Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 18:06:36

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 11, 12, 13, 14, 15  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: czw, 13 sierpnia 2015 10:05:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Krótko o tegorocznym Offie.

Dnia pierwszego:

Nie zdążyłem na całość LXMP, czyli duetu Macia Morettiego (bębny, klawisz) z Piotrem Zabrodzkim (klawisz) na Scenie Trójki. Ale to co widziałem bardzo fajne i mocno niekonwencjonalne. Brzmienia i fascynacje osiemdzisionowate w klawiszach (gry komputerowe), świetne bębnienie i po prostu zabawa. Zdążyłem na Nagrobki, czyli część Gówna (wokal z gitarą + perkusja), na Scenie Eksperymentalnej. Koncert był chyba dokładnie taki jaki miał być: hałaśliwy, brudny, nierówny. Konwencja tekstowa korespondująca z nazwą. Nienajgorzej :) . A potem miałem przerwę techniczną po jałowcem.

Wróciłem na Pablopavo i Ludziki. Znałem płytę, która wydaje mi się dość ciekawa, ale w 100% nie przekonuje, a koncert był podobny, ale fajniejszy przez przyjazną, niewymuszoną atmosferę. Współczułem artystom, którzy grali na głównej z morderczym słońcem w oczy.
Później Adam Strug i Kwadrofonik w programie "Requiem polskie". Miałem iść wreszcie na Kristen, ale koleżanka Wrona opowiedziała mi o tej muzyce, opartej na żałobnych pieśniach ludowych ze "Śpiewnika pelplińskiego", więc Kristen zostawiłem na jakiś klubowy koncert. A Kwadrofonik ze Strugiem zabrzmieli na Scenie Leśnej wspaniale. Dwa trochę niekonwencjonalnie traktowane fortepiany, rozmaite perkusjonalia, trochę dźwięków z taśmy tworzyły minimalistyczno - współczesno - folkowy muzyczny świat. Swans, wszędzie Swans. A centralnie siedzący Strug snuł opowieść o umieraniu i duszy po śmierci. Nazajutrz nie mogłem nie kupić płyty. Rzecz godna polecenia.
Malijczyków w rockowym składzie Songhoy Blues na Głównej nie obejrzałem do samego końca, bo musiałem zmyć się na pole namiotowe, ale... byli super. Zagrali trochę tak, jak kojarzę Mali, nawet w dedykacji pojawił się Ala Farka Toure, ale część utworów oparta była na rytmice bliższej Feli Kutiemu. Był permanentny uśmiech, tańce i energia.

Później pojawiłem się na Leśnej, gdzie piosenki Serga Gainsbourga grał Mick Harvey, ale przyznam, że nie poświęciłem mu za dużo uwagi. Zachowywałem się źle, rozmawiając z koleżanką (mam nadzieję, że nie nazbyt głośno). Późniejsza Susanne Sundfør w ogóle została potraktowana jako tło do pikniku, ale bez wyrzutów sumienia. No, a dalej były kłęby niebieskiego dymu unoszące się wiele metrów w górę nad Stąchędż ze wzmacniaczy ustawionych na leśnej przez Sunn;O))). Wlazłem w środek tłumu, żeby tego doświadczyć, bo mnie pociągają brudne brzmienia, sprzężenia i takie robienie miazgi, obserwowałem zakapturzone postacie na scenie, ale... to chyba jednak wiocha jest. Pod koniec poszedłem poszukać znajomych, pooglądać płyty na stoiskach, więc ominęła mnie zmiana tonacji świateł na czerwień oraz przedzierzgnięcie się Attili Csihara w lustrzanego diobła. The Residents też się moim zdaniem nie popisali. Ich koncert to oczywiście bardziej spektakl niż granie muzyki, ale konwencja brzmieniowa zupełnie mi się nie podobała, nawet nie próbowałem się wciągnąć. Stanowili więc średnio wyszukane tło pikniku. A potem poszedłem się trochę przespać.

