Zabierałem się do pisania moich refleksji dotyczących twórczości Ajronow, ale po przeczytaniu tego co już zostalo napisane, doszedłem do wniosku, ze musiałbym się powtarzac, bo wszystko co mialbym do powiedzenia, powiedziane już zostalo w tym watku przez innych. W miedzyczasie Boskey wspomniał o „niebanalnych” okladkach Ajronow i to mnie zainspirowalo do tego, żeby ugryzc kwestie od tej wlasnie strony. Tak wiec zapraszam do zapoznania się z moja subiektywna ocena okładek plyt Iron Meiden i refleksjami na temat historii pewnego indywiduum spod ciemnej gwiazdy, które na nich gosci
Skala od * do *****
1980 - Iron Maiden. ***
Szanowne Panie i szanowni Panowie! Poznajcie Eddiego! To wlasnie na niego przyjdzie Wam patrzec za kazdym razem, gdy bedziecie brac do rak jakakolwiek plyte Iron Maiden. Jego tworca (chociaz w tym wypadku nalezaloby raczej powiedziec tata) jest rysownik Derek Riggs. Na debiutanckim albumie I.M., Edzio prezentuje sie jeszcze troszke niemrawo. Wyglada raczej jak jakis wychudzony pankowiec po trzydniowej imprezie, zakrapianej ruskim spirytusem. Pociagla twarz o duzych oczach znamionujacych zaawansowany obled, a w najlepszym przypadku zagubienie i cera, ktora nawet najdelikatniejszy dermatolog nazwalby koszmarna, kaza przypuszczac, ze nasz bohater mial za soba ciezkie przezycia... a kto wie, moze nawety otarl sie o smierc. Po uwazniejszej obserwacji moga nas nawet zaczac dreczyc przypuszczenia, ze smierc tez udalo sie rzeczonemu Edkowi zaliczyc. W ogole chlop wyglada raczej odpychająco. Odkladamy wiec plyte na bok i przechodzimy do kolejnej...
1981 - Killers ****
Sytuacja powoli nam się klaruje. Siekierka w prawicy naszego bohatera, twarz zastygla w grymasie okrucieństwa pomieszanego z sadystycznym zadowoleniem i reka jakiegos nieszczęśnika łapiąca w ostatnim skurczu koszulke zabojcy, kaza nam przypuszczac, ze Edek nie należy do osobnikow o gołębim sercu. Ba! Gorzej nawet! Wyglada na to, ze z niego kawal psychopatycznego mordercy, od którego lepiej trzymac się jak najdalej. Zaznaczyc wypada, ze Eddie zmienil troszke swoje emploi. Zamiast „artystycznego nieładu”, ma na glowie calkiem bujna czupryne, by nie rzec „lwia grzywe”. Zdecydowanie bardziej mu w niej do twarzy.
1982 - The Number Of The Beast ****1/2
Robi się powaznie, bo Eddie awansowal... z pośledniego oprycha polującego na ofiary po brytyjskich osiedlach stal się szafarzem piekielnym... Rysunek, sugeruje wrecz, ze pieklo to sam Edzio! Jak bowiem inaczej należy rozumiec obrazek przedstawiający jakiegos nieswiadomego osobnika, którym kieruje niczym marionetka, czerwony gosc, z wasikiem, rogami i widlami w dloni... na tym jednak nie koniec... osobnik o wyraznie piekielnym pochodzeniu, nie jest bowiem suwerenny, ponieważ sam ma poprzyczepiane do konczyn sznurki, za które pociąga nie kto inny jak nasz pupil i czyni to z wyraźnym zadowoleniem.
