Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest śr, 01 maja 2024 01:34:05

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 323 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 22  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 04 czerwca 2006 18:34:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25393
ładnie Gero napisał, ale mi najbardziej się podoba w płycie Days of Future Passed co innego: właśnie mijanie tego dnia...

Bo te wszystkie piosenki są fajne, ale żadne znowu rewelacje. Moja ulubioną jest Another Morning, a najlepszą Tuesday Afternoon, ale żadnej z nich samej w sobie nie daję pełnego pięć. Co innego w kontekście płyty. Tu praktycznie w przypadku WSZYSTKICH utworów ocena wzrosła by znacząco.

Dawn is a Feeling - świt... wszyscy wokół śpią, a Ty idziesz na spotkanie wschodzącego słońca... spotykasz się z tajemnicą natury, jest w tym misterium i piękno... ten dzień naprawdę może trwać tysiąc lat jeżeli będziesz tego chciał - jeżeli na to pozwolisz. Ta piękna piosenka to wszystko wyraża!

Another Morning - początek jak z Reksia i ciąg dalszy... też! :D Radość, beztroska, dzieci wstają, biegają po podwórku, latawce latają, i to wszystko podlane taką prostotą właśnie jak z klasycznych kreskówek typu Reksio albo Bolek i Lolek.

Peak Hour - dobrze Gero napisał, że "energia bez gwałtowności" - piosenka dobrze oddaje zgiełk ruchu ulicznego, zamęt godzin szczytu, ale udaje jej się nie przejąć nerwowości i nierzadkiej agresji tego czasu.

Tuesday Afternoon - najbardziej samodzielnie wartościowy utwór na płycie, rzeczywiście kompozycja wyjątkowa, z kilkoma tematami, z których jeden lepszy od drugiego. Do całości płyty też pasuje, bo jest to niewątpliwie piosenka "dzienna", jasna jakby rozświetlało ją popołudnowe słońce.

Evening Time To Get Away - zaczyna się przepieknie jak znak nadchodzącego wieczoru. Cienie sie wydłużają, świat cichnie... trochę zmęczenia trudami dnia. Niestety nadchodzi najgorszy moment płyty, bezbarwny refren a potem zupełnie beznadziejne zapiewanie Lodge'a (te harmonie wystepujące w alternatywnej wersji niczego nie ratują - to jęki są, nie harmonie ;-))

Sun Set - ale tu juz wkracza magia! Dla mnie to piosenka znad ognia, pasująca do jakiegoś rytualnego tańca odprawianego o zmierzchu. Można by przy niej węże zaklinać!

Twilight Time - a tu już jest ciemno! Choc bynajmniej nie cicho. Po (przed)wieczornym uspokojeniu, które słychać w Evening... i odprawieniu guseł w SunSet, robi się czas na wczesnonocny gwar i szaleństwo. Ale to nie jest piosenka o imprezie. To piosenka, której miejscem akcji jest ciemna ulica, z której widać okna imprezujących ludzi... o ile kamera będzie posuwać się bardzo szybko i nie zdąża się zatrzymać przy każdym z osobna, bo jej tematem nie jest zabawa, lecz noc, która rozlewa się nad światem, gdy ludzie próbują ją oszukać i przedłużyc sobie dzień. Ale już niebawem zmoże ich sen...

Nights in White Satin ... i tylko młodzi zakochani pozostaną, bo dla nich czas stanął i będą się przytulać w wieczność, never reaching the end.

A o orkiestracjach nie chciało mi się pisać ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 04 czerwca 2006 18:41:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
:D węże, kamera, zakochani :brawa:

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 19 czerwca 2006 23:21:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:33:35
Posty: 4884
Obrazek

THE DEPARTURE*****
jedyny raz "poetyckie" otwarcie mi się w tym zespole podoba... Porywa!!! hipisowskie to to do szczytów naiwności, ale przez to neutralizuje tę nachalną hinduskość i w sumie... zostaje tylko obraz kwiatów przebijających się przez asfalt do słońca, i ten wzoszący się ku alpom histerii krzyk Pindera... Mocne!

