Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 13:52:58

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 285 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 14, 15, 16, 17, 18, 19  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 11 października 2014 11:03:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
antiwitek pisze:
Dwie godziny, w dwóch częściach

na szczęście link mi nie działa, bo i tak nie miałbym czasu oglądać ;-)

za to bardzo chętnie różnych rzeczy posłucham, począwszy od tej Villanovy po Monterrey. Muszę pamiętać.
Monterrey oczywiście jest fenomenalne! Ale należy odświeżyć!


otoKarbalcy pisze:
łapię się na snuciu wizji,co by było, gdyby wtedy nie umarł. Co i jak by grał.

To jest zdecydowanie bardzo interesujące, zresztą nie tylko w przypadku Hendrixa. Wielcy tamtych czasów w dużej części grali przez krótki czas. Ci, którzy grali dalej, w większości przypadków się skiepszczali. No ale Hendrix niewiele miał wspólnego z większością.
Myślę jednak, że współpraca z Milesem z definicji nie mogłaby trwać długo. Coś by tam może zaiskrzyło i się stworzyło, ale potem zbyt silne i odrębne osobowości by się zaczęły znosić albo i nie znosić.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 11 października 2014 22:55:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Crazy pisze:
To jest zdecydowanie bardzo interesujące,

...według mnie zacząłby grać muzykę improwizowaną w kierunku awangardy...

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 12 października 2014 09:09:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
tego właśnie bym się obawiał ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 14 października 2014 09:58:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Dzięki panowie! Liczę na współudział :) .

Tymczasem...

5 IX 1967

Obrazek

1. Sgt. Pepper's Lonely Heart's Club Band
2. Fire
3. The Wind Cries Mary
4. Foxy Lady
5. Hey Joe
6. I Don't Live Today
7. Burning of the Midnight Lamp
8. Purple Haze


Koncert ze Sztokholmu, wydany samoczwart, w ramach zestawu „Stages”.
Co tu dużo gadać: jest to właściwie pełne przeciwieństwo Monterrey.
Tam był rozbuchany festiwal, tu mamy kameralny koncert.
Tam Jimi, pod pretekstem grania różnych numerów, prezentował swą dzikość i moc, a tu mamy, ni mniej ni więcej, tylko spokojny, recital autorski.
Jimi uważnie prezentuje swoje barwne kompozycje.
Jimi skromnie zagaja publiczność.

Granie zdecydowanie jeszcze w duchu lat sześćdziesiątych. Piosenki, zagrane dokładnie, w wersjach bliskich płytowym, bez specjalnego jamowania. (I jeszcze bez pomijania partii wokalnych :wink: ).
Nie ma tu aż takiej energii jak w Monterrey, za to jest przyjemne ciepło i fajny brak napięcia.
Można usłyszeć wczesne utwory Hendrixa bez postprodukcji, co szczególnie zwraca uwagę przy trochę zmasakrowanym na "Are You Experienced?" finale „I Don’t Live Today”.

Sześćdziesionowata jest atmosfera, sześćdziesionowaty jest sound, repertuar zagrany mało inwazyjnie. Ale i tak z partii gitary i bębnów, tu i tam, wydobywa się magia Experience. Całość posiada też swą nienachalną dramaturgię i spokojnie kulminuje.

Rzecz godna jest polecenia właśnie ze względu na to, że w rzędzie koncertówek Hendrixa stanowi wyjątek, że w takim duchu jak tu raczej nieczęsto potem prezentował swoje utwory.

- *****.

Obrazek

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 14 października 2014 14:00:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
antiwitek pisze:
Nic to jednak, tu chodzi o krwistą surowiznę, a tej jest pod dostatkiem. „Wild Thing” to już po prostu miazga. To rzężenie!


