Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 12:40:11

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 2 ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: pt, 05 lutego 2010 11:01:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek

Another kind of blues (1979) ****1/2

Tytuł płyty idealnie opisuje zawartość debiutanckiego krążka U.K. Subs. Z jednej strony w większości kawałków słychać coś z bluesa, z drugiej - punk na tej płycie to jeszcze nie jest ten czadowy punk drugiej fali. Dlatego też z początku nie mogłem się do tej płyty, a co za tym idzie - do Subsow przekonać. Gitary są przesterowane, ale nie jest to jakiś wielki przester. Ta płyta to w zasadzie same przeboje, większość kawałków do dziś utrzymuje się w repertuarze koncertowym. Pierwsze na płycie "C.I.D." daje wyobrażenie o całości. Tempo z tych szybszych-średnich, krzykliwy wokal, gitary na niewielkim przesterze a jednak - całkiem spory czad, zwłaszcza, jak na 78 rok. Skandowany refren i gitarowa solówka. I nic a nic się to nie zestarzało. W drugim na płycie kawałku słyszymy harmonijkę, ale - paradoksalnie "I couldn't be you" będąc numerem bluesowym jest zarazem bardziej bardziej punkowe. Proporcje te są podobnie mieszane i w następnym "I live in a car", przynajmniej tak mówi mi moje nienawykłe do bluesa ucho. Znów pojawia się też klasyczna, rock'n'rollowa solówka. "Tomorrow girls" rewolucji nie przynosi - bluesrockowa, choć szorstka zwrotka i trochę mocniejszy refren. Trochę mocniej zespół gra w "Killerze", jednak nadal bliżej tu do rock'n'rolla, niż punka. Ten pojawia się wreszcie w "Wordl war", ale tytuł jednak zobowiązuje. Kapela przyspiesza, Harper drze się bardziej punkowo, a na końcu jeszcze wybucha bomba. Atomowa? Dość punkowe jest też następne "I.O.D.", jednak ten numer raczej nie zapada w pamięć. "T.V. Blues" - tu też tytuł zobowiązuje, więc znów bardziej bluesrock, niż punk. Ale nie należy się przyzwyczajać. Następny kawałek, który nazywa się po prostu "Blues" jest chyba najbardziej punkowy z dotychczasowego zestawu. A na pewno najbardziej hałaśliwy. Po "Bluesie" znów punkowo, choć wolniej, "Lady Esquire" - Harpera przy mikrofonie zastępuje Nick Garrat, co zawsze - nic nie ujmując Harperowi - będzie dawać ciekawy efekt. "All i wanna know" - znów punk, ale tym razem - nic specjalnego, trochę zapychaczowy numer. Przy szesnastu kawałkach na płycie rzecz raczej nie do uniknięcia. Wrażenie szybko naprawia przebojowy rock'n'roll "Crash course", który dyskontuje szybki, punkowy "Young criminals" - kolejny bardzo mocny punkt tej płyty. Subsi mieli jakiś pociąg do tytułów, opartych na trzyliterowych skrótach - następny numer na płycie to "B.I.C.". Tym razem jest szybko, punkowo i w stylu, który będzie chyba najbardziej charakterystyczny dla tego zespołu, który stylami będzie jednak żonglował i często wchodził w nieswoje buty. Nie uprzedzajmy faktów. "Disease" to numer, który zapowiada nadejście drugiej fali punk rocka. Jest jeszcze trochę szybciej, gitara jest ostrzejsza niż w pozostałych numerach, Harper jest jeszcze bardziej krzykliwy. Jednak koniec płyty to znów klimat bluesrockowy. "Stranglehold" to numer bezczelnie przebojowy, żwawy i zapadajacy w pamięć. Co ciekawe, dziś na koncertach bywa grany w wersji prawie metalowej. Dla mnie najlepszy moment tej płyty.

