THE MOODY BLUES - absolutnie wszystko!
To był taki
Tuesday Afternoon pod koniec lipca. Trafiło w odpowiednim czasie na podatny grunt... Nigdy w życiu nic innego nie dało mi tyle nadziei, przede wszystkim, i radości! Było to w tym czasie tak potrzebne jak nic innego i za to jestem bardzo, bardzo wdzięczna! Cała reszta przyszła później i mam nadzieję, że zostanie
Wiele dobrego związanego z tą muzyką już było: na przykład
Nights... śpiewane w pewną zimową, gwiaździstą noc koło kościoła, albo
This morning w pierwszy dzień roku z samego rana; letnie wieczory i zimowe noce... Nie ma większego sensu pisać w tym miejscu więcej, może jeszcze tylko dodam że zespół ten, a zwłaszcza jeden jego członek stał się dla mnie niesamowitą motywacją do studiowania angielskiego
(Gero!
)
(album
Blue Jays został włączony powyżej, żeby nie było!)
THE BEATLES - generalnie wszystko, ze szczególnym pozdrowieniem dla Abbey Road, Hard days night, Help, Czerwonego i piosenki We can work it out z Lodge'm na działce
Początek tego roku, zachwyt angielską gramatyką i słowotwórstwem zwłaszcza, a potem ferie i
Przeminęło z wiatrem. Dużo pięknych chwil i potężna dawka optymizmu, kiedy zaczęło się dziać źle.
(Hayward&Wigilia Foruomowa
)
ARMIA - Legenda; Triodante
Opowieść Zimowa zarzynana, (dosłownie!) przez dobre pół dnia około Sylwestra '05 i jeszcze dłuższy czas potem. Mój pierwszy album Armii, który powalił w kilka miesięcy później. Do dzisiaj pamiętam to uczucie, zachłanne poznawanie każdego utworu, dźwiętku, swoista
kontemplacja nie tylko tekstów, nie tylko muzyki, ale tego co tam się dzieje w samym jądrze (a co później Krejzi ładnie i dużo zgrabniej opisał, to o co mi chodzi). Potem były inne albumy, zachwyt
Duchem, znajomą solówką Radia NRD i mistycznym
Adwentem, mniejszy Ultimą, większy magią Pocałunku... a Triodante czekało na swój czas. Potem zostałam zmiażdżona
Miejscem pod słońcem i
Skończyłem, rozpoczynaj. I zaczęła się nowa historia.
(ooo...
)
SIMON & GARFUNKEL - pierwsze trzy albumy
Kwiecień, nawet trochę wcześniej. Ukradkowe zaglądnięcia do Nieba i chłonięcie Dobra w najwyższym tego słowa znaczeniu. Poza tym cudowne wiosenne dni, Christie i gorączkowe szukanie wolności... (jak dotąd, bez rezultatów
)
(?, chyba Gero&Morelka
)
THE DOORS - Strange Days / Waiting for the sun / Soft Parade
Także dość świeża sprawa, hipnotyzujący Morrison wdarł się w pewną deszczową niedzielę z rzekomo najlepszym utworem w historii nie-tylko-rocka. To nic, że z tym nie wyszło
potem było lepiej: wiosna już w pełni i poranki pełne słońca, często bez konieczności chodzenia 'tam' a zamiast tego pochłanianie stosów książek i robienie co się chce. Tylko czasami Jim coś tak zaśpiewał że ciary przechodziły i Aragorn ze ściany zdawał się zerkać jakoś tak bardziej złowrogo niż zwykle. brrr (ale tego wokalistę dołączam do mojej ścisłej czołówki)
(Krejzi&Kacper
)
THE HOLLIES - Butterfly
Takie to trochę The Beatles z domieszką Moody Blues. Swego rodzaju objawienie tego lata, zespół który znam jak dotąd zaledwie z dwóch albumów i potężnej składanki
The long road home a mimo to już jest wysoko na mojej liście. Nie mam ostatnio jakiejś specjalnej ochoty na czady i chcę słuchać rzeczy takich sobie po prostu ładnych i niekoniecznie hałaśliwych (z tego powodu Hollies tak, Byrds mniej tak). Zespół ten zapowiada mi się jako jedna z najpiękniejszych perełek. Czekam na to co dalej.