RIDE MY SEE SAW****
Dobry i kaloryczny przebój, ale po raz jedyny w historii tego zespołu żałuję że nie jest to zagrane szybciej i agresywniej... Ale za to można dobrze usłyszeć niuanse rytmiczne i harmonizacyjne (pod koniec, ten Pinder w poprzek reszty chórku, niezłe...)

DR LIVINGSTONE I PREASUME*** i 1/2
na nieszczęście najpierw poznałem świetną wersję koncertową... Tutaj nic sie nie klei, główny motyw jest zagrany na tak wiejskim rejestrze organów że aż wstyd... dobre zaś solo

THE HOUSE of FOUR DOOR*****
Przepiękny utwór, najlepszy na płycie, udany koncepcyjnie (ilustracja do tego co za pierwszymi drzwiami średniowieczna, za drugimi - barokowa, za trzecimi - romantyczna, za czwartymi - współczesna [zespół rockowy gra utwór Legend of a Mind]) Koniec nieco zbyt przewidywalny, że niby tego domu oczywiscie nie było tak naprawdę, ale linijka then in our hearts a light broke through niezmiennie mnie wzrusza (to jest całe Moody Blues w pigułce!) Ale najważniejsze są oczywiście kolory i harmonie - cała paleta chromatyczna jest wykorzystana rozbuchanie wszerz i wzdłuż... Klasyk.

LEGEND OF A MIND****(*)
Mimo że tekst jest hołdem złożonym Timothy leary'emu, można go od biedy czytać nienarkotycznie... Jednak gwiazdkę trzeba odjąć, bo ma się nijak do sięgającej przestworzy muzyki, która opowiada o górach i drzewach iglastych... To ten utwór sprawił że załapałem się na ten zespół - początek melodycznie wziety prosto od Beatlesów, potem podskakujacy środek, zatrzymanie z solem fletu niczym w jethro Tull i na zakończenie rozpędzona coda z najpiekniejszymi zagrywkami melloronu jakie znam (tzw. "mellotron bends" czyli zakrzywianie akordów jakąś gałką... - mozna o tym pisać tak prozaicznie i nic to nie ujmuje) Momentami naprawdę zaobłoczna muzyka...

VOICES IN THE SKY**** i 1/2
bardzo ładny utwór Haywarda, któremu trochę brakuje wielkości dwoch poprzedników... po prostu piekna piosenka o pogodzeniu się z przemijaniem...

The BEST WAY TO TRAVEL*****
ha nie jest nią "taking drugs", ale... "thinking"... hehehehe, zupełnie między The Beatles a wczesnym Pink Floyd... zupełnie!!!

VISIONS OF PARADISE**** i 3/4
Bardzo dobry utwór, który niestety psuje zdublowanie wokalu przez flet, co ściąga ten utwór z lotu... przepiękny środek za to...
blue onyx of the sea, come see... posiedźmij razem ze mną...

THE ACTOR*****
Pierwszy raz o uczuciach a nie o wszystkim i niczym... Bardzo dobra kompozycja. Bez słabego momentu, a kulminacje wokalne Xesa niesamowite...

The WORD*
wiadomo o co chodzi, dla mnie Słowo jest inne

OM* (neutralnie*****)
z tego co pamiętam :wink:, motyw fletu jakoś naturalnie wtapiał się w letnie powietrze, a solo Xesa na sitarze co najmniej dorównywało dźwiekom "Love You To"... szkoda...

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 20 czerwca 2006 17:11:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Czuję się kurde coraz bardziej ubogi nieznajęcy za bardzo nagrań Moodych Blues.... :shock:

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 20 czerwca 2006 21:29:05 
zazdroszczę.