C.I.D.
I couldn't be you
Tomorrow girls
Stranglehold

Obrazek
Brand new age (1980)****

Zaczyna się słabo i nawet przez chwilę można zwątpić - "You can't take it any more" to zły pomysł na otwarcie drugiej płyty, mającej potwierdzić bądź zweryfikować pozycję kapeli. Na szczęście szybko się kończy. Na szczęście zaraz potem mamy kawałek tytułowy, który pokazuje nam nowe oblicze zespołu. Jest ostrzej, a i trochę ciekawiej. Gitary brzmią jeszcze ciut archaicznie, ale jest to brzmienie zdecydowanie punkrockowe. Echa bluesa wracają w "Public servant", kawałku, który pasowałby do pierwszej płyty, ale i tu brzmienie jest już inne. A zaraz potem miazga. "Warhead", prawdopodobnie najbardziej znany, spopularyzowany jeszcze przez Exploited, czy na naszym podwórku przez Kult, kawałek UK Subs. Numer oparty na średnim tempie, motywie basowym i krótkim, tnącym riffie gitary. Klasyka. W drugiej części dochodzi jeszcze chóralny zaśpiew, na którego tle Harper zaczyna wykrzykiwać kolejne partie tekstu. Po takim kawałku każdy następny musi zabrzmieć trochę słabiej, a jednak "Barbie's dead" się broni. Ciekawa perkusja i prosty, ale równie ciekawy riff. "Organised crime" było przez dłuższy czas moim ulubionym numerem Subsów i chyba pierwszym punktem zaczepienia, jeśli chodzi o tę kapelę. Fajne zwrotki, fajny mostek i typowy dla tej kapeli częściowo skandowany refren. I tekst... Jak nie polubić takiego kawałka, będąc młodym punkiem? Później, w "Rat race" robi się trochę ostrzej, ale to przygrywka do "Emotional blackmail". Dużo tu szybkich, tłumionych gitar i mocnych akcentów perkusji. Ten kawałek dał chyba początek całej rodzinie numerów w rodzaju "Wankers" The Exploited. "Kicks" zaczyna się tymi samymi akordami, co "Organised crime", na szczęście potem jest już inaczej. Numer, jakich Subsi nagrali setki - dość szybki, dość melodyjny, poprawny. Blednie jednak przy "Teenage". To rasowy blues, zagrany jednak na brudnym, punkowym brzmieniu. Hicior. Potem wracamy do subsowego przeciętniactwa (całkiem miłego dla ucha) - "Dirty girls" to kolejny blues podany w punkowy sposób. To samo, jednak bardziej melodyjnie, dostajemy jeszcze w "500 CC". "Bomb factory" - już trochę nuży... Na koniec mamy jeszcze repryzę "Emotional blackmail" i tak ta płyta się kończy. Oczywiście w rozmaitych wersjach kompaktowych znaleźć można mnóstwo bonusów w rodzaju wersji singlowych kawałków i singli, które nie weszły na regularne płyty, a stały się sporymi przebojami. Warto wspomnieć o instrumentalnym kawałku "The harper", który Garrat napisał w hołdzie dla Charlie Harpera, który gra w tym numerze długie harmonijkowe solo.

Emotional blackmail
Barbie's dead
Warhead

Obrazek
Crash course (1980) **** 1/2

Pierwsza z licznych oficjalnych koncertówek. Pierwsza z płyt, która z premedytacją dostała tytuł zaczynający się od trzeciej litery alfabetu (jeśli wierzyć Harperowi, zbieżność pierwszych liter z kolejnymi cyframi przy pierwszych dwóch płytach był przypadkowy). Pierwsza kaseta U.K. Subs, jaką usłyszałem. I niespecjalnie mi się spodobała, z tych samych przyczyn, z jakich nie trafiła do mnie najpierw ich pierwsza płyta - oczekiwałem od punk rocka czegoś innego, tutaj zaś mamy raczej to bluesowe oblicze. Oczywiście, nie brak tu punkowych killerów, jak "Warhead", który o dziwo na początku przegapiałem, "Rockers", "Wordl war" czy "Organised Crime". I "Telephone numbers" - punkowe mistrzostwo świata. Podsumowując - ta płyta to przegląd pierwszych płyt i singli Subsów, mamy tu kilka numerów, które na płyty się nie załapały, z "New York State Police" na czele. Całkiem dobra płyta na początek, choć pamiętać należy, że później w muzyce U.K. Subs wydarzyło się jeszcze wiele innych, ciekawych rzeczy.

