Tak Crazy temat obszerny więc wymaga chwili spokoju i zastanowienia. I przypomnienia, bo jak już wspomniałem aktywność moja jest chwilowo niestety raczej przeszłością niż teraźniejszością więc pisząc te słowa posiłkuję się mapą
Chochołowska *****1/2 ogromny sentyment mam. Jak pierwszy raz przyjechałem w Tatry to właśnie tu trafiłem pierwszego dnia. I tak powtarzało się przez kilka lat kolejnych. Przede wszystkim Polana, chaty, kapliczka (tu kręcono sceny z ostatniego odcinka Janosika) no i schronisko. A w nim nieśmiertelne pulpety w sosie pomidorowym czyli kulki Rumcajsa jak nazywaliśmy je z moim bratem ciotecznym. I zawsze miejsce to kojarzy mi się ze spokojem, stosunkowo niewielką, jak na polskie Tatry, ilością osób.
Szlak to cały grzbiet okalający dolinę. Pierwszego roku zrobilismy jedynie dojście do schroniska i przejście przez Grzesia, Długi Upłaz, Rakoń i przed Wołowcem schodziliśmy Wyżnią Chochołowską (jagody!!!). W kolejnych latach Wołowiec był i widok na Rohacze, które na razie pozostały niedostępne. Ale jakieś 10 lat temu moją przyszłą jeszcze wtedy małżonkę przegnałem tak od Grzesia przez Wołowiec, Jarząbczy, Kończystą i Starorobociański i zeszliśmy Starorobociańską w dół. To jest całkiem niezły już odcinek.
Nie byłem na Bobrowcu, Rohaczach i Błyszczu/Bystrej, ale to wszystko już słowackie szlaki. Ale wszędzie już tak blisko będąc tam, że żałuję.
Kościeliska **** tu widze na razie dużą zgodność. Wbrew Nyce, powszechnej świadomości jakoś nigdy mi nie przypadła zbyt do gustu. Chyba zbyt duzo ludzi i mało tras wokół. To znaczy trzeba być i zahaczyć o boczne rzeczy typu Mroźna, Wąwóz Kraków czy Staw Smerczyński (oj dzikośc tam panuje). A resztę szlaków można zrobić od strony Chochołowskiej lub bzepośrednio z Zakopca.
Szlak to te boczne wypady, na Tomanowej nie byłem
jedynie w samej Dolinie i miło wspominam.
Nie byłem na Kominiarskim i tu żałuję, że wujek nas nie przegnał tam w pierwszych latach, kiedy jeszcze szlak był otwarty. Potem była informacja, że zamknięty w ramach odbudowy roślinności a teraz po prostu zamknięty. Szkoda bo wygląda to bardzo uroczo z dołu a z Iwaniackiej Przełęczy to już taki rzut beretem się wydaje.
Dolinki reglowe ****1/2 może nie są tak eksponowane ale lubie ten zakątek. Może dlatego, że na przełomie lat 80/90 mieszkałem regularnie u wylotu Strążyskiej i stąd drogą pod reglami wszędzie się szybko dochodziło. No i schodziłem tam sporo terenu. I duzo wspomnień z tym jest. Mała Łąką to teraz za samą nazwę jest kultowa
Ale też lubię. To znaczy wstępne podejście lasem mało ciekawe ale sama Wielka Polana jest przepiękna. A jeszcze jak trafiłem tam raz zimą i oglądałem w pieknym słońcu, nieskazitelnie biały dywan nieskalany ludzką stopą i przebijałem się przez ten śnieg to wrażenie na całe życie zostało.
Podobnie pozytywnie kojarzę dolinki bliżej Zakopanego – Strążyską z obowiązkowym wypadem pod Siklawicę i Białego z bliskim potokiem i uroczo wijącą się wokół niego ścieżką. Zazwyczaj łączyłem je obie z wypadem na Sarnie Skałki, często jako rozgrzewkowy pierwszy dzień po przyjeździe. A Białego to znów z zimą mi się kojarzy, jak szorowałem tam tyłkiem zjeżdżając po szlaku wzdłuż strumienia. To wszystko zimowe ferie ’84, z olimpiadą w Sarajewie w tle (w którymś wątku offtopicznie doszliśmy już z Kacprem, że obaj w tym czasie tam byliśmy
) Ja pierniczę, to już ponad 20 lat!!!
