elrond pisze:
według mnie jest to przykład degeneracji estetycznej pod wpływem komunistycznego systemu
elrond pisze:
według mnie wieś polska została zniszczona przez komunizm
elrond pisze:
natomiast z chwilą zapanowania towarzyszy nastapił wszelaki upadek estetyki
elrond pisze:
ludzi zaczęto przyzwyczajać do brzydoty
Muszę przyznać, diagnoza bardzo ciekawa, ale bardziej ciekawe wydają się mi jakieś konkrety. Niby jak to odbywało się, na czym miało polegać to niszczenie wsi i przyzwyczajanie do brzydoty? Przyjeżdżał towarzysz do budującego dom mieszkańca wsi i mówił "masz zakaz tynkowania domu"?
I jak ma się do tej diagnozy to, że przez 20 lat te domy nie zostały otynkowane?
Natomiast dla mnie łatwo dostrzegalne jest obrzydzanie dokonywane obecnie, po transformacji. Przykład:
W artykule 'Zapomniane miejsca' (Karkonosze, nr 250), Andrzej Ploch pisze:
Czasami w podarku miejscowość otrzymywała przydziałową fabrykę lub zakład (...) Obecnie nie pozostało po nich nic oprócz betonowych budynków goszczących zazwyczaj setkę hurtowni typu mydło i powidło.
Otóż to! Ja tu mam blisko przykład - miejscowość Murów, w której jeszcze w czasach niemieckich była huta szkła, która okazała się "niepotrzebna" w latach 90-tych. Dziś stoi straszydło po niej, walące się budynki z dziurami w ścianach. Kino, które było przy hucie, to obecnie zamknięte na kłódkę drzwi z wybitymi szybami. Nie wiem jak wygląda w środku, ale biorąc pod uwagę, że przez te dziury w drzwiach widzę dziurę w ścianie po drugiej stronie budynku, to spodziewam się, że nie najlepiej. I na tym terenie po hucie powstają kolejno jakieś hurtownie, przedsiębiorstwa itp.. To jest szpetne.
Inny przykład - po transformacji próbuje się przyzwyczaić człowieka do tego, że droga jest dziurawa, pobocza poobrywane i połamane. Oczywiście - może dla kogoś droga to tylko kwestia wygody jazdy. Ale to przecież także kwestia estetyki. Drogi były projektowane na określony ciężar, często 10 ton. Tymczasem po transformacji uznano, że można pozwolić na wjazd na te drogi ciężarówkom do 40 ton. No to efekty są.
Jeszcze inny przykład, choć już nie z osobistego doświadczenia a z opowieści. Ojciec nie raz mówił mi, że pamięta z dzieciństwa (spędzonego w Opolu), że jeździły polewaczki i myły drogi i chodniki. A teraz? No chyba że dla kogoś czyste drogi i chodniki nie wpływają na wrażenia estetyczne.
Dla mnie główna przyczyna zniszczenia wsi polega na tym, że "każdy sobie jest panem". I znowu przykład: gdy moja ciotka budowała dom w Niemczech (na wsi), powiedziano jej, że na tym osiedlu ma do wyboru takie a takie wykończenie budynku, i takie a takie dachówki. Dlaczego tak? By domy były zbliżone w wyglądzie i nie raziły tym, że nic do niczego nie pasuje. Ale chciałbym widzieć, jak to jest przeprowadzane w Polsce - przychodzi rada osiedlowa czy rada sołecka i mówi - proszę nie dawać niebieskich dachówek, bo to nie pasuje do reszty zabudowy i psuje estetykę. Rety - jaki rwetes podniósłby się, że to zamach na wolność. No tak, przy takiej postawie, nie można nic powiedzieć właścicielowi nieotynkowanego budynku, bo on manifestuje w ten sposób swoją wolność. Ani właścicielowi budynku w stanie "grożący zawaleniem" w centrum wsi (przykład z mojej wioski, ale pewnie z niejednej).
elrond pisze:
kiedyś (przed 1939) wieś była zawsze piękna ...wystarczy przespacerować się po tzw.skansenach, zawsze coś to mówi o architekturze przed wojną
O, to też ciekawe. O jakich skansenach mowa? Jedyny, w którym miałem okazję być to skansen z budynkami drewnianym, więc raczej z XIX wieku, a nie pierwszej połowy XX. Poza tym, obawiam się, że tworzenie obrazu wsi polskiej sprzed 1939 roku na podstawie wizyty w skansenie to jak tworzenie obrazu średniowiecza po wizycie w muzeum rycerstwa w jakimś zamku.
