Z tegorocznego spisu filmowego może wynikać, że nie był to rok zbyt dobry. Nie aż tak wiele filmów w najwyższej kategorii, w tym brak takiego filmu roku, który by mnie podbił, jak ostatnio Interstellar czy Ślepnąc od świateł. Do tego sporo w kategorii rozczarowań i to mocnych.
A jednak jestem zadowolony - mimo nieczynnych kin przez połowę roku, udało się być te marne, ale jednak fajne 17 (chyba) razy w kinie;
mimo niezrozumiałej niemocy do oglądania filmów podczas wiosnennego lockdownu, na jesieni odkryłem wypożyczalnie DVD i pykło; mimo braku ewidentnego lidera dużo pozycji naprawdę znakomitych, w tym zarówno nowości, jak i nadróbki z lat różnych. Było dobrze!
A.
filmy na pięć gwiazdek:
Lighthouse - możliwe, że najlepszy film, jaki zobaczyłem w ostatnim roku, kino niezwykle intensywne, jednocześnie psychotyczno-oniryczne, jak i bergmanowsko kameralne i introwertyczne, fenomenalne wizualnie, fenomenalne aktorsko... może nie było tam historii, która by mnie jakoś wewnętrznie poruszyła, stąd wątpliwość, czy jednak film roku, ale bez wątpliwości, że pięć gwiazdek.
Małe kobietki - i to dwa razy widziane, na początek roku i na koniec, oba razy cudownie, choć tylko za pierwszym razem płakałem
Pomijając wszystkie oczywiste walory aktorskie, kostiumowe, zdjęciowe, jestem pod wrażeniem, jak świetnie udało się dzięki zabiegom narracyjnym odświeżyć klasyczną historię. To oczywiście remake (i pewnie stąd wątpliwość, czy film roku - to tak jakby płytą roku miała być płyta z kowerami...), ale również bez wątpliwości, że pięć gwiazdek.
Kochankowie z księżyca (Moonrise Kingdom) - piękna nadróbka! Film, który pokazuje czym jest magia kina w rękach wizjonera, który lubi się bawić filmową materią.
Sala samobójców - a tak! Kupiłem sobie na imieniny we Wrocławiu, po powrocie obejrzeliśmy i uważam, że film w pełni zasługuje na najwyższą notę: uniwersalny, ponadczasowy (najwyraźniej, skoro mimo tak "gnającego" tematu się nie zestarzał) i bardzo, bardzo prawdziwy.
Upadek (Der Untergang) - trochę dawniejsza zaległość, ale ogromne wrażenie.
Z pewnym wahaniem nadal, ale niech będzie: po seansie napisałem, że pachnie pięcioma gwiazdkami, więc może?
Młodość Paolo
Sorrentino - pamiętam, że oglądał się tak jakoś
pięknie, ale w pamięci to mi najbardziej smutek pozostał z tego filmu...
Za to bez wahania do tej kategorii zaliczam obejrzany w tym roku
Czarnobyl - kto wie, może to właśnie było najlepsze, co w tym
roku obejrzałem? Pierwsze trzy odcinki obejrzałem jeszcze w poprzednim, ale potem coś mnie odciągnęło i wróciłem od nowa. Zarówno
części obejrzane po raz drugi, jak i po raz pierwszy, to najwyższa klasa kina, mimo że telewizja.
Na koniec, dla kontrastu, coś znacznie krótszego; tylko 10 minut. A jednak Oscar i to zasłużony jak rzadko.
The Bear Story. Przejmujące do szpiku kości. Po to chyba istnieje
sztuka, żeby taki film mógł być.
Do pięciu gwiazdek jeszcze wrócimy przy powtórkach.
B.
cztery gwiazdki i więcej:
Na noże - super klasyczny kryminał w super nowoczesnej odsłonie; i pierwsze moje kino po otwarciu
Labirynt (Prisoners) - film robi ogromne wrażenie w kategorii thrillera i w ogóle jest świetny pod każdym względem, ale coś mnie
powstrzymuje przed najwyższą notą; może przy całej powadze tematu i niby-powadze opowieści czuję w tym kino rozrywkowe, czyli poważny sztafaż, ale tak naprawdę wiemy, że udajemy? No nie wiem. Oglądając Salę samobójców nie miałem wątpliwości, że to jest prawdziwa historia, w znaczeniu uniwersalnym oczywiście, nie biograficznym. Tak czy siak wzorcowy thriller, na pewno.
Locke - półtorej godziny w samochodzie, jeden aktor na ekranie, pełne napięcie i do końca wiemy, że to naprawdę o ważnych
rzeczach jest? Oczywiście swojego rodzaju jednowymiarowość była tu wkalkulowana, ale ho ho!
Lato - czyli rosyjski film o początkach muzyki niezależnej w ZSRR - świetne i jako świadectwo nieznanych czasów, i jako historia
osobista, i powiew lata, i muzyka bardzo interesująca.
