Zapraszam wszystkich do dzielenia się opiniami na temat filmowego Władcy pierścieni.
Ja swoje przemyślenia postanowiłem ująć od strony
wartości filmowej, i tutaj będę się starał unikać porównań z książką, ale zarazem chcę wejść w to, które
zmiany w stosunku do oryginału były trafne, które nieudane bądź niepotrzebne.
Drużyna pierścienia , bo przedwczoraj widziałem i mam na świeżo.
To nie jest film...
To jest
pomnik! Pomnik wystawiony ukochanej powieści, wyrzeźbienie w taśmie filmowej tego, jak wyglądał Shire czy Moria , jak przerabiano Isengard na fabrykę, jak siedział sobie Obieżyświat w kącie gospody, jak widzi się po założeniu pierścienia na palec... nawet pokazano rzeczy, których w książce nie ma, a więc np. jak wyglądała scena miłosna Aragorna i Arweny.
Nadanie wyobraźni namacalnych kształtów. Z wielką dbałością o szczegóły, z wielkim kunsztem technicznym, moim zdaniem z wielkim również sercem, bo przecież pomników doczekało się nawet kilka tytułów rozdziałów, zwłaszcza na początku filmu (
a long expected party! Riddles in the dark.... Shortcut to mushrooms!).
I moim zdaniem (prawie) wszędzie tam, gdzie chodzi o pokazanie pewnych obrazów, film jest wielkim triumfem.
Są momenty zupełnie zachwycające:
Przyjazd Gandalfa do Shire – domki z okrągłymi drzwiczkami, rolniczy ludek cieszący się z fajerwerków, zielona trawka i fajkowe ziele - ciepło na duszy, PIĘKNIE.
Otworzenie się widoku na wielką salę w Morii – PIĘKNE, aż dech zapiera.
Rejs Doliną Anduiny, majestat posągów królewskich z jednocześnie czającą się na brzegach grozą – PRZEPIĘKNE.
Zjazd kamery ze szczytu Orthanku wprost do piekła, czyli w kuźnie Isengardu – to już nawet nie piękne, to jest po prostu GENIALNE.
I dużo by wymieniać.
Natomiast w miejscach, gdzie chodziłoby o dynamizm, dramaturgię, rozwój fabuły – film jakże często kuleje.
W ogóle podczas wczorajszego oglądania wyjątkowo dużo momentów mnie denerwowało swoją bzdurnością, i to właśnie w sytuacjach typowo dramatycznych.
Ucieczka hobbitów przed Czarnym Jeźdźcem do promu – BZDURA. Z serii zabili go i uciekł.
Pościg Nazguli za Arweną – byli tak blisko, że aż ją drasnął, i było ich dziewięciu, ale ona nadal uciekała? BZDURA.
Przejście przez Karadhras wyglądało jak łojenie Kazalnicy a nie jak przejście przez mimo wszystko niby najłatwiejszą drogę przez góry. Rozumiem, zła pogoda i w ogóle, ale małe półki skalne? Przewieszki? BZDURA.
Walka z trolem i jego kompanami w Morii, może nawet nie tyle bzdura, co słabo to zrobione. Głównie opieranie się na efekcie, że jak troll wyskoczy zza winkla i zaRYCZY, to ma być strasznie.
Osaczenie Drużyny w Morii przez minimum kilka tysięcy niby-orków w dodatku łażących po słupach jak małpy – BZDURA.
To, że jak Balrog się zbliżał, to wszystko pękało i te skoki przez kruszące się schody BZDURA.
Nie mówiąc o najbardziej piramidalnej głupocie, jaka wyziera ze sceny walki czarodziejów
A co ze zmianami w stosunku do oryginału?
To, że zmiany mogą być dobre, choć zmieniają dobry oryginał, pokazuje np. scena Rady, kiedy Frodo decyduje się wziąć pierścień.
Książka – w pełnej ciszy i skupieniu padają słowa
I will take the ring.
