To dodam, że bardzo dużo robi dobrego ten współczesny remaster, naprawienie tych filmów. Jedno to sam obraz - niestety "Odwet" (o którym pisałem w innym wątku) oraz "Wielki Bieg" oglądałem w kopiach, jakie latają w telewizji, i jak operatorzy w dyskusjach na Ninatece opowiadali o tym, co nakręcili, to ja to trochę niestety musiałem sobie wyobrażać jak to powinno wyglądać. Ale też mam wrażenie, że te zniszczone, stare kopie, jak psu z pyska wyjętę, sprawią, że w ogóle te filmy ogólnie tracą na klarowności, że jakoś mi to też wpływa na odbiór fabuły, na całą siłę wyrazu - a jak widzę te piękne, nowe wersje, to cała wizja reżysera, rozwój akcji, też wydają mi się bardziej ostre, jasne, konkretne.
(niestety - Jacek Zygadło, który pracuje przy tych remasterach, przyznaje, że tu też są układy i układziki, czasem poprawia się to co jest popularne, jakieś "Kogle Mogle" i takie tam, a czasem te wybory są dziwne)
Wczoraj oglądałem (zremasterowaną, pięknie wyglądającą) Debiutantkę (1981) reż. Barbara Sass. Niesamowity film. Ze wszystkich, które ostatnio, widziałem najwięcej w nim widocznej (i słyszalnej) Solidarności - jest w tle cały czas, za każdym razem gdy główna bohaterka odpala radio słyszymy komunikaty o strajkach i rozmowach, gdy idzie ulicą (a rzecz toczy się w Gdańsku) widzimy w tle ich plakaty, bohaterka sympatyzuje z nimi, mówi działaczom, że robi dobrą robotę, zagląda na zebrania. Ciekawe, bo film tak naprawdę nie opowiada o tym wprost, to nie jest jakaś bardzo polityczna historia, bardziej służy to raczej nakreśleniu tego, że akcja dzieje się tu i teraz, w konkretnym momencie, że pewnie też trochę inaczej dyskutuje się w Polsce o różnych rzeczach niż wcześniej, że moment dziejowy jest specyficzny, napięty, rozgorączkowany - co ma wpływ na różne konkretne decyzje i ogólny klimat, w którym poruszają się nasi bohaterowie. Głowną bohaterką jest architektka grana przez Dorotę Stalińską, która rezygnuje z wyjazdu do Francji, bo woli jechać do Gdańska i robić Duży Projekt z Wielkim Architektem - mistrzem, legendą, inspiracją (w tej roli Andrzej Łapicki). Przyjeżdża i trafia w sytuację niczym z jakiegoś "Lokatora" Polańskiego - wszystko jest obce, nieprzyjazne, ludzie zachowują się dziwnie, a nawet złowrogo, atmosfera jest gęsta. Ostatecznie trafia ona w dziwny wielokąt - między Wielkim Architektem, jego ciętą, ostrą, nieprzyjemną współpracowniczką-menadżerką-ogarniaczką (Elżbieta Czyżewska wracająca wtedy po latach do Polski), młodziutką, traktowaną niepoważnie żoną (drobna, eteryczna, jakby elfia, przynajmniej z początku Bożena Adamek). A z czasem sytuacja jeszcze gęstnieje i rozwija się, napięcie jest coraz większe, wychodzą na jaw nowe fakty o Architekcie, jego dziwnym życiu rodzinnym i jego układach. Aż to finałowego rozwiązania akcji - które też odbywa się w kilku aktach.
Nie było to przyjemne kino, to jednak dość ciężki dramat (a momentami nawet horror i thriller) psychologiczny, ale muszę powiedzieć, że w swojej kategorii mistrzowski - stawiający naprawdę dużo pytań, będący paliwem do wielu potencjalnych dyskusji, które można odbywać w klubie filmowym po seansie ale też w swojej głowie z samym sobą: o architekturze, o figurze twórcy (czy wolno mu więcej? czy wolno mu w życiu prywatnym być skończonym chujem bo jest wielki? a może nie jest wcale skończonym chujem? a może wcale nie jest wielki?), o rolach kobiety i mężczyzny, w życiu, w pracy, o cienkiej granicy między geniuszem i kabotyństwem, o tym na ile warto spalać się bo się zrealizować? I to wszystko nie jest wyłożone jak kawa na ławę, dużo musimy sobie dopowiedzieć, domyślić się. Nie jest to film, do którego chciałbym zbyt szybko wracać, ale te pytania jednak pozostaną we mnie żywe i mam poczucie, że czegoś się z tej produkcji nauczyłem i zostanie to ze mną na długo. A przy tym i wykonanie było znakomite: bardzo dobra Stalińska (nie wiem gdzieś widziałem ją TAK dobrą) - trochę szorstka, trochę scykana i wystraszona, jak to debiutantka (to nawet słychać w jej głosie, czasem ledwo coś duka, ale ma te swoją charakterystyczną chrypkę, która wychodzi kiedy już mówi głośniej), niby niepewna siebie, a jednak pewna jak cholera (choć czasem te pewność traci), Elżbieta Czyżewska oschła, jakby nauczona przez życie cynizmu, ale z masą gdzieś tam ukrytych żali, emocji, pretensji, ta drobniutka Bożena Adamek (grająca na flecie! no mówiłem o elfich skojrzeniach) kryjąca to samo, ale pod pozorami jakiejś lekkomyślności, głupotki. Zdejmuję czapkę z głowy, dobra robota.
_________________ gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?
FORZA NAPOLI SEMPRE!
|