bezdomna, to skręć volume z powrotem
wcale nie głośność jest potrzebna, żeby usłyszeć 'luna de marija", tylko wyczulenie na bardzo wysokie dźwięki. Corteza kiedyś pisał, że na Lunie Budzy śpiewa nawet falsetem i też szukałem gdzie to
Ale to jest bardzo delikatne i właśnie dlatego nie potrzebna tu moc dźwięku.
Tymczasem wracając do poprzedniego tematu.
Przeczytałem właśnie, co napisałem o Halo i brakuje mi tam paru rzeczy. W tej piosence główną rolę instrumentalną wydaje się grać gitara, o której pisałem, że niektóre rzeczy mi się podobają a inne nie, i to się zgadza. Natomiast niezwykłym momentem, odskocznią od gitarowego prowadzenia jest tam
krzyk trąbki. Po raz pierwszy na płycie Luna pojawia się ona z dźwiękami całkiem nieoczekiwanymi, kiedy zamiast kolejnej zwrotki wchodzi dudniący podkład (znowu nie podoba mi się brzmienie gitary, natomiast świetna jest partia perkusji), a na jego tle rozdziera się właśnie blaszana trąbka... świetny to efekt i nie tylko dobrze brzmiący, ale - moim zdaniem a wbrew zdaniu Kamika - mający świetne
ukorzenienie w reszcie muzycznej materii, zarówno brzmieniowo (na zasadzie kontrolowanego kontrapunktu), jak i ze względu na celowość tego zabiegu (krzycząca dość rozpaczliwie trąbka w piosence o dość rozpaczliwym wołaniu człowieka).
Drugą rzeczą, o której nic nie napisałem, a która dla mnie jest chyba ulubionym elementem piosenki, są chórki Gera. O ile w głównej linii wokalnej coś mi wyraźnie przeszkadza (mówię o zwrotkach - wykonanie tytułowych słów bardzo mi odpowiada, zarówno z przetworzonym głosem, jak i to z ostatniego refrenu), może jednostajność, może brzmienie głosu, tutaj i w Echu jakby nienaturalnie niskie, o tyle wszystko, co zwrotkom towarzyszy jest super - przygrywki i zgrzyty gitary, przejścia perkusyjne, wykrzyczane zakończenia zwrotek (zupełnee niic!), a nade wszystko drugi głos, z tęskną molową nutą, z ciepłem potrzebnym tym całkiem niepocieszającym słowom, elegancko wycofany na drugi plan, by nie wchodził w kolizję z leading wokalem. Fajne jest też to, gdy na początku trzeciej zwrotki chórek pojawia się nie w porę, by po drugim wersie taktownie zaniknąć, a po trzecim pojawić się w wersji innej niż zwykle (Natalia, Natalia - to zresztą chyba Budzy, nie Gero?); dzięki temu drugi wokal w tej piosence unika przewidywalności i robi się jeszcze bardziej interesujący.
Tym niemniej
Halo halo pozostaje piosenką, w której podoba mi bardziej otoczka niż to, co muzykę prowadzi, i zdecydowanie wolę tekst od muzyki. Stąd na dziś: * * * * -
O
Echu nie mam nic do dodania i obecny mój stosunek do tej piosenki wskazuje na * * *
Co do
Luny - Kamiku, pytałeś, co może się równać z riffem Radia Rivendell - jak dla mnie przewodni motyw utworu tytułowego zdecydowanie go przerasta! Tu wreszcie WSZYSTKO jest dla mnie na swoim miejscu, nawet ta przezroczystość tekstu, o której wcześniej pisaliśmy. Uwielbiam harmonie wokalne w końcówce i to nagłe niepokojące SZSZSZSZ! po którym jak Budzy kiedyś napisał, zalega idealna cyfrowa cisza
Obecnie * * * * *
Dzień bez duchów dostaje ode mnie * * * * , ale jakoś nie mam nastroju o nim pisać.
