Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 17:52:23

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 60 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: czw, 16 marca 2006 23:40:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
YES**** i 3/4 (1969)
ObrazekObrazek

Widzę tylko dwie debiutewne niedoskonałości na tej płycie: czasem trochę produkcja zbyt... pospieszna??? (ten wokal jakby za mgłą w "Beyond and Before" to nakładka na wokal czy się przegłośnilo nagranie?) i czasem wokalista śpiewa ciut nieczysto. Poza tym wszystko tu jest doskonałe: wspaniałe kompozycje autorskie (nie ma pośród nich pozycji słabej, słabszej, dobrej, wszystkie są co najmniej bardzo dobre), odważne covery wyraźnie przefiltrowane przez własną stylistykę, basista wyprzedzający swój czas, doskonałe harmonie wokalne (odchodzące często od tercjowo-kwintowej sztampy), świeżość i nienachalna podniosłość. O własnie, YES może się źle kojarzyć, ale to jeszcze nie teraz, to njeszcze nie jest rock progresywny, tylko w sumie taka post-psychodelia.

Odjąłem ćwierć gwiazdki ze względu na gitarzystę. To jeszcze nie jest Steve Howe, na gitarze gra tu niejaki Peter Banks, i niestety używa w sumie raczej wciąż tego samego tonu, a oprócz tego trochę nachalnie eksponuje kompresor. Jedyny słabszy moment na płycie to jego pseudo-jazzowe popisy, które burzą świetną kompozycję "I See You" (oryginał: The Byrds), a której już wspaniałą mięsną część Yes zdołali jeszcze wzmocnić i udoskonalić. Przeróbka "Every Little Thing" Beatlesów jest jeszcze bardziej otwarta, duzo zgiełku na początku, ale jest to wszystko bardziej zwarte i może się podobać, chociaż zatracona została pewna delikatność wersji bazowej.

Reszta to same trafienia w dziesiątkę lub dziewiątkę, mimo że paleta nastrojów jest całkiem rozległa (od żywiołowego "Looking Around" przez wstrząsający "Beyond and Before", napięty "Harold Land", podniosły "Survival" z pięknym tekstem, aż po kojące "Yesterday and Today" and "Sweetness"). Dużo przestrzeni i kolorów, za to brak patosu i solówek donikąd (poza tą wspomnianą, ale i ta raczej chybiona niż nudna). Polecam gorąco.

TIME AND A WORD**** i 1/4
Obrazek

Mniej więcej podobnie jak na poprzedniej płycie, tylko kompozycje nieco słabsze, za to każda z nich wzbogacona została o partię orkiestrową. Najlepiej brzmi to chyba w otwierającym płycie kowerze Richiego Havensa (BEST MOMENT: cytat z westernu!), chociażtu i ówdzie słychać problemy z synchronizacją całości. Czasem akcenty są źle rozłożone: "Then" i "The Prophet" (skądinąd bardzo dobre melodie) nie mogą się skończyć, a "Sweet Dreams" jest w ogóle słaba. Za to wielke brawa za "Astral Traveller": nie wiadomo czy to o podróży balonem czy ciałem astralnym, ale muzycznie bardzo wyrafinowane to jest, wreszcie Banks pokazał pazur! No i na deser utwór tytułowy: wybitna kompozycja przyzwoicie wykonana.

Miła płyta. Zostaje po niej dobry nastrój.

THE YES ALBUM **** (1970)
Obrazek

Jest już Steve Howe, ale to jeszcze nie to. Płyta przejściowa między młodzieńczym, rockowym Yes, a Yes progresywnym. Niestety czasem nie dostaje melodii ("Perpetual Change"), czasem inwencji do improwizacji ("Yours is No Disgrace"), a jako całość się to wszystko nie klei. Al ewarto mieć tę płytę dla dwóch utworów: "I've Seen All Good People" (z niesamowitym solem Howe'a!) i - zwłaszcza - "Starship Trooper" z niesamowitym wszystkim: melodią, wokalem, zmianami tempa i codą. Cudo!

FRAGILE***** (1971)
Obrazek
Wreszcie klasyczny skład z Rickiem Wakemanem na klawiszach, ale wciąż więcej tutaj ognia niż patosu. Gdyby zamiast "Roundabout", który jest trochę zbyt przebojowaty, był tutaj "Starship Trooper" z poprzedniej płyty, byłby to album doskonały, a tak jest tylko wspaniały.