Jimi Plays Monterey wydany na pirackiej kasecie bna bazie tej wersji:

Obrazek
to był mój pierwszy kontakt z Hendrixem w ogóle - jeszcze zaim poznałem Expiriensy, Axisy i Lejdilandy.
A było to tak. W 92 roku zaliczyłem przeskok ze szkoły podstawowej do średniej, wktórej co nie dziwota wszystko było dla mnie nowe. Nowe otoczenie, nowi znajomi, nowe inspiracje, fascynacje i takie tam...
...Nowością był tam dla mnie też festiwal kulturalny, który odbywał się co roku w grudniu. Przez cały tydzień każdy kto chciał mógł grać, śpiewać, wystawiać sztuki (także własne), robić kabarety i inne cuda. Poza właściwą sceną, był tez scena "mała", która funkcjonowała w szkolnym bufecie przerobionym na czas festiwalu na kawiarenkę. Na tejże scenie występowały szkolen zespoły rockowe (z różnymi prefixami i sufixami), katujące rozmaity repertuar od klasyki po jakieś głębokie undergroundy (nie oszukujmy się - wszyscy co do jednego prezentowali poziom daleki od zadowalającego). Wśród nich był zespół, który wziął na warsztat jakiś miks klasyków i współczesnych hitów, które grał równie zapalczywie, co nieporadnie. Wśród nich tylko jeden utwór przykuł moją uwagę. Po pierwsze dlatego, że jako jedyny z ich repertuaru nie był znany, a po drugie dlatego, że jako jedyny powodował ciary na plecach. "Wild Thing". Ponieważ nie wiedziałem kto to wykonywał w oryginale, to po przeprowadzeniu wewnętrznej walki podszedłem do lidera i zapytałem czyj to numer (interneta wtedy jeszcze niet, więc innej drogi zdobycia takiej informacji nie było), a on mi na to, że to numer The Troggs (co wtedy też mi nic nie powiedziało), ale że grał go też niejaki Hendrix. Dobra nasza. Mamy przyczółek. Teraz tylko trzeba kupić sobie kasetę tych Troggsów, albo tego Hendrixa w budzie z kasetami na bazarku i pieśćić uszy tym szałowym utworem w domowym zaciszu. Niestety na bazarku w budzie Troggsów nie mieli.

...ale Hendrixa tak. Długo przeglądałem wszystkie kasety, żeby znaleźć tą jedną jedyną na której było "Wild Thing" i okazała się nią właśnie "Jimi Plays Monterey". Kupiłem (cena 9000 zł) i w te pędy do domu.

Przewijamy, ustawiamy PLAY.
Jakieś piski i zgrzyty, jakieś brzdąkanie i jakaś gadka [o matulu! ale wtopa! to koncertówka! - a ja nie lubiłem wtedy koncertówek, no i skąd miałem wiedzieć kto zapodaje tę gadkę na początku], ale uwaga, uwaga coś zaczyna grać - "Killing floor" [O JA CIĘ! To hipisy tak grały? Nie może być!]. A potem jeszcze "Like a Rolling Stone" i "Can You See Me" i "Purple Haze", aż wreszcie "Wild Thing" :boom

Witek napisał, że to miazga. Nie ma racji. Ten numer w tym wykonaniu to nie miazga, a MIAZGA.

Mam wrażenie, że ten pierwszy odsłuch sprzed ponad 20 lat do dzisiaj odbija mi się echem w uszach.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 14 października 2014 14:39:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Serce roście patrząc na te wpisy! :D
Super historia: od festiwalu kulturalnego po festiwal w Monterrey przez budę z kasetami na bazarku - tak wszystko dziwnie się plecie :) .

Pet pisze:
Witek napisał, że to miazga. Nie ma racji.


To prawda, że wpis wyszedł mi stonowany, ale dopiero później znalazłem swoją notatkę sprzed kilku miesięcy i tam jest trochę mniej obojętnych emocjonalnie sformułowań: "rąbanie dźwięku i rzucanie ochłapów", "kierowanie eksplozją", "wytryski słonecznej plazmy", "najbrzydszy fuzz świata" czy "nakurw lewą ręką" :wink: .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 14 października 2014 16:06:45 

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 20:31:23
Posty: 3409
Bardzoś trafnie, Witku, opisał koncert ze Sztokholmu. Pamiętam, że zestaw "Stages" był jedną z pierwszych moich płyt cd (to musiał być chyba 1991 r., jak go, świeżo wydanego, nabyłem). Atlanta - monumentalna i dojrzała, San Diego - dynamiczne i do przodu, Paryż - chyba najbardziej bezbarwny, a Sztokholm - wyciszony i refleksyjny. Piękny zestaw.

