Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest sob, 27 kwietnia 2024 04:40:35

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1394 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 38, 39, 40, 41, 42, 43, 44 ... 93  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 sierpnia 2009 10:35:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25392
Stokrotka pisze:
wymyśliłam, że dojdziemy z Zawratu do Czarnego Stawu Gąsienicowego i potem do Kuźnic zamiast wracać tą samą drogą

ale skąd mieliście tam dojść???

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 sierpnia 2009 14:03:28 

Rejestracja:
sob, 17 stycznia 2009 23:28:03
Posty: 20
Skąd: Lublin
Szliśmy z Palenicy Białczańskiej do Doliny 5 Stawów


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 sierpnia 2009 21:33:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:10:43
Posty: 3722
8 lipca zostałam sama w Zakopanem. Nocleg w moim ulubionym The House of Tourism, czyli Domu Turysty(ki), w którym podłogi skrzypią tak samo jak 20 lat temu, a przez korytarze wieje wyczuwalny duch socjalizmu. Przesycony dymem papierosowym, nawet w pomieszczeniach, w których nie wolno palić.

Łazienkę z gatunku koszarowych, gdzie trochę brzydzę się dotknąć nawet kurka w kranie, zajęłam samotnie na jakieś 2 godziny. Spokojnie doprowadzałam się do stanu niezwracającego uwagi przechodniów, gdy tymczasem dokwaterowano mi do mojego pięcioosobowego apartamentu turystę, który zszedł był tego dnia rano ze słowackich Tatr Wysokich.
Ponieważ klucz był ze mną w łazience damskiej, ponoć dość długo to dokwaterowywanie trwało, a na moją głowę leciały nieprzychylne komentarze :)
Ale szybko doszliśmy do porozumienia - on z Tatr, ja z Tatr, jakoś zostało mi wybaczone.
Okazało się, że człowiek ów zmęczony trochę już wędrówką przez słowackie schroniska postanowił odpocząć chwilkę w prawie rodzinnym Domu. Czyli następnego dnia miał zwiedzać Krupówki.

9 lipca wyruszyłam w kierunku busów pod dworcem i dopiero na miejscu wybrałam taki jadący do Kir.

Było ładnie a mi się chciało jeszcze raz zerknąć na to, co przeszłam w ostatnich dniach.

O 8.10 wysiadłam z busa i ku swemu zdumieniu odkryłam pustą Kościeliską - gdyby było o godzinę wcześniej, to rozumiem, ale po 8?!

Obrazek

Obrazek

Dolina nie była całkowicie wyludniona - co jakiś czas przy drodze siedziały dziewczęta z notatnikami. Wszystkie po kolei na mój widok porzucały dotychczasowe zajęcie (książka, smsy, muzyka...) i chwytały za długopis i jakąś płachtę papieru. Jak nic zostałam policzona.

Już na końcu doliny, przy rozstajach szlaków na Czerwone Wierchy i Smreczyński Staw, stał Pan.
Pan stał i palił papierosa. Ubrany dość typowo w dżinsy i koszulkę bez rękawów, obciążony plecakiem z rodzaju "plecak do szkoły", wspierał się na długim parasolu. Jego twarz zdobiły porządne wąsy.

Zaskoczył mnie pytaniem, czy tam, to już schronisko. Ponieważ do budynku było około 30 metrów poczułam się nieco zaniepokojona, ale grzecznie odparłam, że owszem. I poszłam na śniadanie.

Kiedy ruszyłam na Iwaniacką, przypomniało mi się, że mieliśmy ją kiedyś z Kacprem zniszczyć, ale na szczęście od tej strony podejście nie jest takie złe. Rozłożyłam kije, poszłam do góry. Po dość niedługim czasie poczułam zapach czegoś palącego się. Pożaru w zasięgu wzroku nie było. Zatem nie przerwałam marszu i za zakrętem natknęłam się na Pana. Szedł wspierając się na parasolu i palił papierosa.

Skomentował, że "coś nie pędzą za nami", a ja znów się poczułam zaniepokojona, tym razem tą liczbą mnogą "my"...
Pan zastanowił się na głos, czy idzie na Czerwone Wierchy... Nie umiałam potwierdzić mu tej rewelacji, powiedziałam, że jeśli chce iść na Czerwone Wierchy, to powinien się wrócić i wejść na szlak za schroniskiem, a teraz to dojdzie do przełęczy Iwaniacka.
Pan popatrzył na mnie z pewnym powątpiewaniem i rzekł, że na tabliczce była inna nazwa. Z niezwykłą jak na siebie orientacją, zapytałam, czy aby nie "Siwa". Pan potwierdził. Zatem opowiedziałam mu mapę, że najpierw będzie Iwaniacka i może z niej zejść do Doliny Chochołowskiej albo może wejść na taki grzbiet - Ornak i tam na końcu jest właśnie Siwa. Może z niej zejść do Doliny Starorobociańskiej. No a niektórzy idą dalej na Starorobociański i wędrują grzbietem.
Pan się zainteresował, zwłaszcza Iwaniacką, chyba słyszał wcześniej tę nazwę. Zostawiłam go za sobą celem wykonania bezludzkich zdjęć na rzeczonej przełęczy.
Po jakimś czasie pan dołączył i z uśmiechem i podziwem w głosie powiedział, że miałam rację, rzeczywiście Iwaniacka. Potem tylko wyraził rozczarowanie, bo ma taki folderek, z którego z Iwaniackiej piękny widok jest. Uprzejmie wyjaśniłam, że widok zarósł.
Pan z kolei zasmucił się, że wcześniej nie wiedział, bo jakby wiedział, to z kolegami w wojsku by tę Iwaniacką jakąś bombką oczyścili...
Chyba żartował. Ale widać, że Iwaniacka takie jakieś dziwne uczucia budzi...
Przypomniałam Panu mapę, zasugerowałam, żeby zszedł do Chochołowskiej, pożegnałam się i poszłam.