(last.fm&Gero
)
PINK FLOYD - Ummagumma (?); i utwór Hey you
... który na krótko przed Bożym Narodzeniem wprowadził mnie w totalnie nowe, muzyczne światy! Coś czego nigdy nie słyszałam a w czym można nieźle się zatopić. Jeszcze nie wszystko mam, nieładnie mówiąc, przetrawione, bo jest to muzyka, którą chcę odkrywać powoli, zanurzając się w każdy dźwięk...
(Forum ogólnie, Pippin
)
PJ HARVEY - White Chalk
Przyszła płyta ta w maju, przez jakiś czas cichutko leżała i pełnią uczuć wybuchnęła dopiero w czerwcu, kiedy zaczęłam pracę. Na początku był to powrót do Szangri-la w pierwsze niedzielne popołudnie, potem Winnetou i okolice prerii już przez cały prawie-czas. Niesamowite wrażenia, odkrywanie różnych niuansów, słuchanie co raz to z innej strony, czasami puszczane kilka razy pod rząd co normalnie nigdy mi się nie zdarza.
Piękno i niepokój.
(Natalia
)
ELECTRIC LIGHT ORCHESTRA - Out of the blue
Tutaj z wyborem płyty nie ma problemu, bo jest ona symbolem jako takiej wolności i wielu pięknych poranków ze wschodami słońca. I modlitwą, żeby takie chwile jak ta trwały wiecznie.
(?)
DEAD CAN DANCE - Within he realm of a dying sun
Koniec roku '06, trochę smutek i nostalgia, a trochę zastanawianie się jak to wszystko będzie dalej (było lepiej!). Były momenty że ten album ogromnie mnie przerażał i zwiastował koniec świata ( a ja nie mogę uwierzyć w życie wieczne
). Czasem naprawdę bałam si ęsłuchać tego sama w zimie, w nocy.
(Elrond&Natalia
)
SKALDOWIE - pewna część Antologii
Okolice Bożego Narodzenia były takim bardzo intensywnym czasem Zielińskich. Doskonale pamiętam co raz większe oczekiwanie przy malutkiej choince w naszym pokoju przeplatane graniem ze słuchu Nights in white satin (bo to najłatwiejsze
), a potem znowu krzyk
nie widzę ciebie w swych marzeniach i jakaś niesamowita atmosfera, która przetrwała w tych najpiękniejszych ich piosenkach do dzisiaj. Niestety, nie znam albumu Skaldów dobrego jako całość, dla mnie to zespół kilku(nastu) piosenek, ładniejszych niż inne w podobnej sytuacji i przechowujących dobre rzeczy.
(Gero
)
CLANNAD - wczesny
Moya Brennan, ukojenie...; smak Irlandii, coś co przeczuwałam chyba nie do końca świadomie już kilka lat temu (podobne wrażenie miałam kiedyś z jakąś muzyką zdaje się typowo irlandzką, niestety zgubiłam tą płytę
). Przenosi mnie na Północ, a czasami nawet w świat Tolkiena.
(Witek?
)
Za jakiś czas uwzględnię jeszcze
YES, bo jest to kolejny wielki Zespół, z którym jednak znam się dopiero od miesiąca. Na razie królują bezkonkurencyjnie Topograficzne oceany, potem Magnification i Fragile, ale jeszcze duzo wody upłynie nim się z tym osłucham tak bardzo, jak chcę
( tu pewnie będzie Gero&MAQ
)
Ech, chyba nie bardzo mi to wyszło, bo jak czytam, to o samej muzyce jest niewiele... ale z drugiej strony, te rzeczy są dla mnie ważniejsze i myślę, w pewien sposób decydujące. Hehe, zapisałam sobie tego posta, jestem ciekawa jak bardzo zmieni się to za kilkanaście lat