Crazy pisze:
Matki równoległe, reż. Pedro Almodovar
Muszę Sylwii przekazać. Bo do kina chodzić razem uwielbiamy i jak grają Almodovara to obowiązkowo idziemy. Tylko akurat w przypadku tego mistrza zasadę mamy taką, że Sylwia idzie na jego film, a ja na inny. Jakikolwiek. Byle nie Almodovara. Raz nawet obejrzałem przy takiej okazji, nie mając zbyt wielkiego wyboru, Legion Samobójców (straszne gówno, nawiasem mówiąc), ale i tak uważałem, że dla mnie (podkreślam: dla mnie) to całkiem niezła alternatywa dla Almodovara. Nawet nie dlatego, ze uważam, ze jego filmy są kiepskie, a on sam słabym reżyserem. Podziwiam jego wyobraźnię, umiejętność wypracowania własnego stylu, ale jego filmów nie znoszę. Niestety. Sposób narracji straszliwie mnie męczy/irytuje/nudzi. Nie jestem w stanie wytrwać więcej niż pół godziny. A próbowałem po wielokroć i z rozmaitymi tytułami - nie dawałem rady. No i moja awersja do języka hiszpańskiego w kinie, też nie ułatwia tu sprawy.
Tymczasem z innej beczki - wiem już na co pójdziemy z Sylwią do kina nie dość, że razem, to jeszcze na ten sam seans - na "Wikinga" (widział to już ktoś z Was?). Przypominam, że Eggers, który odpowiada za ten tytuł, to ten ancymonek od "Czarownicy..." i "Lighthouse", a te dwa tytuły stanowią dla mnie taką rekomendację, że lepszej nie trzeba.