Ja tradycyjnie w niefikcji:
https://naukowy.blog.polityka.pl/2021/0 ... szczepimy/"Co prawda o świeżo wydanej książce Ewy Krawczyk „Dlaczego się szczepimy?” pisał już Marcin Rotkiewicz, ale ja też chcę się podzielić wrażeniami.
Ewa Krawczyk jest biolożką zajmującą się medycyną. Szczerze mówiąc, z całym szacunkiem dla lekarzy, o których niełatwej ścieżce zawodowej parę razy już tu pisał Marcin Nowak, takie podłoże budzi we mnie większe zaufanie niż bycie po prostu lekarzem, nawet z doktoratem. To lekarze ordynują szczepionki, ale konstruują je biolodzy.
Oczywiście, trochę czym innym jest sama praktyka, bo z kolei zastrzyk z tą szczepionką wolę dostać od doświadczonego pielęgniarza czy pielęgniarki niż utytułowanego biologa czy medyka (moje szczepienie
opisałem niedawno), tak jak, idąc do dentysty, nie oczekuję od niego rozważań nad ewolucją, która łuski prarekinów przerobiła na moje zęby. (Oczywiście wykształcenie lekarskie nie musi być przeszkodą w zajęciu się badaniami biomedycznymi.)
A może tylko dorabiam ideologię do tego, że choć Ewy Krawczyk nie spotkałem nigdy osobiście, to przecież chodziliśmy po tych samych korytarzach i choć pewnie wybieraliśmy z reguły nieco inne przedmioty kierunkowe, to paru wykładowców przedmiotów podstawowych też mamy wspólnych. Czasem zbyt duże oddalenie od realiów, jakie prezentują modelarze, którzy biologię i medycynę znają na poziomie co najwyżej maturalnym, też może prowadzić na manowce, o
czym też pisałem.
Tak czy inaczej, Ewa Krawczyk nie wzięła się za pisanie książki o szczepieniach tak przypadkiem. O biologicznych podłożach medycyny pisze od dawna – zarówno w publikacjach PubMedowych – jako aktywna naukowczyni musi to robić w ramach zasady
publish or perish, jak i popularyzatorskich, w szczególności na blogu Sporothrix.
Czy książka „Dlaczego się szczepimy?” odpowiada na pytanie w tytule? W sumie nie wiem. Opowiada, skąd się wzięło szczepienie (Jenner wcale nie był tak nowatorski, jak się czasem przedstawia). Opowiada, jak działają szczepionki. Opowiada, jakie są typy szczepionek. Opowiada, jakie szczepionki są najczęściej stosowane po obu stronach północnego Atlantyku. Opowiada, jak praktycznie wszystkie zhierarchizowane religie akceptują szczepienia (i pod jakimi warunkami). Ale na pytanie, dlaczego się szczepimy, musimy odpowiedzieć sami. Po przeczytaniu tej książki oczywiście ciężko znaleźć racjonalne powody, żeby się nie szczepić. Szczepimy się, bo mamy szczęście (wypracowane ciężką pracą wielu biologów i lekarzy) żyć w miejscu i czasie, kiedy jest to łatwo dostępne.
Właściwie, bardziej wprost są opisane powody, dla których niektórzy nie chcą się szczepić. Nie chcieli się szczepić dwieście lat temu, sto lat temu i teraz. Z reguły z powodów irracjonalnych lub na skutek cynicznego oszustwa. Wśród rozdziałów jest jeden o tytule „Jak rozmawiać z przeciwnikami szczepień?”, ale prawdę mówiąc, jego czytałem z najmniejszym entuzjazmem i chyba autorka sama wie, że musiał się on znaleźć w książce, ale skuteczność takich rozmów jest znikoma.
Ewa Krawczyk jest aktywna w internecie (nie tylko na swoim blogu, ale i w innych serwisach), więc argumenty antyszczepionkowców są jej znane. Znaczna część treści książki to właściwie polemika z mniej lub bardziej popularnymi ich mitami. W dzisiejszej literaturze popularnonaukowej to już zaczyna być standardem i wymogiem. Właściwie, to cała książka mogłaby być tylko zbijaniem mitów i miałaby dość treści (zresztą na rynku takie już są). Tu jednak są też informacje podstawowe, niezwiązane wprost z tą polemiką.
Ciekawe są chociażby opisy chorób (ludzkich, ale nie tylko), które udało się lepiej (np. ospa prawdziwa) lub gorzej (np. półpasiec) opanować dzięki szczepionkom. Jedną z uderzających fraz jest to, że wiele chorób często, a nawet zwykle, przechodzi się bezobjawowo, ale gdy się już objawią, mogą mieć ciężki, aż do śmiertelnego przebieg. Nikt więc ich nie lekceważy, mówiąc np. że krztusiec to tylko taka cięższa grypa.
Czytając to, czasem czułem się nieswojo, bo część z tych chorób była za mojego dzieciństwa uważana za typowe choroby wieku dziecięcego, które trzeba przechorować, najlepiej w dzieciństwie, bo później będą groźniejsze. Ówcześni decydenci z zakresu zdrowia publicznego uznali, że ja i moi rówieśnicy możemy zaryzykować, byleśmy nie zarażali dorosłych… Szczepionkę przeciwko odrze wprowadzono niedługo przed moim urodzeniem, a dwie dawki wprowadzono gdy już byłem nastolatkiem, więc mnie ta zmiana ominęła. Szczepionki przeciwko pneumokokom wprowadzono jako obowiązkowe dopiero kilka lat temu, a przeciwko ospie wietrznej wciąż jest tylko zalecana, a obowiązkowa dla dzieci posyłanych do żłobka.
Książka jest napisana językiem przystępnym. Nie trzeba studiów medycznych ani biologicznych, żeby ją zrozumieć. Właściwie, to trochę jest blogiem przeniesionym na papier (w moim egzemplarzu nawet nie, bo czytałem wersję epub na smartfonie), łącznie z zastosowaniem w bibliografii odesłań do źródeł tradycyjnych i internetowych. Jest reklamowana jako taka, której boją się antyszczepionkowcy. To chyba trochę slogan na wyrost – polaryzacja postaw sprawia, że coraz bardziej przekonuje się przekonanych. Po naszej stronie barykady jest to jednak pozycja obowiązkowa."