A co Monterey... To cudowny koncert - z tych, które pamięta się o każdej porze dnia i nocy. Zachwycam się nim od wczesnych lat 90-tych, najpierw poprzez kasetową kopię cd z wypożyczalni, a potem słuchając własnego kompakta. W 1995 r. wraz z bratem nabyliśmy piracką (ale wtedy legalną) kasetę z tym występem nagraną na VHS. Film rozpoczyna się od tego, jak pewien szalony artysta maluje w sposób, którego nie da się opisać, piękny portret Hendrixa na murze. Po latach, gdy występ w Monterey został wydany na dvd, tego wspaniałego początku już tam nie było.
Duża część mojej wiecznej miłości do muzyki Hendrixa wykiełkowała w wyniku zapoznania się właśnie z "Jimi Plays Monterey". Cały czas odnoszę wrażenie, jakby Jimi działał na tym koncercie pod wpływem jakiejś niepojętej energii zewnętrznej, która postanowiła traktować go jako jeden organizm wraz z gitarą. To jest taki koncert, że normalnie mózg staje.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 14 października 2014 16:51:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Cytat:
tego właśnie bym się obawiał Wink


a ja właśnie tego bym się spodziewał po artyście TEJ KLASY

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 14 października 2014 17:54:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Cytat:
kierowanie eksplozją


Łooooooooo! Co za cudowne zestawienie słów!
Mega czad, aż bym gdzieś Ci ukradł i se użył :wink:

Natomiast ad rem - :shock: :shock: :shock:
Ale jedziecie Panowie!
Życzę niesłabnięcia w zapale :wink:
Będę czujnie czytał wszystko co się tu pojawi - obiecuję.

No i Witt... rozpierdalasz wszechświat!

Kolejne z tych wpisów, które będę katował niejeden raz - co za petarda!
Bardzo odpocząłem i natychmiast zachciało mi się włączyć jakiegoś Henia :)

Dzięki!!

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 15 października 2014 11:36:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
elrond pisze:
a ja właśnie tego bym się spodziewał po artyście TEJ KLASY

tylko nie to! na pohybel awangardzie! :D

A tak konkretnie to chodzi mi o to, że kiedy sobie posłuchałem zlinkowanego przez Witka nieznanego mi wszak zupełnie nagrania "Villanova Junction", to usłyszałem dokładnie to, co Witek pięknie opisał:
antiwitek pisze:
mnie bardzo intrygują takie bardziej złożone formy, które nie opierały się do końca ani na rytmie, ani na riffie, tylko były przejawami, jak mi się wydaje, takiej czystej muzykalności. Że on w nich - mam na myśli na przykład "Hey Baby (New Rising Sun)" albo "Villanova Junction" - potrafił zamknąć swoją tęsknotę za innym, lepszym światem. Dla mnie to są super rzeczy!

PS. Powiedzcie - czy to nie jest cudowna muzyka? - https://www.youtube.com/watch?v=aZhCoGsx4Oo

Usłyszałem absolutnie cudowną muzykę, usłyszałem sto procent muzyki w muzyce, żadnego prowokowania, żadnej programowości, żadnego przegadania. Awangarda kojarzy mi się nieodmiennie z takim "uwaga ja jestem artystą zatem jestem w pełni wolny zatem mogę tworzyć co chcę i oto stworzyłem co stworzyłem bo tak mi się podobało", tylko że słuchać się tego nie da (albo oglądać, gdy chodzi o filmy, albo czytać etc.etc.).
Zapewne jest racją, że artysta tej klasy w jakimś momencie poszedłby w awangardę, ale miałbym nadzieję, że byłaby to niezbyt długotrwała wycieczka w bok muzyka, który jest ciekawy świata i szuka różnych rzeczy... wycieczka, z której wróciłby po prostu do tworzenia pięknej muzyki.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 15 października 2014 11:52:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Crazy pisze:
tylko nie to! na pohybel awangardzie!

