Oprócz regularnych płyt pod szyldem Rollins Band ukazała się masa albumów koncertowych i składanek z odrzutami. Tutaj napisze tylko o płytach studyjnych (z jednym małym wyjątkiem).
Po rozpadzie Black Flag Henry Rollins szybko zebrał nowy skład. Jego podporą został gitarzysta Chris Haskett.
"Hot Animal Machine" [1987] ***3/4
Album wydany jeszcze pod szyldem Henry Rollins. Swego rodzaju rozwinięcie pomysłów Black Flag w nieco ostrożniejszym wydaniu.
Muzyka głównie w szybkich tempach, piosenki motoryczne i powtarzalne, choć zbyt agresywne by były transowe. Trochę hardcore, trochę postpunka, odrobina noise rocka.
Rollins rzadko używa krzyku - wokalnie jest względnie spokojnie. Oczywiście biorac pod uwagę jego możliwości oraz to co wyczyniał w Black Flag i na późniejszych płytach.
Na płycie są trzy przeróbki: "Ghost Rider" Suicide, "Move Right In" The Velvet Underground oraz... "Crazy Lover" Richarda Berry'ego (to ten pan skomponował "Louie Louie").
Najsłabszym ogniwem jest produkcja - Rollins na pierwszym planie (w sumie nic dziwnego), muzyka ściśnieta w tle. Czasem udaje się przebić Haskettowi, ale sekcja rytmiczna nie ma tyle szczęścia.
Henrietta Collins & The Wife-Beating Child-Haters "Drive by Shooting" EP [1987] ***1/2
EPka z odrzutami z sesji "Hot Animal Machine" wydana pod nazwą Henrietta Collins & The Wife-Beating Child-Haters. Sporo tu czarnego humoru - utwór tytułowy w stylu surf, fajny wersja "Ex-Lion Tamer" z repertuaru Wire, specyficzny cover "We Will Rock You" - "I Have Come to Kill You". Ale najwięcej jest tu gadającego Henry'ego z muzyka w tle. Siłą rzeczy materiał jest mnuiej interesujący od debiutu. Raczej ciekawostka.
Wydane osobno na winylu, oba te wydawnictwa są wydane na jednej płycie CD.
"Life Time" [1987] ****
W międzyczasie Rollins wymienił sekcję rytmiczną. Nowe nabytki Sim Cain (perkusja) i Andrew Weiss (bas) nadały muzyce grupy zupełnie nowego charakteru. Panowie grają z wykopem, ale interesująco (zdarzało im się później pogrywac z Zornem). Z nowym składem wiązała się zmiana nazwy - na Rollins Band.
Płytę produkował Ian MacKaye i różnica jest ogromna. Sekcja rytmiczna w końcu wyraźnie słyszalna a gitara brzmi porządnie.
Sama muzyka również się zmieniła - staje się wolniejsza i masywniejsza w dodatku gęstsza i ciekawsza. Pojawiają się interesujące rytmy, gitarzysta pozwala sobie na więcej swobody. Dochodzą też nowe element - odrobina (na razie) jazzu i funk oraz bluesowe naleciałości. Rollins śpiewa agresywniej, często przechodząc do wrzasku.
"Hard Volume" [1989] ****1/2
Szczyt możliwości zespołu (chociaż Miki uważa, że to przyjdzie dopiero na "The End of Silence"). Imponująca intensywnością, gotująca się od gniewu, eksplodująca emocjami muzyka. W dodatku dość pokombinowana: niebanalne rytmy, zmiany tempa, jazzowe naleciałości, ale przede wszystkim ciężar i agresja. I zwierzęce wycie Rollinsa. Na tym etapie zespół więcej ma wspólnego z King Crimson niż niż przeciętnym cięzko grającym zespołem.
Początek płyty to mocno kopiące, dynamiczne numery w szybkich tempach. W sam raz na rozgrzewkę. Druga część jest powolna, miażdżąca swym ciężarem. Również pod względem ładunku emocjonalnego.
Wokale Rollinsa sa bardzo ważnym elementem płyty. Jego wrzask jest wprost morderczy. Henry zdzierał gardło do tego stopnia, że zdaniem lekarzy groziła mu utrata głosu. Podobno. Ale faktem jest, że później już tak nie "śpiewał".