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 30 czerwca 2006 23:34:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
http://www.mikepinder.com/mellotron.shtml :wink:

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 01 lipca 2006 17:21:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:33:35
Posty: 4884
Obrazek

In the Beginning*
Niestety powrót do dna w tych zaczęciach. Niepotrzebna i brzydka strata czasu.

Lovely To See You***
Zgrabny nawet kawałek z wyrazistymi partiami gitary, ale (nie tylko mi) wydaje się że można by z tej kompozycji wyciągnąć więcej. Zwrotka w każdym razie robi wrażenie napisanej przez jakiegoś przedszkolaka, nieślubnego syna Haywarda, czyli... (?) (?) (?)

Dear Diary**** i 1/2
O, nareszcie coś naprawdę moodybluesowego, chociaż i tym razem kompozycja jest bez zarzutu tylko w czasie dygresji. Ale trzeba przyznać że wtedy jest bardzo jak trzeba: wziośle i barokowo. Podoba mi się też ten przester na głosie Thomasa, no i ta opowieść na końcu, aa, że tam poszed se do miasta, fajnie było, oglądał wystawy i sombody exploded an H-bomb today, but it wasn't anybody I knew. Z drugiej strony typowa hippiesowska pycha: my to naprawdę żyjemy a reszta to sięino błąka po świecie nijak. Ezoteryczny syf.

Send Me No Wine ** i 3/4
Po raz kolejny zespół rezygnuje z właściwego sobie patosu na rzecz niezbyt mądrej piosenki, jak na rok 1969, bardzo wtórnej. Nie bardzo jest o czym mówić.

To Share Our Love *****
Strasznie trudno mi obronićtego piątaka, bo na pozór (a może i na prawdę?) nic tu taj nie ma, po prostu kolejna piosenka, tylko że trochęostrzejsza niż poprzednia. Nieśmiało wskazuję na partię wiolonczeli, na drugą linię melodyczną (która, wg opisu, "runs concurrently"), no i niesamowity wokal Pindera, który bardzo podbił tę piosenkę - ażstrach pomyśleć co by było gdyby zaśpiewał to kompozytor. Coda to już bije wszelkie rekordy jeżdżenia po emocjach, ale to chodzi tylko o to żeby podzielić się miłością, jak zwykle... Tak tego jeszcze nikt nie wykrzyczał.

So Deep Within You** i 3/4
I znowu: bardzo słaba kompozycja, ohydne frazowanie, prostactwo melodyczne i głupkowaty riifik flecika. Bardzo dobra za to aranżacja, tajemnicza i napięta, ale z próżnego nawet mellotron nie...

Never Comes the Day****
Pięknie skomponowane, wzruszające i narastające otwarcie, które wybucha w nieco rozczarowujący refren na jednym akordzie G. Niedociągnięcia kompozycyjne nie rzucają się na ucho tak bardzo jak w innych momentach tej płyty, ale lekki niedosyt (u mnie) pozostaje.

Lazy Day**** i 3/4
No nareszcie kompozycja do której nie mogę się przyczepić, wprawdzie tylko taka popołudniowa śpiewanka, ale znakomicie spełnia swoje zadanie. Odjąłem ćwierć gwiazdki za wokale w refrenie. Moody Blues dla mnie są mistrzami zapełniania przestrzeni harmonicznej, ale akurat tutaj jest o jeden falset za dużo a o jeden baryton za mało, przez co robi się cokolwiek ciężkawo w kluczowych momentach.

Are You Sitting Comfortably?*****
Powinienem odjąć trochę za idiotyczne aluzje "psychodeliczne" ("another sip" czego?), przez co to Średniowiecze w tekście może się robić plastikowe... Ale sama muzyka jest przepiękna - obok odpowiednich kawałków z Days jeden z niewielu typowo wieczornych utworów zespołu. Cudowne dalekie wokale między pierwszą a drugą zwrotką (BEST MOMENT płyty jak byk)!

