Nie lubię zwiedzać dużych miast. Owszem, jakiś rynek staromiejski, zabytkowa budowla wyjęta z otoczenia. Ale przeważnie duże miasta kojarzą mi się ze smrodem, hałasem, tłumem i ogólnym Babilonem
Dla mnie są góry, lasy i jeziora, zieleń i owady bzykające w trawie; morza szum, ptaków śpiew.
Dlaczego więc tak totalnie zachwyciłem się Londynem - nie wiem. Chyba ponad ulicznym szaleństwem, smrodem spalin i rasowo-religijno-językową Wieżą Babel czuć bardzo silnego, jednoczącego cały ten bałagan, ducha miasta; prawdziwy
genius loci...
To miasto każdą swoją uliczką tchnie historią, a ta historia - tętni życiem. Strasznie trudno to wyrazić, ale mam takie wrażenie, że każdy idący ulicami Londynu człowiek współtworzy wielką historię tego miasta, zarazem pozostając w ciągłej łączności z całą jego przeszłością.
Sam się tak czuję: idę - i wiem, że jestem w stolicy wielkiego światowego imperium... a przecież to imperium podobno już dawno nie istnieje.
Wróciwszy więc z tym razem bardzo krótkiej, bo dwudniowej wycieczki do Lądka, która utwierdziła mnie w moim zachwycie, postanowiłem się nim podzielić na forum. A skoro ogwiazdkowałem nawet Tatry, to czemu nie Londyn?
Z metodologicznego punktu widzenia postanowiłem tylko odzielić plenery od wnętrz, i pomiędzy umiescic to, co ogląda się i od środka i z wierzchu
- poza tym kolejność opisywanych miejsc nie ma większego znaczenia. Od razu zaznaczam, że w większości pisać będę tylko o szeroko pojętym centrum - jest ono tu bardzo szeroko pojęte, jednak dzielnic dalszych po prostu nie znam.
LONDYN * * * * * *
Jako całość przewyższa wszystko, co można w nim zobaczyć z osobna. Dlatego tak bardzo warto po nim
chodzić. Pewnie, przejażdżka na górnym piętrze autobusu to niezła frajda, a i
tube ma swój zapyziały urok (i rzeczywiście w przeciwieństwie do warszawskiego metra przypomina do złudzenia podziemną rurę). Jednak najważniejsze jest dla mnie odczucie tej paradoksalnej
całości kulturowego tygla, o której wyżej pisałem - a jest ona na każdym kroku tym, co najlepiej oddaje angielskie słowo:
glamorous.
Westminster * * * *
Houses of Parliament z Big Benem, Westminster Abbey z zewnatrz, Buckingham Palace i St James's Park z pelikanami, White Hall i Trafalgar Square - pocztówkowe wizytówki stolicy Anglii.
Duża pocztówka
do kliknięcia, mniejsza - z innej perspektywy - do zobaczenia...
Warto może od tego zacząć, chociażby po to, żeby się zorientować geograficznie, ale nie jest to coś, co może mnie zachwycić. Akurat tu ogólny zgiełk nieco przytłacza to, co najbardziej lubię. Jednym z ciekawszych rzeczy są wieczne pikiety antywojenne przed Parlamentem - podczas naszej pierwszej wizyty nad hasłami "stop the killing" i "bliar - liar" groteskowo powiewały flagi propagujące Londyn na organizatora następnej Olimpiady.
Oxford Street - Oxford Circus - Regent Street * * * 1/2
Pod tym zbiorczym hasłem rozumiem ciąg
najbardziej zatłoczonych ulic Londynu , gdzieś tak od Marble Arch do Piccadilly Circus.
Z jednej strony - tragedia, można się poczuć jak
w środku silnika samochodu, którego właściciel własnie trąbi klaksonem; z drugiej - jest coś fascynującego w tej żywiołowości. Nadal jednak nie jest to coś, w czym bym się w pełni odnajdywał.
