tl;dr again, czyli subiektywnie najlepsze albumy 2014! Rok niestety słabszy niż zeszły i nic mnie aż tak nie zachwyciło jak zeszłoroczny Cave, ale nie oznacza to, że zabrakło dobrych wrażeń.
1. Woven Hand – Refractory Obdurate
To jest muzyka po bożemu, a nie jakieś oazowe pitu pitu! Edwards popełnił być może swoją najlepszą płytę. A przynajmniej jest w moim prywatnym top 3 jego dokonań łącznie z 16 Horsepower. Poprzedni album, który wprowadził więcej elektryczności w poczynania Edwardsa okazał się idealnym gruntem pod to co nastąpiło w tym roku. Tutaj wszystko hula jak należy i po dwóch odsłuchach już idealnie się składało w głowie. Good Shepherd i Hiss to najostrzejsze kawałki pod szyldem Woven Hand i stanowią dla mnie momenty kulminacyjne na tym albumie. Jedyną skazą z początku był dla mnie przetworzony wokal, ale z czasem przekonałem się do tego rozwiązania.
2. Have a Nice Life - The Unnatural World
Jeżeli szukacie adekwatnego ładunku emocjonalnego do Joy Division to macie go tutaj. Drugi LP Dana i Tima trzyma bardzo wysoki poziom i niewiele odstępuje idealnemu Deathconsciousness. Podrasowana wersja Defenestration Song jak się odpali w słuchawkach przetrąca mózg idealną sekcją rytmiczną, a depresja wprost wylewa się z Cropsey.
3. Old Man Gloom – The Ape of God
Żartownisie wydali dwa albumy o tym samym tytule. Jeden niezły, a ten drugi świetny. 4 utwory i każdy ma coś swojego do zaoferowania. Najbardziej mnie zniszczyło Predators. Poza tym jest trochę szaleństwa, szczypta ambientalnych dźwięków ala Lustmord i mnóstwo potężnych riffów. Bdb mikstura, album na poziomie Christmas.
4. Kairon; IRSE! – Ujubasajuba
Zespół znikąd, a konkretnie z jakiegoś zadupia w Finlandii z dnia na dzień stał się hitem dzięki serwisowi Rate Your Music. Mnie też urzekli zaledwie od kilku dni. BARDZO. Kto by się spodziewał, że szugejzy/post-rock mogą jeszcze tak bardzo zachwycić przez jakichś nołnejmów. Największe pozytywne zaskoczenie i odkrycie tego roku skutkuje niemalże wskoczeniem na pudło.
5. Goat – Commune
Koza zdecydowanie mnie nie zawiodła. Poziom debiutu mniej więcej zachowany. Bardziej transowo, a za to mniej chwytliwych rockowych strzałów. Rytuał ma się bardzo dobrze.
6. Darkspace – Dark Space III I
Kosmiczna black metalowa uczta, jak krążownik niszczący wrogie statki. Elektroniczne przeszkadzajki w tle dodają uroku strzałom z automatu. Dzięki temu z jednej strony jest w tym materiale jakaś dusza, a z drugiej zdehumanizowana artyleria. Takie kontakty z kosmosem to ja rozumiem.
7. Fire! Orchestra – Enter
Jazzowa orkiestra zachwyca znowu bardzo dobrym i równym materiałem. Na żywo Mats Gustafsson z ekipą dalej zachwyca czy to w składzie 3-osobowym , czy 5-osobowym. Teraz czekam na pełny ponad 20-osobowy skład.
8. Run the Jewels – Run the Jewels 2
Z każdym odsłuchem skłaniam się do zdania, że 2 jest chyba jednak lepsza od debiutu. W hip-hopie nie było nic lepszego w 2014. To pewne. Run them jewels fast, run them, run them jewels fast, run them, run them, r-run them, r-run them, run them. Fuck the slow mo. Joł. Oh my.
9. Swans – To Be Kind
Przyznam, że lekkie rozczarowanie co do całości, bo wszelkie recenzje stawiają pomnik, a wg mnie dwa poprzednie albumy lepsze. ALE Bring the Sun to jest utwór poza skalą wspaniałości i nie wiem czy tylko przez niego ten album nie powinien być aż w top 3 moich ulubionych na ten rok. No i jeszcze te szaleństwo w drugiej połowie Oxygen.
10. Dead Congregation – Promulgation of the Fall
Sierść w klasycznym wydaniu. Czyli ciągle można nagrać coś może niespecjalnie innowacyjnego, ale tak dobrego, że kruszą się skały.
11. White Lung – Deep Fantasy
Seria szybkich dwuminutowych strzałów. O takie punki, post-punki walczyłem.
12. MØ - No Mythologies to Follow
Wincyj takiego popu z pazurem. Prawie każdy utwór mógłby być singlem, bardzo równy album.
13. Badbadnotgood – III
Album idealny na luźne wieczory. Pykają te jazzujące dźwięki dobrzedobrzenieżle.
14. YOB - Clearing the Path to Ascend
Walcowaty album, słodkości.
15. Timber Timbre – Hot Dreams
Po prostu tak bardzo FAJNY album. Tak, nie wiem co już dalej pisać.
Wyróżnienia m.in. dla Godflesh, Spoon,The War on Drugs, St. Vincent, The Body, Pallbearer i Tryptikon. Wśród największych rozczarowań: Pink Floyd, Mastodon, Thee Silver Mt. Zion Memorial Orchestra , Cloud Nothing i trochę Crippled Black Phoenix. I ciągły brak nowych albumów Toola I Metalliki.
Najlepsze debiuty:
1. Get Your Gun -The Worrying Kind
Duńczycy pięknie łączą alt-country z rockowym zacięciem. Mam nadzieję, że jeszcze pójdą w górę.
2. Blues Pills – Blues Pills
Tak się gra klasycznie w 2014, na plus damski wokal.
POLSKA
1. Innercity Ensemble – II
Kuba I Ziołek ciągle Krul Polski. Tym razem w szerszym składzie jednak. Mimo pewnych dłużyzn album ładnie sobie płynie.
2. Kriegsmaschine – Enemy of Man
Jaki Behemoth? Kriegsmaschine pozamiatało metalową konkurencję.
3. Merkabah – Moloch
Tak bardzo mi przykro, że nie zdążyłem na ich występ na Offie. Moloch to pyszna kombinacja gitarowego łomotu z jazzowymi motywami. Wyczuwam potencjał na to, że jeszcze bardziej rozwiną skrzydła.
4. Lunatic Soul - Walking on a Flashlight Beam
Przyznam bez bicia, że zrobiłem tylko jeden i miejsce w tym topie jest trochę na słowo honoru, ale wyczułem w tym materiale wystarczający potencjał. Duda nie zawiódł.
5. Acid Drinkers – 25 Cents for a Riff
Solidny album i pozytywne zaskoczenie po ostatnim bardzo przeciętnym albumie. Ofkoz do kwasowych klasyków czy Verses of Steel brakuje sporo. Do polskiego top 5 jednak wystarczyło. Po bogatym 2013 roku w Polsce przyszedł czas posuchy.
Teraz do top15 dorzuciłbym chyba jeszcze The Bug, które odkryłem już w styczniu.
ps zauważyłem, że przy kopiowaniu ucięło mi emotikony,a pewnie gdzieś tam by się przydały