Co do sepulturyzacji
UFO nie umiem się wypowiedzieć, bo tamten zespół jest mi zupełnie obcy. Bębniące bębny podkreślane zdecydowanym tamburynem strasznie mi się podobają i jak pisałem, hipnotyzują. To kolejny utwór, który zbija argument o braku "muzycznego mięsa", nawet gdyby kto nie chciał przyjąć argumentu, że generalnie esencję muzyki stanowi na płycie wokal a nie instrumenty. Tutaj mięsem jest właśnie ów silny rytm, w jakiejś recenzji pojawiło się skojarzenie Ufa z szamańską mantrą - coś w tym jest! I ta gitara, niby akustyczna, ale wykorzystana tak, jakby to był jakiś całkiem
niecodzienny instrument. Super! * * * * 1/2
Na niebie ciągły ruch - mówiłeś, że zwrotka tu stoi?! Posłuchałem i odczułem rzecz zupełnie inaczej! Właśnie w tych zwrotkach powraca na płytę kosmos i pojawia się zawrót głowy osoby stojącej pod tajemnicą przestworzy. O ile w utworze tytułowym człowiek biegł i chciał coś znaleźć, o tyle tutaj jest zniechęcony i ma poczucie końca, statyczność byłaby więc usprawiedliwiona. Ale może dzięki wiolonczeli ozdabiającej muzyczne tło zwrotki jest tu coś kołyszącego, choć nie w znaczeniu kojącym, raczej wzmagającym ten zawrót głowy. No i jak dla mnie za dużo z melodią się dzieje w warstwie wokalnej, żeby można było mówić o staniu. Nie pamiętam w tej chwili, czy w zwrotkach pojawia się drugi głos, ale jeżeli nawet nie, to na pewno jest on tam
potencjalnie, bo mnóstwo w nich harmonii.
A czy ta
Kamik pisze:
najlepsza trąbka na płycie
nie jest muzycznym mięsem? Tutaj to nie ozdobnik, to siła napędowa i główna melodia! (choć moim zdaniem wystąpi potem trąbka jeszcze lepsza)
W tym utworze każdy element działa mi idealnie i do tego znowu jeden z lepszych tekstów - bezwzględne * * * * *
Bardzo mi się podoba, że ten utwór (kończący wszak stronę A
) tak długo się kończy i nie chce skończyć... przez około minutę ciągle tam się coś dzieje, choć niby już po piosence... ulotne i niekonkretne dźwięki się tam pojawiają, a jednak bardziej mi się to podoba niż wszystkie ciche końcówki z płyty Droga.
Serce jest muzycznie utworem najprostszym, ale nadal mnie porywa.
Kamik pisze:
zagranie jakby na jednym oddechu
Tak, to dobrze podsumowuje piosenkę, w niej nie ma przestojów, nie ma rozglądania się po nieboskłonie, nie ma też muzycznych ozdobników, może ten bas się wybija, ale nic sztucznego w nim nie słyszę, po prostu solidna podstawa dla gitary, myślę, że pomaga tu odnaleźć więcej niż "ogniskowy" akompaniament. Na jednym oddechu piosenka ucieka ucieka i do pary z kolejnym z najlepszych tekstów na płycie dostaje ode mnie silne * * * * 1/2
A teraz
Tren.
Gero pisze:
Od pierwszych dźwięków trąbki mamy tu do czynienia z napięciem wręcz nieludzkim
Tak napisał w pierwszej recenzji płyty jej współautor... rzeczywiście od tych pierwszych dźwięków dzieje się tu coś niezwykłego. Dla mnie to jednak nie napięcie. To zachwycenie. Cała ta piosenka jest o zachwyceniu się, bolesnym, może budzącym trwogę, ale przede wszystkim nieludzko pięknym. Stąd najpiękniejsza na płycie trąbka, stąd wokaliza o której kiedyś napisałem:
Crazy pisze:
wokaliza po refrenie, która wyraża zachwyt i doskonałość dla zwykłych słów już chyba niemożliwą do ujęcia.
i takoż piękne są jeźdźcoburzowe krople letniego deszczu.
Jeżeli zaś czepiałem się brzmienia gitary elektrycznej w Halu, tak tutaj mogę tylko podpisać się pod moją Żoną:
elsea o Trenie pisze:
GITARY (ja tego muszę słuchać i słuchać!)
Uwagi Kamika są tu dla mnie najbardziej niepojęte:
Kamik pisze:
nie lubię, gdy Budzy czasem męczy się (w moim odczuciu) przy interpretacji biblijnych tekstów. Dodać też muszę wokalizę Gera, która tym razem zupełnie mi się nie podoba (chórki w refrenie też odstają) i bezbarwne gitary
co do męczenia się z biblijnymi wersami bardzo dobrze wiem, o co Kamikowi chodzi, w Tymoteuszu nieraz miewam takie wrażenie, ale w Trenie absolutnie tego nie słyszę! Co do gitar i wokalizy patrz wyżej, a chórki w refrenie to nie wiem czy nie moje ulubione ze wszystkich chórków na płycie...
