APOLOGIA Z DAWNA OBIECANA
Muj wydafca * * * * * *
Szósta gwiazdka ze względów osobistych; za to, jak wiele dla mnie swego czasu ta płyta znaczyła, jak wiele dla nas obojga znaczyła... za to, że przez lata wymieniałem ją tuż obok Legendy.
Ale pięć gwiazdek zupełnie obiektywnie i na tych pięciu chciałbym się skupić. Uważam, że jest to płyta doskonała, właściwie pod każdym względem pozostawiająca w tyle wszystkie inne dokonania Kultu czy Kazika.
Muzycznie, tekstowo, wykonawczo. Może jest to jedyna płyta, na której zespół osiągnął pełna harmonię tych czyników. Nigdy wcześniej ani później nie brzmial tak właśnie -
zespołowo.
Muzycznie prymat Wydafcy wydaje mi się najbardziej nie do podważenia. Zespół gra jak natchniony, kilku stosunkowo przeciętnych muzyków (z wybijającymi się oczywiście Szczotą i Bananem) zaczyna nagle tańcować dźwiękami wśród finezyjnych aranżacji i częstych zmian napięcia i klimatu. Potrafią błyskotliwie zagrać wszystko, i lirycznie, i drapieżnie, i pastiszowo, i jazzowo, i punkowo, i gitarowo, i dęto, i elektrycznie, i akustycznie. Jaka świetna i nieoczywista jest przez cały czas praca sekcji rytmicznej! - nie ma tu niemal prostego łup-łup-bum-bum, każda piosenka ma inaczej wykombinowany rytm. Nawet w niby prostych i łopatologicznych pod tym względem
Pasażerze i
utworze tytułowym Szczota postarał się wymyśleć coś ciekawego. A w
Psalmie jaki piękny bas! Nad wszystkim unosi się majestatyczna waltornia i moim zdaniem Banan może tę płytę postawić na swojej najwyższej półce, tuż obok (no, może ciut ciut poniżej) Triodante, nagranego zresztą niemal jednocześnie (!). A jakie super pianinka w podkładach, takie nieraz ledwo widoczne, ale bardzo ważne dla brzmienia całości, choćby w
Lewe loff i
Bliskim spotkaniu. I w ogóle - lekkość! Jakby muzyka sama im się grała... proszę sobie choćby posłuchac pod tym kątem początku
Kulcikriu.
Wreszcie różnorodność stylistyczna i płynność podróżowania po różnych konwencjach: jak świetnie przechodzi jazzujące (ale buja!!)
Bliskie spotkanie w punkowe (ale jazdaaa!)
Krutkie kazanie, jak bezbłędnie wpasowuje się w klimat płyty utrzymana w stylistyce mrocznej ballady miejskiej
Historia jednej znajomości, której cudooowny początek gitarowo-waltorniowy następuje zaraz po wybrzmieniu czegoś przecież zupełnie odmiennego, bo czysto rockowego, prostolinijnego
‘get into the carrrrr’, i od razu wynosi płytę w jakieś wyższe rejony.
Kolejna sprawa to
wokal. Tu można by już więcej dyskutować, czy rzeczywiście jest to kazikowy best moment. Dla mnie jest - z jednego podstawowego powodu: Kazik oprócz tradycyjnego eksploatowania motywów Złego Systemu i różnych ludzkich wad po raz pierwszy (a może ostatni) śpiewa w pełni przekonywująco o sobie. Odsłania jakieś bardziej osobiste motywy i robi to z większą wrażliwością w głosie, niż miało to miejsce dotychczas.
Przez
Na zachód przebija fizyczny ból rozstania,
Psalm jest żarliwym wyznaniem wiary i wołaniem o pomoc, o oparcie w oszalałym świecie,
Lewe loff zaśpiewane jest tak, że czuć i to, że podziwia, i ceni, i że się boi, i że jest czwarta rano, i że jego drzwi są otwarte na oścież...
