Peter Tosh (Winston Hubert McIntosh, *1944 +1987) - wiadomo: jeden z trzech
Płaczków, którzy rozeszli się bodajże w 1974 roku...
Legalize It (1976) ****
Uuu, ale się zaczyna ładnie! Tytytytyryty nabicie, i wchodzi tytułowy numer – niezbyt szyybkoo. Pomijając kontrowersje związane z przesłaniem muszę powiedzieć, że to jeden z moich ulubionych numerów Tosha w ogóle. Jest w nim coś wolnego i beztroskiego. I leniwego – niektórzy mogą ziewać. Do tego jeszcze humor słownomuzyczny w ujęciu tematu, plus ćwierkające ptaszki .
Akompaniują właściwie jeszcze WAILERSI – Aston & Carlie Berrettowie w sekcji, Rita Marley, Judy Mowatt oraz Bunny Wailler w chórkach – jest dobrze.
Z innych killerów: „Burial”. Tu pojawia się coś co bardzo u Tosha cenię: że mam poczucie, że on nie śpiewa jako rasta, gwiazda, ktoś tam – tylko jako człowiek. I taka wyśpiewana ludzka prawda bardzo do mnie trafia. Czasem mrużę też oko i aż widzę swój kondukt stąpający w rytm tej piosenki.
IGZIABEHER [co to znaczy???] (Let JAH be praised) – wolny, podniosły, mistyczny Tosh, wgląd, wizja świata przepływającego w ciągłym ruchu i JAH ponad nim. Góra, kawał niespokojnego nieba ponad. Świetne partie klawiszy: niepokojąco przelewający się fortepian, i jakiś klawisz bardziej syntetyczny w tle, ale niezwykle trafiony. Nadciąga: AHH...LIGHTNING (dżżżż!!!) EARTHQUAKE (buuu!!!) i wjeje kosmiczny wiatr…
…i możecie się śmiać, ale dla mnie jest to bardzo konkretne, traktuję poważnie – choć dla wielu reggae to sanszajn i dobra muza do sprzątania…
Prócz tego album zawiera trochę zwykłych numerów w stylu Wailersów – miłe, bujające granie i śpiewanie o sprawach płci – jest nawet trochę melodramatyczności z reggae tylko w refrenie (Till You Well Runs Dry), której nie mogłem znieść na początku. No Symphaty wyróżniłbym. I może – ale to się samo wyróżnia, ale czy na plus? – finałowe Brand New Second Hand: YOU THINK IT'S THE DRESS YOU WEAR / THAT MAKE YOU A LADY / MAMA USED TO TELL ME / LONG TIME AGO YEAH / NOT EVERYTHING YOU SEE GLITTER IS GOLD
Equal Rights (1977) *****
Album otwiera utwór Get Up, Stand Up! – znany bardziej z wykonania Boba Marleya (a u nas z wersji Kryzysu). Dla mnie wersja Tosha jest lepsza! Samo brzmienie ma walor kulturowy (jak to chyba Gołaszewski pisał
), może się mylę ale dla mnie to sama Jamajka z odwołaniami do Afryki: perkusja i bębny wojownicze jak tamtamy, choć wszystko w ramach piosenki reggae – na mnie to działa. W refrenie Tosh zdublowany przez niski głos Bunny’ego – co za czad. „Uda ci się kogoś czasem okłamać, ale nie da okłamywać się wszystkich cały czas”…
Tu już na bębnach gra Sly Dunbar, na basie Robbie Shakespear – man, to słychać. Dalej jest Downpressor Man – ścisła czołówka numerów Petera (choć podobno oparł się on na tradiszjonalu z początku XXwieku pt. „Sinner Man”, który znany jest, jak słyszałem, z wielu wykonań, sam nie słyszałem żadnego). Piękny, transowy, rozwijający się numer, pełen ukrytego życia. Zwłaszcza Bunny Wailer dodaje mu takiego wspólnotowego wymiaru, gdzieś tu pobrzmiewają stare afrykańskie zaśpiewy, głęboki rezonans. I ten ludzki tekst z perspektywą Sądu… To już prawie antropologia
. (Doceniła go też Sinaed O’Connor.) Ja już jestem ugodzony i przy I’m That I’m mi to zostaje. Rewelacyjny ten początek płyty – trzy pierwsze numery. Potem klimat wraca przy JAH Guide – a jak tu brzmi jedna z trąb!