Pomysł na całość polegał na tym żeby poprzeplatać długie kompopzycje zespołowe z solowymi (czasem zabawnymi, zawsze intrygującymi) miniaturkami. Spośród tych ostatnich nie podoba mi się moment Wakemana, który jest toporną przeróbką jakiegoś utworu Brahmsa, która brzmi jak soundtrack do Polskiej Kroniki Filmowej. "We Have Heaven" Andersona (miliony głosów śpiewajo) i "The Fish" Squire'a (miliony basów napiepszajo) za to zachwycają! Jest jeszcze 39 sekund Billa Bruforda, trudno się nie uśmiechnąć.

Są na tej płycie dwa kolosy. "The Heart of the Sunrise" naprawdę momentami wzbija się ku niebu, zachwycający jest tu zarówno mellotron (wiadomo! :)), jak i werbel Bruforda... Taak, zdecydowany BEST MOMENT: gdy powoli rozwija się dialog basu, mellotronu i perkusji inagle zza pleców wyrasta im ta gitara Howe'a w zupełnie innym tempie i dynamice, i nagle bas i perkusja podejmują ten nowy temat i utwór ucieka w nieznane... Ale są tu też momenty stojące i momenty majestatyczne, podkreślone przez przejmujący wokal Jona Andersona... A "South Side of the Sky" (najlepszy utwór YES i czasami u mnie na podium W OGÓLE), to już mistrzostwo, co tam gitara robi, te podjazdy w trzeciej zwrotce i pseudo hinduskie zejścia w zakończeniu... Trochęśrodek za długi... Ale mimo że utwór opowiada o zamrożeniu na śmierć, niebo które tam następuje po tej śmierci nie daje o sobie zapomnieć.

Wrażenie po wysłuchaniu tej płyty jest dokładnie takie - pomieszanie ognia z majestatycznością, daje wielkiego kopa na resztę dnia. Najlepiej słucha się tego w maju!!!!!!

CLOSE TO THE EDGE**** i 1/2 (1972)
Obrazek

Z jednej strony jest tutaj wiele dojrzałych, wyrafinowanych form muzycznych. Z drugiej strony zaczynają się zaznaczać dwie niebezpieczne tendencje: muzyka zaczyna (oględnie mówiąc) tracić świeżość, a duchowość w tekstach zaczyna niebezpiecznie lawirować w kierunku New Age, nibywschodniego pseudomistycyzmu i uniwersalizmu religijnego... Na szczęście teksty te są tak mętne, że można je interpretować na różne modły (nie ma wezwań do Ąm...)

Tytułowa suita nuży, ale pod wzgledem strukturalnym przeprowadzona jest po mistrzowsku, a ma dużo mocnych momentów... "And You and I" momentami olśniewa gra barwami, a i ma kilka momentów wzruszających prostotą. Najlepszy jest "Siberian Khatru", jak soczewka zbierający wszystko co było najlepsze we wczesnym Yes.

TALES FROM TOPOGRAPHIC OCEANS***** (1973)
Obrazek

Odszedł Bruford, przyszed White z Plastic Ono Band i duzo się zmieniło... To dla mnie wręcz album Moody Blues yest, bo teraz liczą się tylko kolory, tylko czasem coś się poderwie i to do lotu, a nie do walki... Cztery dłuuugie kompozycje na całą stronę (album był dwupłytowy)... Teksty o tym że przyroda pokazuje piękno Boga (!), o tym że czas biegnie falami a nie minutami, o tym żeby szanować wymarłe cywilizacje ( :?) i ogólne tam o walce dobra ze złem (;)). Ale muzyka, uwolniona raz n azawsze od formy piosenki rockowej, sączy się w nieskrępowany sposób i uspokaja... Krytycy nienawidzą tej płyty, dużo ludzi ją wyśmiewa, a ja uwielbiam się zgubić w topograficznym oceanie, zwłaszcza pierwszym i drugim, które są najdoskonalszymi suitami okołorockowymi jakie znam.

