Pozwolę sobie podzielić się państwem myślą, która może nie jest specjalnie ważna i istotna, ale chodzi mi po głowie od dłuższego czasu - i postanowiłem ją wyartykułować, trochę pod wpływem pytania Pałac na Piasku vs. Zamki na Piasku w innym wątku, trochę pod wpływem tego, że moje koleżanki z pracy słuchają ostatnio często jakiegoś internetowego radia z polską muzyką z lat 80.
Mianowicie: polski rock lat 80, to różne zespoły. Fajne i chujowe, ambitne i mniej ambitne, znakomite i beznadziejne. Poważne i głupkowate. Oryginalne i zżynające. Mające lepsze i gorsze teksty, lepsze i gorsze numery itd. Wiadomo. Był Klaus Mitffoch i było "Jolka Jolka pamiętasz". Długi temat, dużo można rozkminiać.
Natomiast jest jedna rzecz, za którą całościowo bardzo cenię te epokę - i to zarówno te zespoły, które bardzo lubię, doceniam i szanuję, jak i czasem te, które lubię trochę mniej i które uważam za gorsze czy mniej ciekawe. Piszę to też jako muzyk, który coś tam grał i wie jak się z grubsza pracuje na próbach. Mianowicie - uważam, że że to było naprawdę ZAJEBISTA epoka pod względem aspektu ARANŻACJI w polskiej muzyce rockowej - i generalnie tego "jak ciekawie poukładać to co gra standardowy zestaw rockowych instrumentów, żeby to było ciekawe?". Myślę, że to trochę pokłosie fascynacji Police, trochę tego, że to grały doświadczone fachury, a trochę, że jednak były to czasy kultury ciągłego grania prób. Naprawdę - czy słyszę stary Perfect czy stary Lady Pank czy Maanam czy OZ czy z drugiej strony Klausa Mitffocha, prawie wszystko jest super poukładane pod tym względem. Bardzo mało takich stockowych aranży, takich, że jedna gita gra riffy i akordy, a druga tylko solówy, a bas zabezpiecza doły - tylko nie, gitary dialogują, basy są super gadatliwe, perkusiści kopiują sztuczki od Copelanda i po swojemu je rozwijaj. Jak jedna gitara robi "brzdęk" druga robi "dzyń", polscy basiści z tej epoki to w ogóle klasa sama dla siebie, perkusiści też. I nie ma nudy. Leci jakieś "Ale wkoło jest wesoło" - kurde, zajebisty ten bas w zwrotkach, super, z głową ułożona solówa. "Zamki na Piasku" - perfekcyjnie rozwijający się numer od super-prostego riffu do rozpędzonego pociągu (na drugiej płycie Lady Pank jest jeszcze ciekawiej, bo tam basista se napierdala kostką na fretlessie i skacze po gryfie, normalnie Barry Adamson z Magazine). "Ten Wasz Świat" - ten riff się wywija jak wąż, a Jaro Szlagowski na tych bębnach gra tak lekko jakby oddychał, może by nawet nudna ta figura była, ale hi-hat trochę miesza, takie leciutkie to jest. "Mój jest ten kawałek podłogi" - no super ta ska figura, jakby zaraz miała wypaść z szyn ale trzyma się. "Luz blues, w niebie same dziury", hehehe - jak maszyna to chodzi, dosłownie, jak tryby w fabryce - "tydu tydu". Maanam - pierdylion numerów, które mogę chwalić pod tym względem, Bodek Kowalewski to w ogóle klasyczna "polska szkoła grania na basie" aka. "melodyjny kwadrat", jakby jednocześnie chciał być super oszczędny i super melodyjny - potem Ciempiel w Tilcie i Fotonessie to doprowadził do skrajnosci. Itd. etc.
I to nie chodzi, że ja wszystkie wyżej wymienione utwory uważam za jakieś dzieła na pięć gwiazdek, niektórych nawet jakoś bardzo nie lubię
bardziej jakieś takie uznanie dla rzemiosła, jak dla zajebiście starannie wykonanego ręcznego produktu - przy czym nie chodzi tylko o TECHNIKĘ, bo to też nie są super skomplikowane utwory, ale o jakaś taką wysoką kulturę grania, gdzie każdy wie o co cho, czy walnąć w werbel dwa raz czy raz, czy bas ma grać tadadadadada czy raczej tu (pauza) tu-du (pauza) tu-du-tu-du. Oczywiście wtedy też zdarzały się KASZTANY, niekiedy przeokrutne - jakieś "Jolki", jakieś straszni typowe ballady itd. (chociaż patrzcie - ciekawe, że i "51" i "Dorosłe Dzieci" miały rozbudowaną solówę na basie w intro, to też unikalne - a "Ewka" Perfectu miała solówe na basie w dalszej części) Ale uważam, że gdyby była jakaś polska School of Rock, to ta rockowa osiemdziesiona by była zajebistym materiałem doświadczalnym na przedmiocie "Aranżacja"