Obrazek

Ornak oczywiście świetny, mam okazję być na nim co dwa lata i podoba mi się tak samo odkąd go zobaczyłam. Spotkałam na grzbiecie tylko jedną parę, która objuczona aparatami robiła fotki krajobrazom.
Na Siwej stanęłam o 11.48. Pogoda niestety się wyklarowała - stabilne chmury, dość wysoko. Właściwie to lubię taką aurę w górach. Pomyślałam, że mogę iść. Skierowałam się na drogę, o której wspomniałam Panu, jakby na Starorobociański. Ale odbiłam grzbietem na południowy wschód...
przede mną widniała droga na skrywany prawdziwy cel tej wędrówki - szlak na Bystrą.

(zdjęcie zrobione podczas powrotu, ale w poprzednią stronę było naprawdę bardzo podobnie)

Obrazek

Na szczycie stanęłam o 13.06, zadowolona z góry i z siebie. Parę zdjęć, drugie śniadanie, chwilka rozmowy z innymi zdobywcami szczytu (sami Polacy, w sumie 6 osób) i zeszłam na Błyszcz. Tu się chwilę zastanawiałam, czy zwiedzić Pyszniańską, co oznaczałoby powrót Ornakiem, czy obejrzeć Starorobociański (poprzednio jak na nim byłam z DB strasznie wiało i padało i nie zauważyłyśmy wierzchołka :-)). I wtedy ze stoków Starorobociańskiego zaświstał świstak. Czyli tam!
O 14.53 byłam na miejscu. Piękne widoki powoli zakrywały chmury, zbliżał się deszcz, wiatr zmuszał do zakładania kolejnych warstw ubrania.

Obrazek

Obrazek

Teraz już rozpoczęłam ostatni etap wędrówki Tatrami Zachodnimi, z którymi żegnałam się przechodząc swoim ulubionym odcinkiem, czyli grzbietem Kończysty-Trzydniowiański. Zachwyca mnie nieodmiennie, choć teraz popadało chwilkę na głowę i obiektyw.

Obrazek

Szłam sobie wariantem familijnym i przez myśl przeszło, czy nie ominąć samego wierzchołka Trzydniowiańskiego i zejść od razu szlakiem "kosówkowym Crazy'ego". Ale - no przecież być pod szczytem i nie zajrzeć?! Nie można!
Skręciłam zatem w odnogę ścieżynki, która wiodła na szczyt. A tam... stał Pan. Palił papierosa. Czekał na mnie chyba, kiwnął mi głową i jakbyśmy byli umówieni lub przynajmniej znali się od lat, rozpoczął niezobowiązującą rozmowę. Powiedział, że dobrze mu poradziłam, bo trasa była bardzo udana (według mnie poradziłam mu zejść do Chochołowskiej z Iwaniackiej... nie powinien był teraz stać na Trzydniowiańskim jakby nigdy nic!!), "Starobciański" podobał mu się bardzo i teraz to chciałby jeszcze wiedzieć, gdzie jest Grześ, bo wczoraj jak szedł na Czerwone Wierchy (sic!), to trafił na Grzesia właśnie.... Pokazałam palcem. Pan pokiwał głową i wyraził zadowolenie, że mnie rano spotkał, bo mu dobrze pokazałam drogę a mapy to nie ma i nie umie używać. Niezbyt mogłam wydusić z siebie choć słowo, ale przechodzący obok chłopak głośno rzucił "może czas się nauczyć"...

Obrazek

Potem Pan zapytał, którym szlakiem ma zejść do Chochołowskiej, bo go nogi bolą. Powiedziałam, że raczej do Jarząbczej, ale Pan na to, że mu powiedzieli wcześniej, że tym drugim szybciej jest.
Machnęłam ręką i stwierdziłam, że sam musi wybrać. Wybrał "crazy'owy". Wspierając się na parasolu zniknął w kosówkach.