Covent Garden, Chinatown, Soho... * * * 1/2
Nieumiejętność sprecyzowania, o który właściwie rejon mi chodzi najlepiej swiadczy o tym, że nie do końca wyczuwam klimat tych uliczek pełnych cichszego nieco gwaru (więcej ludzi niż aut), sklepików, kramów, ulicznych sztukmistrzów itp... Może Kacper coś więcej napisze, bo to jego ulubiona część. Mi najbardziej podoba się miejsce na obrazku poniżej, bo tam w dole zawsze jakąś fajna muzykę na żywo można usłyszeć!
Hyde Park i Kensington Gardens * * * * ( * )
Nie za piękno, ale raczej za klimat. Właściwie byłem poczatkowo trochę zawiedziony, bo park kojarzył mi się z większą ilością drzew, jak w Łazienkach - a tu drzewa najczęściej pojedyncze. Jednak im więcej razy przez Hyde Park przechodziłem, tym bardziej urzekający mi się wydawał... Przepiękne zakątki, które dopiero trzeba znaleźć, szerokie alejki, ale i coś, czego w naszych parkach tak często brakuje - pełna swoboda chodzenia po trawie; sielankowe leżaki, które można sobie po prostu wziąć, ludzie z psami, jak wszędzie mnóstwo joggingowców... a kluczem do piątej gwiazdki jest w tym przypadku sentyment - kiedy mieszkaliśmy w hostelu po północnej stronie Parku, niemal na każdą wycieczkę wychodziliśmy przechodząc przez niego, jak i przez niego wracając...
I oczywiście jest Speaker's Corner, gdzie zwłaszcza w niedzielne przedpołudnie można się nasłuchać wszelkich dziwów świata
South Kensington * * * * *
zamiast zdjęcia można sobie kliknąć
tu i zobaczyć od razu na pierwszej stronie taki mały slide-show...
Nieco rzecz uogólniając mam tu na myśli tereny na południe od Hyde Parku, których główną oś stanowi Exhibition Road, od Royal Albert Hall (a właściwie jeszcze od Albert's Memorial na granicy Kensington Gardens) do trzech wielkich muzeów. Ta właśnie część jest najbardziej zachwycająca, jest wręcz... powalająca. Każdy dom jest tu dziełem sztuki. Ale poza tym najbardziej charakterystycznym wycinkiem tez jest przepieknie. W ogóle mamy tu do czynienia niewątpliwie z najbogatszymi częściami Londynu. Obok South Kensington leżą dzielnice takie jak Brompton czy Belgravia, gdzie niby dla turysty nie ma nic do zobaczenia. Nie jeżdżą tam nawet autobusy (widocznie wszyscy mieszkańcy mają samochody), ale warto bardzo bardzo warto tam pochodzić! Cała droga przez South Kensington i sąsiednie dzielnice od Albert's Memorial do nieszczęsnego dworca Victoria jest fascynująca!
Temple * * * * i jeszcze mały plusik
Temple to przede wszystkim stary i bardzo piękny kościół templariuszy...
... ale oprócz tego bardzo interesujące miejsce stanowiące niemalże dzielnicę w dzielnicy i oazę spokoju pomiędzy Westminsterem a City. Wchodzi się tam jak do jakiegoś miasteczka uniwersyteckiego, niby otwarte a jakby oddzielone. Tyle, że nie siedzą tam studenci, a raczej młodzi yuppies
City - nie postawię tu gwiazdek, bo za słabo poznałem.
To, co powyżej, jak i
to piękne zdjęcie pokazuje dość charakterystyczny wycinek City ze świeżo zbudowanym wielkim penisem zwanym bardziej oficjalnie Swiss Tower
Właściwie powinienem powiedzieć, że
nieadekwatnie poznałem - bo najbardziej wbiło mi się w pamięć sobotnie popołudnie, kiedy dość przypadkowo trafiliśmy do City i... rozpaczliwie poszukiwałem tam kibla!!! I wszystko było zamknięte! - miasto duchów normalnie
Znalazłem koniec końców McDonalda, ale był to bezkonkurencyjnie najpustszy McDonald, jakiego widziałem w życiu!