Film – zamiast ciszy wszyscy krzyczą! Targowisko kłótników! My lepsi! Wy gorsi! Zaraz zaczną się bić... a wszystko
odbija się w połyskującym pierścieniu... REWELACYJNY zabieg! Bardzo filmowy, nic nie trzeba mówić, wystarczy zrobić odpowiedni ruch kamerą, kadr i wszystko wiadomo.
Oba rozwiązania moim zdaniem równie udane, choć jakże inne.
Lubię wątek Arweny. Szkoda może Glorfindela, ale zapominając o oryginale, uważam, że postać Arweny została wprowadzona bardzo logicznie i poprowadzona konsekwentnie, zresztą przez całą trylogię. I od początku wiadomo, o co chodzi z tym wyborem losu śmiertelnika, nie trzeba czekać do dodatków po szóstej księdze!
Żałuję, że nie ma Starego Lasu, ale rozumiem zasadność i w sumie szybkie przejście do Bree zostało przedstawione bez zarzutów.
Natomiast wiąże się to z największą chyba stratą, jaką film zrobił książce: Brakuje tam CZASU.
Wszystko jakoś na chybcika – z punktu widzenia akcji, Nazgule już są u progu Shire, kiedy Gandalf opowiada Frodowi o pierścieniu (jak w książce Frodo aż za długo nie może się zdecydować na wybycie z domu, tak tutaj jest to aż za szybko), Czarny goni hobbitów do promu, zwiewają, ale ci natychmiast dalej za nimi na około rzeki, hobbici błyskiem do Bree, Nazgule w moment ich śladem, Wichrowy Czub to chyba pierwszej nocy po wyjściu z Bree, w Lorien są też maks jedną noc... no, całość akcji by się zamknęła gdzieś w dwóch tygodniach spoko
A z punktu widzenia scen, brakuje scen
oddechu, takich żeby poczuć zmęczenie bohaterów, ich stopniowe ale nieuchronne oddalanie się od domu, beznadzieję sytuacji, nawet przestrach jest zdławiony przez ciągły bieg.
Na tym tle wyjątkowo właśnie dobrze wypada scena na Wielkiej Rzece, kiedy mijają Argonath, nie wiem, czy to nie mój best moment filmu. Oczywiście oprócz zjazdu kamery z Orthanku!
A koniec uwaga na temat wersji pełnej, której niestety w telewizji nie pokazano.
Do Drużyny nie wnosi ona aż tak dużo jak do Dwóch wież, ale jest kardynalna różnica w początkowej ekspozycji samego pierścienia.
Prześledźmy: najpierw mamy historię, dowiadujemy się o Sauronie i mocy pierścienia. W porządku. Potem nagle „pierścień zdradził Isildura”. Ale jak?? O co chodzi?
A w wersji pełnej widać, że Isildur go nakłada, ZNIKA, a ten następnie się zsuwa... i jasna sprawa.
Dalej mamy rękę Golluma, Bilba w jaskini i ... w wersji okrojonej w zasadzie nic aż do sceny urodzinowej. Proszę zauważyć, że w takim układzie nie wiemy dotąd o pierścieniu nawet tego, że daje niewidzialność – rzecz przecież podstawowa w pierwszej fazie poznawania go.
Brakuje też sceny, która jest w wersji pełnej, kiedy Bilbo jeszcze przed przyjazdem Gandalfa wpada w panikę, bo myśli, że zgubił pierścień, a potem jest taki szczęśliwy, kiedy go znajduje..
his precious...
I w sumie dwie krótkie scenki – Isildur nakładający pierścień i znikający, oraz Bilbo panikujący po rzekomym zagubieniu – dają całkiem pełny obraz właściwości pierścienia ZANIM dochodzi do sceny urodzinowej. I bardzo dobrze to się komponuje następnie z wybrykiem Bilba oraz z jego ostrą niechęcią do oddania klejnotu.
A tak mamy obraz cząstkowy, który rozumiemy, bo znamy kontekst skądinąd. Ale nie o to powinno chodzić...
Zmęczyłem się, więc kończę