RELAYER** (1975)
Obrazek
Odeszed Wakeman, przyszed Moraz (który potem pomóg oszpecić Moody Blues w latach 80-tych). Utworu "Gates of Delirium" nidgy nie rozumiałem (nawet ta niby piekna końcówka "soon, oh soon the light..." mnie rozczarowywała zawsze...), na "Sound Chaser" ziewałem, a "To Be Over: jakiś cukierkowaty jest. Początek końca.

GOING FOR THE ONE**** (???) (1977)
Obrazek
Tym razem bezpośrednio zdaje się o sprawach duchowych mówi, ale jak mi się zdaje w duchu bardzo uniwersalistycznym. Muzycznie ostatnia wielka płyta YES, może dlatego że na chwilę wrócił wakeman. "Awaken" ("Przebudzony", adresowany bezpośrednio do Buddy), z tego co pamiętam, muzycznie jest powalający. Więcej o tej płycie jak poczytam sobie teksty dokładnie.

Potem było jeszcze dużo innych płyt, ale to już nie ten sam zespół... (Znany utwór "Owner of a Lonely Heart" jest na przykład na 90125, która jest ohydna). Nie ma co na nie tracić czasu...

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Ostatnio zmieniony pt, 17 marca 2006 12:46:09 przez Gero, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 marca 2006 12:12:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Bardzo cieszę się z tego wątku :D . Bardzo!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 marca 2006 13:16:56 
Ja też się bardzo cieszę, bo wreszcie będę miał jakieś podpowiedzi co wybrać! Wstyd-nie-wstyd się przyznać, ale Yes nie znam prawie wcale! Najwyższy czas (NCz!) coś poznać!


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 marca 2006 21:06:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
pamietam taka recenzje płyty Yes "Union" w piśmie "Rock'n'roll" - miała tytuł "W jednosci kiła"

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 18 marca 2006 22:46:42 
to ja może narpiew o mojej ukochanej pierwszej płycie!

przede wszystkim:

sweetness******
nie jest to kojąca piosenka. raczej z rzędu rozpaczliwych... piękna. porusza mnie.

i see you*****
szaleństwo i dżezik jakby

beyond&before ****

yesterday& today ****

reszta unsłuchable.

jest to dobra płyta bo nie przytlacza tak jak te następne.


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 18 marca 2006 22:52:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 13:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
Ja Yes'ów w zasadzie nie znam (no oczywiście Owner Of The Lonely Heart 8) ) ale jakoś zawsze wokal pana Andersona mnie od nich oddalał :? Może kiedyś :roll:

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 18 marca 2006 22:57:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
Budyń pisze:
pamietam taka recenzje płyty Yes "Union" w piśmie "Rock'n'roll" - miała tytuł "W jednosci kiła"


z tym Union chodziło o to że pod koniec lat osiędziesiątych Yes rozpadł się na dwie walczące frakcje: w jednej był Anderson, a w drugiej Squire. I jako że zdarzyło się wcześniej, że Andersona nie było na jednej płycie Yes ("Drama"), sąd przyznał prawo do nazwy Squir...emu???...owi??? Pod wzgledem artystycznym miało to takie sobie uzasadnienie, ale dobra... Były dwa Yesy, a potem się złączyły i szum był że hej że się łączą
i urodziła się z tego płyta właśnie "Union" na której grały oba te zespoly równocześnie, jakieś dziesięciu chłopa... Podobno nie da się tego sluchać, ja nawet nie próbowałem... hehehe...

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 marca 2006 01:33:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
marecki pisze:
zawsze wokal pana Andersona mnie od nich oddalał

oj mam tak samo. Morella mi może wybaczy, ale on wokal wręcz wyjątkowo mi sie nie podoba :-(

