Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest sob, 27 kwietnia 2024 21:48:07

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 221 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 19 marca 2011 20:33:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Zaszkodziła jej długość - kilku minut mogło by nie być. Może powinni poszczególne sety wydali osobno (jak z "Aghartą" i "Pangaea").

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 25 marca 2011 02:45:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
44/52
Obrazek
"Get Up With It" ****1/2
1970-74/1974

Kolejny album Milesa zawierający materiał z wielu sesji. Mimo, że najstarsze nagrania pochodzą z roku 1970 to stężenie "staroci" jest niewielkie. A płyta jest długa - ponad dwie godziny. Ale nie ma się co dziwić jesli dwa kluczowe numery mają po ponad pół godziny każdy. Oczywiście znajdzie się kilka krótszych dźwiękowych zakąsek: "Honky Tonk" z czasów "Jacka Johnsona", "Rated X" w stylistyce "On the Corner" czy "Red China Blues". Ten ostatni to typowy elektryczny bluesior (co dla Milesa typowe nie jest). Zwraca w nim uwagę bardzo nietypowe jak na Davisa użycie dęciaków. Te "przerywniki"znakomicie wzbogacają płytę, dodając jej różnorodności.
Ale to nowszy materiał jest sednem płyty. Wbrew temu co sugerowała ewolucja dźwieków na poprzednich płytach muzyka Davisa wraca do cywilizacji. Oczywiście funkowe wpływy nie zniknęły, ale nie odgrywają juz dominującej roli. Utwory nie są już tak agresywna i skończyły się czasy bezwzględnej dyktatury rytmu. Muzyka nie jest już do niego przywiązana jak chłop do roli. W kawałkach pojawiło się wiecej przestrzeni, miejsca na melodię, wybrzmienie dźwięków. Warto tez zwrócic uwage na Coraz częściej pojawiające się syntezatory.
Najciekawszym utworem jest wyciszony, niezwykle nastrojowy "He Loved Him Madly". Jest on poświęcony pamieci zmarłemu niewiele wcześniej Duke'a Ellingtona. Trwa ponad 32 minuty i przecudownie się ciągnie. Instrumenty grają jakby od niechcenia przeciągłe dźwięki tworząc ambientowa atmosferę. Nieprzypadkowo Brian Eno wymienia ten utwór jako jedną ze swoich głównych inspiracji.
Materiał w sam raz dla kogoś komu "On the Corner" wydej się zbyt mało finezyjny i urozmaicony. Davisowi udało się znaleźć kompromis pomiędzy swoimi wcześniejszych elektrycznymi poszukiwaniami oraz funkowym łomotem z ostatnich płyt.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 02 kwietnia 2011 01:40:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
45/52
ObrazekObrazek (po prawej wydanie amerykańskie)
"Agharta"****
1975