1983 - Piece of Mind *****
Jedna z moich ulubionych okładek Ajronow. Po pierwsze dlatego, ze najmroczniejsza, a po drugie, ze przelomowa samego Edwarda. Trzeba Wam bowiem wiedziec, ze w jego zyciu zaszly wielkie zmiany.... Po pierwsze przestal się szarogesic po piekle, a po drugie trafil w rece uspołecznionej służby zdrowia. Ta, widzac, ze z pacjentem jest cos nie tak zafundowala mu lobotomie, albo inna operacje mozgu wymagajaca ostrzyżenia na zero i obcięcia czesci ciemieniowej czaszki. Z tego wlasnie powodu, na tej okładce Eddie jest lysy jak kolanko i znajduje się w pokoju o miekich ścianach, do których przytwierdzone sa krepujace go łańcuchy. I musze Wam powiedziez, ze chlop nie wyglada na zadowolonego, oj nie... Tym bardziej, ze jego i tak „przystojna inaczej” twarz będzie od tej pory podzielona na dwie czesci w poziomie, a gorna czesc czaszki będzie utrzymywala sie jedynie na przykreconej srubami do czola blaszce, spod której nieustannie kapie krew. Jeśli niektórzy z Was odetchnęli z ulga na mysl, ze Eddie zostal w koncu schwytany, to niech nie ciesza się przedwczesnie i zrowca uwage, ze niektóre z ogniw łańcuchów, którymi zostal skuty Edzio zdążyły już pęknąć. Co wiecej, jeśli odwrócimy koperte (bądź okładkę CD) zobaczymy, ze drzwi pokoju, w którym znajduje się nasz pupil sa otwarte na oścież... Warto, tez zwrocic uwage na to, ze chyba po raz pierwszy na okładce plyty I.M. pojawiaja się tajemnicze symbole. Obok drzwi znajduje się zawieszona w powietrzu reka, bądź rekawica, trzymajaca jakis naszyjnik, a może rozaniec (niestety nie widac tego dokladnie).
1984 - Powerslave ****
No i co? Głupio Wam teraz? Myśleliście, ze Eddie to jakis podrzedny potworek z horrorow klasy B, a tu proszę! Okazuje sie, ze już w czasach starożytnego Egiptu, był on bóstwem otaczanym kultem... i to nie byle jakim kultem. Wystarczy spojrzec jaka mu swiatynie zbudowano. Co ciekawe, jest to jedyna okladka plyty I.M., na ktorej nie ma samego Edka (chociaz oczywiście jest jego podobizna wykuta w skale, ale przeciez to nie to samo). Ponieważ stanowi, ona „retrospekcje” w stosunku do tego co znalazlo się na poprzedniej okładce, to ciagle nie wiemy, czy Edziowi udalo się w koncu prysnąć z pokoju bez klamek.
1985 - Live After Death *****
No tak... nie wiemy co prawda jak potoczyly się losy naszego milusińskiego, od naszego ostatniego spotkania w psychiatryku, ale jedno jest pewne: w tzw „międzyczasie” Edziowiu udalo się zejść śmiertelnie, po to by mogl teraz wstac w pelnej swojej szpetnej krasie z grobu, w którym go zakopano. Biorac pod uwage entuzjazm i gracje, z jaka to czyni, możemy przypuszczac, ze nie jest to jego „pierwszy raz”. Wypada tez odnotowac, ze Eddie znowu zapuścił wlosy i wygląd mniej wiecej jak na okładce „Killera”... jednak pamiatka po pobycie w klinice w postaci blaszki na czole pozostala. Napis na jego grobie informuje, ze lezy w nim (a raczej leżał) niejaki Eddie T.H. Te inicjaly wzięły się stad, ze kiedy Ajroni projektowali swoja maskotke, mieli tylko maske, która otrzymali z akademii sztuk pieknych (a może teatralnej??? – już nie pamiętam) i dlatego Eddie był tylko glowa (Eddie The Head). Jak zwykle frontowa czesc okladki to nie wszystko... na odwrocie możemy zobaczyc wieksza czesc cmentarza, na którym ulokowano naszego nieboraka, jego dziwnego strażnika (czarny kotek z aureola i blyszczacymi slepkami), a także (w oddali) miasto, które odwiedzimy w przyszłym odcinku...