...przykro to czytać ...typowo filisterskie poglądy

wielu wybitnych artystów poszukiwało i ryzykowało wszystkim aby pójść dalej i stworzyć coś ciekawego i nowego i słyszeli właśnie buczenie w stylu:
Crazy pisze:
Awangarda kojarzy mi się nieodmiennie z takim "uwaga ja jestem artystą zatem jestem w pełni wolny zatem mogę tworzyć co chcę i oto stworzyłem co stworzyłem bo tak mi się podobało", tylko że słuchać się tego nie da (albo oglądać, gdy chodzi o filmy, albo czytać etc.etc.).


oraz

Crazy pisze:
ale miałbym nadzieję, że byłaby to niezbyt długotrwała wycieczka w bok muzyka, który jest ciekawy świata i szuka różnych rzeczy... wycieczka, z której wróciłby po prostu do tworzenia pięknej muzyki.

...wypisz wymaluj "recenzja" płyty Freak zespołu Armia w nieomylnym TR :brawa:

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 15 października 2014 17:20:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Palę Paryż, czyli 2 x Olimpia

9 X 1967

Obrazek


1. Stone Free
2. Hey Joe
3. Fire
4. Rock Me Baby
5. Red House
6. Purple Haze
7. Wild Thing


Koncert nie w całości, więc został wydany łącznie z trochę późniejszym - z San Francisco (o nim napiszę gdy przyjdzie na to czas).

No, tu od początku słychać, że Jimi nie był już we Francji anonimowy – atmosfera jest gorąca.
Słychać też już ten właściwy Hendrixowski ton, intensywność i sound (mimo, że jakość nagrania nie jest idealna). To samo można powiedzieć o Mitchu – w wielu miejscach zwraca uwagę jego mocna gra. No i Noel – okazuje się, że w tamtych czasach próbował mieszać się Jimiemu w konferansjerkę. A tej tu jest sporo, a to ze względu na kłopoty techniczne. Chłopcy wprowadzają elementy kabaretowe, modulują głosy i są w tym nawet śmieszne momenty (dostrajanie się Jimiego głosem do strojonej struny przed „Wild Thing”). Widać, że Jimi chce zdobyć sympatię publiczności, zabawić ją.

W repertuarze mamy, jak widać, same hity, plus „Red House”. Przy okazji powiem, że o ile w wersji studyjnej nigdy nie byłem fanem tego numeru, o tyle wykonania koncertowe bywają mega porywające. Tu spotykamy ten numer po raz pierwszy, a już ognia jest pod dostatkiem. Tyle, że wersja jest stosunkowo krótka, ale to koresponduje z długością innych utworów (nie przekraczają 5 – 6 minut).

Można powiedzieć, że to koncert jeden z wielu, można też ponarzekać na przerwy między utworami (acz warto zaczekać na „Wild Thing” – noiz i drajw wiadomo, ale jeszcze jest tam takie delikatne solo!).
Ale to wszystko nie zmienia faktu, że są to wciąż bardzo dobre nagrania.

Więc zgodnie z tym co mówił Stachura, że wódki są dwa rodzaje – dobra i bardzo dobra, daję mocne - ****.




29 I 1968

Obrazek

1. Killin' Floor
2. Catfish Blues
3. Foxy Lady
4. Red House
5. Drivin' South
6. The Wind Cries Mary
7. Fire
8. Little Wing
9. Purple Haze


Czyli kolejna płyta z zestawu „Stages”, który prezentuje na czterech płytach cztery koncerty Hendrixa - z każdego roku jego kariery jeden.

Erkej pisze:
Atlanta - monumentalna i dojrzała, San Diego - dynamiczne i do przodu, Paryż - chyba najbardziej bezbarwny, a Sztokholm - wyciszony i refleksyjny.


Tą niewygórowaną oceną Paryża nie należy się zbytnio przejmować, a na pewno najlepiej sprawdzić na własne uszy :) .