A poza tym jak tu ująć w jedną ocenę dzielnicę banków i biurowców, w której równocześnie wyrasta jedna z największych katedr świata?
Millenium Bridge * * * * *
Zbudowano wiec na nowe millenium pieszy most, gdzie z jednej strony jest tak:
a z drugiej tak:
I dla mnie jest ma to niesłychanie silną wymowę - przechodzimy tym mostem od starej opuszczonej elektrowni przerobionej na jedną z największych galerii sztuki nowoczesnej na świecie (a więc swoistej kwintesencji nowoczesności) do najklasyczniejszej z budowli londyńskich, Katedry Św.Pawła, widocznej tu chyba z najpiękniejszej strony
Krótki spacerek wart przynajmniej czterech i pół gwiazdki, ale właśnie ze względu na jego symbolikę daję pięć! I uważam to za
highlight całego spaceru nabrzeżami Tamizy, który swoją drogą sam w sobie zasługiwałby na dobre 3 i pół, choc to niby nic takiego.
Jak dla mnie Millenium Bridge jest w tej chwili najlepszą wizytówką Londynu i gdybym miał komus pokazać jedno jedyne miejsce - byłoby to właśnie to.
St. Paul's Cathedral
hę... hmm... oczywiście pięć gwiazdek jak nic... ale... w porywach * * * * 1/2 i to najbardziej właśnie za ten widok z mostu milenijnego.
Wśród kościołów jest to bez wątpienia perła. I w środku i z zewnątrz. Ale jakoś nie przepadam za tym miejscem, i w środku nie robi na mnie aż takiego wrażenia, mimo ogromu - może za dużo turystów? no ale w Westminster Abbey nie przeszkadzają... Pewnie gdybym zainwestował w bilet i wdrapał się na kopułę, ocena by takoż powindowała w górę
Tower of London * * * * *
za wygląd max trzy
zupełnie nie mam się tu czym zachwycić, karłowate to jakieś i szczerze mówiąc nie za ciekawie wtopione w resztę miejskiego krajobrazu. Jest oczywiście obok pocztówkowy Tower Bridge...
... ale nie o to chodzi!
Bo genialność Tower polega na tym,
czym to miejsce jest, a nie jak wygląda. A mamy tam kilkanaście wieżyczek (no i jedna wielka), a w każda z nich stanowi muzeum same w sobie. Jednocześnie raczej wstrząsająca historia tego miejsca - ożywiona dla nas najlepszą sztuką przewodnictwa turystycznego, z jaką się zetknąłem - łączy się tu pięknie z tymi muzumkami
i daje niezapomniany obraz. Spędziliśmy w Tower 6 godzin, bilety kosztowały strasznie dużo, ale bez chwili wahania mówię, że było warto. Natomiast NIE WARTO moim zdaniem iść tam na krótko - nie tylko z powodu ceny biletów, ale i dlatego, że właśnie nie ma tam nic do podziwiania, trzeba za to dać sobie trochę czasu, żeby poczuć historię...
Royal Courts of Justice * * * * 1/2
Zaskok! Super! Nie dość, ze raczej niespodziewanie w drodze spod St.Paul's w stronę głównego centrum wyrasta po prawej taki oto piękny budynek:
to jeszcze okazuje się on być nie kolejną katedrą, a Sądem, i co więcej można wejść do środka! A w środku jest równie interesujący, jak z zewnątrz. Bardzo polecam!
