. pisze:
To coś napisz, tej.
Boski faworyzuje tu listopad w Niskim, nie kwestionuję - ma pewnie swoje powody. Ale przełom kwietnia/maja też jest dobrą porą na ten Beskid, na przykład na jego wschodnią część.
Wiadomo, że pasmo graniczne zarośnięte jest potężnym lasem - imponujący nieraz starodrzew /ja chętnie bym fotografował większość tych olbrzymów/, mchy do pogładzenia, ogromne korzenie, pomarszczenia na korze - co szczególnie tyczy się buków. A te o tej porze roku mają tyle świeżości zielonej w młodych liściach, które też - jak wyuczył mnie Panek - całkiem nieźle smakują
. Piękny jest taki las, ten kolor pni, czy to suchych czy mokrych, potęga.
Chyba najbardziej na grzbiecie podobały mi się okolice góry Kamień (powiedzmy nad Jaśliskami). Idąc od wschodu najpierw trafiamy na leśne cmentarze z I wojny światowej. Ziemne mogiły, drewniane krzyże, płotki, tabliczki informacyjne... Tu stu dwudziestu siedmiu, tam więcej, na grobach rosną zawilce. Na drzewie dzwon, żeby zadzwonić poległym, ładnie i dość przejmująco brzmi. Potem grzbiet robi się wąski, bardziej górski a chwile potem niby szczyt (właściwy wierzchołek jest poza szlakiem, po naszej stronie granicy, na terenie rezerwatu) i można skręcić w prawo.
A tam dzikość wielka, tajemniczy, nawet, powiedziałbym, niepokojący z lekka las, ścieżka wśród potężnych pni, Herne i świetne, naturalnie wyglądające, dawne kamieniołomy: "Okrągła wyspa" oraz "Nad sinym wyrem". Zwłaszcza ten drugi!
Pasmo zarośnięte, ale to co się czasem odsłoni bardzo cieszy, zwłaszcza jeśli w kierunku wschodnim. Dalsze plany zaniebieszczone, bliższe z odcieniami zieleni, oświetlone niskim słońcem lub nie. Prześwity między drzewami. Polany. Warto wspiąć się na wieżę na Pasice (1), mimo że las w międzyczasie podrósł i ona już wcale nie jest taka widokowa. Ale
jakieś góry widać
.
No i jest jeszcze na grzbiecie (nad Jasielem) bardzo fajne torfowisko (słowacki rezerwat Haburskie Raselnisko), zresztą już dojście do niego bardzo ładne. Wiecie – te łąki lekko zarastające lasem, jałowce. Kochane miejsca.
Komańcza w majowy łikend przeżywa niemały najazd, ale nie jest tak źle - większość chyba nie jest zainteresowana wędrówkami (za to znika wino w sklepach) więc łatwo się im zgubić.
Można przejść kawałek do Prełuków. Po drodze widziałem jedną z najlepszych leśnych kałuż w życiu! Pełno pięknych traszek, które z wierzchu jakieś takie brązowe, ale brzuszki mają intensywnie pomarańczowe, a po bokach błękit
. Kumaki jeszcze spały.
W Prełukach stary cmentarz z kilkoma nagrobkami – o tej porze roku cały w kwitnących barwinkach i może się zakręcić w głowie gdy idzie się patrząc w dół, super, ja mięknę przy takich okazjach. Takie barwinkowe miejsca zaskakują zresztą też cudnie w innych bezludnych miejscach. Dalej dobrze idzie się zarośniętą linią kolejki wąskotorowej (droga zbyt często przecina się z Osławą) – przez bagniska z głowami-kępami trawy, las cały zarośnięty liściami konwalii, kwitnące na biało krzewy. Do Rzepedzi, gdzie rozrywkę zapewniają czynne wodotryski w nieczynnym chyba kombinacie drzewnym.
Po południu zupełnie pusto było na trawiastych szczytach Hrunia i Wahalowskiego Wierchu, za to fajne widoki w różne strony (2) i… świetne obiekty wspinaczkowe pochodzenia rolniczego!