46/52
Obrazek
"Pangaea" ****1/2
1975

Rok 1975 był dla Davisa trudnym okresem. Ciągłe problemy zdrowotne oraz nałogi wyczerpały go. Wrogie reakcje krytyki równiez nie poprawiały nastroju. Był wówczas w tak kiepskiej formie, że zdarzało mu się nic nie grac na koncercie a tylko słuchac swojego zespołu i tańczyć do tej muzyki. Mimo tego zdecydował sie wybrać w kilkutygodniowa trasę do Japonii. Być może na tą decyzje miało wpływ to, że reakcje tamtejszej widowni na nowa muzyke Milesa były znacznie cieplejsze niż gdzie indziej. Częśc elektrycznych płyt Davisa ukazywała się wyłącznie tam: "Dark Magus" i "Pangea".
Nippońskie koncerty były rejestrowane z myślą o płycie koncertowej. Koniec końców ukazały się dwie, obie zarejestrowane w Osace 1 lutego 1975 roku. "Agharta" to zapis popołudniowego koncertu a "Pangea" wieczornego. A jest czego słuchać bo trwają po półtorej godziny każda.
Dźwięki jakie wówczas emitował zespół były kolejnym krokiem w ewolucji Davisa. Zmiany zapoczątkowane na "Get Up With It" sa kontynuowane na tych płytach. Mniejszy nacisk położono na rytm, w zmaina za to dodając więcej róźnorodności i przestrzeni muzyce.
Dobra robotę odwala nowy członek grupy - saksofonista Sonny Fortune. Gra nie tylko na sopranie, ale również na alcie i flecie. Jego gra jest bardzo melodyjna i zaskakująco tradycyjna jak na ten etap twórczości Milesa. Za to narazili mi się nieco gitarzyści. Ich gra jest bez wątpienia inspirowana Hendrixem, ale niestety to nie jego poziom i solówki gitarowe bywają przyciężkie.
Na tych płytach kazdy znajdzie cos dla siebie: są ogniste improwizacje, fragmenty bujające i fragmenty melodyjne. Znalazło się miejsce dla lotów kosmicznych i są też jakieś dziwne hałasy. Sa jednak minusy - ta róznorodność sprawia, że płyta traci na spójności.
Z obu płyt bardziej przemawia do mnie "Pangea" - wydaje mi się równiejsza, jakby zespół był na drugiom koncercie bardziej skoncentrowany.
Po powroci z Japonii zespół zagrał jeszcze kilka koncertów i pare nieudanych sesji studyjnych, ale Miles wkrótce rzucił muzykę. Większośc czasu spędzał w ciemnym mieszkaniu przed telewizorem. Z domu wychodził tylko po kolejna dawkę dragów.


Gdyby ktoś chciał sprawdzić w jakiej zespół był wówczas formie to polecam nieco wczesniejszy koncert z Tokio 22.01.1975:
http://www.mediafire.com/?agj2qkz9smtjabt.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 03 kwietnia 2011 20:36:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
47/52
Obrazek
"The Man With the Horn" ***
1981

Płytę czuć osiemdziesioną na kilometr. A mi to bardzo przeszkadza.
Gra Davisa jest bardzo olskulowa, jakby chciał się odciąć od tego co robił w poprzedniej epoce. Wyraźnie kontrastuje to z gra reszty zespołu, ale efekt jest niezły. Jego trąbka jest zdecydowanie najasniejszym punktem płyty. Gdy zespół tylko akompaniuje w tle grając podkład pod partie Milesa jest nieźle. Gdy wysuwają sie na pierwszy plan bywa płasko i kwadratowo np. "Fat Time" z koszmarnym solem gitarowym. Albo wiejący nuda i plastikiem "Shout".
Na szczęście potrafili przyjemnie zagrać: "Back Seat Betty" zaczynający się potęzną partią gitary, albo "Aida". Gdyby zagrać to trochę szybciej i ostrzej pasowałby do "Discipline" King Crimson.
Ale utwór tytułowy to już zgroza - obrzydliwy pop w najgorszym wydaniu. Może Miles myślał, że następca "Moonrakera" będzie jeszcze gorszy? Byłby akuratny motyw przewodni, a on mógłby wkręcić się do filmu i zagrać przeciwnika - złego do szpiku kosci handlarza narkotyków z wyrzutnią rakiet w trąbce. Dałby radę:
Obrazek.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 08 kwietnia 2011 10:26:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 10:47:39
Posty: 485
Fanów akustycznego Davisa, czytających po angielsku, ucieszy napewno zapowiadana na maj The Studio Recordings of the Miles Davis Quintet, 1965-68 - monografia napisana przez Keitha Watersa i wydana pzez Oxford University Press jako pierwsza pozycja serii Oxford Studies in Recorded Jazz. Niewielki fragment można przeczytać TUTAJ

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 08 kwietnia 2011 11:45:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
...ja tam osobiście nawet lubię plytę "The man with the horn"

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 09 kwietnia 2011 09:32:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
48/52
Obrazek
"We Want Miles" ***
1981/1982