Southwark Cathedral * * * * (i pół? nie wiem jeszcze)
Bardzo interesujące odkrycie ostatniego wyjazdu. Oto stoi sobie w zagłębieniu terenu, niemal pod wiaduktem kolejowym obok stacji London Bridge takie niepozorne coś:
... co okazuje się być jednym z najstarszych kościołów gotyckich w Londynie! Położony jest on faktycznie tak niepozornie, że niemal można by go przeoczyć, ale po bliższym spojrzeniu okazuje się być naprawdę piękny. I w środku również. Choć jest coś dziwnego w tym, że tak stary kościół, gdzie kult trwa nieprzerwanie od wieluset lat, w ogóle tej starości nie czuć... w ogóle ma się poczucie jakby cały kościół był drewniany - ściany mają taki drewniany kolor a podłoga jest rzeczywiście pokryta zwykłą klepką (co na pewno nie sprzyja poczuciu "starości", za to sprawia, że jest cieplej i przytulniej). Miejsce zdecydowanie do ponownego odwiedzenia!
Westminster Cathedral * * * * *
No cóż... z zewnątrz nie jest to szczególnie zachwycająca budowla:
kolorystykę akurat bardzo lubię, ale kształt jest żaden
natomiast w środku ma dla mnie charakter wręcz mistyczny; i jest bardzo piękna. To jest takie miejsce, w które się chce przychodzić modlić. Podczas poprzedniego, tygodniowego pobytu w Londynie, byłem tam trzykrotnie i jeszcze by się chciało...
Westminster Abbey !! * * * * * * !!
Zamieszczanie zdjęcia jest bez sensu, bo wszystko, co ważne jest tam w środku. Miejsce, które pozostawia pod sobą wszystko inne, co widziałem w Londynie, a prawdę mówiąc, większość miejsc, które widziałem gdziekolwiek.
Zupełnie nie wiem, o czym tu napisać - w Westminster Abbey jest takie mnóstwo rzeczy wzbuzdających mój zachwyt, że gubię się w tym. Po prostu - jest to wielkie a nie ma metra kwadratowego, który nie byłby wykorzystany we właściwy sposób...
Może tu, najwyraźniej ze wszystkich londyńskich cudów, uwidocznia się to nawarstwianie się historii, o którym już wspominałem na początku? A może chodzi o zwykłe, czysto estetyczne piękno? Albo majestat? Jakoś wszystko naraz.
Cóż, minus jest jeden - trzeba wyłożyc 10 funtów...
National Gallery * * * * *
Położone pięknie, bo przy Trafalgar Square, z widokiem na niedaleki już Parlament - ale oczywiście ważne znowu to, co wewnątrz. Tak naprawdę jest to tak rewelacyjny zbiór malarstwa, że należaloby się jeszcze z pół gwiazdki - kiedyś było to moje miejsce numer jeden w Londynie (i za darmo
), ale było to w czasach, kiedy malarstwo było jedna z moich największych pasji. Teraz trochę trudno mi przejść z uwagą całą galerię - zaczyna nużyć...
Ale jest to bezwzględna rewelacja.
Tate Gallery * * *
ee, jakoś mniej; byłem tam dwa razy, niewiele zapamiętałem i niezbyt mi się chce tam wracać...
Tate Modern Gallery * * , ale jednocześnie * * * *... zależy jak na to patrzeć
no bo mamy tam całą kupę żigów zwanych popularnie sztuką współczesną - przekonaliśmy się skutecznie po Tate Modern, że na pewno nie lubimy sztuki współczesnej
ale jest to zbiór imponujący rozmachem i są tam dzieła, które na pewno zapamiętam lepiej, niż te, które widziałem w Tate nie-Modern. Na pewno warto tam iść! I jeszcze ten budynek odjazdowy poelektrowniowy, który pokazywałem już na zdjęciach Millenium Bridge.
A teraz czas na muzea w South Kensington, które już z zewnątrz sa tak piękne, że wystarczy chodzić dokoła nich, żeby się pozachwycać
Natural History Museum * * * * * i czy aby nie z plusem?
Kolejna piątka bez chwili wahania. Muzeum wybitne. Kwintesencja tego, czym powinno być nowoczesne muzeum. Nazwijmy to interaktywnością - ci, co zachwycili się Muzeum Powstania Warszawskiego będą wiedzieć, o co chodzi.