Kiedy doszłam do siebie, podążyłam za nim. Miło się uśmiechając, wyprzedziłam go a szybko potem zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że nie wysłałam go jednak do tej Jarząbczej. Szlak Crazy'ego jest chyba raczej do wchodzenia...

t.b.c.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 sierpnia 2009 22:29:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 17:38:41
Posty: 9991
O, nareszcie obiecana relacja! :D Bardzo fajna i zdjęcia piękne! :brawa:

A taki Pan to mi by chyba napędził niezłego stracha... Czasem w górach natykałam się na dziwnych ludzi, rozmaite oryginały, na szczęście nigdy nie sama, ale i tak czułam się cokolwiek niepewnie... Teraz jadąc sama najbardziej bałam się właśnie takich przygód, ale tym razem szczęśliwie ich nie miałam.
Za to moja koleżanka pojechała kiedyś sama w Tatry i mówiła, że w schronisku na Chochołowskiej, kiedy jadła obiad, dosiadł się do niej jakiś chłopak, wciskał kity, że jest przewodnikiem tatrzańskim, oferował swoje towarzystwo itd. Ona się zorientowała, że zmyśla i jakoś od niego uwolniła. Po powrocie do Warszawy po jakimś czasie włączyła telewizor, a tam w jakichś wiadomościach gęba tego kolesia, który okazał się być tym słynnym gwałcicielem i mordercą Pawłem H., czy jak mu tam... Biedna dziewczyna stwierdziła, że już nigdy sama w Tatry nie pojedzie... brr... Na mnie ta jej opowieść też dość mocno podziałała, wcześniej myślałam, że tak gęsto zaludnione miejsca są raczej bezpieczne.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 sierpnia 2009 23:10:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 31 maja 2007 23:28:36
Posty: 1068
Skąd: W-wa
Elsea, bardzo ciekawa relacja! Lubię Ornak i Starorobociański.

A na Bystrą wchodziłaś trawersem widocznym na zdjęciu i schodziłaś przez Błyszcz, czy od razu przez Błyszcz na Bystrą?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 sierpnia 2009 00:17:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:10:43
Posty: 3722
Trawersem na Bystrą, ominęłam Błyszcz. Dopiero zejście przez Błyszcz.


napisałam "t.b.c.", zatem...

Wróciłam do The House of Tourism i w apartamencie zastałam oprócz poprzedniego znajomego jeszcze jednego górskiego turystę, który także zszedł ze słowackich Wysokich a wybierał się w Zachodnie. Można powiedzieć, że spadłam mu jak z nieba i i stanowiłam wygodny punkt informacji turystycznej.
Nie byłam pewna, kiedy będę wracać do Warszawy, ale efekt rozmaitych przemyśleń był taki, że

10 lipca wstałam o 5:00, spakowałam się, zjadłam śniadanie i zostawiwszy plecak w przechowalni Domu Turysty wyruszyłam busem do Palenicy Białczańskiej. Stamtąd grzecznie starą drogą do Roztoki (szosę remontują i ruch pieszy teoretycznie na odcinku Palenica-Wodogrzmoty odbywa się przez Roztokę) i w górę do Pięciu Stawów.

Obrazek

Obrazek


Pogoda początkowo nadwyśmienita, kiedy szłam wzdłuż stawów, robiła się coraz chłodniejsza i mokra. Trochę już zmęczona powoli wlazłam na Szpiglasową Przełęcz i na Szpiglas, gdzie konsumpcję kanapeczek przerwał mi deszcz...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka zdjęć i ruszyłam w dół do Moka. Miałam wcześniej nadzieję odbić na chwilę i przejść mój ostatni w tej okolicy niezrobiony szlak, czyli wejść na Wrota Chałubińskiego, ale niestety padało coraz mocniej. I jednocześnie coraz mocniej okazywało się, że najlepiej by było od razu wrócić do Wawy, na przykład pociągiem o 18:45.

Efekt był taki, że wyprzedziłam wszystkich pędząc w dół do Palenicy z Moka.

W tym Pana powoli sunącego asfaltem pod rozłożonym parasolem... Nie wiem, czy mnie zauważył, mną wstrząsnęły dreszcze i jednocześnie uspokoiłam się, że zlazł z tego Trzydniowiańskiego.

Prawie popędzałam busiarza, a potem panią w kasie PKP w Zakopcu, gdy kupowałam bilety - musiałam jeszcze odebrać bagaże i koniecznie zjeść obiad!
Ponieważ wokół mnie prawie wszyscy gardzą McDonaldem, postanowiłam wykorzystać okazję. Poszłam do tego przybytku, aby zaopatrzyć się w jakiś miły zestaw na wynos - w sam raz do pociągu! Nawet taki powiększony zamówiłam i dostałam szklaneczkę! :)
Kiedy zaś odwracałam się od kasy... tak właśnie - stał tam Pan!
Przywitał się ze mną swobodnie, wymieniliśmy uścisk dłoni, zapytał, czy już wracam, tym pociągiem po 18... Zmroziło mnie, pokiwałam głową zastanawiając się JAK to się dzieje, że on zawsze jest tam, gdzie ja dochodzę i jak uniknąć jego obecności w przedziale... Na szczęście Pan poinformował mnie, że postanowił przełożyć swój wyjazd i wyjeżdża dopiero nazajutrz...
Odetchnęłam, przegalopowałam do dworca kupując jeszcze przy okazji oscypki. W przedziale policzyłam, że miałam przy sobie 6 sztuk bagażu, w tym jeden całkiem ciężki, jeden tłukący, jeden cieknący...
Pociąg ruszył, Pan został za mną, takoż i Tatry. Tego pierwszego nie szkoda mi jakoś specjalnie. Tego drugiego tak bardzo, że chwilami trudno wytrzymać.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 14 sierpnia 2009 18:21:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25392
Historię o Panu znałem już wcześniej i kilka razy słyszałem, ale i tak opis mi się niezwykle podoba, jeden z lepszych w tym wątku moim zdaniem.



