Ja chciałem napisać kilka słów o utworze Paranoja jest Goła, bo ostatnio koledzy pisali tak:
arasek pisze:
A tu Ci peem, że "Paranoja jest goła" Maanamu plasuje się u mnie daleko za porównywanymi utworami. Maanam jako taki jest przed Tiltem i Daabem ale akurat ich "Paranoja" nigdy mi się nie podobała. Jakaś taka za wrzaskliwa i grubo ciosana.
Crazy pisze:
Dla mnie początek Maanaamu - instrumentalny wstęp, zwrotka i refren plasują się wyżej nawet od Tiltu. Ale ten utwór zaczyna się potem rozjeżdżać i robić coraz bardziej irytujący, aż trudno go czasem dosłuchać do końca. Więc ogólnie na pewno wygrywa Tilt
No i tak - zacznę od ogólnego wprowadzenia. Zespół Maanam ma bardzo wiele zalet - całe swoje nowatorstwo na polskiej scenie, świetne numery, teksty Kory i cała jej osobowość, masakra, genialna grupa. Zalet tych jest tak wiele, że może umknąć jedna - że to byli ABSOLUTNIE KOZACCY INSTRUMENTALIŚCI, na tle innych polskich zespołów z tej epoki, wszystkich Oddziałów i Lady Panków, niczym Górnik Zabrze z Lubańskim, Gorgoniem i Zygą Szołtysikiem, na tle reszty polskiej pierwszej ligii końca lat 60. Po prostu ekstraklasa, przy czym to nie byli jacyś kurna shredderzy, co robią sztukę dla sztuki i się popisują umiejętnościami, tylko czterech typów i babka na wokalu, którzy brzmią jakby absolutnie świetnie się czuli grając ze sobą, mieli telepatyczne porozumienie w graniu różnych pauz, akcentów, podbitek, budowaniu napięcia itd. itp. - i jest w tym jakaś taka dobra stara szkoła rockowego granie, takie wzbudzające zachwyt porządne rzemiosło, że aż chce się westchnąc jak starzy ludzie w komentarzach na youtubie "kiedyś to byli muzycy"
Najbardziej wg. mnie słychać to na płycie "O!". Płycie, o której Marek Jackowski powiedział w Non-Stopie (cytuję w pamięci)
chcieliśmy nagrać album, nawiązujący do najlepszych zachodnich, rockowych tradycji. To brzmi jak wiecie, taka typowa ogólna, wywiadowa, marketingowa gadka, ale kurde - wyszło im to. Maanam na "O!" brzmi jak zespół wychowany na tym samym chlebie i palący te same szlugi, co Keith Richards i Pete Townshend w swoich najlepszych latach, a na pewno nie jak jacyś ubodzy kuzyni ze wschodu. Zero kompleksów, zero taniego i powierzchownego kopiowania patentów - jesteśmy częścią tej tradycji, w dupie z tym, że pochodzimy z kraju odciętego od świata, gdzie trzy godziny stoi się w kolejce po mięso na kartki. Rock'n'roll
A dlaczego najlepiej to słychac na "O!"? Debiut oczywiście jest super - ale to płyta, gdzie jeszcze trochę oni z grubsza grają jednym patentem - sekcja śmiga, Jackowski tnie akordy jak szalony, a Olesiński wymiata solówy. Ma tam to dużo sensu w kontekście tamtych numerów oczywiście i nie jest to jakkolwiek krytyka tamtego świetnego albumu. Z kolei "Nocny Patrol" i "Mental Cut" to albumy, gdzie wszyscy błyszczą, ale one mają jakiś taki zimny, wyrachowany, studyjny połysk. A "O!"...