Obrazek
Diminished Responsibility (1981) ***

Coś się psuje. Znowu powrót do bluesa, pojawia się też sporo eksperymentów z czystym brzmieniem gitar (miesza się to w pierwszym na płycie "You don't belong"). To jednak odbija się na kawałkach, w których gitara powinna być ostra i głośna - wtedy zaczyna jej brakować. I tak czegoś brakuje w "So what", choć już w "Tima and matter" wszystko jest na swoim miejscu, więc jednak można. Klasyczne UK Subs słyszymy w "Violent city", tu jednak coś nie gra z perkusją, na którą chyba nałożono niepotrzebnego flangera. "Too tired" - znowu problematyczne. Powinien być czad, a coś się rozmywa i kop chwilami ginie. Na szczęście po kawałku średnim i skopanym dostajemy jeden z większych przebojów Subsów, "Party in paris". Nie wiem, jakim cudem, ale tu wszystko jest na miejscu, łącznie z klawiszami. Prosty, wpadający w ucho riff, ciekawa, prawie taneczna perkusja i przebojowy refren. Ale i tak istnieją ciekawsze, singlowe i składankowe wersje tego numeru. Niestety płyta się nie kończy. "Gangester" - bezpłciowy bluesrock, "Face the machine" - niby typowi Subsi, ale spokojnie mogliby tego kawałka nie nagrywać i świat by się nie zawalił, zwłaszcza, ze znowu na końcu rzecz staje się dość przeciętnym rockiem, "New order" - dziwny numer, którego mi trudno się słucha, "Just another jungle" - wieje nudą. Na sam koniec trochę lepsze "Collision cult", numer oparty na prostym riffie, poprawiający wrażenie po poprzednikach, jednak trochę irytujący refrenem i karkołomnymi efektami narzuconymi na wokal. O minutę za długi.

Party in Paris

Obrazek
Endangered Species **** (1982)

Zaczyna się bardzo dobrze. Brzmienie jak z "Brand new age", wszystko z powrotem na swoim miejscu. Tytułowy kawałek to mocny punk, choć zapewne można się dokopać bluesowego fundamentu. Refren znów bardzo przebojowy, zresztą - zasłyszany w kilku innych numerach... Następny "Living dead" też robi dobre wrażenie, a i chwilowa zmiana przy mikrofonie daje dobry efekt. Później robi się strasznie wolno - i ten patent się później będzie jeszcze powtarzał, walcowate numery na tłumionych gitarach, bliźniaczo podobne do siebie - to "Countdown". Zwrotki takie sobie, ale trochę się dzieje w refrenach i to ratuje ten kawałek. Do plusów trzeba też dodać prostą, ale ciekawą solówkę. Coś się jednak znów zaczyna psuć... "Ambition", czwarty numer na płycie to blues, z pierwszooplanową rolą harmonijki, niemniej - nic specjalnego. "Lie and down" jest znów punkowy, wykrzyczany i... nijaki, niestety. "Fear of girls" - już tylko punkowy i nijaki. Na szczęście, tak jak na poprzedniej płycie" w okolicach środka ukryta jest największa bomba, tym razem jest to "Down on the farm" - numer w średnim tempie, z fajnym gitarowym riffem, zaśpiewany i zagrany dość leniwie, brzmiący wręcz jak kaseta, która chyba trochę zwalnia. Tekst o samotności i muzyka prosta, zapadająca w pamięć. Do tego numeru Subsi będą wracać, w przyszłości skoweruje go też Guns'n'Roses. Jedyne, co można zarzucić tej wersji to brak bardziej wyrazistego niż wyciszona solówka zakończenia. Druga strony płyty to jakby zupełnie inna historia. "Sensitive boys" to pełna niepokoju, lecz pozbawiona przesterów nowa fala - jeden z bardziej udanych ekperymentów Subsów w tym kierunku. "8x5" to wycieczka w podobne rejony, może trochę bliżej starego The Cure, nie gorsza od poprzedniego numeru, choć zespół trochę błądzi w skandowanym refrenie, wyrwanym z innej, punkowej bajki. Punkowa jest też długość - numer nie ma trzech minut, choć akurat tu minuta dłużej by nie zaszkodziła. Subsi kawałki na części płyt poukładali tematycznie, tak więc "Ice age" to w zasadzie wypadkowa dwóch poprzednich kawałków. Tu dla odmiany najjaśniejszym punktem jest mocniejszy refren, całość jednak się moim zdaniem nie broni. Z radością witam ostrzejsze gitary w "I robot", punk'n'rollowym, sympatycznym kawałku. Zaraz potem dostajemy leniwy "Flesh wound", muzycznie ciekawe, czegoś jednak brakuje. To znów bardziej nowa fala, niż punk, choć wokal jest tu zdecydowanie z tej drugiej stylistyki. Punkowo w warstwie muzycznej robi się w "Plan of action", niezłym, choć to Subsowa druga liga. Płytę kończy raczej nijakie "I don't need your love".

