Na zakończenie dnia trzeba wrócić do miszczów.
Sa oni dla mnie przede wszystkim miszczami wielogłosów. Aranżacja wokalu w Queen dla mnie nie ma sobie równych, nawet Beatlesi im ustępują. W dodatku mieli dwóch świetnych wokalistów solowych, co się naprawdę rzadko zdarza w jednej grupie. (a których dwóch mam na myśli, to można sobie wywnioskować z poniższych opisów

)
Queen 1 * * * * 1/2
best song: My Fairy King
BARDZO lubię tę płytę i zawsze BARDZO się dziwiłem, czemu ma takie niskie notowania. Jest tam tyle świetnych momentów. Oczywiście Keep Yourself Alive to klasyk, jako jedyny utrzymał się bardzo długo w repertuarze koncertowym, ale wydaje mi się, że jeszcze lepsze są Great King Rat i - zwłaszcza - My Fairy King. Są to utwory na najwyższym poziomie i czy ja wiem, że można powiedzieć, że to są dopiero przymiarki stylu?... Bardzo mi się też podoba utwór pt. Jesus, super początek, jeszcze lepsze wejście wokalu "it all began with the three wise men", nieco gorszy refren.
Queen 2 * * * * -
best song: March of the Black Queen
Plyta dobra też, ale jakoś mniej mi podeszła, mocno nierówna mi się wydawała. Ale jest tu March of the Black Queen, który na mój gust stanowi prototyp Bohemian Rhapsody i jest pierwszym wielkim dziełem utworu. Śliczne Nevermore, nerwowe, ale interesujące Ogre Battle, Biała Królowa też fajna.
Sheer Heart Attack * * * *
best song: heh... jednak Killer Queen jako pojedynczy utwór, ale tak w ogóle to wiązanka Tenement Fuster, Flick of the Wrist i Lily of the Valley
Może byłoby więcej gwiazd, ale bardzo dawno nie słyszałem tej płyty w całości i wielu utworów nie pamiętam. Popieram Dzynia co do wyżej wymienionego medleya - jest to świetna wiązanka, każdy utwór nieco inny, a razem pasują jak ulał. Na Tenement Fuster po raz pierwszy (ale nie ostatni!) Roger Taylor dał prawdziwy popis swoich możliwosci wokalnych.
Killer Queen uwielbiam. Wycieczki na granice kiczu? - jak najbardziej! Wszak to jest jedna z najmocniejszych stron Queenu. Np. na tej płycie jednym z najlepszych utworów jest Bring Back That Leroy Brown. Aż się skrzy!
A Night at the Opera * * * * * 1/2
best song: Prophet's Song
Rzecz dziejowa. Płyta, która gdyby nie miała w sobie Sweet Lady, które ani nie jest ciekawe same z siebie, ani nie pasuje do płyty, oraz Good Company, które pasuje, ale nie jest zbyt ciekawe też - dostałaby u mnie sześć gwiazdek, któe to jak wiadomo jest zarezerwowane dla kilku płyt na krzyż.
Po prostu doskonale się tego słucha. Z jednej strony różnorodność niesamowita a z drugiej spójność też niesamowita (minus Sweet Lady).
A więc koło miłośników Profet's songu nam się zrobiło... no dla mnie chyba utwór Queen numer jeden. Co prawda ten cały solowy kawałek Freddiego to w sumie to, co najmniej z niego lubię, ale tez mi się podoba - natomiast jak potem wraca ostre granie, a potem wchodzi wokal! God give me grace to purge this place... AAAARH! Co za czad! i przejście do refrenu - best moment!!!
I zaraz potem Love of my Life - piosenka po prostu arcyprzecudowna. Czyste piękno.
Bohemian Rhapsody dopiero na trzecim.
A do tego kolejne wycieczki na granice kiczu, w tym Seaside Rendez Vouz, które z nich wszystkich lubię najbardziej (ach, jak to się tańczy!
znaczy ja nie umiem tańczyć, ale kiwać się przy tym uwielbiam. I drapieżne otwierające Death on two legs!... I proste a wzruszające You're My Best Friend. WSPANIAŁA płyta.
A Day at the Races * * * *
best song: You Take My Breath Away!
Nie mam serca do tej płyty trochę. Niby bez zarzutu (akurat White coś-tam mi się podoba, Dzyniu!), a jakoś ciężko. Wymieniony best song, to dokładnie tak jak monika napisała:

(chociaż Love of My Life lepsze!). Somebody to Love świetne, zamykające Let Us Cling Together też. To by były te fragmenty, które autentycznie lubię. Z innych.. no nieco mniej.
News From The World * * * * 1/2
best song: Jesteśmy Miszczami!
Mam tu znowu problem, że nie najlepiej pamietam, ale pamiętam bardzo dobre wrażenie, jakie przed laty zrobiła na mnie ta płyta. Zgadzam się z moniką, ze trzeba tu wyróżnić Spread Your Wings - jest to utwór niemal dreszczowy! Ale i tak najlepiej lubię to potwornie ograne a zawsze genialne We Are The Champions. Zgoda z Dzyniem co do Sheer Heart Attack.
Jazz * * * *
best song: Don't Stop Me Now
Ten best song to jest po prostu... taki SUPERSONIK!!! Jakie to ma tempo i energię, to niewiarygodna sprawa. Wspaniały utwór. Mustapha może nie jest aż tak dla mnie ulubiony, co dla Dzynia, ale jak najbardziej. Za to nikt nie powiedział dobrego słowa o All Of That Jazz na koniec albumu - moim zdaniem bomba. Ale ogólnie jest to nierówne cokolwiek faktycznie.
Ech.. północ się zbliża. Chyba dalszą część dopiszę w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ich lata 80. lubię znacznie mniej, ale nie podziękowałem zupełnie za udział w tej części ich dyskografii, więc się mogę wypowiedzieć.
Patrzę, że jakoś w sumie niskie oceny dostały te płyty starsze. Bo gdybym miał wystawić łączną notę całemu Queen z lat 70. to byłoby to bezwarunkowe stuprocentowe PIĘĆ!