Ale prócz tego wcale nie jest jakoś gorzej: mamy zadziorne i zabawne Stepping Razor, sławne Equal Rights (tekst), niezłe African oraz Apartheid. Ogólnie tematyka płyty jest bardziej na serio niż na Ligalajz. No i jak oni grają!
I jeśli kogoś zainteresuje Peter Tosh to polecam właśnie tę płytę na początek. Killer!
I tu kończy się pewna mistyfikacja: bo ja nigdy nie słyszałem tych dwóch płyt. Mam francuską - GOLD versions originales - na której przemieszane są utwory z „Legalize It” i „Get Up…” (bez Steppin Razor jednak). Ale kontynuował będę już bazując na pełnoprawnych wydaniach
.
Bush Doctor (1978) ****
Płyta może stanowić ciekawostkę: w jej nagraniu udział wzięli The Glimmer Twins. Zły zagrał na gitarze w dwóch, a dobry zaśpiewał jednym numerze. Choć nie sądzę by miało to duże znaczenie. Istotniejsze jest to, że skręcamy w kierunku superprodukcji, co ma swe dobre i złe strony. Dobra – że jest masa świetnego grania, że rzecz jest bardzo dopracowana (nie tylko że Sly & Robbie, ale też brzmienie, akompaniament) i jest czego słuchać, więcej kolorów przy tem. Gorsza – że jest bardziej pop i chwilami się można zadumać: gdzie są te roots?
Na przykład w utworze nr. 1 na płycie: Don’t Look Back (to tu Tosh śpiewa razem z Jaggerem). Ale koniec końców polubiłem tę optymistyczna piosenkę. Ale na wyróżnienie zasługują najsampierw inne.
Tytułowy: Warning! The Surgeon General warns / Cigarette smoking is dangerous, dangerous / Hazard to your health / Does that mean anything to you? Oczywiście chodzi o legalizację, ale ja chyba za bardzo lubię Tosha I wszystko biorę za dobrą monetę. Tu także bardziej martwi mnie police brutality oraz disrespect for humanity. No i jest to takie mmm klasyczne, rasowe reggae. I tu właśnie gra Richards.
Bardzo dobre też Stand Firm (tu też Keith) oraz Dem Ha Get a Beatin. I Pick Myself Up – co za lajt, tu ta produkcja przynosi dość zabawne efekty. Jak na wielu płytach Tosha pojawia się też coś z czasów The Wailers, opracowane na nowo (tu Soon Come).
Ale największą niespodzianką jest CREATION. Utwór, który zaczyna się cytatem z Mesjasza Handla, potem Peter recytuje pod burzowe i drżenioziemiowe efekty: In the beginning Jah created the heaven and the earth…, a potem słychać morze, mewy (podobno nagranie w pewnym stopniu zostało dokonane na plaży) i piękną, poważną pieśń. Super gitara akustyczna (trochę podobną słyszałem u Brylewskiego w tej pierwotnej wersji Okien). Jah is my light and my salvation / So whom shall I fear / He is my guide throughout this Creation / So whom shall I be afraid. Na końcu pianie koguta.
Ale bonusy też warto zapoznać, zwłaszcza Lesson In My Life, w którym Tosh ostrzega by nie ufać za bardzo ludziom…
A tu ówcześni współpracownicy:
(
Tu mniej cenzuralne)
Widziałem kiedyś fragment występu Jaggera i Tosha (Don’t Look Back): Tosh wyglądał dostojnie a Mick jak jakiś głupi fircyk w zalotach…
CDN.