...w piątek 1 maja około godziny 17tej znalazłem się w Dukli
niby miałem zanocować w schronisku na rynku, ale... popołudnie było ładne, więc pomyślałem, że od razu sobie pójdę a zanocuję gdzie się zdarzy
chciało mi się iść na Cergową po prostu, to jedna z moich ulubionych gór beskidzkich, niezbyt wysoka, za to piękna - wygląda imponująco chyba z każdej strony, te jej kształty i strome zbocza
wybrałem szlak żółty (to jeden z tych kwadracikowych, nie mających wiele wspólnego z pttk), okazało się że wiedzie bardzo fajnymi miejscami: wiele uroku dadało mu też wiosenne poszycie, mnóstwo roślin, zielonych liści i leśnych kwiatów, do tego leśne dolinki, zakątki i wielkie drzewa, których na Cergowej nie brakuje
po drodze znajduje się Złota Studnia, leśne źródło tradycyjnie łączone z osobą św. Jana z Dukli, woda smaczna a i lokalizacja urokliwa w zakątku nad którym góruje zalesiony bukami stok - pod nim obudowana studzienka, kapliczka itd
a dalej idzie się miedzy te buki - w górę, w górę aż na grzbiet i dalej na szczyt Cergowej
ten jej grzbiet, strasznie mi się podoba! wąski, ostro podcięty, zwłaszcza z jednej strony - chociaż dość mocno wiało więc zrezygnowałem z iścia nim na rzecz nieznakowanej leśnej ścieżki, bo tak: zlazłem trochę z żółtego chcąc poszukać jaskini w miejscu
gdzie spadł samolot - miejsce znalazłem, bardzo fajna leśna dróżka ładnymi miejscami tam wiedzie, wróciłem też sobie na grzbiet, by popatrzeć z miejsca gdzie drzewa były przerzedzone... ale samej jaskini nie szukałem z wystarczającą determinacją
co gorsza: zapomniałem też poszukać skupiska cisów - przypomniałem sobie gdy wróciwszy na mój szlak prawie już zszedłem na dół
trza będzie tam wrócić!!
myślałem o spaniu w lesie ale zachmurzyło się nieco - a miałem ze sobą tylko płachtę biwakową, w Zawadce Rymanowskiej rozglądałem się za miejscem do spania (ale obejrzałem też cerkiew, stare zabudowania i w ogóle) - jedna miła starsza pani poleciła mi miejsce u jakichś państwa, że jak wyjdę na równinkę to od razu zobaczę - no i rzeczywiście
hmm, ładny drewniany duży budynek w kształcie litery L, przeszklone drzwi a za nimi od razu duża sala z jadalnią i kuchnią ogólnodostępną dla mieszkańców, pierwsze wrażenie mimo wszystko dość domowe, zwłaszcza ze względu na ilość dzieciaków
miejsce nazywa się FARFURNIA, co podobno po staropolsku znaczyło pracownię ceramiczną, ktoś (pedagog o zacięciu artystycznym?) sobie całość wymyślił i zrealizował z dbałością o szczegóły - ciekawe miejsce, rodzice z dziećmi, warsztaty ceramiczne i inne, zwierzęta, sery, no - i otoczenie
ale ja byłem tam tylko przez noc a rano sobie poszedłem
...scieżką przez łąki w kierunku szlaku, nawet dość prędko udało się go znaleźć, i dalej na dość rozległy masyw Piotrusia
góra ta - jak większość w
tym beskidzie - pozbawiona jest miejsc widokowych, za to ten las... a na grzbiecie jeszcze piaskowcowe zerwy oraz poniżej jakieś tajemnicze omszałe kamienne murki (nie jedyna to podobno tajemnica dzikiego Piotrusia); było pochmurno ale kilka razy przedarło się słońce i bardzo mnie to w zielonym lesie radowało; pojadłem trochę buczynowych listków, porozglądałem się tu i tam, ba - nawet schodząc już w dół spotkałem dziewczynę
przy leśniczówce Stasiane jest pole biwakowe, były tam jakieś samochody, ale też ogniska - w tym jedno wolne, rozdmuchałem pozostawiony przez kogoś żar i ugotowałem wodę w kubku (nie to że on sie osmalił, z niego wytopiło się cuś brunatnego), herbatka, śnadanie czy tam coś, dołączyła się rodzinka z Łańcuta, ale dość prędko ich pożegnałem
chciałem sobie obejrzeć rezerwat "Przełom Jasiołki"