"Insert Band Here. Live in Australia 1990" [1999] ****
Album koncertowy trochę nietypowy. W czasie trasy po Australii grupa weszła do studia radiowego i zagrała koncert dla niewielkiej publicznosci.
Dzięki temu możemy podziwiać zespół w koncertowym żywiole, ale w znakomitej studyjnej jakości. Nie dokonali przy tym typowego w takich sytuacjach zabiegu - dogrania fałszywych odgłosów tłumów. Wyszło może mniej efektownie, ale uczciwie.
Zespół z znakomitej formie. Ciężka, pokombinowana i niebanalna muzyka. W repertuarze są zarówno starsze kawałki, jak i takie które dopiero zostaną wydane na "The End of Silence". Dostajemy nawet dwa covery i materiał nie nagrany studyjnie: "Out There" - długi ponad czternatominutowy utwór.
Dlaczego piszę akurat o tym albumie? Z prozaicznych powodów: można go kupić za niewielkie pieniądze - widywałem go nawet za 15 złotych. Bardzo przystępny sposób na zapoznanie się z zespołem u szczytu możliwości.
"The End of Silence" [1992] ****1/4
Tym razem Rollins poszedł w drugą strone: płyta jest znacznie przystępniejsza. Zniknęła tamta agresja, brzmienie bardziej wygładzono a sam Henry nie wydaju już zwierzęcych dźwięków. Utwory są prostsze i bardziej melodyjne. Ale bez przesady - nie stracili nic ze swojego wyrafinowanie. Utwory wciąż sa złożone - nie grają prostackiego łomotu w stylu Pantery - najfajniejszym fragmentem płyty jest długa improwizacja - "Blues Jam".
Świetna płyta choć brakuje mi dawnej intensywności zespołu.
"Weight" [1994] ***1/2
Zmiana basisty - Weissa zastąpił Melvin Gibbs. W muzyce zespołu pojawiło się więcej funku. Piosenki stały się lżejsze i bardziej uproszczone. Do tego stopnia, ze płyta wydaje mi sie nieco nużąco. W porównaniu z poprzednimi płytami jest wręcz nudna. Oczywiście "Liar" robi spore wrażenie, ale to jedyny naprawde wyróżniający się fragment płyty.
Równiez gitara Chrisa Hasketta nie jest tak intrygująca jak dawniej - stała się bardziej standardowa.
"Come in and Burn" [1997] ***3/4
"Weight" okazał sie tylko wypadkiem przy pracy i zespół powrót do formy. Odwrócone została tendencja z poprzednich dwóch płyt. Muzyka jest już tak uproszczona. Brzmienie nabrało głębi, a muzyka ciężaru i złożoności. Mniej jest funku, ale nie znikł całkowicie. Piosenki są dynamiczniejsze i więcej się w nich dzieje.
Gdyby piosenki były nieco bardziej wyrazistsze i lepiej wpadały w ucho ten album byłby tak dobry jak "The End of Silence".
"Get Some Go Again" [2000] ***
Po nagraniu "Come in and Burn" Rollins wywalił reszte składu i zastapił ich muzykami zespołu Mother Superior. Z muzyki Rollins Band usunięte zostało prawie wszystko co w niej ceniłem.
Muzyka nie jest zła, ale standardowa do bólu: dynamiczne hard rockowe piosenki bez cienia charakteru. I te obleśne, sztampowe solówki...
"Nice" [2001] ***
Jak wyżej.
"Rise Above" [2002] ***3/4
Benefitowa płyta z coverami Black Flag. Pojawiają się całe zastępy gości: Keith Morris, Chuck Dukowski i Kira Roessler (byli muzycy Black Flag), Iggy Pop, Mike Patton, Lemmy i inni.
Te piosenki to świetny materiał ale odegrane zostały raczej poprawnie niż porywająco.
W roku 2006 Henry Rollins na jedną trase znów zebrał skład z "Weight". Niestety nie doszło do nagrania nowej płyty. Od tego czasu Rollins wycofał się z muzyki i nie planuje powrotu. Kolejny przypadek
indefinite hiatus.