Rejestracja: wt, 09 listopada 2004 22:37:55 Posty: 25424
|
Pamiętam, jak oboje z elrondem narzekaliście.
Z drugiej strony ciekawe, że znam sporo osób (przykład z brzegu - moj mama), które Gwiezdnych wojen nigdy specjalnie nie lubiły, albo w ogóle nie lubiły, albo nawet innych części nie wiedziały - które poszly na Zemstę Sithów do kina i podobało im się wielce!
Cóż... poniżej wklejam moja recenzję - bardzo przepraszam, że robię to jeszcze raz, móglbym dać linka, ale sam wiem, że niektórzy nie lubią klikac linków , a nieskromnie mówiąc uważam ją za jedną z lepszych recenzji, jakie napisałem... więc to dla zachęty dla nowszych użytkowników, którzy by się może nie dokopali:
ZEMSTA SITHÓW * * * * *
najlepsza scena: w teatrze, rozmowa Palpatine'a z Anakinem z opowieścią o Darth Plagueisie
Zemstę Sithów odbieram głównie na dwóch płaszczyznach: w szerszej perspektywie, jako obraz wojny z ciekawie prowadzoną intrygą polityczną i na poziomie postaw, jako obraz uwiedzenia głównego bohatera przez Zło.
Obraz wojny uważam tu za wyjątkowo trafny i uniwersalny. Tylko na samym początku wydaje się, że pozostajemy w świecie komiksowego bohaterstwa; im dalej w las, tym bardziej ponuro, rzeczy dzieją się szybciej niż jest czas się zastanowić nad słusznością swoich działań, dobre chęci ulegają wypaczeniu a próby ułożenia sobie zycia osobistego okazują się stać w sprzeczności z obowiązkami. Do tego nieustający krajobraz wojenny: zgliszcza, dymy i hałas. Czasem powrót w chwale, który szybko okazuje się być powrotem do bagna. Bo za wszystkim czai się perfidna intryga polityczna. Polityczna do szpiku kości, wielopiętrowa, budowana przez lata, konsekwentna w każdym detalu.
Zemsta Sithów jest dla mnie jednak przede wszystkim obrazem uwiedzenia przez Zło. Zło działające poprzez kłamstwo, które niszczy dobre intencje i zabija nadzieję; zmusza do coraz dalszego brnięcia w ciemność i tworzy poczucie, że z obranej drogi nie ma odwrotu, że nie może być przebaczenia. Taka jest droga Anakina. Wiele osób narzeka, że jego przejście na Ciemną Stronę było nieprzekonywujące, bo zabrakło efektownego, pełnego „nawrócenia się na zło”. Ale czy to by było rzeczywiście wiarygodne?
Przecież wiemy, że grzech przyszedł na świat nie przez okrucieństwo, niepohamowaną żądzę władzy czy perwersję, lecz przez... kłamstwo. Właśnie w taki sposób wygrywa swoją walkę o duszę Anakina Skywalkera przyszły Imperator.
Sączy mu do głowy kłamstwa o pozorach prawdy a nawet zawierające elementy prawdy, by trudniej było je odkryć. Jedi są bardzo podobni do Sithów... Jedi mu nie ufają... nie chcą, by poznał pełnię Mocy, bo się go boją... Palpatine występuje tu jako wąż!!! Przy okazji genialnie wykorzystuje fakt, że Jedi rzeczywiście są dalecy od ideału (nawet jeżeli ideały, którym służą, są w pełni godne, by im się oddać). Podsyca w Anakinie poczucie upokorzenia i odsunięcia od najważniejszych spraw, jak i jego świadomość prawa uczestniczenia w nich; wzmacnia poczucie, że Jedi działają nieuczciwie i wbrew zasadom, które wyznają - a przecież wszystko to w jakimś stopniu jest prawdziwe! Kulminacja tego dzieje się sama, gdy Windu powtarza dokładnie słowa wypowiedziane wcześniej przez Palpatine’a, „on jest zbyt niebezpieczny, by żyć”, słowa, które wzbudziły w Anakinie tak wyraźny sprzeciw moralny - teraz te same słowa zabrzmiały w ustach mistrza Jedi! Czy mógł być lepszy dowód na prawdziwość słów o tym, że Sithowie i Jedi nie różnią się prawie niczym?...