Tymczasem do relacji z naszych wojaży po Słowackich Zachodnich jeszcze epilog:

Jednym z bohaterów naszego wyjazdu był Zielony Szlak, którym szliśmy CODZIENNIE pomiędzy 1. a 6. lipca. Serio! Szlak ten wije się tak fantazyjnie przez Słowackie Tatry Zachodnie, że każdego dnia trafialiśmy chociaż na jego krótki odcinek.

Zaczyna się dość niecharakterystycznie - w przełęczy Zabrat i schodzi do Bufetu Rohackiego; dalej wznosi się w kierunku Smutnej Przełęczy, ale niedaleko, bo niebawem odbija w prawo ku Stawom Rohackim. Tę jego część już wcześniej znaliśmy, przechodziłem tam (w odwrotnym kierunku) 11 lat temu, a potem wraz z elseą, profesorem i Boskim podczas Wyprawy forumowej do Chochołowskiej.

Odbiwszy w prawo trawersuje u doły Trzy Kopy i prowadzi piękną ścieżką przez kotlinkę Rohackich Stawów. Stamtąd na Banikowską Przełęcz ....


a ciąg dalszy nastąpi ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 18 sierpnia 2009 11:45:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:10:43
Posty: 3722
elsea pisze:
chwilami trudno wytrzymać


W nocy z piątku 14 na 15 sierpnia siedziałam sama w domu oddając się pielęgnowaniu ponurych myśli. Jedną z nich była ta, że nie mogę być w górach, a najchętniej w Tatrach. I z dna gdzieś tych złych rozważań, podniósł pysk POMYSŁ.

To, co wydarzyło się później jest mocnym doświadczeniem.

Po 2 w nocy, wzięłam do ręki mapę Tatr Wysokich i przyjrzałam się uważnie trasie zielonym szlakiem Kuźnice-Kasprowy. Mapa mówiła, że długie to podejście i dużo czasu zajmuje. Potem popatrzyłam na Świnicę. Potem, przyznaję, popatrzyłam dalej, ale postanowiłam nie przesądzać niczego. przypomniało mi się hasło Asi "nasz cel - góra!", jako Górę wybrałam Świnicę, której widok towarzyszył mi podczas wycieczki na Bystrą oraz przy oglądaniu nowych zdjęć Kacpra.
Spakowałam plecak, o 4 poszłam spać, o 6 wstałam, o 7:35 byłam na Centralnym. Kotom powiedziałam, że wrócę za godzinę albo za dwa dni. Zdałam się całkowicie na los - stwierdziłam, że jeśli będą bilety na ekspres do Zakopanego, to pojadę, jeśli nie, wrócę do domu i pójdę spać...
Były. Mimo że to 15 sierpnia, mnóstwo ludzi, zmiana turnusów... Idąc na peron trochę nie mogłam uwierzyć, że chyba JADĘ.
Wagon bez przedziałów, przyjemny, wyświetlał rozmaite ciekawe informacje a mi się świetnie czytało "Polskę Jagiellonów" Jasienicy.
O 14:30 Zakopane. Ogarnął mnie na chwilę niepokój, co zrobić jesli w Domu Turysty jakimś straszliwym przypadkiem nie będzie miejsc?? Ale były.
Do wieczora włóczyłam się po Zakopanem, melancholia, smutek i radość wymieszana z niedowierzaniem, że TU jestem. No i lekka ekscytacja następnym dniem.
Ponieważ był 15 sierpnia wszystkie sklepy spożywcze były zamknięte (wszystkie inne otwarte) i dość trudno przyszło mi kompletowanie prowiantu. Następnego dnia okazało się, że miałam jednak za mało picia. Dość poważny błąd, który na szczęście nie wywołał groźnych konsekwencji. Sprzyjało mi podróżnicze szczęście.

