e niee, gerowi się bardzo podobao! na tyle zmężniał na wycieczce, że nie musi nic pisać nawet
ale z szacunku dla Moich Kompanów i Czytających (mieszkańców miasta i odwiedzających) coś napiszę orajt
pierwsze trzy noclegi mieliśmy w Schronisku na Chochołowskiej
Tatry Zachodnie*****tutaj właściwie wszystko mnie urzekło... po czasie jednak wybieram na BEST MOMENT nie posiedzenie na łączce przed Trzydniowiańskim (choć widoki stamtąd bodaj najlepsze), ale jednak podwieczorną aurę na Grzesiu - jedyne czego żałowalem, to to, że nie mam z Tatrami łączności dziecięco-sentymentalnej (z lubością wsłuchiwałem się w strumień wspomnień Crazy'ego) - bardzo pomogły mi za to doświadczenia szkockie, wiele podobieństw do 'glenów i benów', które stanęły mi przed oczami jako żywo po 10 latach (zwłaszcza, że moja hm sytułacja wewnętrzna wydaje się być dość podobna)... w każdym razie
otworzyły się oczy niebieskie (duszy) i wniknęły w nie te wszystkie zielone połacie slasz pastwiska... W Ziemi Kłodzkiej taką moc mają dla mnie (jeszcze) tylko dwa czy trzy miejsca, cieszę się, ze nie okazałem się za stary by przeniknęły mnie nowe cuda... na pewno tam wrócę, mam nadzieję, że w tym samym (lub rozszerzonym) składzie... a, jeśli o to chodzi, to przez całe pięć slasz sześć dni nie wyniknęło żadne spięcie między nami (a charakterki to my mamy, oł mamy...)
potem przeszliśmy - przez Mordor Krupówek -
w Tatry Wysokie**** i 1/2w Tatrach Wysokich bywałem przelotnie od liceum, ale nigdy się nie zaprzyjaźniliśmy (oprócz pamiętnego nieodpowiedzialnego wejścia pieszo z Poronina na Gęsią Szyję w 2001, choć to duszpasterstwo było, nie prowadził nas Wujek
) teraz dostałem szansę - aa, bo wszystko wynikło z tego, że mam już 21 szczytów do Korony, a przecież sam na Rysy nie wejdę, więc Crazy i Witt zdobyli się na 29. szczyt dobroczynności i zaoferowali nie tylko idealne towarzystwo, ale też i nieocenioną pomoc logistyczną, za co im i w tym miejscu serdecznie dziękuję - i prawie slasz chyba się udało
przede wszystkim jest to inne piękno slasz
sublime - i to mi się bardzo podobało - żaden już
pastoral, o którym ewentualnie można było mówić w Zachodnich, bardziej
survival, z elementami boskiego wytchnienia - ciemne kolory nawet za dnia - bardzo inspirująca groza... na Rysy nie weszliśmy, bo pogoda nie permitła, nawet się cieszę, że będę musiał wrócić... czyli niełatwa, ale jednak przyjaźń!
(cover Moyi Brennan do cudownych zdjęć Witka z wyprawy)
Jeśli w Tatrach Wysokich pół gwiazdki w dół, to chyba tylko przez
czynnik ludzki. I nie chodzi nawet o tłumy ludzi - sami się przecież o to prosiliśmy, jadąc tam w lipcu - oprócz Krupówek, zmierziła mnie tylko droga z Palenicy do Oka (na szczęście ostatniego dnia miałem super prezent, bo szedłem nią w dół absolutnie sam o piątej rano, super!) i to tylko dlatego, że ktoś na drodze puszczał nachalnie i głośno muzykę z tabletu (naprawdę chciałem podejść i kopnąć...) Chodzi o coś bardziej subtelnego...
Otóż okazało się - po raz kolejny - że na średnie lata uaktywnił mi się - po Tacie - genotyp
light sleepera... To znaczyło, że z pięciu noclegów przespałem dobrze tylko jeden (na szczęście ten przed najbardziej męczącą trasą przez Wołowiec)... Niewyspanemu człowieku od razy wyostrza się nadwrażliwość i dostrzegłem taką oto prawidłowość: o ile w Tatrach Zachodnich wszyscy traktowali sprawy bardzo lajtowo (aż za bardzo, czyż nie, Crazy?), to w Starym Schronisku Ocznym panowało pod tym względem jakieś niezdrowe napięcie. Zwłaszcza pierwszej nocy mało kto szanował ciszę nocną 22-6, przed północą i przed świtem po schodach przewalały się tabuny nóg, zapewne nienagannie obutych, tak jakby jakiś cel wycieczki padł na mózgy. Drugiej nocy chciałem wstać o 6, ale jedna pani chrapała tak niemożebnie, że zebrałem się stamtąd o 4
Następnym razem muszę jakieś tabletki ziołowe zabrać
nie chcę jednak kończyć na nucie utyskującej, gdyż absolutnie nie odzwierciedlałaby ona ozdrowieńczego dla mnie charakteru całości, na koniec kilka migawek:
* od razu na starcie na Równi Pochyłej zaprzyjaźniamy się - jednostronnie - z joggerem, który w czasie biegu wyprowadza ciosy bokserskie w powietrze
* gramy w kości (szkoda że nie na pieniądze!)
* tego niestety nie widziałem: podobno Witek kopnoł jakieś dziecko w kościele
* beznadziejny cytat z Papieża na ścianie jadalni w schronisku sprawia, że nieuchronnie wybieramy Go na nieoficjalnego patrona wyprawy
*BEST MOMENT INTERAKCYJNY: przy wejściu na Rysy spotykamy dwóch - schodzących - gostków, którzy mówią do nas "hello", no to Witek zaczyna z nimi gadać po angielsku, ja dołączam i pytam: "did you make it to the top?", a jeden z nich wpada w ton przestrzegający slasz jęczący - żeby nie wchodzić dalej, bo niebezpiecznie, and you know...
LIVE IS ONLY ONE! Gdy potem dogoniliśmy ich przy zejściu, okazało się, że to Polacy oczywiście.
* (tuż przed łańcuchami) - Crazy: "ale grzmi!"... ja: "powtórz to!" Crazy (niemrawo, bo myśli że pójdzie jakiś żart typu dziękuję-za-ukłon): "ale grzmi..." ja: "TO SARUMAN!" - w ogóle podczas nieudanego podejścia najwięcej się na tym wyjeździe naśmiałem, a okazji było baaardzo dużo
*
Mojo Pin czy
Tren?
Puzon Lovely Puzon czy
Are You Experienced? Oto co zaprząta głowę mlodych czterdziestolatków slasz czterdziestolatków-jeden
* -
O czym tam mówicie panowie? -
O tym, jak cię wysiudać z pozycji lidera wyprawy!super wyprawa, jak by nie było, LIVE IS ONLY ONE!