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 marca 2006 11:07:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
1 YES- YES **** bardzo lubie tę płytę ze względu na świeżość...brzmienie też mi sie podoba...calkowity brak patosu tak charakterystycznego dla tego zespołu...fajnie gra klawiszowiec !
Gero pisze:
Jedyny słabszy moment na płycie to jego pseudo-jazzowe popisy, które burzą świetną kompozycję "I See You"
...no dla mnie jest to właśnie najlepszy moment na płycie....(ta gitarka)
2. TIME AND WORD ** -pierwszy utwor fajny ale potem nijak...
3.THE YES ALBUM ***** bardzo dobra plyta !!! chyba w ogóle najlepsza..podobają mi się wszystkie utwory....świetnie gra i brzmi basista...!!!
4.FRAGILE *** - jakos nie moge sie przekonac do tej plyty...zaczyna się ładnie ( gitarka) potem trochę przynudzają...
5.CLOSE TO THE EDGE ***+...hmmmm...plyta jest według mnie przereklamowana...parę niezlych momentów jest, ale wedlug mnie nie jest to taaaaaaaakie wieeeeeeeelkie dzieeeeeło jak piszą ...przede wszystko pojawia sie ten niezdrowy patos i momentami zalatuje juz kiczem...( Wakeman)
6. TALES FROM TOPOGRAFIC OCEANS **** o wiele lepsza plyta niż poprzednia...bardzo długa ...no i jest naprawdę czego słuchać !!!
7.RELAYER *** ..no przerost formy nad treścią....choć momemty są...
8. GOING FOR THE ONE **** całkiem niezle ...krótsze utwory -piosenki...ja to lubię ...awaken piekne !!!
9. TORMATO *** posluchać można....krótkie kawałki ..coś sie znajdzie...
10. DRAMA ** ...odszedł Anderson...

_________________
ooooorekoreeeoooo


Ostatnio zmieniony pn, 20 marca 2006 11:19:47 przez elrond, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 marca 2006 11:08:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
...muszę jeszcze dodać ,że podobaja mi sie niektóre solowe dokonania muzyków z tego zespołu ..a szczególnie "Six wives of Henry 8" Wakemana i "Short stories" Andersona z Vangelisem...

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 21 czerwca 2006 12:35:59 
Wysłuchałem dziś "South Side of the Sky", nazwanego przez Gera najlepszym utworem Yes i muszę przyznać, że choć był jeden moment (coś z klawiszami, czy pianinem), to generalnie było to dla mnie raczej przykre przeżycie... głos pana Andersona, to dla mnie przeszkoda nie do przebycia...


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 sierpnia 2006 09:39:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
-

_________________
http://freemusicstop.com


Ostatnio zmieniony wt, 07 czerwca 2016 07:55:26 przez MAQ, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 01 sierpnia 2007 21:07:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Słuchałem sobie w ostatnich dniach Yesu - tych trzech płyt, które znam: "Close To The Edge" gdzieś, hoho, od liceum, oraz "Fragile" i "Tales From Topographic Oceans" poznane w ciągu, powiedzmy, ostatniego roku. Bardzo dobrze się mi ich słuchało.

To już zauważyłem kiedyś, że słuchanie Yes sprzyja wypocznieniu - może dlatego, że muzyka nie służy wyrażeniu jakichś ideologii a, po prostu, realizacji muzycznych ambicji? Obcuje się z interesującą kompozycją, aranżacją, ciepłem, złożonymi strukturami, kolorami a nie rzężeniem, frustracją i protestem. I okazuje się, że nie jest to takie złe :wink: .

Ale też wydaje mi się, że muzyka YES to bynajmniej nie rock'n'roll... Podstawą wydają się być pomysły na zwykłe, często bardzo ładne piosenki, z których muzycy o inklinacjach wirtuozerskich i pewnych ambicjach rezygnują, by tworzyć większe formy - bardziej złożone, pełne rozmachu, ale też zawierające element techniczny, może nawet czasem mechaniczny..., ale gdzie tu rock? Hm... :) Ja bym powiedział (z winkiem oczywiście), że Yesi grajo jakiś zmutowany, monstrualny pop, ale byłoby to bez sensu sformułowanie, więc nie powiem, hehe.

Moimi ulubionymi muzykami Yes są: Steve Howe - o, jego gitara zawsze ciekawa, dyjabelnie precyzyjna i z pazurem; Bill Bruford - kurde, on jest błyskawicznie rozpoznawalnym perkusistą - ta dynamika, podziały i brzmienie, chyba nawet wole go od Howe'a ale dość krótko był w zespole; Jon Anderson - największe zaskoczenie ostatnich dni: ja go lubię! podoba mi się jego śpiew, zwłaszcza gdy wydaje się w nim zapamiętywać :) .
Wielu zalet nie można też odmówić Squire'owi, jego partie basu są twarde i precyzyjne, czasem to brzmi jak Nomeansno, a jego parie wokalne... ubarwiają muzykę i tylko czasem wydaje się być on dla Andersona tym kim dla Thomasa Andersa był Dieter Bohlen :wink: .
No i Wakemen - powiedziałbym 35% partii bardzo trafionych, olśniewających nawet, fajerwerków - w pozytywnym znaczeniu, ale nie jestem pewien czy dobrze wyliczyłem :P .

