moja spontaniczna i świeża relacja z koncertu Marka Lanegana z warszawskiej proximy. koncert był przedwczoraj. pewnie później coś dopiszę...
Down through the heart of the city at night
Wiedziałem, że Lanegan jest wysoki, ale nie że aż tak ! kiedy techniczny krzątał się po scenie, przy trajpodzie Marka wyglądał jak karzeł.
Z głośników David Bowie śpiewał let’s dance a w Proximie robiło się coraz cieplej
łuuuuuuuuUUUUU łuuuuuuuuuuUUU LA NE GAAN LAA NEE GAAAN
z siostrą sobie rozmawiam, że chciałbym żeby zaczęli od grave diggera i że koniecznie muszę usłyszeć wedding dress i harborview hospital i methemhetamine blues, inaczej wyjdę nie pocieszony !
chwilkę po 21szej przy umiarkowanym aplauzie publiczności muzycy weszli na scenę, aplauz z umiarkowanego na pełen przeszedł kiedy zjawił się sam Lanegan, . Bez żadnego hello Poland nice to be back stanął za wspomnianym wysokim tripodem, objął mikrofon swoją wydzieraną łapą i z zamkniętymi oczami przechylił głowę w prawo i w dół co było prawie jednynym ruchem scenicznym wokalisty screaming trees.
where the grave dogger song is sung
Żadno intro z taśmy czy epickie sprzężenia raz dwa trzy cztery
EDIT: nie znam się na metrumach, ale tak se czytam co napisałem i mnie naszło ze to chyba na 3 jest czy coś.. eee...
grave digger song po kilku taktach Lanegan wydaje z siebie głos. Wygląda na to, że nie musi mówić hello poland nice to be back, bo wystarczyło że zaśpiewał pierwszą linijkę i zahipnotyzował publiczność.
Utwór na żywo dostał bardziej rockowego kopa ! ale muzycy i tak zgrabnie przenieśli wszystkie smaczki. Motoryczny rytm wprowadził w mnie w trans. Jak się skończył, to żadnego ‘thank you’ tylko od razu brudny akord i sleep with me. Wracamy w żwawsze tempo – hit the city ! niestety zamiast pidżejki drugi głos śpiewa mi nieśmiertelnyfanktóryznatekstyimusisiętymafiszować ! no to co mam poradzić ? śpiewam z nim ! skuszka dla akustyka, albo dla muzyków ! bo chórki robione przez zespół to sobie dorabiam w głowie
Will you visit me where my body rest ?
I jak na płycie, zaraz po hit the city wchodzi wedding dress na który tak czekałem ! biję z siorką piątkę i odjeżdżam w pełni ! już nie drażni mnie fan, bo refrenowego dabadaaaa daaa urokiem jest im więcej głosów !
Po pierwszym refrenie stojący po mojej lewej a Marka prawej pan gitarzysta na swoim telecasterze gra solóweczkę. Jeśli porównać wzmacniacze do samochodów, to jego VOX na pewno nie było tym autkiem które w garażu czeka na niedzielną przejażdżkę.. warczało mu to przepięknie, ale jakoś nie oczarował mnie swoim stylem.
Na chwilkę odskocznia do field songs: i obowiązkowy one way street zaś po nim resurection song. Potem wish you well
There’s a riot In my Mouse
ale zaraz był powrót do pogrzebowego blusa : grave goes black. O ile grave dogger dostał rockowego kopa to quvieder syndrom i riot In my Mouse dostały po prostu z przeproszeniem pierdolnięcia ! niesamowicie to kołysało ! praktycznie byłą zagrana prawie cała nowa płyta, bez – niestety – bleeding muddy water : ( - za to na chwilę piękny powrót do bubblegum – one hundred days
Bodaj najbardziej odstającym numerem podobnie jak na płycie był ode to sad disco. Zabawnie to bujało, ale dobrze że tylko jeden taki numer. Gdzieś po drodze Mark przedstawił zespół. Nic nie zrozumiałem.
What’s done it’s done
Na koniec ST Louis elegy – kapela już rozśpiewana – chórki bardzo fajnie ! i bardzo ładna klamerka, bo ile zasadniczego seta otworzył pierwszy numer z płyty, tak zakończył ostatni Tiny grain of truth’
( koncert życzeń )
W czasie nie za długich braw wołających na bis
Zaszeptokrzyczałem siorce biednej do ucha dodając przekleństwo że muszą na koniec zagrać hearborview hospital
I memphetamine blues
I…
Zagrali . )
Hospital, na Maksa mnie urzekł już za pierwszym słuchaniem, ale trochę się bałem jak na żywo wypadną te szerokie gitarki. Mój lęk był podbudowany bootlegiem, który jakiś czas temu słuchałem, na którym ewidentnie się rozjeżdżały… całe szczęście że zespół jest już trochę w trasie i ograł ten materiał – nic nie można zarzucić gitarkom i przy okazji muszę powiedzieć o drugim panu gitarzyście – siedział sobie za klawiszem a gitarką dodawał smaczki, zaś w tych bardziej rockowych utworach grał gitkę rytmiczną – świetnie to robiło !
rollin just keep on rollin !
TU TA TU TU TAAA
WAKE UP !!!
!!! najlepszy kąsek na koniec !!! Jeśli pisałem że riot dostało pier$@lnięcia, to w skali nie wiem jak nazwać to co się stało z memphetamine blues...
keep your eyes wide open and my shotgun loaded cause I don’t wanna leave his heaven so soon ...
Ostatnio zmieniony śr, 21 marca 2012 23:34:51 przez stiw, łącznie zmieniany 1 raz
|