Dwupłytowy album koncertowy. Dla Milesa nie jest to nowy temat. Siła rzeczy przy tej płycie trudno uniknąc porównań z jego poprzednimi dokonaniami w tej dyscyplinie. A poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko.
Ten album spodobał mi się bardziej niż "The Man With the Horn". Nie ma śladu syntezatorów, a zespół gra żywiej. Niestety gitarzysta pozostał ten sam - Mike Stern. Jego solówki wciąż są ciężkostrawne i szarpią mi nerwy.
Album został ułożony z rejestracji koncertów zagranych między czerwcem i październikiem 1981. Materiał został posortowane według charakteru utworów. Pierwsza płyta to dynamiczniejsze utwory, w pewnym stopniu zbliżone do nagrań z poprzedniej dekady. Nawet nie zbliżają się do poziomu "Dark Magus", ale słucha się nieźle. Wolałbym tutaj więcej ognia, ale blamażu nie ma.
Płyta druga to dwa długie, refleksyjne utwory czerpiące z dawniejszych nagrań Davisa, choć tu z zastosowaniem współczesnego składu.
I tu niestety jest straszliwie nudno. Ten zespół nie ma nawet połowy możliwości dawnych kwintetów i próba zagrania takiej muzyki to katastrofa. Dwa długaśne utwory, obrzydliwie ciągnące się kawałki w których nie znalazłem nic co mogło by mnie porwać.
Wydanie na CD (ale tez nie wszystkie) zostało wzbogacone dodatkowymi utworami z niewydanej poza Japonią płyty "Miles! Miles! Miles!". Powiedziałbym, że są lepsze od części kawałków z podstawowej wersji.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 17 kwietnia 2011 15:30:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
49/52
Obrazek
"Star People" ***1/4
1982-83/1983

Album znacznie przyjemniejszy niż "Man With the Horn". Brzmienie jest bardziej "organiczne" w porównaniu do poprzednika. Oszczędniej użyto syntezatorów, płyty nie czuć już tak bardzo plastikiem. Zespół też gra mniej sztywno, jest już jakaś dynamika. Nawet przydługie solo gitarowe zamiast zachęcać do wyłączenia płyty tylko pozostawia obojętnym - duzy krok naprzód.
"Man with the Horn" był zbyt stereotypowy. Brzmiał jak współczesny (wówczas) album pop-rockowy do którego Miles tylko dograł trąbkę. "Star People" ma już swój charakter. Można dosłuchać się nawiązań do rzeczy, które Davis grywał wcześniej.
Otwierajacy płytę "Come Get In" i "Speak" mają sporo wykopu i brzmią jak kontynuacja eksperymentów z lat siedemdziesiątych. Ballady mają w sobie nie dośc czaru by urzec, ale przynajmniej nie nudzą.
Może melodie są zbyt uproszczone, a kompozycjom nie zaszkodziło by więcej wyrafinowania, ale słucha się nienajgorzej. Wciąż nie jest to płyta która by mnie zachwyciła, ale można jej posłuchać.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 17 kwietnia 2011 20:27:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Sorry, że wrócę aż do Sorcerera... :)

poprzednio jako azbest23 pisze:
Ale ostatnie na płycie "Nothing Like You" to już kompletne zaskoczenie. Nagrana jeszcze w 1962 roku słodziutka, rozswingowana piosenka z wokalista brzmiącym jak Kermit. Kompletnie nie pasuje do tej płyty i nie wiem czemu Davis wpadł na pomysł dołączenia do repertuaru takiego starocia.


Stale mam wrażenie, że Nothing Like You ma coś wspólnego z numerem tytułowym... Wiem, że teraz jeszcze nie możesz sprawdzić, ale już za chwilę dojdziesz do 52/52 (ojej!) :) .