O samych płytach być może w przyszłości.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 02 sierpnia 2007 10:16:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Antiwitku dzięki za inspirację! :D Do porządnego wpisu w tym wątku przymierzałem się dobrych parę razy. Zespół Yes to zdecydowana czołówka moich ulubionych artystów, a każdy z członków Yes znajdzie swoje miejsce w mojej dziesiątce najlepszych w swoim fachu. :D


Najpierw była płyta...koncertowa :D z tym że taka chyba nie do końca oficjalna, zawierająca muzykę zdecydowanie starszą, bardziej zakręconą, idącą momentami w stronę psychodelii, czasem w stronę rocka lat '60, nie mniej jednak jest to już Yes. Z tym że mocno nieokiełznany i szukający swojej tożsamości. Dużo tu też szaleńczych temp i popisów, połamańców z tym, że wszystko to jest w trochę innym klimacie takim...młodzieńczym po prostu, czuje się taki underground w tej muzyce, kiedyś to wszystko do mnie nie docierało, teraz bardzo mi się podoba z tym, że nie jest to płyta od której należy zaczynać przygodę z Yes, tym bardziej, że wiele tutaj nie Yesowych utworów. Nie mniej jednak fascynująca to płyta.
Dla zainteresowanych lista utworów:
Somethings Coming
Each And Every Day
Sweetness
Dear Father
Every Little Thing
Looking Around
Sweet Dreams
Then
No Oppurtinity Necessary, No Experience Needed
Astral Traveller
For Everyone
Beyond And Before

Ocena tego nietypowego koncertu? bez wahania * * * * z tym że ocena przyznawana nieco innymi kategoriami :wink:

Następnym krążkiem który trafił w moje ręce była już bez wątpienia płyta Yes z muzyką zespołu Yes :mrgreen: czyli

Yes Going For The One * * * *1\2
Pierwszym utworem który naprawdę przykuł moją uwagę był Parallels no po prostu nie da się opisać mojego pierwszego wrażenia...coś pięknego, do dziś jest to mój ulubiony utwór z tej płyty. Choć w sumie na tej płycie nie ma słabych utworów :D
Jest świetny utwór tytułowy z jakimś dziwnym gitarowym odlotem na początku, i zwrotkami które łatwo zapadają w pamięć, jest dłuugi ale piękny Awaken, jest bardzo ładny Turn Of The Century oparty na przejmującym śpiewie Andersona i akustycznej gitarze Howe'a, a w tle czają się bardzo ciekawe klawisze Wakemana.
No i jest jeszcze taki trochę cukierkowy ale jednak bardzo przyjemny Wouderous Stories. Tak więc płyta bardzo udana, yo ona tak naprawdę wprowadziła mnie w Yes.
Ciąg dalszy nastąpi....

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 08 września 2007 09:32:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Dobrze znam trzy tytuły.

"Fragile" - płyta ciekawa, ale bardzo bałaganiarska i dlatego mało spójna. Czegoś w tym wszystkim jeszcze brakuje. Dlatego tylko ***

"Close To The Egde" - tu już wszystko jest jak najbardziej na miejscu. Płyta pracuje jako całość. Bruford w szczytowej formie, lada moment porzuci Yes dla KC... Również Wakeman ostatnie chwile spędzał wtedy w zespole. Tytułowa suita należy do tych największych. Stawiam ją obok "Atomowego serca matki", "Ech", "Supper Ready", "Flight" czy "Lizarda". Ocena ****1/2

"90125" - tutaj również mistrzostwo. Wg mnie jest to płyta na tak samo wysokim poziomie jak "CTTE". Tym razem jednak zamiast symfonicznych peregrynacji mamy doskonale skrojony pop. I to jaki!! Dlatego też ****1/2

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 60 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 51 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group