Muzeum historii naturalnej w Londyni ma dwie części, jedna starszą, poświęconą zwierzętom, odlewy mamuta itp. atrakcje
, drugą - ciekawszą moim zdaniem! - poświęconą ziemi; i właśnie tam okazuje się, jak bardzo można uczynić atrakcyjnym muzeum, gdzie to, co się pokazuje samo w sobie nie jest aż takie piękne...
Victoria & Albert Museum - tu doprawdy nie wiem, co dać...
Bo jest to muzeum wszystkiego i niczego jednocześnie. Kolekcja zapierająca dech rozmachem, umieszczona w pałacu tak pięknym, że aż nawet za pięknym - no i do tego wrażenie bałaganu, bo nie ma jasno określonej tematyki. A może jest, tylko trzeba spędzić tam więcej czasu, żeby się połapać w bogactwie? Przewodnik ostrzegał, że trzeba tam spędzić ze trzy dni, a myśmy głupi myśleli, że trzy godzinki starczą
Póki co mam jednak wrażenie, że jest to przede wszystkim muzeum przepychu.
Museum of Science - czeka na mnie jeszcze!
British Museum - tymczasem * * * *
Podobnie jak St.Paul's Cathedral zasługuje oczywiście na więcej, w swojej klasie jest pozycją najwyższej klasy. Faktem też jest, że widziałem tylko nie za dużą część tego ogromnego zbioru przedstawiającego wszystko-co-Angole-nakradli-w-koloniach.
Tym niemniej porównanie z takim np. Natural History Museum (albo z tym, co poniżej) pokazuje jasno, że nie tylko sama zawartość kolekcji, ale i sposób jej wystawienia ma znaczenie kluczowe. British Museum jest takim muzeum bardzo tradycyjnym - stoi sobie eksponat a ty masz przyjść i podziwiać. I owszem, jest co podziwiać, ale po pewnym czasie staje się to takie nieco *ziew* muzealne
Ale bez wątpienia jeszcze się tam wybiorę!
A na deser chyba moje ulubione londyńskie muzeum - położone mało atrakcyjnie, bo "na Pradze", czyli po drugiej stronie Tamizy:
Imperial War Museum * * * * *
Po dwóch wizytach nadal nie widziałem lwiej części tego giganta - a jest to coś fenomenalnego! Na kilku poziomach kilka stałych wystaw, dość zróżnicowanych, a połączonych tematyka wojenną. Absolutnym odkryciem była dla mnie ekspozycja poświęcona łodziom podwodnym - największy FUN, jaki kiedykolwiek miałem w muzeum!
Szósta gwiazdka, albo jej ułamki
możliwe, ale trzeba by kiedyś wreszcie zobaczyć do końca.
---
Wszystkie opisane miejsca położone są w szeroko pojętym centrum. To centrum jest pewnie większe od niejednego niemałego miasta, ale pamiętajmy, że Londyn to największa metropolia w Europie.
Z rzeczy nieco odleglejszych mogę napisać o dwóch...
Greenwich * * * * 1/2
Miejsce tchnące spokojem i dostojnością. Kojarzy mi się z zielenią. Chociaż są też statki! Myślę, że gdybym miał tam okazję pomieszkać choć kilka dni, byłoby to jedno z moich miejsc ulubionych. Ale spędziłem tam ledwie popołudnie i związków emocjonalnych na razie brak.
Tymczasem zachciało mi się tam pojechać
Camden Town * * * * 1/2
Miejsce dla odmiany ziejące szaleństwem, raj wszelkiej maści
freaków - przynajmniej tak było, kiedy pojechaliśmy tam na weekendowy targ, który ponoć jest czymś regularnym. I zjawiskowym!
Było tam dużo rzeczy bezgustnych, a nawet odpychających. Ale ogólne wrażenie to nieskończenie barwne skupisko ludzi, od najzwyklejszych po najdziwniejszych, i mnóstwo rzeczy, które by się chciało kupić!
---
Aż strach pomyśleć, ile jeszcze zostało do zobaczenia. Ale do dobrze, bo to znaczy, że będzie okazja tam wrócić!