Pobudka o 4 rano, o 5 taksówką w Kuźnicach.
Weszłam na szlak myśląc, że najprawdopodobniej dojdę do Zawratu i niezbyt cieszyłam się na tę myśl, bo schodzić do Gąsienicowej żlebem mi się nie chciało a do Pięciu Stawów nie lubię. Ale postanowiłam nie martwić się zawczasu, zwłaszcza, że podchodziło mi się początkowo bardzo źle. Nie podobała mi się wyboista droga i las. Bolał mnie brzuch, chciało mi się spać... Ogólnie - słabo. Tabliczka na dole pokazywała, że na Kasprowy 3h, moja mapa mówiła, że jeszcze więcej. Bałam się, że po prostu wejście na ten ulubiony wycieczkowy szczyt stanie się szczytem MOJEJ wycieczki.
Ale może po prostu byłam za nisko?
Bo im wyżej, im bliżej do granicy lasu, tym lepiej mi się szło. Chwyciłam pierwszy oddech, na szczycie stanęłam tuż przed 7. Po drodze piękne widoki, wschodzące słońce i kozice. Szlak w wyższej partii podoba mi się bardzo!
W okolicach Beskidu oddech straciłam. Znów jakieś ponure myśli, brak siły. Posiedziałam całkiem długo na Świnickiej Przełęczy, właściwie byłam już pewna, że Zawrat zakończy moją trasę.
Ale znów podejście zrobiło mi dobrze - przed tymi troszkę trudniejszymi odcinkami chwyciłam oddech numer dwa i znów szło mi się świetnie. Na szczycie trochę ludzi, piękne widoki i wreszcie to poczucie, że jest DOBRZE. Przestałam się na trochę martwić czymkolwiek i chociażby dla tego momentu warto było jechać. Wszystko zostało w dole a ja byłam wyżej.
Na Zawrat dotarłam ok 9.50. Czyli czasy zaczęłam uzyskiwać normalne, tabliczkowe i tak już chyba było do samego końca partii grzbietowej.
Na Zawracie znów trochę ludzi, z dołu pięli się następni, widoki niesamowite - pierwszy raz na tej przełęczy miałam piękny widok! Do tej pory zawsze towarzyszyły mi na niej chmury.
Zdołałam jeszcze pouczyć pewnego pana, że nie powinien iść na Orlą, bo nie jest przygotowany (miał takie miejskie skórzane sandały i ogólnie nie wyglądał najlepiej), ale mnie zignorował. Widziałam potem śmigłowiec TOPRu, ale to może nie po niego...
Było mi akurat. Słońce nie przyprażało jeszcze zanadto, wiał miły wiatr, który na Liliowej zabierał mi oddech a teraz przyjemnie chłodził i pobudzał do działania.
Pomyślałam, że może... może to ten dzień?
I poszłam na wschód. Szłam dość powoli, bardzo starałam się nie wykorzystać od razu wszystkich sił. Na Zamarłą dotarłam bez kłopotów i było jak w domu. Bardzo, bardzo lubię te miejsca.
Drabinka na Kozią jakoś bez emocji, potem dość powoli i długo na Kozi. Nadal świeciło słońce i wiał wiatr, ale szlak wiódł zacienioną stroną grani, było w porządku.
Po Kozim Wierchu weszłam w teren całkowicie wystawiony na upał. Zapewne to, plus zmęczenie i świadomość, że mam za mało wody, znów mnie osłabiło. Na Granaty doszłam w nie najlepszej kondycji, musiałam jeszcze na Czarnych Ścianach zrobić dość długi popas, powtórzony potem na Skrajnym Granacie. Próbowałam tam sobie zrobić zdjęcie, które pokazałoby, gdzie jestem, ale wyszła raczej fotografia pod tytułem "zmęczenie". :-)
Ale zmęczenie jakoś odeszło. Fajne Granaty, fajna szczelina - w tę stronę rzeczywiście robi wrażenie, nie miałam problemów z jej przejściem, ale musiałam się wesprzeć na kolanie, bo wydawało mi się, że na stojąco mam za krótkie nogi... :)
Ruszyłam dalej. Na ulubioną trasę Crazy'ego, który jednakoż poleca ją zawsze w drugą stronę - od Krzyżnego do Granatów. W tę stronę nie wydała mi się trudniejsza, za to równie piękna. Może nawet powiedziałabym, że lepiej tak było? Miałam tylko jeden moment, w którym dopiero za trzecią próbą przeszłam trudniejszy kawałek szlaku, ale nie było to w żadnym charakterystycznym miejscu! Kominki, Pościele, drabinka, piarżyste żleby... Trochę brakuje mi umiejętności, nie potrafię tak pięknie pisać o górach, ale - rzeczywiście tam jest... wspaniale. Chyba muszę iść jeszcze raz :)
Wszystko szło gładko z chwyconym trzecim oddechem. Słońce dawało odetchnąć, Krzyżne zbliżało się szybciutko i bezproblemowo. Na przełęczy byłam o 16.40.
Nie mam zdjęć z tego odcinka, bo założenie od Przełęczy Świnickiej mówiło, że robię zdjęcia tam, gdzie się zatrzymam, a nie zatrzymam się tam, gdzie robię zdjęcia. Drugi kawałek Orlej Perci przeszłam bez postojów, zatem i fotografii nie ma.
Pojadłam, wypiłam do końca to, co miałam i zaczęłam się zastanawiać, co teraz. Pociąg wyruszał o 21.18. Z Krzyżnego wg tabliczek do Murowańca 2h 20 min, w dół jeszcze 1,5h a wypadałoby coś zjeść i kupić bilet i coś na drogę...
Pomyślałam, że jak nie zdążę, to chyba w poniedziałek do pracy nie pójdę, co nie wydało mi się dotkliwą stratą. Trochę gorzej, że trzeba by zapłacić za jeszcze jeden nocleg.
Zatem szybkie postanowienie - idę w granicach rozsądku i własnych odwodnionych sił możliwie szybko, ale nie za wszelką cenę...
Pańszczyca ma najlepiej ułożoną ścieżkę ever! Te kamienie niosą same i nie trzeba się w ogóle męczyć. Brawa dla konstruktorów szlaku!
Koło Czerwonych Stawków trochę napiłam się z ciurkającego strumienia, ale moim celem był wodospadzik pomiędzy ramionami Zółtej Turni. Dopiero w Pańszczycy uświadomiłam sobie, że tam trzeba PODEJŚĆ! Aaaaaaa - sądzę, że nie da się wykluczyć możliwości, że trasa pomiędzy tymi Ramionami jest najtrudniejszym szlakiem w polskich Tatrach ;-)
Wodospadzik na szczęście był na swoim miejscu.
A w Murowańcu za 6,50 kupiłam litrową Colę i odkryłam, że zeszłam z Krzyżnego w 1,5h. Sama się sobie nie mogłam nadziwić. Potem godzinka w dół i już po 20 stałam w kolejce w sklepie spożywczym przy Krupówkach.
Trasę uznałam za zrobioną dopiero jak usiadłam w pociągu i sprawdziłam, że jestem cała i prawie zdrowa.
Howgh.

