Dom przy moście jest jednym z takich numerów, który najbardziej się zmienił przez lata będąc wykonywan w wersjach koncertowych i zawsze kiedy słucham wersji z płyty, bardzo się nie mogę nadziwić jak tam jest (właśnie odkrywam cymbałki (?)/ wibrafon (?) w prawej słuchawce na refrenie i nie tylko).
Trudno mi powiedzieć, którą wersję przyjmuję za definitywną, przypatrzmy się najpierw tej płytowej. Najpierw słynny riff - cóż, nie jestem z frakcji zachwyconych, ale też nie poszedłbym tak daleko w krytyce jak Crazy - no już bez przesady, na pewno da się zanucić i jest bardzo charakterystyczny, zdaje się że to już dużo jak na riff, choć ja zdecydowanie wolę riffy bardziej nomen omen rozłożyste, tak jak ten Day Tripper czy Łapaczy wiatru. Brzmi (mi) to - po latach - rzeczywiście tak sobie, tutaj rzeczywiście wolę brzmienie koncertowe. Ale znowu - nie brzmi jakoś upiornie. Podsumowując, riff jak da mnie ani na wielki plus ani na wielki minus. Największa jego zaleta to ta, że świetnie się sprawdza zarówno jako tło to przygrywek solowych, jak i do śpiewnych zwrotek.
No i tutaj pierwsze zaskoczenie. Motyw gitary solowej sprzed pierwszej zwrotki zniknął bardzo wcześnie z wersji koncertowej (choć np. Bartek nauczył się to grać przed słynnym koncertem w Kroto - do tego wątku wrócimy). Mi się podoba tak samo jak ten sprzed drugiej zwrotki - dobrze znany i zamieniony później na
Lalajlalaj... Tu od razu zaznaczę że bardzo lubię to jak to jest grane na płycie, z leciutką arabeską w jednym miejscu, nie byłem za to nigdy fanem owego śpiewanego
lalajlalajlaj, to znaczy jeszcze jak to Budzy sam ciągnął to nie było źle, ale potem zrobiło się z tego
call-and-response, tu już było gorzej. I tak jak się zawsze wyrywałem na koncertach PnW do śpiewania wszystkiego co wolno (i czego czasem nie), to tu się nigdy nie wychylałem paszczowo, hehe.
Zwrotki są super. Niepojęte jest dla mnie ile można było z tego w sumie nierokującego dobrze dla melodii riffu w półtonie wycisnąć śpiewności tam w górze. Bardzo mi się podoba i barwa głosu Toma, i sposób śpiewania, no i to co śpiewa - świetne są te obrazy, tak jak to już Witek wyłuszczył. Refren bardzo zespojony ze zwrotkami, do półtonowej postawy dochodzi tylko odbicie w postaci akordu D no i super zatrzymanie na zło jest złe, z wtrąconym do akordu A dźwiękiem gis, ale w takim przewrocie, który jest w sumie dla Armii mało charakterystyczny, zawsze bardzo czekam na ten moment.
Nadchodzi część środkowa. Jeśli chodzi o efekt tremolo, to przyłączam się do Smoka przeciw Witkowi - lubię. Harmonicznie jest to znowu super pomyślane, półtonowy punkt wyjścia rozrasta się w różne strony, w jednym miejscu tam jest w ogóle zejście o cały ton, które brzmi szorstko, niemal jak błąd, super. Świetnie to jest SKOMPONOWANE, napięcie się buduje i przybywa wątków melodycznych przed wybuchem oorekoreee (ja też słyszałem
retoreee...) Zanim ten wybuch, jeszcze przepięknie poprowadzona waltornia. Jej harmonia z gitarą ZAWSZE mnie urzekała, na każdym koncercie, super moment.
