jak łatwo było zgadnąć, ja mam pewną słabość do Czerwonych Gitar
klasyczny skład
Krzysztof Klenczon - voc, g
Seweryn Krajewski - voc, g (choć na początku b)
Bernard Dornowski - b (na poczatku g), voc
Jerzy Skrzypczyk - dr, voc
TO WŁAŚNIE MY (1966) ***
best song: Czy słyszysz co mówię (aka Posłuchaj co ci powiem dziś)
najbardziej znane songs: Historia jednej miłości, Matura, Nie zadzieraj nosa, No bo ty się boisz myszy
Debiut nagrany w pięcioosobowym składzie z Jerzym Kosselą (g, voc), który nie był może tak utalentowanym kompozytorem (a na pewno słabszym wokalistą) jak Krajewski i Klenczon, ale - jak się zdaje - pełnił rolę szarej eminencji, dbając o logistykę, styl i poziom artystyczny (cokolwiek by to miało znaczyć) zespołu. Płyta zawiera - jak na tamte warunki niezłe - granie w stylu angielskiego (mersey)beatu z drugiej ręki. Była to po prostu chyba najlepsza podróba wczesnych Beatlesów. Młodzieńcza żywiołowość pozwala przykryć miejscowe niedoróbki wykonawcze a nawet przymknąć oko na czasem bardzo wątpliwej jakości teksty. Przede wszystkim bronią się czasem świetne melodie, a głos Krajewskiego wydaje się być ewenementem na skalę światową - jak dla mnie o wiele lepiej wypada w czasem porywających pioseneczkach beatowych niż w późniejszych powiedzmy bardziej intymnych formach z gitarą klasyczną... Dużo wielogłosów, czasem całkiem kunsztownych i co ciekawe wśród mniej znanych piosenek trafiają się rzeczy całkiem ciekawe. Są też i wtopy, m.in. piosenka o m.in. tym, że Benek śmierdział i przez to nie wyrywał lasek (czy jak to się tam wtedy mówiło... eee nie wszystko klawił), gratuluję w sumie dystansu - ja tam mogę sobie śpiewać
jestem syfem jestem Syzyfem, ale ten numer by mi zupełnie przez gardło nie przeszed
CZERWONE GITARY 2 (1967) ** i 1/2
best song: ?
najbardziej znana song: Nikt na świecie nie wie
Odszedł "tyran" Kossela i wkradł się luz... A może raczej miałkość? Niby wszystko po staremu a jakoś nie widzę tu ani wielkiego
evergreena ani jakichś szczególnych
milestones, choć Klenczon próbuje swych sił w protest-songu Nikt nam nie weźmie młodości (za sprawą niezbyt fortunnego tekstu utwór wypada jednak cokolwiek groteskowo). Jakoś tu średnio i nawet wygłupy (Co za dziewczyna) wydają się jakieś wysilone...
CZERWONE GITARY 3 (1968) *** i 3/4
best song: Nie licz dni
najbardziej znane songs: więcej niż połowa - m.in. Takie ładne oczy, Dozwolone od lat 18-tu, Kwiaty we włosach, Moda i miłość
O, całkiem niezłego longa trzaśli! Bardzo duży rozrzut stylistyczny - od klimatów proto-discopolowych (ohydne parlando w Consueli) do okołopsychodelicznych (rozbuchana My z XX wieku, no i chyba nawet gitary od tyłu w Gdy kiedyś znów zawołam cię). Benek znów robi jaja z siebie samego (Chciałbym to widzieć), ale tym razem zabawa jest bardziej przednia, bo i tekst fajniejszy i podkład niemal jak z płyty Revolver
Najlepszą piosenką jest dla mnie dość zachowawcza stylistycznie Nie licz dni - wyróżniam ją za świetną melodię, przemyślane harmonie ale przede wszystkim za dość naturalny (na tle innych) tekst o tęsknocie za letnią wyprawą. Czasem jakaś gitara wprawdzie zniesmaczy treblami, czasem coś przesadzą z aranżacją, czasem można się żachnąć z niesmakiem, ale jeśli się lubi
szeżdziesionę to jednak warto sprawdzić tę płytę. Następna będzie już bez Klenczona.
!!! tu ważna uwaga - nie wszystkie przeboje firmowane przez klasyczny skład znalazły się na dużych płytach - takie rzeczy jak Anna Maria, Wróćmy nad jeziora czy Biały krzyż wyszły tylko na singlach albo czwórkach - najlepiej byłoby zdobyć dwuczęściową
Kolekcję czwórek, ale tej już na rynku nie ma i pozostają różnej jakości składanki. Jest ich na rynku od groma, ale trzeba uważać, bo różnie brzmią i niektóre zawierają tu i ówdzie wersje koncertowe
NA FUJARCE *** i 3/4
best songs: Dawno i daleko, Czekam na twój przyjazd
znane songs: nie ma
Tę płytę Czerwonych Gitar lubię najbardziej, choć bywa rozpaczliwie chimeryczna. O ile poprzednia była po prostu zróżnicowana, ta jest wręcz chaotyczna pod względem stylistycznym - są tu i piosenki post-beatowe i próby grania rdzennie rockowego a także ballady Krajewskiego zapowiadające jego późniejsze flirty z piosenką poetycką. Na pewno trudno zespołowi odmówić ambicji (inspirowali się ponoć poczynaniami Jethro Tull), ale słychać, że nie wszyscy członkowie zespołu byli stworzeni do bardziej wymagającego grania. Z jakością i kompozycji i wykonań bywa różnie, ale od można przecież zgrać sobie najlepsze numery i resztę pominąć. Moje ulubione numery to Dawno i daleko oraz Czekam na Twój przyjazd. Obie są dość proste pod względem kompozycji 9co ciekawe oba napisał Seweryn, ale więcej słychać Bęka) , ale świetnie ubarwiają je wstawki grane m.in. na okarynie i flecie przez zastępcę Klenczona - Dominika Konrada (ulubiona opowieść z życia zespołu - na jakimś koncercie w ZSRR Konrad - grający również na gitarze - zastosował nabytą niedawno przystawkę i podczas przerwy między utworami podleciał doń Krajewski i rozwalił ją ze słowami: "albo to, albo ty"
) Poza tym fajna ballada Tyle szczęścia przełamana nieco skaldowską dygresją i udany numer Benka Od jutra nie gniewaj się z cytatami ze średnich Beatlesów i kilka innych drobiazgów...
potem było jeszcze kilka płyt (znam tylko jedną:
Port piratów, niestety jest to jedna z najgorszych płyt jaką mam w domu) i kilka przebojów - z zawsze świetnymi melodiami ale dyskusyjnymi aranżami - typu Niebo z moich stron, Płoną góry płoną lasy czy Ciągle pada. Pod koniec lat 70-tych w Czerwonych Gitarach debiutował nawet Jan Pospieszalski (!), ale wszystko dryfowało ku nieuchronnemu końcu, bo Krajewski zawsze kręcił głową na umiejętności kolegów a solowych przebojów miał coraz więcej. O dziwo w latach 90-tych wrócili z tandetną perkusją elektroniczną, potem Krajewski znowu odszedł... Na moment nowe życie wprowadził Wojciech Hoffmann (kolejne (!)), ale coś się nie mogli dogadać o jego status w zespole... Teraz gra tam z klasycznego składu gra tam tylko Skrzypczyk i mnoży żenadę... W nagrodę dla tych, którzy doczytali do końca: uśmiech : - )