--------------------------


Chciałam tu zaznaczyć dwie sprawy.
Po pierwsze - tak na wszelki wypadek - opis ten nie ma nikogo zachęcić do dokonywania takich przejść.
To JEST trudna trasa, to JEST długa trasa (na mojej mapie nie mogę się doliczyć, raz 16h i 10 min, raz ok 17 godzin, ale mapa przesadza) - mi zajęła 15 godzin.
Przy okazji upewniłam się, że letnie wejście na Triglav ma się tak do naszej Orlej, jak przejście przez Szpiglasową do rzeczonej Orlej. Pewne punkty wspólne są, ale... No, tylko do Triglavu dodać wysokość...
Na Orlej są miejsca, których bez przygotowanych ubezpieczeń po prostu bym nie przeszła. Na Triglavie takich miejsc nie ma.

Po drugie muszę wspomnieć, że moje przejście nie było całkowicie głupie i szalone.
Całą trasę, poza zielonym na Kasprowy, znałam i dobrze pamiętałam. Wiedziałam, gdzie mogę zejść, gdybym musiała skrócić drogę, znam trudności na tych zejściach, nawet jesli nie z osobistego doświadczenia, to od Crazy'ego, Bogiego i Nyki :)
Znałam dokładną prognozę pogody, która sprawdziła się w 100%. W razie czego miałam jednak przy sobie rzeczy, które pewnie pozwoliłyby mi nawet przekiblować na grani.
Choć twierdzę, że większość "chodzenia" odbywa się w głowie, byłam (jestem) przygotowana kondycyjnie: od zimy do wakacji 4 wyjazdy w góry (Tatry+Luboń, Beskid Mały, Beskid Śląski, Gorce), w lecie Tatry Zachodnie, Pieniny, Alpy Julijskie. Niecałe 1,5 tygodnia przed tą trasą stałam na Triglavie. Wiem, co mogę, wiem, że nawet jak nie mam wody, mogę iść jeszcze bardzo długo. Zero problemów aklimatyzacyjnych, zero problemów z wysokością, ekspozycją, wytrzymałością.
Owszem, teraz mnie trochę wszystko boli :lol: ale nie zrobiłam więcej niż mogłam. 15h i fajnie.
Szkoda, że następna góra, jaka się przede mną rysuje, to... Łysica ;-)

Dla chętnych galeria na Picasie, jeszcze nie podpisana.
http://picasaweb.google.pl/elseapl/ORLA ... pnia2009r#


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 18 sierpnia 2009 13:07:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 15:34:22
Posty: 17263
Skąd: Poznań
Elsea - znakomite posty tatrzańskie, czyta się wyśmienicie! :)

I to:
Skomentował, że "coś nie pędzą za nami", a ja znów się poczułam zaniepokojona, tym razem tą liczbą mnogą "my"...

Ależ rozumiem ten moment... też wtedy sztywnieję w środku, mimo że na zewnątrz jestem uprzejmy. :-)
Przewijający się wątek z Panem - *****

Bardzo podoba mi się też napadowe podjęcie decyzji (+ obwieszczenie dla Kotów). Coraz rzadziej mi się to zdarza - człek się robi dziadem - ale to jest coś ekscytującego!
No i szacunek dla trasy... ja bym pewnie zlazł z Zawratu... :roll:

Napiszesz jeszcze coś o Triglavie w toptopiku? Mam duży sentyment do tego szczytu...