1986 - Somewhere in Time ****1/2
Owszem w miescie jesteśmy, ale troszke nas rzucilo w czasie, wiec jest to miasto przyszłości. Eddie oczywiście podaza z duchem czasu i tez ewolulowal. Okazuje się, ze jego glowe wypełniają jakies kablki i inne instalacje, wyposażony jest w celownik elektroniczny i zamiast przestarzalej siekierki posiada dwie nowoczesne giwery... z których to oczywiście nie omieszkal już skorzystac, kładąc trupem jakiegos Bogu ducha winnego obywatela.... widocznie upodobania Edka nie ewolulowaly. Jak w zadnym inym przypadku zarówno front jak i tyl okladki stanowia prawdziwa uczte dla wszystko ajronomejdenofilow. Cala ilustracja, jest bowiem pelna nawiązań do wcześniejszych plyt i piosenek I.M. Przykłady? Proszę bardzo: możemy liznąć troche sztuki w Plantom of the Opera Hall, zegar elektroniczny wskazuje godzine 23.58, a z dachu jednego z wiezowcow spada Ikar z płonącymi skrzydlami. Oprocz tego Ajroni dali tu wyraz swoim fascynacjom pilkarskim, z których byli znani. Napis na tablicy świetlnej informujący, ze West Ham wygralo z Arsenalem 7:3 jednoznacznie wskazuje, jakiego klubu sa kibicami
. Nie będę wam zdradzal, reszty smaczkow – pobawcie się w detektywow i odnjadzcie je sami. Jedna tylko rzecz nie daje mi spokoju: jeden z neon znajdujących się w tej metropolii jest wykonany cyrylica i stanowi go jedno slowo. Po przetłumaczeniu okazuje się, ze tym słowem jest... KEFIR. Ktos z Was ma może pojecie co Ajroni mieli do ruskiego kefiru?
1988 - Seventh Son of a Seventh Son ***1/2
Gratulacje! Eddie zostal tata! A może raczej mama... Trudno powiedziec, bo plod, który trzyma w reku jest związany pepowina z jego zebrem... No nie wazne. Grunt, ze Eddie doczekal się potomka. Co prawda fakt ten odrobine naruszyl jedność jego ciala... brakuje mu bowiem kawalka czaszki (co on ma z ta glowa?) i jest mocno zdekompletowany mniej wiecej od zeber w dol. Ale coz te drobne niedogodności mogą znaczyc w porównaniu ze szczęściem jakie niesie rodzicielstwo. Nasz bohater nie jest ich co prawda jeszcze chyba swiadom, bo jego twarz wyraza (w przeciwieństwie do pozostałych jego odslon) pewna konfuzje i zagubienie, ale miejmy nadzieje, ze wszystko się ulozy... Zaraz, zaraz! Wlasnie zwróciliśmy uwage na tytul! Ze jak? „Siódmy syn siódmego syna”???? Czyzby to znaczylo, ze Edzio ma jeszcze sześciu braci (jak możemy się domyślać rownie „słodkich” i „uroczych” jak on sam), a ponadto, ze ten berbec, którego trzyma w garści to nie jest jego debiut! Oj niedobrze...
1990 - No Pryer for a Dying ***
Rutyna zaczyna pochłaniać Edka... Obowiązki rodzicielskie tak bardzo go wyczerpaly, ze znowu umarl... i znowu zmartwychwstaje. Tylko, tym razem, jakis pechowiec jest świadkiem tego wydarzenia. Jak można przypuszczac, zajmie on niebawem lokum, którego dotychczasowym rezydentem był nasz bohater, by bilans cial w grobie się zgadzal. Szczerze mówiąc ta okladka podoba mi się najmniej ze wszystkich narysowanych przez Dereka Riggsa.
1992 - Fear of the Dark ***1/2
O mamo! Skandal! Derek Riggs przestal zajmowac się rysowaniem okładek Ajronow i ta jest pierwsza stworzona przez jakiegos nędznego imitatora... Chociaz z drugiej strony nie ma co narzekac, bo niejest taka zla. Co prawda Eddie zostal degradowany do wioskowego straszydla siedzącego na drzewie, ale musze przyznac, ze wypada w tej roli dosc sugestywnie. Patrzac na niego, człowiek zaczyna się zastanawiac, czy klechdy i zabobony rozpowszechniane wśród ciemnego ludu, o diablach siedzących na wierzbach i topolach, sa wyssane z palca, czy tez może kryje się w nich czasem cien prawdy
.