Koncertem tego pierwszego dnia festiwalu był więc dla mnie Kwadrofonik.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 13 sierpnia 2015 11:12:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Dnia drugiego:

Ten dzień był dla mnie głównie dniem Sceny Eksperymentalnej, gdzie grana była muzyka etniczna. Najpierw polskie Sutari. Trzy śpiewające i grające dziewczyny, fantastycznie dostrojone muzycznie, wokalnie i scenicznie. Pełne uroku. Repertuar czerpany z tradycji, ale umiejętnie dobrany i dopracowany. Instrumenty tradycyjne, ale też w jednym numerze mikser, tarka, nóż i deska. Specyficzna, przewrotna, zabawna i złośliwa względem mężczyzn konwencja. W namiocie było maksymalnie gorąco, ale... rewelacja! Doskonała kreacja sceniczna, żywa, pełna polotu i energii, aż iskrzyło!

Później Leśna, gdzie Olo Walicki z kolegami prezentował program Kaszebe II. Bardzo ciekawa muzyka, yassowa konwencja tekstowa i Piotr Pawlak na gitarze! Tego się nie spodziewałem, więc radość była podwójna. On ma straszną energię w graniu, mimo że używa mnóstwa efektów, a takie połączenie, to chyba rzadkość. Potem poleciałem do namiotu Trójki na Kinskiego. Ha! Ja po prostu lubię tę muzykę! Prezentowana była w sposób lekko pretensjonalny - na scenie strzępy gazet, elementy teatralne - ale zaskoczyło mnie, że nie ma w tym śmiertelnej powagi, że jest trochę beki. Niespodziewane akcenty góralskie, strzelania do publiki papierowymi kulami z zaimprowizowanej, obsługiwanej przez 3 członków zespołu, procy? A niektóre pozy Paulusa, albo namalowane mu na plecach przez basistę oko naprawdę super. No i bardzo podoba mi się Tony Kinsky jako gitarzysta. Dobry gig!

Dwa następne koncerty na Scenie Eksperymentalnej. Najpierw Huun-Huur-Tu z Tuwy. Mistrzowie śpiewu alikwotowego. Czterech panów w strojach tradycyjnych: płaszczyki, kozaczki, czapeczki, oj... Obcierali twarze chustami, które też były tradycyjne. Najpierw zapowiedź - wprowadzenie, a potem uderzenie szerokim akordem z czterech gardeł - total. I tak to szło, koncert, ale też wyjaśnianie - kilka słów o instrumentach, o dawnym pochodzeniu pieśni, o ich tematyce. Gorąco jak pieron, ale doświadczenie fantastyczne - zetknięcie z odległym czasem i przestrzeniami. Zachwyt i zadziwienie.
Potem miałem przerwę, a wróciłem na Ogoyę Nengo, pieśniarkę Dodo z Kenii z zespołem. Aj, aż przypomniały mi się programy telewizyjne o ludach afrykańskich oglądane w telewizji za dzieciaka. Ale po chwili te pozornie monotonne śpiewy zaczęły wciągać i hipnotyzować. Kryła się pod nimi jakaś energia, a ja zacząłem rozmyślać o tym, że właściwie z jakiej epoki jest to wszystko, z jakiego czasu, z jakiego etapu. Wyobraziłem sobie, że one nie kończą o oznaczonej porze, tylko przeciągają rytuał aż do wschodu słońca, śpiewają przy płonących ogniskach. Wspaniała rzecz. Ale skończyły, a ja zrobiłem sobie przerwę na kawę, którą piliśmy pod pustą leśną, czekając na następnego wykonawcę.

A był to zespół Xiu Xiu, prezentujący muzykę z Twin Peaks. Miałem okazję obserwować jak ustawiają się na scenie i stwierdziłem, że mają brzmienia bardzo fajne, choć nie kojarzące się z muzyką Badalamentiego, bo takie zadziorne. Sam koncert nie do końca poszedł w tę stronę, był chyba bardziej uporządkowany niż się spodziewałem. Ale w porządku - mocno introwertyczna muzyka z kilkoma dobrymi momentami (bębny, gitara). Gorzej z wokalem, ale na szczęście nie było go dużo. No i błąd moim zdaniem, że nie zagrali całości w konwencji suity, tylko robili przerwy na brawa.