Te powyżej to na pewno cztery gwiazdki z istotnymi ułamkami. A te poniżej - w większości filmy świeże - to tak bardziej cztery do
linijki i bez zachwytów, ale bardzo dobre:
Joker - gdyby nie przygnębił mnie tak bardzo ten film, mógłby mnie pewnie porwać, no ale sprawiedliwość oddać trzeba.
Pewnego razu w Hollywood - gdyby nie dłużyzny, to może bym i zalicytował wyżej, bo to chyba najfajniejszy Tarantino od lat. Ale
momentami przynudzało konkretnie i w całości nie chciałoby mi się drugi raz oglądać.
1917 - gdyby nie był taki przestetyzowany, mógłby być wstrząsający; ale bardzo dobry i tak jest.
Nić widmo - ten to dopiero przeestetyzowany
Ale tutaj chyba o to chodziło. Jak to u tego reżysera, film zrobiony na nieco za
dużym przydechu, jednak bardzo interesujący, a Daniel Day Lewis czego by się nie tknął...
Sala samobójców. Hejter - pierwszą reakcję miałem wyraźnie na "nie", ale film mi z czasem dojrzewał i tłumaczył, dlaczego jest
taki dziwny... film o kameleonie, o osobie, której nie ma i być nie może, ale która uosabia pewien typ osobniczy... chciałbym go obejrzeć drugi raz, ciekawe, co by się stało z oceną wtedy.
W tej kategorii również serial, mianowicie
Broadchurch, i to na pewno w wyższych stanach grupy B. Jak w przypadku Prisoners, czuję w tym rozrywkę i zabawę, a temat bolesny. Ale wciągnęło mnie na maksa i kostium pierwszorzędny, na czele z akcentem głównego
bohatera
I również tutaj damy coś z krótkiej formy: cały seans pt.
Oscar Nominated Shorts 2020 - oczywiście było tam sporo filmików, niektóre słabsze, a kilka pewnie nadałoby się do kategorii A:
-
Memorable - przepiękne malowidło o utracie pamięci
-
Hors piste - prześmieszna historyjka o ratownikach górskich
-
Maestro - ile można wycisnąć
z niecałych dwóch minut!!!
Był też drugi, wcześniejszy film pt.
Maestro, węgierski, z niesamowitą puentą:
https://www.youtube.com/watch?v=X1h_Zd7VKwM.
C.
zadowolony jestem również - mniej lub bardziej - z obejrzenia:
Diego - podobał mi się mniej od Senny i Amy, ale bardzo ciekawe.
Wątpliwość - myślałem z fragmentów, że spodoba mi się bardziej, a kiedy w końcu obejrzałem w całości, to nabrałem nomen omen
wątpliwości... ale dobry zdecydowanie.
Skowronki na uwięzi - zdaje się, że powinienem dać cztery piętra wyżej, że arcydzieło i w ogóle, taki klasyk, w dodatku w kinie obejrzałem, ale jakoś zupełnie bez zaangażowania. Interesujące i tyle.
Sicario - no nie wiem... miało być BUM, a jakoś tak bez szału.
Memento - jak wyżej. Od 20 latach zabierałem się za to Memento, ale lekką pustką powiało. Główny bohater nie tylko bez pamięci, ale i
bez wyrazu (zresztą w Sicario ten sam problem).
Slow West - nic już nie pamiętam, ale pamietam, że oglądało się powolnie i westowo
Dobre wrażenia zostały.
Pociąg do Darjeeling - zgrabne, ale jakby o niczym.
Bezdroża - jak wyżej.
Nowe przygody dzieci z Bullerbyn (mało nowe, bo z 1987, ale wcześniej nie widziałem) - wizualnie przepiękne, ale mało porywające w porównaniu do pierwszej części, która chyba na pięć gwiazdek, ale to nie ten rok
Do tej kategorii zmieszczą się też rzeczy z festiwalu Kino Dzieci oglądane z dziećmi albo własnymi, albo szkolnymi. Dobre seanse, ale
nic tym razem nie wskoczy do kategorii wyżej:
Cały świat Romy - poważna sprawa, o dziewczynce, która musi zmierzyć się z babcią, której narasta Alzheimer, a głównie ze swoją niegotowością do dźwignięcia tej sytuacji
Wszyscy za jednego - o dzieciach podczas II wojny na pograniczu norwesko-szwedzkim: trailer zapowiadał rzecz co najmniej świetną, ale niestety okazało się, że zebrał wszystko, co najlepsze
Lasse i Maja i tajemnica rabusia z pociągu - dzieciom się super podobało, mogło być
Jakub Mimmi i gadające psy - wizualnie pierwszorzędne, treściowo ciekawe i ogólnie polecam (na HBO ostatnio regularnie leci), nawet dorosłym.
edit: zdaje się, że gdzieś tu powinienem wrzucić Tenet - nie jestem szczególnie zadowolony z obejrzenia, bo mi się raczej nie podobał, ale sam seans był fajny, wakacyjne kino późną porą D.
rozczarowania - dość bogato w tym roku. Są tu filmy, które wielu bardzo ceni.
