Na pięć minut przed WYPRAWĄ3 wybraliśmy się z Boskim na przejażdżkę rowerową po Kaszubach. Nie była to wielka
monograficzna wyprawa lecz taki rekonesans.
Intro wyprawy3.
Spotkaliśmy się na peronie stacji Gdańsk Wrzeszcz w poniedziałek o godzinie 7.01. Hihi - i wcale tak od razu nie wyruszyliśmy - dopiero następnego dnia. A tu docierały do nas sms: jak tam w lesie, nad jeziorem - a akurat słuchaliśmy muzyki, albo przebywaliśmy w lokalu spozywając piwo Heban - jak sama nazwa wskazuje - ciemne i bardzo dobre przy okazji...
No - ale były sprawy do załatwienia w Gdańsku.
Właściwa wyprawa rozpoczęła się we wtorek. Myśleliśmy o tym by dostać się od razu wgłąb Kaszub, jadąc pociągiem, ale godziny odjazdów nie były nam na rękę więc wyruszyliśmy z samego Wrzeszcza. Boski prowadził swojemi ścieżkami wzdłuż nieistniejącej linii kolejowej z nasypami, wiaduktami, miescami po stacjach - kiedyś zresztą wklejał lekko zimowe zdjęcia z tych okolic.
Po wymanewrowaniu markietów i sieci dróg szybkiego ruchu dotarliśmy do czarnego szlaku, który poprowadził nas dalej lasami i leśnymi pieszymi ścieżkami. Tu brakowało czasem dokładniejszej mapy okolicy ale dawaliśmy sobie radę. Bardzo piękny był odcinek trasy wzdłuż jeziora, którego nazwa wyleciała mi z pamięci, oraz miejsce na mostku.
Klimatyczne okolice - postój przy domu, który okazał się zamieszkały, pustki, zadupia, lasy i pola.
W ten sposób, po przejechaniu jakich 50 kilometrów, opatentowując po drodze pomysł Boskiego: harleyowskie siedzenie na zapakowanym bagażniku wysmienite w długich zjazdach, dotarliśmy w okolicę Wieżycy/Wierzycy. Podsłuchując rozmowy miejscowych (może nie po kaszubsku ale na pewno inaczej
) zaopatrzyliśmy się w sklepiku (kiełbasa zblewska musztarda sarepska i inne tam...) i rozpoczęliśmy poszukiwanie jakiegoś dobrego miejsca na rozbicie namiotu.
Sprawa nie taka prosta: w tamtym regionie Kaszub (Krzeszna, Jeziora Dąbrowskie, Patulskie, Ostrzyckie) teren dość rzetelnie został zagospodarowany z myślą o letniej kanikule - domki, kempingi, ośrodki (choć przyznać muszę wrażenia natłoku i przegięcia nie miałem) - tak więc dopiero las, tabliczka zakazu wstępu doń - zagrożenie pożarowe - dały odpowiednie miejsce. W lesie więc, między ogromnymi bukami, blisko Rezerwatu Ostrzyckiego, nad Jeziorem Ostrzyckim, blisko piaszczystej luki w i tak niezbyt rozległych szuwarach rozbliliśmy już całkiem po ciemku namiocik i nad samą wodą zapaliliśmy miniogniseczko. Spało się dobrze, rano zjawili się drwali z piłami spalinowymi ale działali w pewnym oddaleniu. Potem dopiero zrobiło się bardziej tłoczno i spacerowo - cóż, okolica była jednak zbyt mało dzikka
.
Środa okazała się być dniem dość leniwym...
Przemieściliśmy się pod najwyższą górę na Kaszubach i Pomorzu -
Wieżyca, 328,6 mnpm - wdrapaliśmy się na nią oraz na wieżę znajdującą się na wierzchołku. Las na Wieżycy dosyć konkretny i ładny, charakterystyczny punkt przyciąga niemało spacerowiczów ale widok z bujającej się platformy widokowej na górze jest całkiem, całkiem!
Naszym celem tego dnia były
Węsiory ale zmierzaliśmy tam bardzo niespiesznie. Postojów było kilka. Parking, scena festyniarska, sklep, tablica miejscowości DUBowo dla której nadłożyliśmy parę kilmetrów
... Łąki, pola, polne drogi, pagórki. Nie skusiła nas za to ani najdłuższa deska świata, ani szyld reklamujący knajpę z daniami kuchni bułgarskiej
i regionalnej...
Wieczorkiem dotarliśmy do Węsior. Tam własnie w lesie, nad Jeziorem Długim znajdują się kurhany, kamienne kręgi i groby - jest to cmentarzysko Gotów z II wne. Bardzo ciekawe i piękne miejsce. Uśmiech budzą co prawda napisy ostrzegające przed przepełnieniem mocą wewnątrz kręgu, ale z drugiej strony bliskość tego miejsca sprowokowała nas z Boskim do dosyć poważnej rozmowy światopoglądowej już na miejscu popasu.
A miejsce to było wręcz wymarzone: sosnowy, odludny las na trzymetrowej wysokości brzegu jeziora, miejsce gdzie ognisko mogło być już normalnej wielkości a echo późną nocą niosło że hoho
hohohoho.
W czwartek zbieraliśmy się niespiesznie, że tylko dojechać trza na pociąg do Skorzewa a tu po kilkuset metrach się kapeć zrobił w tylnym kole starego rometowskiego bicykla, którym jechał Boski. Nie było ani rezerwy, ani czasu więc dalsza część podróży (17km?) odbyła się na tzw. twardym kole
- za chwilę odpadł błotnik, rower dawał coraz to nowe efekty dźwiękowe, stuki, bicia, kilka razy zrzucił łańcuch, a na koniec zaczął sie odkręcać lewy pedał. Miliśmy narzędzia, ale akurat klucza odpowiedniego do tego pedału zabrakło...
. Ale się dojechało! Nawet się zdążyło na stacji odpalić łunochoda, napić kawy... I jazda do Gdyni.
Kolejka Kaszubska bardzo ładną trasą jedzie i ma wiele uroku - nadałaby się do topika o pociągach. Po drodze zaczęło bardzo mocno padać. Ale co tu dużo mówić, deszcz nas oszczędził: kilka kropel na nas spadło a przecież dojeżdżaliśmy do miejsc gdzie było dość mocno dolane. Albo padało w nocy tak, że namiot składaliśmy prawie suchy. No i komary - obawiałem się komarowej masakry a tu w trakcie całej wycieczki nie igryzł mnie ani jeden komar! Aż się o nie martwię
.
Podsumowując: wyprawa krótka ale bardzo udana - zostało jeszcze wiele do zobaczenia na Kaszubach! Rower do eksploracji tego rejonu jest bardzo wygodnym instrumentem: teren owszem pagórkowaty ale nie wyczerpujący, sieć dróg ok - i jest sporo dróg bocznych, którymi przedzierać się można gdy chce sie ominąć asfalty (na nich jak sądzę w okresie letnim ruch bywa dość duży), no i pieszo mogłoby być za wolno i trochę monotonnie (choć też chciałbym spróbować
)
Myślałem by również na Kaszubach odpisywać na smsy, że ciągle jesteśmy w Gdańsku, że oglądamy Tuin Piks, że żłopiemy browar w knajpie - taki performens i ściema, ale podobało mi sie tak, że nie wytrzymałam i pisałem zgodnie z rzeczywistoścą: było git
.
Boskey - dzięki!
Skończyłem - rozpoczynaj!
Ps.: dalszy ciąg w wątku wyprawowotrzecim.