Z posta o nieudanej wyprawie do Lublina można się dowiedzieć, że w kiepskim stanie zdrowia i ducha, wszelako z plecakiem na plecach, znalazłem się w metrze zmierzającym do Centrum...
Wysiadłem stację dalej i przesiadłszy się w M2 wysiadłem przy Nowym Świecie, gdzie nieoczekiwanie czekało mnie bardzo miłe, chopinowskie popołudnie. Najpierw, od razu przy wyjściu z metra, powitał mnie baner o treści "koncerty chopinowskie codziennie 17:30" wiszący na narożnym budynku na skrzyżowaniu Nowego Światu i Świętokrzyskiej. Pomyślałem, że to może znak i postanowiłem wrócić za godzinę, tymczasem wybrałem się do budynku przy Muzeum Chopina, gdzie podobno sprzedają bilety na Konkurs. "A, chodzi panu o te bilety, których nie ma?..." - niestety, ale może coś się jeszcze uda ugrać w sprzedaży uzupełniającej. Poszedłem do kładki przechodzącej nad Tamką, po drodze zaś usiadłem sobie na jednej z ławeczek chopinowskich i odsłuchałem fragmentu mazurka, który muszę sobie zidentyfikować, który nie wiedzieć czemu niezmiernie mnie wzruszył.
Doszedłem do Krakowskiego Przedmieścia i idąc w kierunku północnym coraz wyraźniej słyszałem dźwięki fortepianu, które nie były kolejną ławeczką odpaloną pod turystami, lecz wyraźnie dźwiękami "na żywo". Faktycznie, obok tych zdjęć, co zawsze stoją nieopodal Domu Spotkań z Historią, stał też namiot, a pod nim fortepian, a przy nim jakaś wystrojona pani, która przycinała poloneza fis-moll, jakkolwiek dość nierówno. Posłuchałem go sobie (dobrze to brzmi na dworze!), po czym ruszyłem z powrotem ku koncertowi o 17:30.
Okazała się to być bardzo miła impreza skierowana chyba przede wszystkim do turystów (nie musiałem się martwić, że jestem w bojówkach itp.
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
), nawet zapowiadająca pani od razu mówiła po angielsku. Grał bardzo młody chłopak*, ale zdecydowanie mi się podobało. Oprócz Chopina grał Bacha, Szostakowicza i Prząśniczki, które chyba najlepiej nadawałyby się na przykład, gdybym mógł zamieścić: zagrał je z młodzieńczą gracją i energią, owszem nieco wyścigowo
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
i chyba nie bezbłędnie, ale co tam. Kończąca ok. 50-minutowy występ ballada g-moll wypadła naprawdę solidnie, pięknie!
Tak więc zamiast Armaty usłyszałem ballady i nokturny, co w moim stanie było zapewne najlepszą zamianą, na jaką było mnie stać i w sumie zadowolony wróciłem do akademika
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)