Ciekawa jest ta "mitologia"
oorekooreee. Z szacunku dla Toma zawsze wsłuchuję się i skupiam bardziej przy tym momencie, niż gdybym nie wiedział jak on jest dla niego ważny. Nie mam zresztą nic przeciwko temu. Ciekawe tylko, że jest to (??) wokalizacja (???), tak się mówi? (bo nie "wokaliza" - są tam jakieś spółgłoski), bez przypisanego językowego znaczenia - zastanawiające, że Poeta uznaje taki fragment za coś w rodzaju swojego twórczego spełnienia. To zresztą dla mnie bardzo pozytywna rzecz, bo związana z pewnego rodzaju nobilitacją samej muzyki, czy samego dźwięku. Kiedyś wspominałem chyba o tym, że bardzo Budzy zaskoczył mnie pod tym względem gdy pisaliśmy teksty na "Freaka". Wydawało mi się wcześniej, że ja jestem bardziej "muzyczny" a on - "tekstowy", a okazało się, że ja byłem bardziej skory do naginania melodii pod słowo, które wydawało mi się ważne, a to właśnie Tom odrzucił kilka jak dla mnie świetnych słów (już nie pamiętam szczegółów), bo nie "siedziały" w muzyce...
Ja wolę zresztą ten moment PO
oorekooreee, czyli podkład z refrenu z tymi cudownymi harmoniami waltorni - kolejne głębokie urzeczenie dla mnie. Co ciekawe, w wersjach koncertowych nawet jedna waltornia, bez harmonii, dawała tu radę. I po nim... kolejne zaskoczenie. W wersjach koncertowych przyjęło się BUM i od razu trzecia zwrotka, w wersji studyjnej jest w tym miejscu zatrzymanie akcji i potem popis Beaty na kotłach. I jedno, i drugie rozwiązanie ma swoje plusy.
Trzecia zwrotka niewiele dodaje do ogólnego stanu rzeczy, ale jest oczywiście potrzebna ze względu na nowe, ważne wersy o lisach i ptakach - zresztą w wersjach koncertowych pojawiało się w niej małe acz istotne novum, na słowach
moje serce kamienne, Tom wyciągał na koniec wersu melodię mocno w górę: moje serce kamienne-eee! BTW, zwróciłem dziś uwagę też na to, że wersy
zło jest złe na płycie kończą się w bardzo urwany sposób, na koncertach Tom przeciągał to ostatnie eee... No i już koniec, gasnące piano, super. Na koncertach PnW Kuba to grał na swoim syntezatorze i super te dźwięki wsiąkały w brawa...
_____
Jeśli chodzi o udział własny, to wspominałem, że Dom przy moście był w tentatywnej setliście na słynny koncert WOŚP w Kroto, w który mieliśmy z Bartem swój debiut. W jakimś niesłychanym zadufaniu w ogóle nie opracowałem środka, tylko grałem tam "po swojemu", tak jak w wersji Soundrops z pierwszej czy drugiej kasety dla Budzego, chyba myślałem, że moja wersja jest ciekawsza
Gramy zatem ten numer na próbie u Ślepego, zaczyna się środek, ja gram zamiast tych misternych wstawek jakieś swoje pełne akordy z księżyca no i nagle na moim gryfie ląduje ręka Budzego i mocne słowa: "tak nie można tego grać!"
Numer wyleciał z setlisty na Kroto natychmiast.
Na trasie PnW graliśmy ten numer w połączeniu z Breakoutem,
dla przypomnienia, w rozstawieniu: Dom przy moście/Breakout/Dom przy moście. Jak dla mnie to Breakout wyrósł na największy przebój całej trasy i Dom przy moście troszkę przy nim blednął, ale zdecydowanie lubiłem ten moment koncertu, choć trudno mi było się wcisnąć z harmonią między wokal a waltornię w refrenie i z perspektywy czasu myślę, że w ogóle nie powinienem był tam nic śpiewać. Może tylko "zaskakująca" harmonia na
góry cię wołają i
niepojęte słowa się na coś przydała.
_
ocena: 9