dobra oto moja relacja, z Katowice, Off Festival 2017 :
Pierwszy dzień zacząłem od zespołu :
The Fruitcakesbardzo spk zespół nawet, ale jego stylistyka, jak na godzinę 15, wydawała się odrobinę rozwodniona, ale sympatyczne było to i tak, następnie polazłem na
Guiding Lights, zespół ten może i gra jakoś szczególnie porywająco i ziomki nie umieją śpiewać, ale przypomina to luzackie amerykańskie zespoły z sceny niezalowej lat 90tych, więc dobre skojarzenia
Na
Bitaminie byłem 10 minut, bo chujowa totalnie.
Raphael Roginski jak podejrzewałem zaczarował, piękna ascetyczna muzyka quasi-jazzowa, pełna przepięknego minimalizmu i braku popisywania się techniką.
Ulrika Spacek to kolejny koncert, który średnio mnie interesował, ale w sumie przy braku, w tym roku legend shoegazu, to zespół, który jakby czerpie, momentami z tego gatunku, to był to dobry wybór offowy.
The Men nawet niezłe granko, ale brakowało kierunku muzycznego, raz heartland, raz czadzik.
IDLES natomiast pokazali, jak powinien na żywo brzmieć punk, w XXI wieku i reakcje-zachowania publiczności także.
Michael Gira był ciekawy solowo, ale gadałem na tym występie, o życiu z Wojciech Dobrzyński, więc trochę brakowało skupienia. Mój dzień pierwszy, zakończyłem koncertem
Shellaca, który w żadnym wypadku, nie był koncertem staruchów z brakiem formy, a wręcz przeciwnie, pokazał, że legendy noise rocka, są wciąż w samej znakomitej formie od lat i nowe zespoły, wciąż mogą im wiele zazdrościć.
Dzień Drugi :
Zacząłem od grupy
Duży Jack, który ma wokalista kocura, co pomysłowo śpiewał spod sceny, wiadomo prezencja sceniczna spk, ale muzykom i kompozycjom, też nie brakowało polotu, więc zadowolony byłem.
Kikagaku Moyo / 幾何学模様 niestety lepiej wypadają na płytach, na żywo jakoś mnie znudzili dosyć szybko
SIKSA miałem ją totalnie w dupie, a okazało, że ich perfomans choć chujowy, był poprzez jego chujowość, aż wręcz fascynujący, co widać po ogólnych reakcjach widowni i ich wrażeniach.
Sheer Mag idealnie dopasowali się ze swoją luzacką muzyka, do późno-popołudniowej pory.
Anna Meredith to natomiast był występ, z mojej absolutnej tegorocznej offowej czołówki. Nie ma Anna głosu kate bush, ale za to ma jej charyzmę i podobne poszukiwania muzyczne, no i ciekawe pomysły na skład.
Wolves In The Throne Room znów niestety nuda, nic się nie działo, publiczność jakby martwa, znów płyty lepsze. Na
Mitch & Mitch polecił mi iść Paweł Ciołek i za to jestem mu wdzięczny, bo czułem się momentami, jakbym zył w czasach MPB, a gdzie indziej, jak na koncercie Zappy, tylko z innego muzycznego wymiaru. W sobotę byłem jeszcze na
Jessy Lanza, która rozkręciła taneczną wiksę i zagrała wszystko, co chciałem naprawdę usłyszeć. Później poszedłem spać.
Dzień Trzeci :
Nie byłem na wczesnym występach niestety, bo miałem głupawkę z Artur Dąbrowski i jednocześnie pilnowałem przez pewien czas, rzeczy Gabriela Kalita, ale nie ma czego żałować, z Arturkiem się pośmialiśmy i popuszczaliśmy śmieszne rzeczy przez laptopa. A tak serio zacząłem od
Bastard Disco, które było średnie i gadało za dużo po angielsku. Później była pora na avant folki, od
Circuit des Yeux, kobiet ma naprawdę niesamowity głos, wyobraźcie sobie głos Scotta Walkera, w żenskiej wersji, to będzie najbliższe skojarzenie.
Idris Ackamoor & The Pyramids znów udowodnili, że Afryka na offie, jest zawsze gicior i totalnie rozkręca publiczność, granie i dobre techniczne, jednakże i jednocześnie, z totalnie imprezowym potencjałem.
Preoccupations początkowo nie wywołali u mnie większego szaleństwa, ale im bliżej końca koncertu, tym coraz bardziej się rozkręcali. A te noisowe momenty gdzie grali transowe motywy, totalnie mnie rozjebał.
Thee Oh Sees to zdecydowanie najlepszy koncert mojego tegorocznego offa, wybawiłem i wyszałem się nim w chuj, nawet się odwazyłem, wejść na ręcę (tzn na crowdsurfing). Wzór garażowej energii pełnej charyzmy i rozpierdolu na 2 perkusje. Widziane przez 40 minut Swans zakończyło moje tegoroczne oglądanie festu
Podsumowanie :
To chyba była moja najlepza edycja offowa, od pierwszego bycia tam, w roku 2015. Dużo dobrych koncertów, z kilka przegapiłem, ale te co widziałem przykryły wady, ich braku zobaczenia. Pogodowo było naprawdę dobre i źróźnicowanie ani się człowiek naprawdę nie zgrzał, ani też nie zmarzł. Pozdrawiam także wszystkich, których spotkałem, a szczególnie tych, których bardziej poznałem, jak Artur Dąbrowski, Patrycja Rusiecka, Paweł Ciołek, Gabriela Kalita. Dobry fest był, czekam na kolejną edycję, oby tak dobrą jak ta.