Później Ride na głównej. Trochę zaskoczenie. Bo wydawało mi się, że oni są bardziej szugejzowi, rozmarzeni - i nawet mieli intro z This Mortal Coil. A tu sprawnie trzaskali brit pop - z harmoniami wokalnymi, dużą energią, momentami lekko odjechanymi. No i bębniarz ich niósł, bębniarz ich ciągnął. Obserwowałem z dystansu, ale dobry koncert!

A na koniec dnia znów udałem się do namiotu eksperymentalnego - na koncert Hailu Mergii z Pawłem Szpurą i Majkiem Majkowskim. Hailu to klawiszowiec z Etiopii, zasłużony od dawna uczestnik etiopskiej sceny jazzowej. Świetny gość, grał na elektrycznym piano i organach, ale sięgał też po akordeon czy melodikę. Majkowski wygrywał te charakterystyczne, wyraziste motywy melorytmiczne (kojarzyłem z "Theme De Yoyo"), a Szpura... Szpura był boski! Tak się odnalazł w tej konwencji, że szok. Grał niezwykle gęsto, lekko, finezyjnie - po prostu mistrz! Zdziwiłem się, bo niektóre rytmy kojarzyłem z VooVoo, ze Stopą - widać Waglewski inspirował się etiopskim jazzem. I ja muszę posprawdzać, bo to naprawdę oryginalna, niezwykle przyjemna i wciągająca muzyka. Pod względem czysto muzycznym, to był dla mnie koncert dnia i całego festiwalu! Co za klimat! A skończyli po trzeciej nad ranem, zadowolony wróciłem do namiotu.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: czw, 13 sierpnia 2015 20:24:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Trzeciego dnia:

Widziałem trochę Der Father z panią śpiewającą bardzo pod PJ Harvey, widziałem Ukryte Zalety Systemu z dziwnym brzmieniem i nieokrzesaniem, widziałem wreszcie Innercity Ensamble, które fajnie brzmi w swym dużym składzie. Mi się ich muzyka zawsze kojarzy z "Purple Sun" Stańki. Ale żeby jakoś szarpnęło, to nie powiem.

Potem spotkałem się z Prazeodymem i jego - jeśli mogę tak powiedzieć - wokalistką. A może liderką? :) Ale przechodziłem akurat załamanie formy, więc nie za długo się utrzymałem i, przeprosiwszy, powlokłem się na pole namiotowe, celem wzięcia prysznica. I później już stosowałem metodę unikania koncertów :) . Z koleżanką tak robiliśmy, że jak grali na głównej, to szliśmy na leśną - i odwrotnie. Wyjątek zrobiliśmy oczywiście dla Patti Smith.

Podobnie jak rok temu w Warszawie przed występem jej zespołu leciała z głośników muzyka. Absolutnie nieprzypadkowa, co numer to strzał w dychę: Television, Johnny Thunders, Siouxie, Clash, Dead Boys... Ludzie się schodzili, a gdy Patti pojawiła się na scenie od razu zapanowała euforia. Sam wzruszyłem się przy pierwszych dźwiękach "Glorii". Ach, jak to wszystko dobrze brzmiało - lepiej niż rok temu - czytelniej, dźwięczniej, głębiej. "Redondo Beach" rozbujało, a potem - przy doskonałym "Birdland" (Lenny!) i "Free Money" emocje poszły w górę. Miła "Kimberly" znów zakołysała. Przed poświęconym Morrisonowi "Break It Up" Patti opowiedziała sen o aniele zaklętym w kamieniu. A potem już ekstatyczny "Land" - wiadomo horses horses horses. Bez sensu taki opis, ale nie mam pomysłu jak oddać tamte emocje. Patti pilnuje tego rock&rollowego ognia, to się czuje, że mówi nie tylko w swoim imieniu - jest w tym żywe przesłanie, jest w tym poezja, specyficzna literatura wyczuwalna w każdym dźwięku. Coś ważnego w tej całej historii, ważnego i dla mnie, który od lat przestaję z tą tradycją. "Elegie" - wyjaśniła - dotyczy Jimiego Hendrixa. Ale gdy przyszło wyciszenie - słychać było popiskujące nad głowami nietoperze - wymieniła też innych muzyków i przyjaciół. Przy Ramonesach łzy mi poleciały. A Patti zaproponowała ekstatyczną kulminację w postaci "People Have The Power" i "My Generation". Popadała w emocjonalne tyrady, nie szczędziła faków, wreszcie złapała za gitarę - Stratocaster! - która była tak ustawiona, że jej sprzęgnięcia zabrzmiały absolutnie cudownie. A kiedy poruszyła wajchą od razu pojawiała się ta Hendrixowska wibracja, co zaowocowało kolejnym wzruszeniem. Patti przedstawiła instrument jako broń jej generacji i grając wyrywała po kolei struny... Jeszcze kilka słów do publiczności, sypnięcie płatkami kwiatów - nie wszystko widziałem, ale i wcześniej ona schodziła do publiczności a jej muzycy czekali. No i koniec. Zabrzmiało z taśmy "Freeedom" Hendrixa - absolutnie na miejscu.

