Ekstra, markus! Takie wyprawy, jak Twoja, muszą chyba opierać się na dużym zaufaniu do losu - że zawsze jakoś się ułoży, a to się spotka kogoś, a to kogoś innego, a w razie problemów rozwiązanie przecież się znajdzie. Tak to sobie wyobrażam
Ja chyba nie do końca się nadaję na tego typu wyprawę, w ogóle nie wydaję się sobie typem podróżnika. Ale dużą sympatię czuję do takich projektów i do samego autostopu też.
Osobiście używałem tego środka transportu nieraz, choć nigdy do dłuższych odległości. Np. kilkanaście lat temu, kiedy byliśmy na obozie harcerskim nad odległym jeziorem kilkadziesiąt kilometrów od Gorzowa i tak się złożyła, że elsea z naszą córką jeszcze w brzuchu utknęła w szpitalu w tymże Gorzowie... i codziennie jeździłem tam i z powrotem, właśnie regularnie korzystając ze stopa. A jeszcze zanim zamieszkaliśmy razem, to zdarzało mi się nawet autostopować w Warszawie, kiedy uciekał mi ostatni autobus z Wilanowa do metra - kilka razy ktoś mnie do tego metra podrzucił, a raz nawet i prawie pod dom.
Ostatnio jechałem autostopem w zeszłe lato. Dowiozłem dziecko Asię na obóz pod Szczytno, stamtąd kawałek podwieźli mnie ludzie, którzy również swoje dziecko na ten sam obóz przywieźli i utkwiłem w jakiejś mieścinie... nawet nie pamiętam jakiej (próbowałem znaleźć na mapie, ale nie wiem). Tam miałem mieć PKS do Warszawy, ale dopiero za kilka godzin. Więc wyszedłem w stronę wylotu z miasta, gdzie spodziewałem się już, że większość samochodów nie będzie tutejsza. A były to te najgorętsze dni lata i godzina ok. trzynastej... Zakotwiczyłem się więc w miejscu, gdzie, żeby machać kciukiem, musiałem stanąć w pełnym słońcu, ale kiedy nic nie jechało, wystarczyły dwa kroki w tył i stałem w cieniu drzewka
Założyłem sobie jakąś ilość czasu, po której należało już wracać do dworca PKS, żeby nie uciekło, oraz limit, że bodajże macham na dwieście samochodów, a potem jak nie, to nie. Przy osiemdziesiątym którymś zatrzymała się parka wracająca jakimś gruchotem znad jeziora i odstawili mnie pod Metro Marymont...
Ale przygód żadnych raczej nie miałem - tak typowo użytkowo traktuję autostop, a nie przygodniczo. Żadnych dziadów z paznokciami
----
AAAAAAA, co za bzdurę właśnie napisałem! Przecież w Rumunii całkiem sporo jeździliśmy autostopem, i TO były ostatnie razy - nawet kilka ładnych ostatnich razów, a nie to Szczytno! Trzeba będzie może kiedy indziej opisać