Spójrzmy na setlistę – nagle mamy tu 4 poważne bluesy. W dodatku w sumie robią one zdecydowanie ponad połowę czasu trwania całości! Po prostu, w porównaniu z wcześniej omówionymi płytami, mamy to zmianę, mamy nowe szaty cesarza :) . A tak gęsto są tkane, że chyba nikt nie zarzuci mu nagości. Co prawda brzmienie jest surowe, brudne, zdarzają się też rozstroje (ciągle się stroją!), ale takie są już uroki wielu koncertowych nagrań Hendrixa.

Zaczyna się wszystko dynamicznie i intensywnie, bo nie dość, że Jimi, że Micz, to jeszcze Noel w „Killing Floor” podkręcił swój bas i właściwie nie ma gdzie szpiki wściubić. No ale o to przecież chodzi! Warto zwrócić uwagę na standard „Catfish Blues” (Roberta Petwaya), który idzie na drugi ogień. To wolna i dość ciężka bluesowa forma – Jimi lubił takie, tyle że później wyszykował własne. A tu jeszcze Mitchell przywalił solo na bębnach, Hendrix poprawił z kaczką i całość, z czadowym przyspieszeniem na koniec, poszła w osiem minut.

Z dynamicznych numerów najlepiej chyba wypada „Fire” – aż popsuł się jeden z bębnów. Choć i w „Foxy Lady” i w „Purple Haze” też nie brakuje ani hałasu, ani ciężaru. W zestawie mamy też dwie ballady, z których wolę „Little Wing”. Mimo, że Experience po prostu starają się odtworzyć wersję studyjną, mimo, że nie obywa się bez potknięć, to jednak rzecz z czasem rozgrywa się po prostu pysznie.

Ale jednak najciekawiej wypada moim zdaniem instrumentalne „Drivin’ South” w dziewięciominutowej wersji. No, chłopaki postanowili po prostu wreszcie sobie pograć na scenie (na ile pozwalały im warunki), poeksplorować – i jest to dynamiczne i miejscami bardzo porywające jam – session. Czegoś takiego jak na razie nie mieliśmy.

Jest coś podobnego w aurze tych dwóch paryskich koncertów, na obu też Noel gada, na obu jest trochę wygłupu (tu w jednym momencie markują granie Presleya, ale jednak przechodzą w „Wind Cries Mary”), ale jednak ten drugi jest fajniejszy: **** i ¼.


Obrazek

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 15 października 2014 19:02:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
4 II 1968

San Francisco, Fillmore Auditorium - dalszy ciąg płyty "Paris 1967/San Francisco 1968", omawianej w poprzednim poście.

1. Killing Floor
2. Red House
3. Catfish Blues
4. Dear Mr. Fantasy (Part 1)
5. Dear Mr. Fantasy (Part 2)
6. Purple Haze


Koncert niewiele późniejszy, repertuar podobny, a jednak to zupełnie inny świat.
Może to kwestia brzmienia: wspaniale słychać dół, stopę i bas, a na tym tle gada gitara.
Bez zbędnych dźwięków, tylko jakiś lekki, pluszowy szum w nagraniu.
W „Red House” czy „Catfish Blues” (11 minut) ujawnia się dzięki temu wspaniały groove, jakiś swing o hipnotycznej sile.
Korzenne granie, w którym jest głębia i cisza…
Jimi nie musi tu rąbać dźwięków, może pozwolić swojej gitarze na niuansowanie.
Dlatego przemawia ona niekiedy jak górski potok.
Dźwięki po prostu płyną przybierając nieskończenie różne kształty.
Publiczność w oddaleniu, wokół ciemna noc.
A Jimi ma chyba lekki katarek, słychać to po głosie.

Dość ciekawa sprawa jest z tymi dwiema częściami „Dear Mr. Fantasy”. To numer z repertuaru Traffic, tu w wersjach instrumentalnych. Za perkusją zasiada w nich Buddy Miles. I jeśli ktoś słuchał Band Of Gypsys, to od razu to usłyszy: wali po swojemu, non stop szeleszcząc blachą. Nie jest jednak tak dobry jak Mitch, dlatego napięcie trochę siada. Ale mimo wszystko fajne się słucha tych dwóch jamów, zwłaszcza drugi jest wciągający. Wracają czary i słychać nawet jakiś przedpotopowy delay.