Przyznaję, że dłuższą chwilę nie mogłem się otrząsnąć. Nerwowo szukałem papierosa. Zresztą nie tylko ja miałem coś takiego. Cudowne przeżycie.

I koncert festiwalu :D .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 14 sierpnia 2015 12:56:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Pyszna relacja! Dziękuję!

Mnie w tym roku nie było. Pierwszy raz od 2007 roku. Czuję jednak, że w dużej mierze chodziłbym na inne koncerty niż Ty. :D

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 17 sierpnia 2015 18:14:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
pilot kameleon pisze:
w dużej mierze chodziłbym na inne koncerty niż Ty


Jest to dla mnie oczywiste. Choć, wierz mi, chciałbym, żebyś zobaczył niektóre koncerty z mojego zestawu! Sam niewiele sobie wyrzucam, bo wiem, że ciężko byłoby mi ogarnąć więcej. I tak nieźle przyswajałem, pomimo upałów. I wracałem do namiotu później niż młodzi ludzie, z którymi miałem wspólnotę :P .

Mam w głowie taką myśl, że Offa 2015 - jak niegdyś literki Ulicę Sezamkową - sponsorował koń! Bo Sutari śpiewały - w sposób zapadający w pamięć - o koniku (Kasia, skrzywdzona przez Jasia, życzyła złamania nogi jemu, albo też jego konikowi; okazało się, że konik złamał cztery, bo ona tego właśnie chciała). Konie też tententały w utworach Huun-Huur-Tu. A w jednym z nich najgroźniej wyglądający pan zabawnie prychał jak koń :) . No i oczywiście "horses, horses" Patti Smith!!!

Ale mam też myśl inną - czasem opanowuje ona moją wyobraźnię - Rimbaud na Offie. Po prostu to widzę! Czuję jak tąpnięcie idzie przez teren festiwalu i drży ziemia. "Głoody me!" :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 17 sierpnia 2015 19:23:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 09:03:24
Posty: 17986
antiwitek pisze:
Mam w głowie taką myśl, że Offa 2015 - jak niegdyś literki Ulicę Sezamkową - sponsorował koń!

:)

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 18 sierpnia 2015 20:05:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Dzięki za ten rewelacyjny wpis!!
Z jednej strony wielka zazdrość, a z drugiej... cholera ja chyba nie cierpię festiwali :wink:
Z trzeciej strony - off mógłby być wyjątkiem potwierdzającym regułę. Może więc za rok się wreszcie wybiorę :)

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 19 sierpnia 2015 06:46:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
MAQ pisze:
cholera ja chyba nie cierpię festiwali


Wykreślmy "chyba" i mogę się podpisywać. :)

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 19 sierpnia 2015 07:26:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Ostateczny werdykt wydam w okolicach najbliższego poniedziałku i ta opinia zaważy na moich dalszych losach koncertowych. 8-)

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 sierpnia 2016 13:09:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
W tym roku byłem. Nie była to najwspanialsza edycja, ale koncerty Lightning Bolt, Napalm Death, Orlando Juliusa, Lotto i Ziołek/Zimpel na długo zostaną w mojej pamięci. Również o Mudhoney będę pamiętać, choć to raczej z powodu sentymentu, niż faktycznie wybitnego występu. Do tego fajny występ Mgły, Jesieni, SBB, Clutch i... nie można jakoś bardzo marudzić.