The Dream***
Wiersz więc mniej więcej wiadomo jak jest, ale tym razem jest to wiersz ładny, a momentami... piękny? "Giving without measure"...

Have You Heard? (incl. The Voyage)*****
Pięć gwiazdek z wahaniem, bo nie zawsze jest dzień na tak ciężką kompozycję i - przede wszystkim - na tak ciężki wokal. Ale jednak ma to sens. Złota czcionka za linijkę "each day has its always". A w środkową część można się nieźle zasłuchać...

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 03 lipca 2006 15:20:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:33:35
Posty: 4884
Obrazek

Gdy przeczytałęm jak jeden z muzyków opowiadał, że miałą być to płyta o tym jakie konsekwencje duchowe miało lądowanie na księżycu - bardzo się uśmiałem. Przez łzy - bo było dla mnie jasne, że chodzi o to że można sięspodziewać więcej wibracji i poszerzenia kanałów astralnych. Tymczasem jednak po przypatrzeniu się tekstom stwierdziłem, że w takim new-age'owym duchu można czytać jedynie piosenki Mike'a Pindera (a i tutaj da się to pominąć). Dla pozostałych kosmos stał się tutaj punktem wyjścia do rozważań o życiu wiecznym (obie piosenki Lodge'a) czy o nicości życia doczesnego ("Gypsy", "Eternity Road"). Prawdziwą rewelacją jest ostatnia piosenka o pokornym oczekiwaniu człowieka na łaskę Bożą i miłość. Nie brakuje tutaj typowej dla Moody Blues naiwności i kiczowatości, ale mimo wszystko jest to ciekawy concept-album, którego koncept nie zestarzał się.

Higher and Higher*****
Wiersz jak zawsze, ale na tle bardzo rockowego tła, które może porwać. Pierwsze słowa wykrzyczane z jakiegoś pudła, dopiero za chwilę wszystko brzmi czysto, co miało symbolizować zdjęcie kasku. Rozbrajające.

Eyes of a Child**** i 3/4
O, Xes gra na harfie! Gdyby nie ta przydługa, klymatyczna cisza - nie miałbym żadnych ale, bo zwrotka, a zwłaszcza refren są zbudowane po mistrzowsku jeśli chodzi o napięcie emocjonalne i harmonie.

Floating***
Coś tu nie tak, chyba niezbyt trafiona aranżacja, która nie zdołała ukryć przeciętności kompozycji.

Eyes of a Child 2 **** i 1/2
Wspaniałe, ale można było chyba bardziej rozbudować wariacje na temat głównej melodii. Leciutko rozczarowuje niepełnym wykorzystaniem potencjału.

I Never Thought I'd Live to be a Hundred *****
Klasycznie moodybluesowa miniaturka. Szkoda że wszystko takie do przodu w produkcji, bo gdy by zrobić to w innych planach dżwiękowych to było by 5!

Beyond**** i 3/4
Chyba wszystko na swoim miejscu, choć nie jest to nic genialnego. A nie, jest: fletowy rejestr mellotronu pod koniec, tym razem gdzieśdaleko, tak jak trzeba!

Out and In *****
Doskonały numer pełen podniosłego spokoju. Świetna, lejąca produkcja. Bez wad.

Gypsy ****
Świetny numer, ale - tym razem - przeprodukowany. Nie może sięrównać z surową wersją koncertową.

Eternity Road *****[!]
Utwór numer 2 na liście Best Moody Blues Songs. Przepiękne wszystko, a zwłaszcza ton gitary Haywarda, którego to patentu - na szczęście - już nigdy nie powtórzył.

Candle of Life****
Zwrotka wspaniała, niestety refren i słabo napisany (so love everybody and make them your friend, hahaha Mędrcy Rocka...) i słąbo (tzn. zbyt mocno) zaśpiewany.