A przecież obok tekstów osobistych Kazik radzi tu sobie doskonale z kilkoma różnymi konwencjami:
Mojego wydawcę rapuje z taką pasją i zarazem DYKCJĄ!!!, że
, w
Kesitzen wykazuje się zdolnościami parodystycznymi, a w
Historii, stylizując wokal w kierunku takim trochę Waitsowym, udaje mu się przejmująco przekazać autentyczna ludzką tragedię, nie popadając ani na moment w karykaturę. Do tego kilka klasycznych punkowych zaśpiewów, a także dwa kowery, do których może można się przyczepić, że niepotrzebne itd. - ale jeżeli nawet tak by było - to nie jest! dzięki temu, co Kazik wyprawia w zakończeniach, i
Pasażera, i
Dziewczyny - jakiego on tam daje CZADU!!!
I jeszcze takie perełki, jak z cudowną lekkością zanucone pod tandetny podkład z pozytywki
gaz, gaz, gaz, gaz, gaz, gaz, gaz, gaz, gaz, gaz, gaz, gaaaaz....
Przy tym wszystkim trzeba powiedzieć, że Kazik wyciąga wszystkie melodie bezbłednie i
bez trudu. Łatwość śpiewu, nawet tego najbardziej zaangażowanego, jest tu zaletą numer jeden, moim zdaniem w wiekszym stopniu niż kiedykolwiek indziej.
A po tym wszystkim przyszła jeszcze pora na
teksty. Całościowo rzecz biorąc - najlepsze ever. Bo najbardziej różnorodne, najbardziej oryginalne i swieże. Najbardziej wychodzące poza czystą publicystykę i stałe motywy typu "nie wierzę politykom", "spotka was kara", "a wszystko to system uczynił", "oni ci to zabiorą" - albo wzbogacajace je w wyjątkowo udany sposób, jak w
Bliskim spotkaniu czy
Ręcach do góry.
Mówiłem już o interpretacji tekstów osobistych w części poświęconej apologii wokalu
, ale same słowa też są piękne.
Kazik kreśli przejmujący obraz
smutku w radości rozstania... zaskakująca jest reinterpretacja tego, co w pewnych okolicznościach może oznaczać piękny świt:
to jest niedobrze, że już słychać ptaki, które budza się o świcie
jest jeszcze parę minut, ale wkrótce trzeba będzie się rozstać
Czasem mówi z taką szlachetną prostotą:
więc powiedz, Ojcze, czy ze mna chcesz rozmawiać?
czy cieszysz się, gdy widzisz moją postać?
albo
chcę ci powiedzieć, jak bardzo cię cenię (...) ale nie mam odwagi
A czasem uderza w tony stricte poetyckie, z takimi metaforami jak w:
patrz, jeden poszedł spać, to reszta po schodach zsunęła się na miasto.
Albo w niemal oksymoronicznym
chciałbym - chociaż za oknem wiatr dmucha - zanucić ci prosto do ucha (a ja tu słyszę, jak wiatr powtarza echem -ucha, -ucha, -ucha...).
Mniej liryczny, ale też osobisty jest tekst o zespole... Kult! - będącym przede wszystkim grupą przyjaciół, która ewoluuje, ale choć
jedni przyszli i poszli, trwa razem wbrew wszelkim przeciwnościom. Z tego tekstu przebija duma z własnych osiągnięć i poczucie, że taka przyjaźń jest prawdziwą wartością. Tekst prosty, ale pełen energii i szczerości, i w sumie zaskakująco oryginalny.
Zaprawdę powiadam wam, nie ma takiej szajki, jak ta...