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 18 sierpnia 2009 22:23:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:10:43
Posty: 3722
Dziękuję, Arasku!
trochę się boję, że zanudzam i w ogóle, że za dużo tu mnie...

A Triglav - przemyśliwuję wciąż nad relacją, ale nie wiem do końca jak ją przygotować (i czy). Jedno - BARDZO chciałabym tam wrócić. Bardzo.

Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 19 sierpnia 2009 09:42:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
R e w e l a c j a ! ! !

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 19 sierpnia 2009 13:59:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 18 listopada 2005 20:20:58
Posty: 3939
Skąd: miasto Książąt
Niedawno wróciłem z Zakopanego. moja relacja nie będzie tak ładna jak choćby Elsei, ale w wielkim skrócie napiszę chociaż trasy.
Dzień 1 to przyjazd do Zakopanego. Wraz z Agnieszką, ok. godz. 7.00 wysiedliśmy z pociągu. Tym razem nie mieliśmy bagaży, bo te miały dojechać autem, więc było bardzo wygodnie. Od razu więc weszliśmy na Gubałówkę, aby zrobić małe przetarcie dla nóg. Pogoda: pochmurno. Widok pustych, zupełnie pustych Krupówek o godz. 7.30 rano – bezcenny. W ogóle to byliśmy pierwszymi osobami, które weszły na Gubałówkę (liczę tu turystów). Tam posiedzieliśmy mniej więcej do 10.00. Dalej pojechaliśmy już na Cyrhlę, aby się rozpakować i takie tam.
W południe poszliśmy do Doliny Białego, aby następnie zahaczyć o Sarnią Skałę i zejść do Doliny Strążyskiej.
Wieczorem gramy w Monopol. Bankrutuję.
Obrazek