Jeszcze wrócę do pierwszego przykładu degeneracji estetycznej, ponieważ ma on głębsze konsekwencje.
Grochu pisze:
totalna beznadzieja egzystencji, chorobliwa nuda (w miasteczku nie dzieje się kompletnie NIC, jedyne kino jakie było zamknęli chyba na początku lat '90), i wszechobecny klimat małomiasteczkowości - (...) zacofanie, bezrobocie, bezsens istnienia.
To niestety klimat wielu miasteczek i wsi, w których kiedyś były jakieś zakłady i jakieś placówki kulturalne, które jednak w pewnym momencie okazały się zbędne i zostały pozamykane. Być może człowiek opisany przymiotnikami, użytymi przez Grocha, ma mniejszą potrzebę wrażeń estetycznych? Może jego problemy są innej natury niż brak tynku szpecący widok lasu.
EDIT:
Jeszcze kilka przykładów "obrzydzania dokonywanego po transformacji":
- Reklama po raz pierwszy: przy każdej drodze (poza może lokalnymi) stoją szyldy i inne reklamy; psują krajobraz, bo jak tu podziwiać to, co mija się samochodem/autobusem, skoro wszystko przesłonięte? Część z nich jest ohydna w samych środkach, których używają (np. w Opolu przy ul. Budowlanych stoi sobie reklama myjni samochodowej, na której roznegliżowana panienka myje samochód). Część z nich po latach zaczyna rdzewieć, gorzej, robią się rdzawe zacieki; ale szkoda pieniędzy na odnowienie czegoś co przecież jest jeszcze "całkiem dobre". Jeszcze gorzej jest z tymi, które w wyniku wiatru/wypadków/aktywności chuliganów leżą poprzewracane. Ale kogo to obchodzi?
- Reklama po raz drugi: każdy słup, każde drzewo, tak w mieście jak i na wsi, jeśli nie ma na sobie ponaklejanych ogłoszeń (czy większych czy z kategorii "drobne"), jest słupem/drzewem zmarnowanym. Efekt - wiadomo. Pół biedy jeśli te ogłoszenia jeszcze wiszą i są nowe. Gorzej gdy ich treść zamaże deszcz, albo gdy np. odklei się ich górna część i powiewają wtedy smętnie. Oczywiście tego, kto dane ogłoszenie przykleił nie obchodzi to, a na służby, które by to posprzątały, "nie ma" pieniążków.
- Reklama po raz trzeci: jeśli gdzieś w mieście są rozdawane ulotki reklamowe, to oczywiste jest, że w krótkim czasie w miejscu tym będzie walać się pełno ulotek po całym chodniku. I jak wyżej - rozdającego to guzik obchodzi, posprzątać "nie ma" komu.
- Chodniki. Od osób ze starszego pokolenia wiem, że istniał taki zawód "brukarz". Pan szedł sobie z wózkiem, na którym miał ileś płytek chodnikowych i piasek, i gdzie zauważył psujący się chodnik, to naprawiał. Jak wiadomo, lepiej naprawić, póki zniszczenie jest małe. Ale teraz "nie stać" nas na to, by takiemu brukarzowi płacić. W efekcie małe zniszczenie staje się zniszczeniem dużym (szpecąc coraz bardziej i zagrażając zdrowiu), ale na zrobienie od nowa całkiem zdewastowanego chodnika tym bardziej "nie ma" pieniędzy. O, a najlepsze są takie chodniki, które potrafią dodatkowo oszpecić ubranie przechodnia, gdy płytka która wydaje się być stabilna okazuje się nie być taką, a w wyniku nadepnięcia na nią wychlapuje się ileś błotnistej brei na nogawkę.