A „Purple Haze”, choć z innej baśni, fajnie wpisuje się w cały ten klimat. Też bardziej pulsuje rytmem niż przytłacza hałasem. Zresztą Jimi walczy tam trochę z rozstrojem, no i chyba ma tę lekką gorączkę – serio tak brzmi. Ale w niczym nie zmienia to faktu, że granie jest super. Nagle się urywa, tak jak nagle zaczęło się nie od początku „Killing Floor”.


Obrazek
(Też Fillmore, ale 4 dni wcześniej.)


To tylko fragment występu i również fragment płyty, więc trochę nie wiadomo jak oceniać. Ale naprawdę ta muzyka mi się podoba. Cholernie mi się podoba :D .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 maja 2015 11:42:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Interesuje kogoś ciąg dalszy? Ciągnąć czy odpuścić? :)


15 III 1968

Obrazek

1. Jimi Hendrix: Pre-Concert Interview 20:56
2. Fire 3:33
3. Red House 7:09
4. Foxey Lady 4:31
5. Purple Haze 5:05
6. Wild Thing 8:12
7. Noel Redding: Post-Concert Interview 7:13
8. Mitch Mitchell: Post-Concert Interview 8:58
9. Jimi Hendrix: Post-Concert Interview 4:54


Jak widać mamy właściwie do czynienia z fragmentem koncertu - połowę płyty zajmują wywiady, które pomijam. Muzyka brzmi bardzo selektywnie. Co ciekawe gitara jest stosunkowo cicha – nie na tyle jednak, żeby to przeszkadzało, bo całość pozostaje w fajnej harmonii. Można docenić brzmienie EXPERIENCE jako całości - a to jest coś, na co na pewno warto zwrócić uwagę.

Po dynamicznym początku „Fire” wchodzi „Red House” :) . Nie ma tu sztucznego budowania napięcia czy podkręcania atmosfery, jest za to uważna granie. Znane wszystkim numery podane są w pełnych, solidnych, rzekłbym okazałych wersjach. Można odnieść wrażenie, że zespół się nie spieszy, gra starannie, choć oczywiście jest w tym dynamika i napięcie – taki Micz stale wywija! No i doskonała wersja „Wild Thing” na koniec. Pojawia się w niej - chyba po raz pierwszy w naszej historii - cytat ze „Star Spangled Banner”.

Tak, że wiecie: niby takie fragmentaryczne, dokumentalne wydawnictwo, które za wiele nie wnosi, ale jednak wartościowe i nie mogę nie dać ****.

A tak wyglądał plakacik:

Obrazek

I to chyba po tej trasie Kevin Ayers uznał, że rock'n'rollowe życie nie dla niego i opóścił Soft Machine :wink: .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 28 maja 2015 15:09:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 10 kwietnia 2011 18:49:54
Posty: 2283
Skąd: Warszawa
Crazy pisze:
Awangarda kojarzy mi się nieodmiennie z takim "uwaga ja jestem artystą zatem jestem w pełni wolny zatem mogę tworzyć co chcę i oto stworzyłem co stworzyłem bo tak mi się podobało", tylko że słuchać się tego nie da (albo oglądać, gdy chodzi o filmy, albo czytać etc.etc.).


Byłem wczoraj na wystawie Papież awangardy w Muzeum Narodowym, między innymi wyświetlany był film Chaplina "Dzisiejsze czasy", który zupełnie nie pasuje do tego co napisałeś o awangardzie a był filmem na swoje czasy awangardowym :wink: Myślę, że znajdziemy bardzo wiele przykładów w historii tak muzyki jak i malarstwa czy filmu, które, podobnie jak ten konkretny film Chaplina, będą miały się nijak do takiego stanowiska.

Cytat:
Interesuje kogoś ciąg dalszy? Ciągnąć czy odpuścić? Smile


Interesuje, pisz :D

_________________
"Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok do przodu!"


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 285 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 14, 15, 16, 17, 18, 19  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 55 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group