Sun Is Still Shining *** i 1/2
Podoba się Morelli :shock:, bo jest i sitar i dżemba, ale tylko dygreja trzyma poziom. Zwrotka lekko prostacka, a coda pokazuje dlaczego zespół Moody Blues nie zwykł improwizować: nie umiał.

I Never Thought I'd Live to Be a Million*****
Wzruszające (szkoda że tylko mnie :wink: ).

Watching and Waiting*****
Bardzo rozległe pola mellotronowe i niespotykanie jak na Moody Blues mądry tekst. Don't be alarmed by my fields and my forests/ they're here for only you/ to share - bardzo.[/b]

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Ostatnio zmieniony śr, 28 marca 2007 13:13:32 przez Gero, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 31 sierpnia 2006 11:35:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:33:35
Posty: 4884
proszę państwa, E N G L I S H S U N S E T LIVE!!!!

http://www.youtube.com/watch?v=f6XbU9RC0E0

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 31 sierpnia 2006 13:31:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 19:29:55
Posty: 3974
Skąd: Warszawa
Piękne! Hejłord podrygujący rytmicznie wraz z tym kolesiem z jego lewej (niestety moja wiedza na temat członków tego zespołu ogranicza się do tych dwóch najsłynniejszych) pod koniec, a wcześniej dwa rewelacyjne epizody Thomasa! Do tego perkusista, który przywiódł mi na myśl tego muppeta ze Skaldów... Pięść gwiazdek.

_________________
My shadow is always with me. Sometimes ahead... sometimes behind. Sometimes to the left... sometimes to the right. Except on cloudy days... or at night.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 31 sierpnia 2006 22:19:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Bogus pisze:
wraz z tym kolesiem z jego lewej
- no co Ty? :shock: To Lodż!

Ej, fajny numer! Trochę inny aranż ale ok. Szkoda, że w tamburynie już nie ten dynamitt....

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 16 września 2006 19:36:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25393
leżała przez trzy miesiące na półce nie niepokojona przez nikogo, aż wreszcie parę dni temu włożyłem do odtwarzacza i obecnie jest najczęściej słuchaną przeze mnie płytą... In Search of the Lost Chord.

Dobra płyta, na razie z każdym przesłuchaniem coś nowego zaczyna mi się podobać. Chociaż mam przeczucie, że niebawem ten etap się skońćzy, potem zacznie się stopniowo nudzić, bo to jednak nie tak dobre piosenki jak na Dniach albo Dzieciach albo Good Boyu.

Tak się składa, że Gero coś zamotał z okładką i nie mam napisane, czyj jest który utwór. Może i dobrze - poniżej napiszę bez zaglądania do wcześniejszych postów; spróbuję zgadnąć, co kto skomponował, no i oceny będą też zupełnie nie zasugerowane.

Departure - intro niemuzyczne, więc bez gwiazdek, ale podoba mi się, klimat jakiejś grozy normalnie! nie mam pojęcia, co to za wierszydło - Edge'a oczywiście - ani mnie to zupełnie nie interesuje, ale jako intro dobre.

Ride My See-Saw * * * * 1/4
bardzo dobry kawałek, mocno bitelsowy, niczym niegorszy od takiego np. Eight Days A Week albo I Feel Fine. Nie wiem czy nie lepszy.
Czy to Lodge? Bo jedno co mi się tu nie podoba, to brzmienie wokali, a to typowe dla piosenek Lodża.

Dr Livingstone * * * 1/2
hehehehe, uśmialismy się z elseą, kiedy się zaczęła ta pioseneczka, mógłby to być Dr Dolittle spokojnie :D nie jest to najlepszy twór Thomasa na pewno, chociaż jakiś tam poziom trzymie ;-) Ma urok tych jego przyśpiewek, co ja poradzę.. Thomas idolem jest, on rzecze... I stąd pół gwiazdki wzwyż.