A to wygląda u prazeo? U witexa? U jakuba?

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 22 sierpnia 2016 17:04:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Dla mnie - paradoksalnie - całkiem udana edycja. Paradoksalnie, bo w zestawie wykonawców od początku brakowało przysłowiowego strzału, a do tego trzy znaczące koncerty zostały odwołane. Sam jednak postanowiłem skoncentrować się na kilku występach, ale za to zadbać o ich należyty odbiór. I nieźle się to mi udało, zwłaszcza z wykonawcami wspomnianymi poniżej.


W piątek najpierw Zimpel / Ziołek. Nie przepadam za loopowaniem, ale tu panowie mnie jakoś przekonali - Ziołek na akustyku, a Zimpel na licznych klawiszach i klarnecie. Koncert wyglądał trochę na laboratoryjną robotę, takie budowanie kompozycji, narastanie dźwięków, aż do momentu, kiedy Zimpel mógł wstać i zagrać solo na klarnecie. Trzy numery w 45 minut, z czego pierwszy miał trochę neuową aurę, a pozostałe też były niezłe. Spod sceny mogłem obserwować też klawiaturę Rhodesa, do której poprzykręcane były ustrojstwa w funkcji dzięciołów, kablami podłączone do centrum sterowania Wacława... One pukały w klawisze w określony tempie, budując jakieś akordy, ale też przekręcały się i spadały :) .

Potem był Clutch - energiczny koncert weteranów stonera. W sumie dałem się porwać już pierwszym numerem, i cały koncert mi się podobał, mimo że czasem mi się zaczynało nudzić, ale wtedy przeważnie grali coś nowego i przyjemność uczestnictwa wracała. Zwłaszcza, że wokół fani podsycali atmosferę, śpiewając wraz z zespołem i tak dalej. Też darłem ryja i trząchałem łbem. Wspominałem też Azbesta, wszak polecił mi kiedyś płytę "Earth Rocker" :) .

Widziałem jeszcze trochę Komet, Brodki i Napalm Death, no i Devendrę Banharta. Jego zespół brzmiał cudownie, mieli też dość olśniewające momenty, ale sam lider skutecznie wszystko zniszczył, roztaczając swe wdzięki gestem, słowem i resztą - był odrażająco pretensjonalny.


W sobotę widziałem Odpoczno, grające muzykę tradycyjną, folkową, ale w nie do końca tradycyjny sposób. Całkiem fajne. Potem Janusz Prusinowski Kompania i to już było super! - dziki, nieokrzesany, acz pełen subtelności folk z centralnej Polski. Można powiedzieć korzeń Kapeli Ze Wsi Warszawa, bo pojawiały się te same tematy. Ujmująca i porywająca muzyka, przenosząca w inny wymiar, grana przez doskonałych muzyków.

Dalej było SBB, na które poszedłem wcześniej by wbić pod scenę, dzięki czemu obejrzałem też prawie całą próbę, przez którą koncert miał lekki poślizg. Trochę mi przeszkadzał sound, ale poza tym doskonały koncert. Właściwie nie znam SBB tak że trudno mi coś porównywać, z początku zastanawiałem się też trochę nad sensem takiej muzyki, ale potem dałem się porwać jej barbarzyńskiej, trochę topornej mocy. Józef miał z sześć klawiatur, Piotrowski największy zestaw jaki widziałem na żywo (ale w sumie mało widziałem takich rzeczy), a Apostolis nie tylko gitarę, ale też własną perkusję. Nie wiem na ile rzeczywiście zagrali ten "Nowy horyzont", ale jechali potężnie. Te wszystkie klawisze super brzmiały (siedemdziesiona a nie osiemdziesiona!), z czym też dotąd nie miałem do czynienia, gitara ostra, że od razu słyszałem tego starego Anthimosa, a gdy doszło do perkusyjnego pojedynku, to okazało się jak fajnie wypada różnica między naturalnym brzmieniem bębnów Greka, a nieco rzekłbym syntetycznym pana Jerzego. Słowem pełen szacun i chęć na zwykły koncert, no bo czemu nie? :)

Zaraz po SBB Orlando Julius & The Heliocentrics... I to było cudowne przejście w świat afro beatu :) . Wspaniała muzyka ze stylową sekcją dętą, doskonałym pulsem bębnów i basu, dziadkiem Orlandem i dynamiczną, kolorową murzynką, prowadzącą całą ceremonię. Inny świat, inne przestrzenie, inne czasy, inna wibracja, której dałem się wciągnąć, tak że tańczyłem, skakałem, wznosiłem ręce, tupałem i krzyczałem do utraty tchu, mimo późnej pory :) .