..."O!" był ponoć płyta, gdzie Maanam w stanie wojennym nie miał co robić, więc wszedł do studia i zaczął nagrywać dosłownie z nudów. Kora twierdzi, że w sumie nagrywanie było dla chłopaków drobnym przerywnikiem w chlaniu, hmm, może i tak było. Ale faktem jest, że Maanam jest na tej płycie dużo bardziej wyluzowany, a momentami brzmi wręcz jak uchwycony na próbie. Słuchając tej płyty, dosłownie widzę piwka Żywiec na wzmacniaczach i Ekstramocne w ich gębach. Przy czym to nie jest niechlujnośc, nie ma tam niedoróbek - Maanam jest na tej luzacki, bawi się muzą, ale wciąż gra W PUNKT, bez niedmówień. Posłuchajcie jak pulsuje basik w numerze tytułowym, a gitarki bawią się i przetwarzają po swojemu znane rokenrdolowe klisze; jak w, powiedzmy sobie szczerze, drugoligowym na ten zespół numerze "Nie poganiaj mnie po tracę oddech" cała maszyneria (bębny, punktujący basik, melodyjki Olesińskiego) pracuje na pełnych obrotach; jak w "Pałacu na Piasku" sekcja z#$&^rdala jak szalona, a na koniec Olesiński wycina solówę (na innym brzmieniu niż reszta gitar w tym numerze), która oscyluje między rozluźnionym Robertem Frippem, a przedrzeźnianiem głównego motywu gitary w tym numerze; jak w "Die Grenze" grają najpierw jakąś dziwną, zmutowaną, połamaną balladę, z jakimś lekkim wpływem reggae, a potem cisną baaaardzo dziwny jam z Tomaszem Stańko i cytatem ze Stonesów; jak w "Jest już późno, piszę bzdury" gitara solowa udaje miauczenie kota, a czasem wprost przywołuje swoim tajemniczym soundem klimat PRL-owskiego blokowiska nocą (tak zawsze sobie to wizualizowałem przynajmniej)...To wszystko jest podkreślone przez brzmienie - niby, lekko topornie, ale w sumie fajnie, podbitym jakimiś flangerami, ale jednak głęboko siedzącym w tradycji lat 70, z brzęczącymi Fenderami, gumowym basem i pluszową perkusją...Uwielbiam Maanam jako jakiś organizm na tym albumie!
"Paranoja jest goła" to utwór, który na papierze faktycznie wydaje mi się nieszczególny. Taki tam, (powiedzmy) lekki hołdzik dla Stonesów z tekstem Kory, który raczej nie należy do jej czołówki...Ale jest to sytuacja, kiedy utwór dla mnie ewidentnie broni się nie tym, CO jest grane, ale JAK jest grane. A w menu mamy takie przysmaki jak:
- prawa ręka Marka Jackowskiego, która gra z luzem godnym Keitha Richardsa, jeszcze śmiesznie brzmi ten pierwszy riff na sluchawkach, z lekką efekciarską zabawą kanałami...
- perkusję Pawła Markowskiego, który był znakomitym bębniarzem, idealnym dla tego zespołu - po prostu super bujał! Na youtubie jest taki koncert jak w 1986 roku w Kongresowej gra prawie klasyczny skład Maanamu. Prawie, bo na bębnach jest Jarosław Szlagowski. Szlagowski świetnie grał w Lady Pank, nadawał dużo wyrazu pierwszym płytom tamtej grupy, bawiąc się hi-hitem i robiąc inne cuda ala The Police - ale w Maanamie ewidetnie sobie nie radził, bo jego poprzednik był takim KOTEM;
- gumowy, cały czas pulsujący w dołach i ślizgający się jak wąż basik typu RICKENBACKER w ręku znakomitego Bodka Kowalewskiego;
- gitarę solową Ryszarda Olesińskiego, który leci wprost popisowo (Marek Jackowski:
Paranoja jest Goła kosztowała nas palce zdarte do krwi na próbach, ale było warto), ale ja czuję w tym dobrą zabawę, lekkie puszczanie oczka wręcz...
Szczytem tego wszystkiego jest dla mnie moment, jak po różnych odlotach aranż niejako się resetuje i zostaje sama gitara Jackowskiego i perkusja. I tuż przed momentem, kiedy gitara też znika i Kora ma zacząć śpiewac na tle samej, gołej perkusji, basik Kowalewskiego robi BUMBUMBUM. I te kilka dźwięków to jest dla mnie esencja "Paranoi" - czyli numery, w którym jedna z lepszych ekip w polskim rocku, dobrze się ze sobą BAWI
Jest takie wideo do tego numeru - podrabiany live z 1982. Polecam popatrzeć, skumać te ekipę i doznać "Paranoję" porządnie
https://dai.ly/x278d29