Dzień 2. Po śniadaniu wyruszyliśmy busem w kierunku Palenicy. Dojście do Wodogrzmotów Mickiewicza, dalej Doliną Roztoki, aż do Siklawy. Tam mała przekąska i ruszyliśmy dalej ku Dolinie Pięciu Stawów. W schronisku ani jednego miejsca, ale po jakimś czasie udało nam się usiąść. Wypiliśmy gorącą dużą herbatkę i troszkę się ogrzaliśmy. Pogoda nie rozpieszczała. Co jakiś czas padał deszcz i wiał zimny wiatr. Dalej poszliśmy przez Świstówkę, aż do Morskiego Oka. No i wtedy na szczęście niebo się rozjaśniało co jakiś czas i można było podziwiać piękne widoki. Chwilę posiedzieliśmy nad Mokiem i zeszliśmy na dół.
Wieczór znowu gramy w Monopol…znów bankrutuję.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień 3. Teoretycznie mieliśmy wejść na Starobociański Szczyt a potem na Wołowca, ale po przeliczeniu czasu stwierdziliśmy, że nie ma sensu wchodzić i się męczyć, tym bardziej, że następnego dnia mieliśmy zaplanowane Rysy. Wybraliśmy więc wariant mało męczący. Pojechaliśmy do Doliny Chochołowskiej, aby następnie skręcić w lewo i ruszyć na Przełęcz Iwaniacką. Po drodze mijaliśmy zniszczony przez burzę las. Smutny to widok, kiedy tyle drzew jest połamanych. Na zboczu góry robotnicy spychali połamane drzewa w dół. Rozpędzone drzewo, sunące po stoku robi wrażenie. Przy okazji wycinki drzew natrafiliśmy na przepięknego chrząszcza z gatunku Kozioróg Dębosz. Zrobiła się ładna pogoda, więc było bardzo sympatycznie. Schodząc do Schroniska pod Ornakiem spotkałem mojego byłego wykładowcę od logiki i filozofii przyrody. Krótka rozmowa i dalej zejście w dół. Spod Schroniska zeszliśmy Doliną Kościeliską, aż do Kir, a dalej oczywiście do Zakopanego i na Cyrhlę.
Wieczorem uzgadniamy podejście na Rysy. Nagle dostajemy propozycję, że gospodarz może nas zawieźć na Słowację, aby wejść z drugiej strony. Ktoś inny właśnie zszedł z Rysów i mówi nam, że na szczycie jest prawie tyle ludzi, co na Giewoncie i poleca podejście od Słowacji. Tak też ostatecznie wybieramy.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień 4. Nie śpię prawie całą noc z powodu bólu kolan. Nie mam pojęcia co się dzieje, nigdy mnie tak nie bolało. Nie mogę nawet nimi ruszyć. Budzik dzwoni o 4.00 rano. Nie mogę poruszyć nogi, ból tak ogromny, że mam prawie łzy w oczach, ale nie daję się. Zawsze chciałem wejść na Rysy i tym razem w końcu tego dokonam. Tym bardziej, że…coś się ma tam stać…
Wyjeżdżamy o 4.30. Jedziemy autem, gospodarz mówi, że nie pamięta drogi, pyta czy mamy mapę…niestety nie mamy. Nagle Tatry nam znikają za plecami, a my jedziemy dalej i dalej i dalej…nie wiemy gdzie jesteśmy. Tablica z miastem Spiska Bela, potem Kezmarok, Rakusy…gdzie my jesteśmy? Gospodarz lekko zażenowany swoją wpadką, jest mu cholernie głupio, zaczyna klnąć pod nosem. Nagle przez środek drogi, spokojnym tempem przechodzi bocian. Gospodarz rzuca góralskim akcentem: „ten to zrelaksowany jest”. Wybuchamy śmiechem. Kręcimy się, kręcimy, nagle wyjeżdżamy w miejscu, przez które przejeżdżaliśmy jakieś godzinę wcześniej. W końcu jacyś ludzie. Pytamy o drogę. W końcu coś wiemy…uff…
Do Strbskiego Plesa dojeżdżamy ok. 1,5 godz. później niż planowaliśmy.
Zaczynamy wchodzić. Pogoda piękna. Cudowne widoki, aż zapiera dech w piersiach. Kierujemy się na Popradskie Pleso, dalej Żabią Doliną, aż do Schroniska pod Rysami.
Noga nie dokucza tak bardzo, więc wchodzi się w miarę dobrze. Pod schroniskiem dłuższy postój na batoniki. Znak pokazuje, że do szczytu została jeszcze godzina.
Jesteśmy na Rysach, przepiękne widoki, ludzi rzeczywiście mnóstwo, nawet nie ma jak posiedzieć. Na górze tablica informująca o przejściu turystycznym, na niej widnieje napis: „Rodzaj ruchu: piesi, rowerzyści, narciarze” dziwne…
Patrzę na Agnieszkę…nie jeszcze nie teraz… :)
Parę chwil na szczycie i schodzimy…nagle szok…prawe kolano jakby pękło, co za ból, każdy krok jeszcze większy, czasem tracę równowagę, bo po prostu noga nie przejmuje ciężaru.
Po drodze mijamy wchodzących…adidaski, trampki, baletki!, sandały…w dodatku jeszcze cwaniakują , są niemili, zgrywają bohaterów, każą się odsuwać…normalnie szkoda gadać.
Kończą się łańcuchy, ludzi mniej, zostaję sam na sam z Agnieszką. Schodzimy, żartujemy, jesteśmy już pod Czarnym Stawem. Mimo bólu kolana klękam… wyciągam pierścionek… Agnieszka w szoku… „Tak!”
Nad Mokiem dzielimy się radością z Agnieszki rodzicami i jej bratem…oni też w szoku (pozytywnym) :) Naszym szczęściem dzielę się ze znajomymi.
Zejście do Wodogrzmotów Mickiewicza, a dalej Doliną Roztoki, aż do Palenicy. Wracamy. Idziemy na mszę. 15 sierpnia 2009.
Wieczorem małe świętowanie. Sen.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień 5. Niedziela. Znowu prawie nie śpię. Prawe kolano nie daje mi spać. Dzień relaksu. Jedziemy na Krzeptówki na mszę, a potem na Szymoszkową Polanę, aby tam odpocząć na basenie.

Dzień 6. Dzień wyjazdu. Rano wjeżdżam z Agą na Gubałówkę. Noga nie daje o sobie zapomnieć. Zjeżdżam 2 razy saneczkami. Fajna sprawa. Ostatnie spojrzenie na góry, a potem powrót do domu.

Trochę żałuję, że muszę wracać, ale mam wizytę u dentysty no i jeszcze ta noga. Wiem, że Agnieszki rodzice i jej brat będą jeszcze wchodzić na Wołowiec przez Starobociański i na Krzyżne.
Może następnym razem…
Wyjazd bardzo udany! :)

_________________
kocham cię extra mocno, kocham cię luksusowo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 19 sierpnia 2009 19:12:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Viator pisze:
Agnieszka w szoku… „Tak!”


WOW! :D

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 19 sierpnia 2009 19:13:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 15:34:22
Posty: 17263
Skąd: Poznań
Fajna rela... ale że na Rysach aż tyle sandałowców... kiedyś to nie osiągało aż takich rozmiarów.
No i gratulacje! :-)

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 19 sierpnia 2009 19:15:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:10:43
Posty: 3722
gratulacje! :) :)




-----
ale:
Viator pisze:
wariant mało męczący. Pojechaliśmy do Doliny Chochołowskiej, aby następnie skręcić w lewo i ruszyć na Przełęcz Iwaniacką.
to jest oksymoron!!
Na pewno Starorobociański z Wołowcem mniej męczą! :D


PS
idź do lekarza z tymi kolanami!!


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1394 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 38, 39, 40, 41, 42, 43, 44 ... 93  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 101 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group