Tego dnia widziałem też trochę Fidlar (niby dynamiczny, ale męczący, więc raczej po prostu słaby), niezły, acz niespecjalnie pociągający Lush, oraz siłą rzeczy Islam Chipsy, ale ci głównie przeszkadzali w pogaduszkach :wink: .


W niedziele było doskonałe Lotto, nagłośnione tak, że Paweł Szpura królował, w towarzystwie kontrabasu Majka Majkowskiego, a Rychlicki przyjemnie to wszystko dobarwiał. Zagrali jeden 45-minutowy numer, który składał się, powiedzmy, z 3 części - i było to wspaniałe, poważne i pełne determinacji granie. Dla mnie bomba. Potem 67,5 Minut Projekt, czyli Macio Moretti na pudełku z przyciskami, Zabrodzki na klawiszach i Janek Młynarski na perkusji. Porywające i zabawne techno, grane na żywo - geniusz w czystej postaci! :D Muzyka bez głębszej myśli, chyba że pomyślimy filozoficznie o zabawie, ale grana tak, że dech zapierało z wrażenia, ale też co i rusz wybuchałem śmiechem! A oni wyglądali tak, jakby nie potrzebowali publiczności by mieć tę całą radość ze swojego grania. Czad na maksa!

Mudhoney zachwycił mnie, ale tylko na chwilę; słyszałem też trochę Kaliber 44, ale na koniec zaszedłem na Williama Basińskiego. Jego monotonna elektronika, to było idealne zwieńczenie festiwalu: ludzie wychodzili, więc w jednej trzeciej setu mogłem zobaczyć artystę - jego sylwetkę a la bliskie spotkania trzeciego stopnia, z czerwonymi kropeczkami w miejscu oczu, a jak zapalił papierosa, to już była pełnia szczęścia. Wydawać by się mogło, że to nie jest muzyka do grania na żywo, alem zapadł w jakiś stupor, przestroiłem się na jakąś tajemniczą falę i bardzo mi się podobało. A potem już tylko marzyłem o swoim ciepłym śpiworku i snach, do tej pory czuję tę miło wibrację.


I tak to było pod względem muzyczno-koncertowym :) .


PS. Znalazłem takie zdjęcie: wczuwam się na Clutch :) .

Obrazek

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 22 sierpnia 2016 18:17:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Dzięki za relę! Ja jechała na OFF-a raczej bez większej podjarki (znaczy fajnie jest pojechać na OFF-a, ale jak sobie przypomnę lineup z 2011 czy 2012, to jednak uległo to pewnemu pogorszeniu), a wróciłem całkiem zadowolony. Wyjątkowo w tym roku chciało mi się chodzić na koncerty zespołów, które słabo znałem i to była dobra taktyka. Co do konkretów to było tak:

Rosa Vertov - koleżanki z Warszawy. Problemy techniczne trochę popsuły im gig, bo nagle wysiadł im prąd i koncert trzeba było przerwać na kilka minut. Ale było nieźle - widziałem je kilka razy w klubie i zawsze było po prostu sympatycznie, a tutaj było coś więcej niż sympatycznie, nawet po tej przerwie, to brzmiało dojrzale i ładnie się kleiło. Może to kwestia nagłośnienia, a może dużo ćwiczyły od kiedy ostatni raz je widziałem? Miły, delikatny koncert na początek.

Niemoc - new orderowskie, instrumentalne nagranie, z niezłym, trochę post-punkowym basem i ciekawą gitarką. Nic odkrywczego, ale
do tańca idealnie, a i zespół sprawny i zwarty. Podobało mi się, chociaż w domu raczej za często nie będę wracał.