A z innych takich dziwnych podobieństw: zastanawiam się czego Shorter w Masqualero nawiązuje do tematu z "Love Story"? :P


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 26 kwietnia 2011 22:48:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
50/52
Obrazek
"Decoy" ***1/4
1983/1984

Ta płyta brzmi jak muzyka do serialu sensacyjnego* z epoki. Miles zdawał sobie chyba z tego sprawę bo tytuły utworów dostosowane sa do konwencji - m.in. tytułowy "Decoy" czy "Code M.D.". Davis niestety coraz bardziej grzęźnie w plastikowej elektronice. Czasami to nie przeszkadza (tytułowy), czasami brzmi nawet ciekawie ("Freaky Deaky"), ale gdy takie brzmienie dominuje, wyraźnie szkodzi to utworówi. Tak jest w "Code M.D." - nie ratuje go nawet transowa, niczym wyjęta z "On the Corner" partia perkusji (choć nieco sztucznie brzmiąca).
Ciekawostką jest wspomniany już "Freaky Deaky". Dźwiekowy pejzaż budowany przez Davisa (Żadna trąbka, syntezator jeno! I nie czuć plastikiem.). Co ciekawe brzmi to jak Frippertronica. Żeby było jeszcze ciekawiej dorzucono wciągający riff basowy. Bardzo fajnie brzmiący i bujający jak się patrzy. Ale... Niestety te dwa przyjemne elementy pasują do siebie jak nie przymierzając pięść do nosa. Ani jak się rozpłynąc w dźwiękowej mgiełce, ani porwać się rytmowi. Czasami za dużo dobrego to po prostu za dużo.
Najgorszą cześcią płyty jest "That's Right" - długi (~11 minut - 1/4 płyty!) i nudny z denną solówka gitarową oraz osłabiającymi dźwiekami syntezatorów. Szczekę można zwichnąć od ziewania.
W programie płyty znajdują się równiez dwa utwory koncertowe: "What It is" i "That's What Happened". I to już jest ostry czad. Sporo się dzieje, a gra basu przywołuje skojarzenia z Primusem.
Płyta nierówna (na szczęście) i dość krótka (niecałe 40 minut) więc nie zdąży znudzić (o ile przełączyć zapobiegliwie "That's Right" - właśnie tak!)

*) Co ciekawe Miles w pare lat później zagrał rólkę w "Miami Vice". Dowód poniżej:
Obrazek (Miles pośrodku).

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 26 kwietnia 2011 23:08:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Zappa też miał w tym serialu małą rolę. :D
Obrazek

Phil Collins, Leonard Cohen, Little Richard, Ted Nugent czy Gene Simmons również. :shock:

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 26 kwietnia 2011 23:13:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
I tylko Hendrixa nie chcieli...

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 27 kwietnia 2011 11:02:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21407
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
pilot kameleon pisze:
Phil Collins, Leonard Cohen, Little Richard, Ted Nugent czy Gene Simmons również



Zapomniałeś o Suicidal Tendencies.

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 02 maja 2011 01:23:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
51/52
Obrazek
"You're Under Arrest" **
1984-85/1985

Płytę rozpoczyna całkiem przyjemny funkowy kawałek (z wstawką po polsku!). A później później robi sie strasznie. Ta płyta jest okropna. Większość utworów to banalny, plastikowy pop trudny do zniesienia. Nawet parie Milesa nie sa w stanie odratowac tego materiału. I nie jest to wyłacznie materiał oryginalny. Na płycie zamieszczono dwa covery popowych hiciorów z epoki: "Human Nature" Jacksona i "Time After Time" Cyndi Lauper. Koszmarki jeszcze gorsze od pierwowzorów.
Są oczywiście na płycie znośniejsze kawałki (wspomniany "One Phone Call/Street Scenes" i akceptowalne "Katia" oraz tytułowy), ale jako całość płyta wypada szokująco słabo.
I jeszcze kilka słów o okładce. Wygląda na to, że w szale innowacji Davis wynalazł gangsta jazz jeszcze nim pojawił sie gangsta rap. Wrzucanie na okładkę swojej foty ze srogą miną i giwerą w ręku jest słabe to pozowanie z bronia zabawką jest już żałosne. Oczywiście można przyjąć, że jedynie wyśmiewał tego typu twardzielskie zabawy. Tyle tylko, że Miles jest ostatnia osobą u której bym się doszukiwał poczucia humoru.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 maja 2011 12:08:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
poprzednio jako azbest23 pisze:
51/52

Co dalej? Może wszystkie "Complet" wrzucisz na warsztat? :D

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 221 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 256 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group