Ze szlaków to przede wszystkim Czerwone Wierchy i Giewont. Pierwsze bardzo sympatyczne ale chyba nic więcej, choć chodzenie granią po granicy zawsze miało dla mnie sporo uroku. Giewont jako sam szczyt zaliczyłem tylko kilka razy, choć pod szczytem byłem kilka razy więcej. Zazwyczaj tłok niemiłosierny skutecznie zniechęcał to podchodzenia wyżej. No ale dojście to zawsze Strążyską i przez Grzybowiec, potem jest taki milutki trawers Małego Giewontu (z ładnym widokiem na Małą Łąkę i Wielką Turnię po przeciwnej stronie), ulubione Siodło no i ostateczne podejście pod przełęcz. A powrót to obowiązkowy zbieg do Kondratowej, czyli dokładnie odwrotnie niż zalecał Nyka. Ale tak wujek nauczył, się spodobało i w kolejnych latach się utrwalało. A i jeszcze późno odkryte przeze mnie i chyba mało uczęszczane przejście granią od Czerwonych po Kasprowy. Znów graniczna grań czyli to co lubimy
.
Z Kasprowego też schodziłem raz wzdłuż kolejki. Kiedyś po dosyć długiej wycieczce wylądowaliśmy na Kasprowym z nadzieją zjechania na dół ale nie było już miejsc w kolejce więc szlak został zaliczony.
Nie byłem – no tu to chyba nic mi już nie zostało. Nie kojarzę.
Gąsienicowa *****1/2 kolos. W zasadzie brak pełnej szóstej gwiazdki za tłok i zatory ludzkie. Ale chyba zbyt blisko Zakopanego/Kuźnic, no i przez kolejkę też nie może być inaczej. Dojście obowiązkowo przez Boczań (obok warty chwilowego wypadu Nosal) i Skrupniów Upłaz. Jaworzynki nie lubię brrrr, czyli szlak by to trafił. No a w środku to już do wyboru do koloru.
Szlak to oczywiście Orla Perć, choć podejścia to znam głównie od Pięciu Stawów. Ale sam kocioł Czarnego Stawu jest niesamowity. Tu trudno coś wyróżnić. Bo i Krzyżne przepięknie otwierają się widokiem na całe Tatry Wysokie. I Granaty ciekawe są, i Kozi też. Niesamowita jest Kozia Przełęcz - to rzeczywiście trzeba zobaczyć, opisać się nie da. Mam jej jedno całkiem niezłe zdjęcie, fatalna pogoda więc dało się robić zdjęcia w mniejszym niż zwykle tłoku. Dużo uroku ma też Zawrat, który dodatkowo kontrastuje bardzo stronami podejść. Bo od kotła Gąsienicowego to ostrzejsze wejście, parę stromizn po drodze + duży fragment w ciągłym cieniu, stąd nawet latem trochę śniegu a i lodu też się trafić może. Z drugiej strony łagodne podejście dolinką od Pięciu Stawów, kiedy się da to jeszcze pięknie nasłonecznione. No i Świnica jest urocza. Tam już widok też na Tatry Zachodnie jest dobry.
Nie byłem jeszcze na podejściach od strony Gąsienicowej pod Granaty i Kozią, więc do nadrobienia jest trochę. No i opis Pańszczycy Crazyego trzebaby z rzeczywistością skonfrontować.
Dolinę Suchej Wody, Waksmundzkie, Rusinowe i inne Gęsie Szyjki zasadniczo bym nie porównywał do reszty dolin, bo rady nie da. Maksymalnie ***. Ale w sumie mało schodzone i dośc dawno więc raczej bym ocen unikał.
Pięć Stawów ****** moja ulubiona, najcudowniejsza, najsłabiej dostępna ale zawsze pełna ludzi. Na początek zatrzymałbym się jednak nad Roztoką. Schroniskiem tym razem. Bo położone nietypowo, w zasadzie na samej granicy, na wylocie Roztoki i Wodogrzmotów. Ale tam po raz pierwszy nocowałem w schronisku i atmosfera była niesamowita więc bardzo mile wspominam. Jednakże Dolina Roztoki to zasadniczo tez jako dojście do tej właściwej traktuję. Siklawa, no już tyle razy widziana, że nie robi aż takiego wrażenia, ale żeby od razu przereklamowana. Ej Boski przesadzasz
. No i same schronisko, i dolina, i stawy oj trzeba zobaczyć po prostu. Co do szlaków to w dużej mierze już o nich było, przy okazji Orlej i Gąsienicowej. Dodatkowo przejście przez Szpiglasowy/-ą do Morskiego Oka bardzo przyjemne. I w sierpniu po śniegu tam chodziłem! Zdjęcia są!! Za to przejścia przez Opalone nie lubie bo złe wspomnienia mam. Ze zbyt ciężkim plecakiem tam szedłem i zbyt zmęczony już, co w kolejną noc odchorowałem niemile.