Ten utwór stawiam wyżej niż Kantyk trzech młodzieńców i wyżej od prawie wszystkich utworów Armii... * * * * * *
Cieszę się, że z Kamikiem zgadzam się co do
Umieraj, choć mi wcale nie żal,
Kamik pisze:
że czad nie jest większy
bo dla mnie tak jak jest, to właśnie jest maksymalny czad! Hit lepszy od Red Bulla i nie wiem, czy w ogóle jest dla mnie jakikolwiek utwór bardziej redbullowy od tego! A jeżeli trzymać się porównań z Radiem Rivendell, to tutejszy motyw gitarowy, choć prosty jak nie wiem co, porywa mnie znów o wiele bardziej i prowadzi o wiele dalej od tamtego riffu z Radia.
W różnych okresach mojego słuchania Luny bywał to numer dwa lub trzy z płyty i miewał * * * * * albo * * * * * *
Wiosny na wygnaniu tak czysto muzycznie wziąć nie umiem. Jest to dla mnie piosenka wyrażająca ból człowieka poobijanego, który jest otępiały i boi się, że nowego bólu może nie wytrzymać, a jednak decyduje się otworzyć usta... ale nie ma już siły krzyczeć - i wychodzi z tego wzruszająco delikatna skarga. Tak, delikatna, mimo
koloru mięsa. Przygaszona muzyka na czele ze smutnym kontrabasem, klawiszowymi dźwiękami przypominającymi szloch i jakże wzruszającym "wspomnij choć raz" podkreśla ten ból. Ale gdzieś pod nim cały czas czuć miłość i ona wydobywa się nagle na światło dzienne wraz z wokalizą po ostatnim refrenie, kolejną wokalizą, która wyraża rzeczy dla słów niedostępne.
Pozwolę sobie powtórzyć: w różnych okresach mojego słuchania Luny bywał to numer dwa lub trzy z płyty i miewał * * * * * albo * * * * * *
W tych lepszych okresach bywało więc, że trzy utwory z rzędu miały sześć gwiazdek i nie wiem, czy jest jakakolwiek inna płyta, o której mógłbym to powiedzieć.
Kamik pisze:
genialnie (nie na wyrost użyte słowo) zwieńczona kosmiczną solówką Pospieszalskiego
o tak, genialnie! jedna z moich ulubionych partii kontrabasu ever, a ten instrument w takim wydaniu (szarpanym) lubię niezwykle! Dla mnie to jednak już początek
Poza tym światem, utworu, który w oczekiwaniu na Dom skrzy się pomysłami muzycznymi, który daje pole do popisu muzykom i ich instrumentom, który z definicji jest przerywnikiem, więc akurat tutaj brak esencji i zanurzenie się w pełni w ozdobnikach nie budzi moich żadnych wątpliwości. Nie potrzebuję w tym miejscu
Kamik pisze:
czegoś mniej błahego.
Solowa partia instrumentów perkusyjnych to coś, co lubię jeszcze bardziej niż kontrabas, takie coś mogło by dla mnie trwać i dziesięć minut (może niekoniecznie na Lunie, ale np. na koncercie
).
Kamik pisze:
ładnie się rozwija w bardzo dobre Aj lowju, aj nidźju
i owszem, bardzo ładnie.
I tylko tutaj muszę się zgodzić z Kamikiem:
Kamik pisze:
nie umiem przeskoczyć tego, że tam jest wora, co nas urzeka...
Niech będzie, że uszczknę za to ułamek... * * * * 1/4
Kamik pisze:
Dom - najbardziej wyjęty z TAŃCA kawałek na LUNIE. Nawet Stopa jakby naśladował tamten programming. Trochę przez to ma „Dom” nie tę kolorystykę, co reszta płyty
Rzeczywiście trochę coś w tym jest. Ale jest tu też coś innego, co zupełnie nie pachnie Tańcem, w każdym razie nie płytowym: tę piosenkę wyraźnie prowadzi gitara elektryczna! I to jaka! Już i tak dawno zapomniałem o czymś tam, co mi się nie podobało na początku płyty - tutaj ta gitara jest znakomita we wszystkich momentach, zwłaszcza delikatnie nakreślając główny motyw melodyczny. Narzekałem kiedyś, że nie porywa mnie ten utwór, potem odnalazłem w nim echo powrotu Froda do Shire i teraz już przyjmuję go bez zastrzeżeń, choć może nadal bez zachwytu... * * * *
Kolejność lubienia wyglądałby więc tak:
1. Tren
2. Umieraj albo Wiosna
3. Wiosna albo Umieraj
4. Na niebie ciągły ruch
5. Luna
6. Serce
7. UFO
8. Poza tym światem
9. Dzień bez duchów
10. Dom
11. Halo halo
12. Echo