Show me the Body - ostry koncert, w ogóle nie znałem typów wcześniej - wokalista z przesterowanym banjo (brzmiało jak gitara) wyglądał jak młody Albini i chyba na początku kogoś opluł, ale wierzę, że niechcący bo przepraszał. Trochę hardkoru, ale i trochę Death Grips. Nie mój klimat, ale sporo energii.

Komety - Lesław dostał zadyszki trochę. I jakoś tak bez emocji to odebrałem, a Partię przecież swego rodzaju zasłuchałem do urzygu, więc czegoś tam chyba brakowało.

Masecki vs Sienkiewicz - no, mi bardzo odpowiadał zdecydowanie Masecki (na klawiaturze), a Sienkiewicz ze swoją elektroniką, to nawet czasem mi trochę przeszkadzał :D Czasem to się lepiej kleiło, czasem siadało, najbardziej podobał mi się początek i koniec.

Napalm Death - nie byłem na całości. Zero geriatrii, wyglądało to bardzo budująco i nawet trochę żałuję, że nie zostałem na dużo dłużej. Same soczyste mięcho. Widziałem też kawałek Brodki - nuda, dokładnie taka jak na ostatniej płycie. Jedyne co fajne, to punkowa dekonstrukcja tytułowego utworu z "Grandy".

Yung Lean - to jest konwencja, która mogła wielu odstraszyć. Najbardziej sterylno sztuczne bity, jakie można sobie wyobrazić, wszystko (łącznie z konferansjerką) na ostrym autotunie i okrzyki sadboys 2003 (sadboys to taka specyficzna subkultura ostatnich lat). Dużo dziewczyn wyraźnie przeżywało ten koncert. Ale było też i dużo energii, która pozytywnie mnie zaskoczyła.

Żółte Kalendarze - zabrzmieli trochę jak Kosmetyki Mrs. Pinky na nagraniach z Jarocina '85 czy '86. Czasem fajne, ale jest w tym jakaś przaśność, może też taki rodzaj humoru, jaki średnio mnie jara, więc jakoś tak niektóre utwory czy elementy (obok takich które mi się podobały) mocno mi zgrzytały.

Fidlar - nie, żeby było totalnie źle, parę momentów mi się podobało, ale tak sobie myślę, że oni identyczne sztuczki showmańskie pewnie na każdym koncercie stosują...no i w ogóle jakoś mnie nudzi taka konwencja już.

Lush - MBV 2013 = MAGIA, Slowdive 2014 = MAGIA, Ride 2015 = ŚWIETNY KONCERT, Lush 2016 = miłe, sympatyczne, typowo festiwalowe granie, odkurzone stare przeboje (niby był jeden nowy utwór, ale gdyby nie zapowiedź to pomyślałbym, że to jakaś zapomniana przeze mnie rzecz z 1991 czy 1994 roku), sprawnie, ale bez jakiejś większy ikry (no dobra, "Hypocrite" mocno zażarło). Może zawiniło to, że grały za dnia?

Ata Kak - tu muszę przedstawić postać: gość nagrał w latach 90 w Ghanie kasetę z muzyką taneczną i nikt na to nie zwrócił uwagi, później wypłynęła ona na blogu z muzyką afrykańską, internet zwariował na jego punkcie, a on wrócił i gra koncerty. Mogę opisać jego występ przy użyciu kilku emotek:

:dance: :afro: :cyklop :diabel :hopsa :horsie

SBB - przejechali jak walec! Miałem swoje zastrzeżenia, ale i tak mocno żarły te betonowe riffy w stylu progressive heavy psych :D W zasadzie nie mam nic do dodania do relacji Witka.

GusGus - yy...no koleś bardzo czysto śpiewał, co nie jest łatwe, jak się ciągle odstawia taką wymagającą energii chereografię. I tyle mocnych punktów ;)

Jesień - dobry, spójny, surowy koncert.

Lotto - znowu Witek lepiej to opisał. Ja byłem z tyłu, ale i tak dałem się zahipnotyzować.

Beach Slang - The Replacements odgrzewane w mikrofali. Dziękuję, wolę oryginał.

