i oto zaległy wpis:
Druga część! Tak tak! Jest dla mnie zdecydowanie lepsza od pierwszej, w której nagłe przyspieszenia i zwolnienia akcji (Nazgule i dom w Buckland, Old Forest i u Bombadila, Weathertop i Rivendell, Moria i Lothlorien taka sinusoida) som. A ja wolę taką ciągłość i wielowątkowość (w sensie, że bohaterowie nie są razem, najpierw czytamy o resztkach Fellowship a potem o Frodo itd.).
The departure of Boromir
Szybko przebiegnąć trzeba ten rozdział, gdyż należy on mentalnie do części pierwszej. Ale scena pogrzebu Boromira bardzo mi się podoba, też sam pomysł: powierzenie ciała rzece i pożegnanie Aragona i Legolasa. Ładne.
Riders of Rohan!
O tak!!!!!!!! Już można odetchnąć i spokojnie wtapiać się w każde słowo, każdy obraz, każdą scenę! A ostatnio, jak czytałam fragment:
here the highlands of the Emyn Muil ran from North to South in two long tumbled ridges. The western side of each ridge was steep and difficult, but the eastward slopes were gentler, furrowed with many gullies and narrow ravines, to od razu Szkocja przed oczami… I jeszcze jak Aragorn znajduje broszę w kształcie liścia, i że ten liść
looked fair and strange in that treeless plain.
I Men of Rohan… tacy… męscy
i oczywiście ten dialog, co Krejz cytował i jeszcze:
-
do we walk in legends or on the green earth in the daylight?
- a man can do both
To jest jeden z moich ulubionych rozdziałów…a kto wie czy nie the ulubieńszest!!
The uruk- hai
Ych. Ja nie lubię czytać o tych obleśnych potworach. To wszystko jest aż za dobrze opisane: ich okrucieństwo i prymitywizm, głupota i chytrość. Nie nie nie. Nie lubię tego rozdziału.
Treebeard
I tu dziwnie. Ale ja jakoś nie przepadam za lasem Fangorn. Zdecydowanie wolę Mirkwood!! I Treebeard też nie jest u mnie tak wysoko w ranking jak bym się tego spodziewała. W sumie nie wiem, czemu. Nie, bo nie chyba. Może dlatego, że, jak już pisałam, Ents przemijają. I one są jak jesień. I za bardzo mi jest smutno jak o nich czytam. Ale bardzo bardzo mi się podoba tajemniczość i starość tego lasu. Że nawet wgięło to tego głupka, Legolasa, który zawsze ma lepiej, bo w śniegu nie pogrąża się, śpi idąc z otwartymi oczami, porozumiewa się ze zwierzętami i jest tak szybki, że nikt go nie prześcignie i mądry i stary a wciąż piękny.
I jeszcze lubię ten ich napój extra, co hobbisty urośli.
The white rider.
Lekka nuda? Wciąż w tym Fangornie niby takim groźnym, ale jakoś w atmosferze daleko mu choćby do Old Forest… i Gandalf gada i gada. E tam! Ale pojawia się Shadowfax, czyli ziszczenie moich marzeń dziecięcych. KOŃ. Nie jakiś tam zwykły, ale TAKI! Jest on super.
The king of the golden hall
O tak! Meduseld! Jedna z moich ukochanych nazw tolkienowskich… ja strasznie ich wszystkich lubię (wolałabym być Merrym niż Pippinem i być Rider of the Mark! Zdecydowanie)! Może tylko Eowyn mniej, bo strasznie mnie denerwowała, że swoimi uczuciami męczy Aragorna dodatkowo hehehe ale w sumie te jej rozterki i obawa przed byciem zamkniętym w klatce bardzo mi bliskie i Theoden!!!
Helm’s Deep
I tu np. jest miejsce, w którym książka zyskała dzięki filmowi! Bo ja zwykle przeskakiwałam nieuważnie przez te tam opisy, aż do momentu, w którym pojawiają się tajemnicze drzewa, a teraz to już czytam wszystko i dobrze. Ale ja nie za bardzo lubię bitwy i zdecydowanie wolę tę na Pellanor Fields. Ale huorny! O kurde!******! Bo są takie nieujarzmione!
The Road to Isengard
Bardzo lubię ten rozdział bo znowu jest to takie uspokojenie niby, ale ciekawie się robi, są huorny i przerażają nieustraszonych jeźdźców, Gimli ma swoją przemowę o jaskiniowych komnatach, która mnie tak samo porusza jak Legolasa
i jakoś tak miło mi się czyta- bo jakby się wydaje, że najgorsze za nimi, wygrali, są razem, taka super ‘paczka’
(a później zresztą w ‘palantirze’ Gandalf powie, że się za bardzo rozluźnili i każe się spiąć więc chyba słuszna impresja). I fajne to czarne tajemnicze złe coś co pełza wzdłuż rzeki.
Flotsam und jetsam
No i ten rozdział znowu mi nie pasuje coś w nim. Jakoś tak już za bardzo statycznie tylko leżą, palą i gadają (jak ja czasem hehe)
a potem u tego Sarumana też bez większych emocji. Choć ja bardzo lubię te momenty, w których wyłazi z Gandalfa jego Moc- czyli jak rządzi Sarumanem i łamie jego laskę. To dobry moment!
Palantir
Bardzo lubię- jest ciemno i tajemniczo i wreszcie jeden z ‘dobrych’ popełnia błąd (nie taką głupotę jak wrzucenie kamyczka w Morii, zresztą, nie pisałam chyba o tym, bo dopiero niedawno mi się spodobał ten motyw, że to takie prawdziwe: głupstwo, wydaje się, że nikomu nie zaszkodzi a konsekwencje STRASZLIWIE poważne, z narażeniem życia swojego i przyjaciół włącznie.). Ja lubię te wszystkie momenty, w których jest konfrontacja ze Złem tak face to face- wszystkie późniejsze zmagania Frodo też. I nagłe zenergetyzowanie Gandalfa, poza tym Winged Creature- nazgule przekraczają rzekę! I świadomość, że to dopiero początek, wcale wcale nie koniec…
a teraz zcytam sobie te dalzse rozdziałsy i tam to dopiero jest!!!!!