Morskie Oko ***** klasyk też. Nie cierpię tylko samego dojścia, bo te prawie 10 kilosów asfaltem to jednak średnia frajda jest. Pamiętam jak byłem pierwszy raz to jeszcze samochodem do Włosienicy się dojeżdżało. Ale już w kolejnym ruch dla samochodów indywidulanych był zamknięty, ale regularne autobusy jeszcze parę lat jeździły. W sumie nie wyobrażam sobie jakby to wyglądało gdyby tam teraz znów samochody puścić. I tak Morskie jest totalnie oblężone tłumem spacerowiczów.
Szlaki – no i jest pewien problem, bo na Rysach z tej strony to prawie byłem. I co najśmieszniejsze podczas swojej absolutnie pierwszej bytności w Tatrach w 1982, czyli jako ośmiolatek ledwie. Podeszliśmy dość wysoko, zaczęły się już klamry i łańcuchy. Ale chyba dla mnie wtedy to na wyrost trochę było a do tego obuwie niezbyt odpowiednie i ślisko się zaczynało robić więc wróciliśmy. I potem już nigdy tak blisko nie byłem. Jak na studiach raz jeden udało mi się wyrwać tak żeby już tylko po górach połazić, z nocowaniami w schroniskach itp to akurat szlak był w remoncie
. Wtedy byłem tylko pod Chłopkiem (warto) choć widzieć to tam nic nie widziałem i uciekać musiałem przed burzą szybko z powrotem. Tak wiec i tak wycieczka zdecydowanie do powtórki. A po drodze jeszcze Kazalnica. Miodek.
Szpiglas już był przy okazji Pięciu Stawów ale na pobliskie Wrota Chałubińskiego nigdy nie dotarłem jakoś. Szkoda.
Noclegi to zasadniczo przez wiele lat było jednak Zakopane co znacznie skracało pobyt w samych górach i możliwe do zrobienia trasy, bo jednak za każdym razem trzeba było wyjść z miasta i do niego spowrotem zejść, co też chwilę zajmuje. Wypady schroniskowe są w sumie tylko dwa. Raz w czasie studiów Roztoka i Pięć Stawów. Wtedy zasadniczo Orlą sobie zszedłem całutką. No i zlinkowany już wcześniej wypad sprzed półtora roku. Żadnego spania w kosówce, szałasach, nic takiego.
Co do Tatr Słowackich był jeden wypad już w latach późniejszych. Mieszkałem wtedy w Podbanske i w sumie niezła baza wypadowa mogłaby to być. Niestety pierwszego dnia przedobrzyliśmy (mapa o tych samych rozmiarach Tatr Polskich i Słowackich ma jednak inną skalę niż tylko Polskich
). No i wybralismy się Doliną Cichą, którą przeszliśmy calutką (pod całymi Goryczkowymi, Kasprowym i Świnicą), weszliśmy na tzw. Zavory, skąd ja jeszcze musiałem podskoczyc na Gładką Przełęcz, bo to niedostępne od strony polskiej zakończenie Pięciu Stawów (i bardzo ładny widok na nie, oraz na całe jej wyżnie zamknięcie ze Świnicą i Zawratem). Stamtąd zeszlismy na Dolinę Koprową, którą resztkami sił wrócilismy. Ale i tak zrobiliśmy zbyt duzo kilometrów jak na pierwszy dzień, zjechaliśmy nogi i dopiero po kilku dniach mogliśmy robić cokolwiek więcej. I tak naprawdę udało się tylko z Rysami, które po polskiej stronie jeszcze czekają ale od strony słowackiej zostały zdobyte. Wraz z pobytem w chacie pod Rysami, wizytą w wielce oryginalnym kibelku zewnętrznym itp. Niestety wyprawy na Błyszcz/Bystrą, Krywań czy parę innych zostały odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość.
No pisanie zajęło mi cały wieczór, jeszcze przy tym zdjęcia sobie pooglądałem i bardzo za tymi Tatrami zatęskniłem. Zadanie na ten rok – chociaż parodniowy wypad. Mam nadzieję, że w Waszym towarzystwie.