Przez kłamstwa, utwierdzanie w strachu przed utratą ukochanej osoby, czy wreszcie okrutny akt łamania sumienia, który widzimy w prologu filmu, gdy Anakin wbrew sobie zabija hrabiego Dooku - Palpatine korumpuje duszę młodego Anakina i sprawia, że krok po kroku, stopniowo zostaje podkopana jego wiara w wyznawane zasady i w jego pozycję w świecie organizowanym przez zakon Jedi. Anakin traci nadzieję, że coś dobrego wyniknie z tego, co dotąd robił, przestaje wierzyć, że odnajdzie swoje miejsce. Wbrew pozorom lęki o Padme nie są tu aż takie najważniejsze, są raczej jedną kroplą goryczy za dużo - skoro wielki świat kryje w sobie same rozczarowania, trzeba za wszelką cenę chronić to, co na pewno ma sens. Były jednak potrzebne wszystkie te rozczarowania, by mogło dojść do przemiany Anakina w Dartha Vadera. A i ta zmiana, choć znajduje symboliczny wyraz w pojedynczej scenie, ma charakter bardzo stopniowy.
Ciemna Strona Mocy w wydaniu „wczesnego” Vadera nie jest bowiem żadną orgią siły i władzy. Jest czymś o wiele bardziej smutnym, przejmującym: jest umieraniem wszelkiej nadziei i oddawaniem się... beznadziei - świadczy o tym każdy następny krok Anakina na drodze do pełnej ciemności.
Zaatakowanie Windu i pomoc udzielona Palpatine’owi skazały go praktycznie na całkowitą banicję ze świata Jedi, gdyby ten miał ocaleć. Spalił za sobą prawie wszystkie mosty. Pozostała mu wtedy tylko nadzieja ułożenia sobie życia z Padme - zupełnie absurdalna w obliczu całości sytuacji, ale on się tego rozpaczliwie uczepił! - oraz Palpatine. A że właśnie Palpatine dawał mu ułudę nadziei co do Padme, Anakin zgodził się przyjąć wszelką jego pomoc. Został jego uczniem nie dlatego, że chciał czynić zło, tylko - paradoksalnie - po to, żeby ocalić resztkę dobra, która wydawało mu się, że ocalała w jego życiu. Wszystko inne już pogrzebał.
A potem palił za sobą następne mosty, na polecenie Imperatora siał grozę i śmierć - ale przecież gdy już zabił wszystkich, którzy byli do zabicia, widzimy go jak stoi wśród zgliszczy... i płacze. Bo on nadal tego tak do końca nie chciał; chciał wziąć swoją Padme i udawać, że nic się nie stało. To była jego nadzieja. I kiedy ona runęła (w scenie na lądowisku z Amidalą i Obi-Wanem), dopiero wtedy stał się gotów by pójść krok dalej i oddać się w pełni dziełu zniszczenia; i zabić dwoje najbliższych sobie ludzi.
Ale nawet kiedy już było po wszystkim, gdy został zakuty w czarną zbroję, wciąż musiał się w nim tlić płomyk jakiejś nadziei - bo przecież spytał o Padme, ona była jego pierwszą myślą, ta pierwsza myśl była jeszcze dobra... Wiadomość o jej śmierci zgasiła tę ostatnią iskierkę, i przeistoczyła go w pełni - dopiero teraz! - w bestię. Tę znaną z oryginalnej trylogii.
A wiemy, że nawet w tej bestii pozostał ten pierwiastek dobra, który wyczuł Luke. Czy byłby on tam, gdyby - jak chcą niektórzy - Anakin stał się Vaderem poprzez świadomy przemyślany wybór zła jako drogi życiowej?
_________________ ćrąży we mnie zła krew
|
|