Kamik pisze:
Utwory z POCAŁUNKU... rozkładają mi się w naturalny sposób pomiędzy cztery kategorie (choć mogłyby być trzy):
A. Genialny poważny czad, czyli rzeczy najlepsze i najbardziej armijne.
B. Wyśmienite flirty z niepowagą i dziecięctwem, czyli oczko w stronę TAŃCA SZKIELETÓW.
C. Świetne kawałki spomiędzy A i B, czyli właściwie B, ale takie trochę A...
D. Tym utworom dziękujemy, czyli fajnie, fajnie, ale lepiej byłoby, gdyby nie było...
Mam nadzieję, że to co zaraz napiszę nie spowoduje, że wątek nagle dojrzeje do AWANTURUM...
Zjawy i Ludzie - słyszałem ten kawałek sporo przed ukazaniem się płyty, bo w sieci był dostępny teledysk i się jakoś zraziłem... dzięki temu zrażeniu, do POCAŁUNKU MONGOLSKIEGO KSIĘCIA, jak do żadnej innej płyty Armii, podchodziłem bez przekonania, że na pewno kupię... ale to kapitalny kawałek jednak jest! A zawołania do Elbereth, wręcz piękne! Nie jest to może jakaś wielka piosenka, ale frajdę sprawia w sam raz.
Nie ma tu tej armijnej
podniosłości,
majestatu znanych jeszcze z DUCHA, ale i nie jest to tak do końca igraszka, zanurzenie w krainie dzieciństwa, więc wpadło do C. Po prostu brak jakiegoś silnego argumentu za którąś z dwóch pierwszych kategorii.
W Kamień Zaklęci - tu właściwie nie wiem co napisać. Jest lekko, jest przyjemnie, jest do przodu. Bardzo lubię. Najlepsze są takie
kropelki (
dzwiękrople), które często tam w tle słychać.
Pocałunek Mongolskiego Księcia - a istnienia tego utworu nie rozumiem... dla mnie to najgorszy nagrany przez Armię kawałek... być może przed LEGENDĄ było kilka nieciekawych piosenek, ale przynajmniej wiadomo było po co są i czemu takie a nie inne. Miały swój własny charakter. A tu?... no jakoś nie mogę... zwrotka muzycznie nawet nie drażni za bardzo, po prostu jest nijaka... i właściwie o pozostałych elementach też mógłbym to napisać... nie byłoby więc jakoś tak strasznie, gdyby się w coś choć odrobinę wyrazistego układało. Ale się nie układa... rozłazi się tak jakoś... dla mnie jak na Armię, to o wiele, wiele za mało... tekstu też jakoś nie chcę mi się zgłębiać... jak o nim myślę, to przychodzi mi do głowy długi ciąg skojarzeń i tyle... ale to pewnie przez muzyczną stronę utworu...
Jedyny powód istnienia tego utworu widzę we fragmencie z Brittena z końcówki...
Horror Budzulli - bardzo lubię! Rewelacyjny kawałek! Zupełnie nie armijny, ale w tym grochu z kapustą płyty, nie razi mnie ani trochę. Bardzo mnie bawi ta piosenka. Dla mnie kryterium przynależności do kategorii B jest odpowiedź na pytanie, czy po ewentualnym przearanżowaniu mógłby dany utwór znaleźć się na kontynuacji TAŃCA SZKIELETÓW. No i może można by mieć jakieś wątpliwości, ale właściwie czemu nie? Kapitalna waltornia na koniec!
Sodoma i Gomora - O! na ten utwór czekałem najbardziej, jak tylko się dowiedziałem, że go Armia skoweruje. I jak w Empiku usłyszałem po raz pierwszy, to mnie po prostu wgniotło w zięmię... no, po prostu walec!, no. GENIALNE!!! I jaka końcówka!!!
Nostalgia - Fajne, fajne. Pamiętam, że przy pierwszych odsłuchiwaniach tej piosenki czułem się z dziesięć lat młodszy... naprawdę... ale w końcu troszkę znudziło.
Poważny problem widzę w powtórzeniu błędu znanego już z "Nino Łeno":
dygresja od czapy... zupełnie mi ten moment w tym utworze nie pasuje. Tylko zakłóca bardzo fajną - że się tak wyrażę -
wibrację... Za duży czad, żeby wpadło do B, ale za mało poważnie, żeby wrzucić do A. Wolałbym jednak ten kawałek w A, bo mimo wszystko dużo dobrego i ciekawego się w nim dzieje.
Utopia - a to - mimo że nie jest armijnie i nawet nie do końca wiadomo, jak jest - mogłaby być naprawdę bardzo, bardzo dobra piosenka, gdyby nie refren... normalnie tak mi psuje cały ten utwór, że aż szkoda... no nie mogłem nie postawić obok "Pocałunku..."... szkoda... i to słabe
Jaśniejsze niż tysiąc słońc...
Ukryta Miłość - i znów gęba sama się śmieje... super!... ci, co nie poznali się na tym kawałku, chyba nie są w stanie poznać się na czymkolwiek... hehehe...
Sen Nocy Letniej - dwa ostatnie utwory z płyty, przywołują od razu niemal tę tęsknotę znaną z "Parowozu nr 8". Lubię "Sen Nocy Letniej", mimo że Budzy śpiewa trochę w taki urywany sposób, mimo że jest
Laj laj laj i mimo tego motywu otwierającego piękną dygresję. Za drugim razem, kiedy nie brakuje już taktów, kiedy utwór nabiera swobody i się bezbłędnie rozpościera, wychodzi to już dobrze, ale za pierwszym jednak razi. Ale całość O.K., a - powtórzmy - nastrój o wiele więcej niż O.K.
Śmierć w Wenecji - hmmm, utwór IDEALNY. Długo "Sodoma i Gomora" była dla mnie jednak lepsza, ale dziś bym się już przy tym nie upierał. Ta piosenka ma zbyt wielu miłośników na Forum, żeby tu coś jeszcze o niej pisać. Wspaniała!
Podsumowując: ja tam bym pomieszał DROGĘ (o której też powinienem chyba coś więcej napisać...) z POCAŁUNKIEM MONGOLSKIEGO KSIĘCIA i ułożył (po pewnych zmianach aranżacyjnych) jedną wyśmienitą płytę Armii i jedną wyśmienitą płytę Budzego Solo (coś by jednak na pewno wyleciało w nicość...). Na szczęście, leży to poza moimi kompetencjami.
Dziękuję. Przepraszam. Co złego to "Nie Ja".