1993 - The Real Dead One *1/2
1993 - The Real Live One*1/2
Oj słabiutko z Edkiem. Nie dosc, ze wyglada na tej okładce jak niedorozwinięty nastolatek, to jeszcze pochlania go działalność, która można co najwyżej określić mianem sztubackiego psikusa. No bo jakze inaczej nazwac przegryzanie kabli do sprzętu naglasniajcego. Takie powazne monstrum jak on powinno być troche bardziej dystyngowane i nie tracic czasu na takie błazeństwa, tylko zajac się powaznym uczciwym horrorem
1994 - Live at Donington *
Przepraszam bardzo, a kto to? Bo chyba nie Eddie! Przygladamy się z bliska. Patrzymy... i oczom nie wierzymy. To jednak Eddie... ale jakze odmieniony. Na tej okładce, ten morderca, bestia wcielona, przeraźliwe bostwo, ozywieniec i podróżnik w czasie wyglada bowiem jak... jak plemnik ze skrzydełkami. Daruj mi szanowny Edwardzie to niefortunne może porównanie, ale zaiste wielka Ci krzywde wyrządził, ten co Cie tym razem malowal. Sadze, ze właściwy punkt widzenia powinienes mu wyłuszczyć podczas osobistej rozmowy przeprowadzonej w cztery oczy...
1995 - The X Factor **1/2
Kolejny autor i kolejne technika... Tym razem Edek zostal wciągnięty, a raczej wkręcony w tryby jakiejs dziwnej pordzewialej maszyny. Możliwe, ze zrobiono to w takim celu, aby przywrócić mu dawna postac, która tak haniebnie zostala przedstawiona na poprzedniej plycie. Trudno pwoiedziec. Grunt, ze, po minie sadzac, zabiegi, którym jest poddawany, a które dla nas z pewnością bylyby niewyobrazalna tortura, on przyjmuje jakby znajdowal się w gabinecie masazu. Taki z niego degenerat przepaskudny!
1998 - Virtual XI ***
Eddie znowu troszke się zmienil. Bardzo możliwe, ze poddal się liftingowi, bo wyglada jakby miał naciagnieta skore na twarzy. Strasznie mu się ten czas dal w kosc... w koncu w 1998 obchodzil dopiero swoja osiemnastke. Tym razem straszy nas z rzeczywistości wirtualnej (ten chłopak, jak wspomniałem, zawsze stara się isc z duchem czasu i być na bierzaco).
2000 - Brave New Wordl ****
Oho! Czyzby powrot starego dobrego Edka! Co prawda nie jest tu obecny calkiem fizycznie, ale ponura chmurka, której postac przybral unosząc się nad futurystycznym miastem, jest do niego podobna jak dwie krople wody. Biorac pod uwage z jaka nieklamana radocha spogląda Edward na metropolie znajdujaca się pod nim, mam przeczucie, ze nie jest to miejsce, w którym taki spokojny gosc jak ja, chciałby kiedykolwiek zamieszkac
2003 - Dance of Death **3/4
To smutne! Eddie się starzeje. Zamiast siac groze i zniszczenie, jak czynil to w latach „szczeniecych” woli sobie plasac i tańcować niczym emeryci na wieczorku zapoznawczym w Ciechocinku. Malo tego! Ta okladka jest „narysowana” w jakims trójwymiarowym programie graficznym (podbnie jak okladka wydanej wczesniej składanki „Ed Hunter”) i w związku z powyższym wyglada na prawde slabo. Nie pomaga jej nawet to, ze Edzio stara się nas przekonac, ze jest nikim innym jak sama śmiercią, ani fakt, ze jest otoczony przez półnagie kobitki.... oczywiście również wygenerowane komputerowo.
Zdrowka zycze