Bodaj czy nie najlepszym tekstem na płycie jest jednak
Historia pewnej znajomości. Dla mnie jest to autentyczny wstrząs. W tej piosence jest tak dużo best momentów, że niemal za każdym razem, gdy jej słucham pojawiają się jakieś dreszcze... to tu, to tam! Kazik osiąga szczyty zwięzłości, kiedy kilkoma słowami potrafi streścić coś niezwykle ważnego i zarazem tragicznego:
na tym brudnym podwórku w bramie kiedyś stał człowiek
był starszy ode mnie o jakieś cztery lata
umarł zanim pomoc nadjechała
--
kiedyś drzwi źle zamknęła, wracał jeden z zabawy... - i już wiemy, co będzie dalej
--
zagadał do niej, gdy po mleko stała
tak się jakoś ułożyło, że niedługo się pobrali
--
aż pewnej nocy, gdy zaległ nieprzytomnie
zarżnęła go nożem do krojenia chabaniny
--
i tylko córka jej została
w tym mieszkaniu sama
- ta konkluzja, nawiązująca do początku piosenki, nakreślająca nieuchronnie przybliżający się dalszy bieg wydarzeń - jest może najbardziej przejmującym momentem całej twórczości Kazika Staszewskiego
Gdy tak jeszcze popatrzeć od różnych stron na teksty z Mojego wydafcy, okazuje się, że mamy tu
... niezłą kolekcję typowo kazikowych w stylu, ale wyjątkowo udanych "sloganów" i metafor na czele z:
pytasz czemu jeden do drugiego strzela - to właśnie się bogaci producent miecza!
... porywające układanki słowne w stylu:
tu jedni ludzie płaczą, gdy inni się bogacą,
i za taki stan rzeczy swoim sługom płacą
--
i tylko zbóje dalej, ubrani doskonalej
czychają na ofiarę, by złupić ją bezczelniej
--
i chciałbym iść tak, rozmawiać, wąchać, słuchać, patrzeć i oddychać
ze wszystkim tymi, z którymi dane miałem szczęście w życiu się spotkać
... nieograniczoną swobodę kazikowego języka w stosowaniu rozmaitych przerzutni, zmian szyku, neologizmów, a także przekleństw (NIKT tak nie umie bluzgać po polsku jak Kazik!!!) itp., po to żeby osiągnąć pożądany rytm albo znaczenie:
bo gdy ciebie by ze mną nie było
--
ty masz to, co ja chciał
bym mieć, gdybym kilka lat mniej miał
--
niech której wszyscy od ciebie się uczą
--
wyborcom zadośćuczynić
ale głupiemu radość
--
ohydne sytuacje tak znormalnione
... malutkie różnice między niby powtarzającymi się zwrotkami albo refrenami, które jednak mają swoje znaczenie - jak w
Krutkim kazaniu, gdzie swoją drogą nigdy nie mogę się nauczyć, czy to
za włosy, czy
za pióra złapię, czy widzi w kałuży
swe oblicze - czy
mordę, czy
na klęczkach czy
chwiejąc się po odchodach brodzi, no i czy biegnie, czy
zapierdala w dół równi pochyłej
... ale przede wszystkim POMYSŁY!!! Pomysły na osadzenie tekstów w konkretnych sytuacjach, sceneriach, na mini historyjki. Uderzająca jest
obrazowość tych tekstów; są one po prostu tak dobrze napisane, a przy tym tak dobrze zaśpiewane/ zinterpretowane, że słuchając tych piosenek ja po prostu widzę
zniesmaczoną minę tego ufoludka, znikającego na niebie, widzę
powóz na gościńcu i to ostatnie spotkanie przed odlotem
na zachód, i tę wietrzną listopadową noc, i skacowanego gościa pod parasolem, i wreszcie - brrr! - ruderę
z kiblem na zewnątrz.
A wszystko to ujawnia moim zdaniem autentyczną wenę twórczą, która sprawiła, że
łatwość śpiewu poszła w parze z
łatwością pisania, a że towarzyszyła im jeszcze
muzyka, która płynęłą kultowej załodze spod palców - nie widzę możliwości innej oceny niż NAJWYŻSZA.
PS. Wyszło mi, że w sumie nigdzie nie napisałem o tym, co po ostatnim przesłuchaniu chyba jestem skłonny uznać za Best Moment. Kulminacja
Na zachód -
na drodze ku śnieniu (czy 'lśnieniu'? - obie wersje mają sens)
samolot na niebie/ ZAWSZE BĘDĘ PAMIĘTAŁ CIEBIE. Coś wspaniałego. Chyba właśnie w tym miejscu ta jedność wokalu, muzyki i tekstu osiągnęła swoją pełnię.