(3, 4, 5) Aaa! No i bezszlakowy powrót: ścieżka - przemielony jakimś leśnym pojazdem potok Skorodny, w świeżym błotku ślady rysia, jakichś dużych psów oraz sporego chłopa, który nie wiedzieć czemu szedł tamtędy boso (ze swoim mniejszym kolegą), a paznokci to chyba dawno nie obcinał… Salamandry na drodze, salamandra płynąca, ich łagodne spojrzenia i delikatna lepkość.
W okolicy widzieliśmy jeszcze Radoszyce – z cerkwią (można wejść na stryszek!), jakimiś chałupami i krzyżami. A może dojście do szlaku granicznego przez Dołżycę jest ciekawsze?
Jasiel i rezerwat Źródliska Jasiołki – o zmroku na polu namiotowym ogień rozpalony przez chłopaka z Rymanowa (z drewna przygotowanego w większości przez bobry), potem drugi samotny wędrowiec – z Łodzi, i my. Opowieści o Beskidzie. Niebo rozgwieżdżone bardzo. Trochę zimno. Pohukują puszczyki. Sama dolina trochę bardziej dotknięta ludzką ręką niż ostatnim razem (wykoszone łąki) ale za to bobrze miejsca, bobrze inwestycje! Najpiękniej przy cmentarzu i cerkwisku (tak chwytająco): stare lipy, po drugiej stronie drogi piękne buki, w dole tamy, zalewy, wodospady… zresztą bobry widocznie działają i w następnych dolinach.
Fajnym pomysłem jest umieszczenie w Beskidzie Niskim tu i tam drewnianych budek dla turystów. Ale na przykład domek w Czeremsze już trochę przecieka. Poza tym mieszkają w nim jakieś dziwne istoty w zamkniętych glinianych kokonach – co to może być? Okazało się, że poprzednim razem narysowałem nad wejściem tańczące szkielety, a rozmaitych wpisów od tamtej pory przybyło – niektóre całkiem ciekawe. Do świerkowego lasku za domkiem wchodzi się jak do Narni, ale ognisko z nich bywa całkiem nieobliczalne. Dolina w górnej części prawie zupełnie pusta. Ale coś tam ktoś musiał wykupić, pojawiają się tego ślady. Póki co jednak pięknie, a ławeczka pod lipką wciąż jest. Rozległa, pusta dolina…
W Zyndranowej nieczynna ale gościnna chatka studencka. Gospodarze strasznie fajni, słuchamy opowieści, pijemy herbatę, dostajemy jabłka, potem razem z nimi jedziemy jeszcze do Krosna. Dolina zamieszkana, ładnie kwitną drzewa na zboczach. Przed skrętem do Barwinka mały skansen łemkowski.
Z wypadków: mój łunochod został skradziony zaraz na początku – jeszcze w Zagórzu, nie udało się go odzyskać - nawet Oli
. Się gotowało na ogniu, ale ostatniego poranka tam trzy razy polewałem zmoknięte od deszczu drewno benzyną zanim zaczęło się palić.
O pogodzie – z moich biwakowo-górsko-majowych wyjazdów było najmniej słońca, Niski w takich okolicznościach melancholijny jest bardziej niż zwykle.
Z nieoczekiwanych zwrotów akcji: grzane piwo przed południem w Barze Wanda w Komańczy, zanim właściwie zaczęło się iść. Bardzo to był dobry pomysł
.
Spacer, schabowy, frytki, surówka z kapusty pekińskiej w Krośnie. I epilog - w tajnej kwaterze rodziny Z. w Krakowie. Hehe.
Cieszę się, że te dni we mnie zostaną. Beskid Niski dla mnie bywa zwykle bardziej przeżyciem niż rekreacją, i bardzo to cenię.
Iiii, nie było aparatu, stąd tylko takie zdjęcia:
(1)
(2)
(...)
(3,4,5)
A. Muszę jeszcze wspomnieć, że w Zagórzu byłem dzień wczesniej niż Ola. Spędziłem noc w
ruinach klasztoru Karmelitów. Spałem w jakimś pomieszczeniu pod wieżą, może to dawna zakrystia? Zapaliłem nawet tam małe ognisko. Bałem się że przyśnią mi się ci z krypty (trzeba uważać jak chodzi się po ruinach żeby gdzieś nie wpaść) ale spało się nieźle
. Warto było - żeby popatrzeć na wygwieżdżone niebo z wnętrza kościoła.