Historia małżeńska - wyszedłem z kina. Wkurzony.
Tommaso - nie wyszedłem z kina, ale byłem blisko. Abel Ferrara coś chciał powiedzieć tym filmem, ale nie wiem, czy wiedział co.
Poznasz przystojnego bruneta - chyba najnudniejszy Allen, jakiego widziałem, a ja generalnie bardzo lubię późnego Allena
Ladykillers - nie wiem, czy dociągnąłem do pół godziny, bo strasznie mi się nie podobało.
Fantastyczna kobieta - czyli chilijski Oskar sprzed paru lat. Okropność.
Manifesto - czyli Cate Blanchett w kilkunastu rolach, niestety do większości nie dotarłem, bo zraził mnie okropny bełkot kilku pierwszych epizodów.
Wróg (Dennisa Villeneuve'a) - pretensjonalne, irytujące i kompletnie o niczym. Większość wyparłem, ale po seansie miałem gotową listę
argumentów, dlaczego ten film jest po prostu zły.
prawie na koniec... Co jest grane, Davis (Inside Llewyn Davis) - chyba największe rozczarowanie roku, bo dużo się spodziewałem po tym
filmie, a nie podobał mi się pod żadnym względem (nie, przepraszam, fajna postać kota, serio!). I oczywiście muzyka bardzo fajna i
wiem, że to ważne, bo to film o muzyce. Ale niestety pod względem filmowym nie podobało mi się całkowicie.
I zupełnie na koniec seans sylwestrowy z dziećmi, czyli powrót po latach do... Supermana!
Co za spektakularne dno
Blisko do nizin
osiągniętych przez
A.I. Spielberga, chociaż obawiam się, że to może być wzorzec nie do pobicia przez kolejne pokolenia. Tenże
klasyczny Superman to brawurowe połączenie szokującego idiotyzmu fabuły, niewiarygodnie papierowych postaci i - co najbardziej
zdumiewające - ogromnej nudy! Yeah, a Sylwestra z dziećmi wporzo
Myślałem, że to koniec, ale miało być jeszcze o powtórkach.
Kilka po prostu bardzo dobrych/ dobrych/ w porządku, ale bez odkrycia niczego nowego: Bogowie, Hugo, Nowy początek, Wesele (Smarzowskiego), Epizod IX Gwiezdnych wojen - te dwa ostatnie w zeszłym roku dałem do kategorii C., i dziś by w niej pozostały, ale oba doceniłem bardziej.
A, no i trzeci sezon Sherlocka, wszystkie trzy filmy, żeby się upewnić, że niespecjalnie je lubię, przy czym wypadło powyżej oczekiwań.
Natomiast cztery powtórki wymagają wyróżnienia, bo to było cztery razy pięć gwiazdek:
Incepcja w kinie. Bomba!
Najlepszy w telewizji. Już po kinie wiedziałem, że to świetne, ale okazało się, że jeszcze świetniejsze i to lepsze od świetnych Bogów, może nawet znacznie lepsze.
Sherlock i upiorna panna młoda - nie wiem, czy ten szeroko krytykowany film nie jest aby moim ulubioną częścią Sherlocka!
i wreszcie...
Forrest Gump... cóż mogę powiedzieć. Przytoczę słowa z lipca:
Cytat:
Wczoraj wieczorem po powrocie z gór, po podróży pociągiem, zachciało mi się włączyć telewizor. A nuż na jakiś film fajny trafię? Kloss albo coś
Trafiłem - Forrest Gump okazał się strzałem w samą dziesiątkę. Włączyliśmy się w wietnamskiej dżungli, właśnie Forrest wyniósł porucznika Dana i zaczął szukać biednego Bubby, a potem dooglądaliśmy do końca, wzruszając się, śmiejąc i ciesząc. Do mnie ten film totalnie dociera na każdym poziomie, mówi o wszystkim, co najważniejsze i pokazuje to w takich jakby przypowiastkach, których jest kilkanaście czy kilkadziesiąt i z których niemal każda jest killerem. Dlatego nie byłem w stanie przestać oglądać! Teoretycznie to dobry film, żeby popatrzeć na fragment, a potem się wyłączyć, bo przecież będzie za chwilę o czym innym. Chcesz popatrzeć na Wietnam, spoko. Chcesz się pośmiać przy ping-pongu, proszę bardzo. O krewetkach? O bieganiu? Ale ja chcę je obejrzeć wszystkie na raz! Każdą z tych części uwielbiam, a może najlepszy jest przewijający się przez cały czas motyw odchodzącą i przychodzącą Jenny.
Dziękuję za uwagę!