nazwa trochę myli bo nie obejmuje on samej rzeki ale też strome zbocza góry co zwie się Ostra - i tamtędy wiedzie ścieżka-pętelka, warto nią przejść! - widać że to las chroniony, mało w nim ran po ludzkiej działalności; ścieżka bywa stroma ale za to prowadzi fajnymi miejscami a ptaki śpiewają głośno na co nawet zwrócił uwagę Crazy dzwoniący w sprawie LaoChe, no i ta świeża wiosenna zieleń, cudowny jest taki las, jaki czuły dla oczu
pobrykałem też po kamieniach na Jasiołce, bardzo lubię takie miejsca jak koryta leśnych rzek; miałem pokusę żeby się rozebrać i plusnąć w którąś z głębii ale zawezwałem rozsądek na ratunek... za to znalazłem kawałek jakiegoś skamieniałego organizmu i teraz go mam tu obok
potem znalazłem się znów na drodze i skierowałem w kierunku Jaślisk
daleko jednak nie uszedłem gdy zatrzymał się pewnie rówieśnik czerwonym autkiem i zaproponował podwiezienie - po drodze sobie rozmawialiśmy, i on sie nawet zapytał jakie mam plany, a gdy odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie wiem to trochę się śmiał (a porozmawiałbym z nim dłużej chętnie, mówił że zamieszkał dwa lata temu pod Duklą a pochodzenia jest wielkopolskiego)
pokazał mi gdzie można w Jaśliskach przenocować i wyjaśnił, że na wieczór szykuje się projekcja filmu, który częściowo w Jaśliskach był kręcony... a ja pomyślałem, że projekcja to zamieszanie i że chyba se więc pójdę do Czeremchy do znanej mi już budki dla turystów
i nawet była niezajęta, mimo że sama dolina gościła wiele osób, co trochę mnie męczyło - się patrzyli dziwnie z tych swoich aut, kładów czy koni
poniżej w Lipowcu w zabudowaniach dawnego pegieeru trwała nawet strzelanina na farby (spora frekwencja)
ale w końcu robiło sie popołudnie, śmielej wychodziło słonko zza chmur, położyłem się więc w jego cieple i nagle w półśnie zacząłem obserwować tę wielką ciszę, która wyrosła nade mną... podkreślaną delikatnie śpiewami ptaków i kukaniam kukułek; a gdy słońce zetknęło się z horyzontem rozpaliłem malutkie ogniseczko, zaparzyłem herbatkę, coś tam przegryzłem i ruszyłem na spacer o zmroku
ech, czułem się zupełnie jak na odludziu, może i ktoś tam był wyżej w dolinie, ale nikogo nie widziałem nikogo nie słyszałem - a obserwowałem przecież czy na jakiej odległej łące między jałowcami nie pojawi się miś
połaziłem po tych łąkch, wyszedłem na jakiś najwyższy punkt górnej części doliny, przyznaję w tej ciszy ogarnął mnie jakiś zachwyt, bardzo dobrze mi było; a potem sobie zlazłem ku rzeczce i posiedziałem jeszcze na mostku (dwa konary) licząc na bobry, które nad wyraz zaznaczyły tam swoją obecność (ale poobserowałem tylko cząstkę pomarańczy w bobrzej zielonej toni i księżyc, który ją tam wrzucił)
w nocy trochę zmarzłem, zresztą gdy wstałem rankiem to przed budką było trochę szronu - za to gdzie indziej piękna rosa, i ogólnie piękny dzień, czysty błękit, słoneczko - trochę żal było wracać, no ale jeszcze połaziłem, posyciłem zmysły okolicą i dniem
w Jaśliskach na 11tą do kościoła, przed mszą akademia trzeciomajowa, z gazetki parafialnej dowiedziałem się, że film o który chodziło to ekranizacja "Opowieści Galicyjskich" Stasiuka (jakaż szybka ta gazetka, artykuł musiał powstac w nocy!) a potem w autobus do Krosna
no, po drodze też pięknie - ta droga do Rymanowa, ale podróż to już oddzielna historia, tu też nie miałem planów nie znałem rozkładów, tu zjadłem hotdoga, tam harburgera, ówdzie jeszcze kawusię wreszcie w Sączu herbatka i jakoś dokulałem się na wieczór na chatę
nie wiem czy tego typu podróżowanie to nie jest moje nowe hobby
za to nie chciało mi się robić zdjęć, zrobiłem kilka dopiero w niedzielny poranek