wracając jeszcze do czasów
AAA, nadmienię, że mój pierwszy koncert Acid miał miejsce właśnie w tamtym czasie, na słynnym pierwszym "reaktywowanym Jarocinie", w roku 2000 (na który zresztą wygrałem bilet w konkursie GazWyb i zabrałem nawet Pawła na to, Siora miała wtedy jeszcze 17 lat i rodzice nie pozwolyly jej jechać, ja też się zresztą bardzo bałem, że mnie tam ktoś pobije... świezo upieczony magister anglistyki! oh yeah!)
Szczerze mówiąc nie pamiętam już zbytnio repertuaru (nie znałem zresztą większości numerów), ale pamiętam
best momenty - My Pick, oczywiście, z Perłą i Titusem wymieniającymi się przy mikrofonie centralnym i bocznym, no i bardzo zapadł Hyperenigmatic Stuff of Mr. Nothing. Niestety zespół wtedy miał fazę na niegranie Pizza Driver, ktoś wykrzyknął ten tytuł z widowni, na co Titus odszczeknął: "chcesz, żebym jakimś bulajem został?" Ogólnie miałem poczucie lekkiego niedosytu, koncert był bardzo solidny, ale nieco zbyt "normalny", a nasłuchałem się i naczytałem niemożebnych rzeczy o tym jak Acid na żywo yyy napruwają
Poza tym to był przedziwny dzień dla mnie polskiego rocka, którego w tamtym czasie ZUPEŁNIE nie pojmowałem. I tak, na moje dyletanckie wtedy ucho i elegancko zatarte teraz wspomnienia: na początek, o 10 rano (wybitny pomys organizatorów) Armia, tym razem trochę bez historii, dziś pamiętam tylko akustyczną Pieśń Przygodną wykonaną przez Toma solo przy ustawianiu dźwięku (a więc to był właściwie numer, który "reaktywował Jarocin", nice!). Potem byli chyba hołubieni tu na Forum Starzy Singers, dla mnie akurat nic ciekawego, już bardziej zainteresował mnie Kaliber 44. Jeden z wokalistów usłyszał jakiś niechlubny komentarz z widowni i od razu wyskoczył ze sceny i zaczął się z tym kimś napierdalać, mocna rzecz. Z kolei moje utrzucia Kaliber obraził jakimś utworem, w którym śpiewano mantrycznie "baku baku!", a ja myślałem, że to było obsceniczne "fucku fucku!" uuu
Potem był jeszcze ktoś i nagle Yattering, niesamowity kabaret, tyle że z ich strony to było na poważnie... Po południu właśnie Acid, niesamowity Łoskot, jeszcze bardziej niesamowici Pudelsi (no, muzycznie Łoskot górował, ale Maleńczuk był wtedy w wybornej formie i głosowej i konferansjerskiej) i chyba teraz Therapy? jako - od razu przyznajmy, beznadziejna - gwiazda wieczoru. Pamiętam jak wokalista starał się zjednać sobie przychylność publiki obwieszczając, że gdyby mógł to by wziął karabin i zastrzelił chłopców z Backstreet Boys... No cóż, to pamiętam do dziś, a ich muzyki - ani nutki. Potem była Nosowska z featuringiem Bryla, niezbyt zresztą udanym, bo nie grał na niczym, tylko w kilku utworach śpiewał czy co, przez taki głośnik, jak na pielgrzymkach używają, było to kompletnie nieczytelne i nic do występu Kasi nie wniosło. Sam występ Nosowskiej wydał mi się bardzo interesujący, ale generalnie jarocińska publika przyjęła ją bardzo chłodno, no bo to było bardzo elektroniczne i mało rockowe, coś krzyczano o "zdradzie" i "spierdalaniu". Szkoda. Mi się bardzo spodobał pierwszy utwór, który był też grany na bis, szukałem go później na streamingach solowych płyt Nosowskiej, ale nie umiałem znaleźć, może ktoś wie, brzmiało to jak "Hey, mister Richie, titti, sritti, pretty, fritty, sweetty..." (pardon my French)...
No i na koniec, z grubą całościową obsuwą, 2TM2,3, czy raczej - jak czytamy na kartach SSS - Pseudo-Tymoteusz, bo bez Litzy i Maleo, z Drężmakiem i Chraplakiem na gitarach. No i co? Niesamowity koncert! Wspaniały Budzy, który dwoił się i troił, żeby przykryć uszczerbki w składzie, Drężmak z Kmietą śpiewający refren Psalmu 13 (i to śpiewający świetnie!), gitary wgryzające się w pierś, super repertuar, Effatha, Amen, nic mi nie brakowało. Może byłem na bardziej "duchowych" Tymoteuszach (mój pierwszy, na Song of Songs 1998, zostałem dosłownie wgnieciony w ziemię samą siłą powiedzmy przekazu) i na lepszych "artystycznie" (ale tu nie wiem, który koncert podać, może Blue Note 2007?), ale ten był dla mnie osobiście najlepszym połączeniem tych dwóch aspektów, wielki przepływ siły duchowej i rockowej, który dał mi siłę na wiele dni.
Koncert miał się skończyć o północy, skończył się koło 2/3 nad ranem. Ale z drugiej strony, mniej więcej w tamtym czasie (wracając do Acid), dostałem też lekcję, żeby nie ufać obsuwom. Nie pamiętam czy to był rok 1999, czy też 2000 - Acid mieli grać na Juwenaliach w Poznaniu, nad Maltą, pół godziny ode mnie, luzik. Poszedłem koło południa obadać teren i trafiłem akurat na próbę Guess Why, którzy grali fajny numer pt. Tight, super wszystko brzmiało (ja lubię "powietrzne" miksy, w klubach jest mi prawie zawsze za mało sterylnie), no to wracam do domu. Przyszedłem chyba pół godziny później niż Acid miał zacząć grać i do dziś nie wiem, czy to mi się coś pomyliło, czy była niespodziewana zamiana miejsc, w każdym razie przyszedłem na ostatni numer w bisie, czyli Satisfaction. Satisfied I was not. Brawo Ger.
PS. znalazłem dość dziwny reportaż z Jarocina 2000, jest trochę Kalibra, trochę Acid, "Yattering wita Polskę!" skrawek Maleńczuka w tle i inni (najwięcej Homosapiens, o których nawet nie pamiętałem, że grali wtedy):
https://www.youtube.com/watch?v=Pej5km_Uo0U