Po pierwsze to zaktualizowałem otwierającego posta tego wątku - tam regularnie nikną obrazki i muszę wklejać nowe
Pewnie powinienem zrobić swoje zdjęcia, byłoby prościej i z klasą... może kiedyś pojadę tam specjalnie po to, żeby obfotografować wszystkie miejsca pod kątem wątku
Tymczasem znowu tam byliśmy! W październiku na kilka godzin, a teraz na kilka dni. Zobaczyliśmy kilka miejsc już dobrze znanych, w których jednak wrażenia nie blakną:
1. Natural History Museum!!!!!! to muzeum to miejsce, które świetnie egzemplifikuje, czym jest sześć gwiazdek
(choć widzę, że w pierwszym poście dałem pięć - ale teraz bym dał sześć!). Myślę, że jest to
prawdopodobnie najlepsze muzeum na świecie
2. National Gallery - ale fajnie nasze dzieci się zaangażowały! Chcieliśmy je koniecznie tam wziąć, żeby w końcu zobaczyły w życiu prawdziwe obrazy na żywo, bałem się jednak, że tak naprawdę się wynudzą. Ola powiedziała jednak, że dla niej to było miejsce numer jeden!! Plan na następną wizytę: pójść wbrew chronologii i NAJPIERW odwiedzieć impresjonistów i tych różnych turnerów i constablów. Bo tak to zawsze z zafascynowaniem siedzę w renesansie, a potem sił brakuje.
3. Westminster (czyli Parlament i okolice od zewnątrz) - tym razem po ciemku, co wygląda nawet ładniej, bo mniej zgiełku i brudu, a więcej czystego piękna.
4. (!) Picadilly Circus - Regent Street - Oxford Circus - Oxford Street autobusem (z górnego pokładu oczywiście). Co za rewelacyjna przejażdżka! Znów widzę, że w pierwszym poście jakoś za mało doceniłem, teraz bym powiedział, że cztery i pół albo i pięć gwiazdek, te ulice są może horrendalnie zatłoczone, ale niesamowicie piękne!
no i
last but not least - spacer, który w zasadzie w tej samej formie powtórzyliśmy i w październiku, i teraz:
Southbank (południowym brzegiem Tamizy od Mostu Westminsterskiego)
Millenium Bridge - pod St Paul's Cathedral - spacer Fleet Street i Strandem do Trafalgar Square * * * * *
Jest to dla mnie kwintesencja Londynu. Spacer wzdłuż Tamizy może nie ma żadnych romantycznych konotacji, tak jak podobno ma Sekwana, ale dla mnie ma w sobie jakąś magię (jak całe to miasto zresztą). Po drodze stragany z książkami pod mostem Waterloo...
I wreszcie ponury, niesamowity gmach Tate Modern Gallery. Weszliśmy tam na chwilę za potrzebą
, przy okazji zostaliśmy przytłoczeni przeogromną halą na dole budynku, gdzie zarazem mogliśmy przez chwilę obcować ze sztuką nowoczesną (trudno mi jednak opisać, o co chodziło).
Było już ciemno, zimno i w ogóle wyjątkowo wietrznie - na Millenium Bridge wygwizdało nas jak rzadko, ale potem zagłębiliśmy się między ulice i podziwialiśmy piękno katedry św. Pawła. I wreszcie atrakcja wieczoru - spacer w dół Fleet Street i spożycie hamburgerów przez część z nas (niestety nie był to bar pod zakładem fryzjerskim, ale i tak był dreszczyk
). Dla mnie co prawda większą atrakcją jest każdorazowo przejście obok Royal Courts of Justice, bo to NAPRAWDĘ wygląda jak katedra!
Żal, bo tym razem nie było już czasu i okoliczności, żeby odbić w lewo do dzielnicy Temple. W październiku tam łaziliśmy i było przepięknie.
A, z innych rzeczy to
Crazy pisze:
Museum of Science - czeka na mnie jeszcze!
i się doczekałem. Prawie zapomniałem wspomnieć, bo i byliśmy tam dnia pierwszego, i jakoś nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. W porównaniu do sąsiada, czyli Natural History Museum wydało mi się jednostajne w swoich propozycjach i mało z niego wyniosłem i wrażeń, i wiedzy.
Na dole dość interesujące ekspozycje związane głównie z maszynami parowymi, Jamesem Wattem (czyt. dżems łot) itp., fajne, choć bez rewelacji, a potem zaczynają się kolejne ekspozycje z wykorzystaniem niezliczonych ekranów dotykowych, które dość szybko mnie znudziły. Jednak mojej rodzinie bardzo podobał się dział pt. Who Am I?, o różnych aspektach osobowości człowieka, gdzie można było robić wiele interaktywnych quizów, żeby się dowiedzieć prawdy o sobie
Muzeum to jest w ogóle prze-wielkie i sporej ilości ekspozycji w ogóle nie widzieliśmy albo tylko przez nie przeszliśmy, co oczywiście nic nie daje.
Całość jest niby za free, ale część atrakcji jest oddzielnie biletowana i to solidnie. Na przykład symulator lotu kosmicznego... na początku się zapaliliśmy do pomysłu, ale zobaczywszy jak to paskudztwo się kręci i skacze, uciekliśmy w popłochu
Zobaczymy potem, czy nam jakie zdjęcia powychodziły, to może wreszcie i jakieś własne materiały wizualne wkleję.