Lighting Bolt - wooow! Kolejny walec. Basowo-perkusyjna bezlitosna sokowirówka bez chwili wytchnienia. Nie zawsze było przyjemnie, ale chyba ten koncert najbardziej zapamiętam :D

Mudhoney - nie było źle, ale chyba wolałbym zobaczyć ich w warunkach klubowych. Przy tych numerach, które nie znałem bawiłem się średnio, przy żelaznych klasykach z "EGBDF" czy "Superfuzz Bigmuff" było świetnie, a w ogóle, to im dłużej grali, tym lepiej. Olbrzymi plus za cover "Editions of You" Roxy Music - woow, niedawno przyplątało mi się do głowy "Pump it Up" Elvisa Costello w ich wersji i pomyślałem "hehe, ciekawe czy na OFFie zagrają jakiś cover, czegoś co znam" i okazało się, że zagrali. W kategorii gwiazd sprzed ćwierćwiecza wygrali z Lush 3:1.

To tyle. Widziałem oczywiście więcej koncertów, ale nie w całości, więc to najważniejsze mojej przemyślenia z tych występów, na których miałem jakieś bardziej rozbudowane refleksje.

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 22 sierpnia 2016 18:54:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
No, taką odpowiedź to ja rozumiem! Dzięki :) . Nasze relacje się nieźle uzupełniają - niewiele punktów wspólnych :) . Ale za to mocne!

W sumie planowałem być też na całym Napalm Death - tak z ciekawości. Ale siedziałem na kocyku ze znajomą i tak jakoś bez pośpiechu, że aż Brodka zaczęła grać. Dopracowana oprawa, brzmienie różnych instrumentów, ale jakoś bez wyrazu. Gadaliśmy o Doors i nie mogłem przypomnieć sobie fragmentu "Break On Through" dodanego w ostatnim wydaniu, no łeb mi nie chciał należycie pracować... Wreszcie poszliśmy na Napalm, no i ja tam wbiłem do połowy namiotu. Akurat wokalista gadał, że zagrają "Suffer The Children". Fajnie, pomyślałem, bo to właściwie jedyny ich numer, który kojarzę - koledzy mieli teledysk z Headbangers Ball. Ale nie rozpoznałem :wink: . Trochę zmęczył mnie za to ten numer, więc myślałem, że od razu się wycofam, ale potem poleciały jakieś szybkie strzały, więc jeszcze zostałem. Hałas, złe brzmienie, ryk - zaraz ułożyło mi się w głowie "Break On Through", wszystko sobie przypomniałem :) . Fajny był klimat tego koncertu, przyjemne spotkanie zespołu i fanów, tłumaczenie o czym jest utwór przed zaśpiewaniem. Wokalista rozpylał dużo wilgoci w powietrzu, a basista rozczulał łysinką prześwitującą przez jego baranka. Kiedy wróciliśmy na Brodkę akurat przedzierzgnęła się już była we wczesną PJ Harvey i to już wydało mi się megasłabe. Tyle słyszałem o rzekomo dobrej jej ostatniej płycie, ale po tym koncercie wyniosłem wrażenia jagnajgorsze. Napalm fajniejszy. Rzeczywiście, jak napisał Prazeodym, było w tym coś budującego :) .

Z rzeczy opuszczonych żałuję trochę tego Maseckiego, z którego zrezygnowałem z przyczyn organizacyjnych oraz żeby zająć miejsce na Clutch. Ale w zamian Józef Skrzek wplótł w koncert SBB "Preludium deszczowe" Chopina :wink: . No i żałuję też -

Prazeodym pisze:
Ata Kak


- bo to mogło mi się spodobać. Taka uroda festiwali, że trzeba wybierać. Mudhoney czy Księżyc? Odpadł mi za to dylemat Lotto czy Maestro Trytony z Gwincińskim, bo pan Tomasz odwołan został, co było dla mnie znacznie większym rozczarowaniem niż absencja GZA czy The Kills...

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pn, 22 sierpnia 2016 20:04:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Dzięki panowie! Trochę czekałem na te relacje :).

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 11 stycznia 2017 11:00:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Ładnie się zapowiada nowa edycja. Początek wyborny. Swans, Shellac, Beak>...

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 11, 12, 13, 14, 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 52 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group