House of Four Doors * * * * -
bardzo dobre, ale z "ale": po pierwsze trochę za bardzo to napuszone, jakieś takie jakby miało być utworem wszechczasów trochę ;-) , po drugie falsety gdzieniegdzie całkowicie niestrawne. znowu podejrzewam o współudział Lodża, ale cały utwór bankowo Pindera - rozbudowana na części, z konceptem i nie wiadomo czym... to MUSI być Pinder.

Legend of a Mind ?? jeszcze nie wiem, bo na poczatku zupełnie mi sie nie podobało, a podoba mi się coraz bardziej i bardziej. Na pewno pierwsze trzy minuty są znakomite, potem jakby zaczyna się dłużyć. Ale hipnotyzuje ten martwy Timothy Leary...
Czy to Haywarda?

Voices in the Sky i Visions of Paradise * * * a może więcej?

to na sto procent Haywarda, obciążone jego wadami i zaletami. słowami dwoma - ładne i smętne :-)

The Best Way To Travel * * * * co najmniej, rośnie i rośnie

niby na razie najbardziej mi się podoba see-saw, ale to numer dwa! Pinder znowu? Hmm, nie jestem pewien. Utwór do cna przesiąknięty późnosześćdziesionową psychodelią, o dziwo bardzo mi to pasuje! Świetnie użyte to piszczenie! Ja tam nie wiem, ale dla mnie na wczesnych płytach Pink Flojdzi mogli by się tego numeru nie wstydzić.

The Actor * * *

znowu typowy Hayward, może nie-doceniam, ale jak na razie mieszają mi się te jego utwory w jedno (oprócz Legend, jeżeli to jego). Ładne.

The Word - znowu przerwynik niemuzyczny Edge'a, ale tym razem ewidentny żig.

Om * 1/2

słaaabe. o ile użycie słowa OM jako takie mnie nie gorszy, o tyle tutaj jest ono: a) bardzo sztuczne, brzmi zupełnie jak "hey, Krishna is cool, let's go get some yoga and then have a party with chicks", b) oprawione w bardzo przeciętną muzykę. Bardzo niepotrzebnie kończy te dobrą płytę, chyba najbardziej psychodeliczną płyta Moodych.

A teraz zobaczmy co napisał Gero... :-)

EDIT: o dziwo nie napisał nic wiele sprzecznego, z tym, co ja
Oprócz OM-a, który najwyraźniej mu sie podoba, ale nie chce się przyznać ;-)
Mi się w ogóle nie podoba. Mdły jak flaki z olejem.

Za to aż mi się zachciało zapoznać z tekstem House of Four Doors! Może z tekstem to by się zrobiło naprawdę complete i usprawiedliwiłoby patos?

Gero, czekam na weryfikację kompozytorów.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 16 września 2006 19:55:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:14:22
Posty: 9021
Skąd: Nab. Islandzkie
Crazy pisze:
In Search of the Lost Chord


Jeden z lepszych tytułów jaki słyszałem... :shock: :oops: . Powaga...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 września 2006 11:28:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:33:35
Posty: 4884
hehe, dużoś pozgadywał :)

1. Departure (Edge)
2. Ride My See Saw (Lodge)
3. dr Livingstone I Preasume (Thomas)
4. 6. The House of Four Doors (Lodge)
5. Legend of a Mind (haaa - tu niespodziewanka: THOMAS!)
7. Voices in the Sky (Hayward)
8. The Best way to Travel (Pinder)
9. Visions of Paradise (Hayward-Thomas)
10. The Actor (hayward)
11. The Word (Edge)
12. Om (Pinder)

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 września 2006 11:32:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 14 lipca 2006 18:50:48
Posty: 59
Skąd: Moody Blues, the
Gero pisze:
The Actor (hayward)


mnie się pisze przez duże H, miśku...

a w ogóle - fajny kawałek, raz przy nim usłem

_________________
I'm a xes machine
I can do anything


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 323 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 22  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 167 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group