu (jak w Totoro) taki zwykły, ale w punkt. W ogóle jest to dobre kino familijne
--
Zrywa się wiatr (2013) - a na koniec stosunkowo najmniej "dla dzieci" film. Choć jednak moje dzieci patrzyły jak zaczarowane, mimo że z fabuły niewiele na pewno mogły zrozumieć. Fabuła zresztą powolna i drugorzędna, a miejscami prawie jak w filmie dokumentalnym o lotnictwie to wygląda
Miejscami - bo zdecydowanie najważniejsze są tam fragmenty wizji, snów. Spotkań bohatera z wielkimi lotnikami. Wyobrażonych lotów bohatera. Chodzenie po skrzydle!
Ten film jest wspaniały, chociaż nie jest porywający. Nie zalecałbym oglądania go wieczorem po dniu pracy, bo można spokojnie zasnąć. Natomiast trafiony w dobrym czasie jest wspaniały i wiatr ogarnia! Mówię, bo oczywiście widziałem go nie raz, a nawet raz zasnąłem
Dobranoc Państwu!