Endangered species
Down on the farm

Obrazek
Flood of lies ***** (1983)

Świetna płyta ze zdecydowanie za cicho nagraną gitarą. Na pierwszym planie realizator umieścił perkusję, która faktycznie ejst dość ciekawa - mimo punkowego fundamentu pałker pozostawał chyba pod dużym wpływem The Police. W najciekawszej chyba wersji kompaktowej uzupełniona o epkę "Magic" i liczne single. Znów utwór tytułowy dostajemy na początek i dziwimy się bardzo, słysząc "Smells like teen spirit" Nirvany, tyle, że zagrany dwa razy wolniej. To pierwsza zwrotka, później jest już szybko i energetycznie, choć po chwili czad znów przełamie motyw, który wiele lat później zagra Nirvana w swoim największym przeboju. Kolejna bardzo mocna rzecz Subsów. Numer trochę zbyt gwałtownie przechodzi w "Veronique" - dość podobny do mocniejszej części "Flood", szybki, ale nie za szybki. Równie udany, ale to mógłbym napisać przy prawie każdym kawąłku z podstawowej części płyty. To ejden z utworów, w których schowane gitary dają dość intrygujący efekt. Niestety, psują następne w kolejności "Soldiers of fortune". Rozpoczęte akustyczną minaturką, po której w założeniu zapewne miał wchodzić potężny czad... ale właśnie, niestety nie do końca się to udaje, jak na złość kawałek robi wrażenie nagranego trochę ciszej od reszty płyty, do tego perkusja brzmi jak klawiszowa polka. A szkoda o tyle, że sam kawąłek jest bardzo dobry, ma ogromny potencjał i nawet w tej skopanej realizacyjnie wersji robi wrażenie. Zresztą, jego właściwa część trwa bardzo krótko, by na końcu znów ustąpić giatrze akustycznej. Zespół nie zwalnia tempa, choć czwarte "DB's" to raczej punkowy blues, niż klasyczny punk. "Tampa bay", następny utwór, trudno przypisać do jakiegoś gatunku. Ciekawy bas, mocna, choć pomieszana perkusja - to sytuje rzecz gdzieś obok nowej fali, jednak tu energia jest punkowa, a może rocknrollowa? Nie wiem, ale to znowu świetny kawałek. Tylko gitary za mało. Lecimy dalej... "After the war" - na innej płycie to mógłby być mocny punkt, tu zaś robi dla mnie za najsłabszy numer. Perksusja pół-plemienna, pół-marszowa, radodna melodia wokalu i niewiele więcej. "Violent revolution" chyba sobie pożyczył Karcer... Tytuł wskazuje na czad i faktycznie, czadu mamy dużo, nawet gitara wreszcie wysuwa się na bliższy plan. Tu jest jednoznacznie punkowo. Jednak już w "In the red" znów trochę brakuje gitary. Mocna perkusja, motoryczny bas potrzebują gitarowej kontry i niestety jej nie otrzymują. Najdziwniej brzmi to w przyspieszeniu, w którym słychać praktycznie tylko perkusję i wokal. Do tego numer chwilami brzmi jak... "Violent revolution", tylko zagrane tym razem trochę wolniej. I znów akustycznie - "Dress code" powiela patent z "Soldiers of fortune", ale jest to tak urokliwe, że trudno mieć pretensję. Zwłaszcza, że tu trochę lepiej z realizacją. Ta płyta chwilami brzmi jak Nomeansno i jak Nomeansno brzmi bluesowy "Revenge of jelly devils", który zresztą ponoć i Kanadyjczycy kiedyś grali. Mało na tej płycie "typowego UK Subs", choć w jakiejs mierze może być to kwestia realizacji. Ale nawet Harper śpiewa tu jakoś inaczej... Trochę tych typowych Subsów jest w przedostatnim "In the wild", zwłaszcza w refrenie. Pierwszy raz od dawna zespół dobrze dobrał utwór na koniec płyty. "Seas" to wolny, klimatyczny, transowy wręcz kawałek. Pełen tajemniczych, kosmicznych dźwięków. Usypiający, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.

Trudno połapać się w bonusach, zwłaszcza, ze na różnych płytach rzecz wyglądać może różnie. U mnie widzę single i EP-ki"Shake up the city", "Another typical city", "This gun says" i "Magic". "Another typical city" i uzupełniające je "Still life" (trzecie na singlu jest "Veronique") to uzupełnienie "Flood of lies", brzmiące tak, jak regularny album. Te kawałki niczym zresztą nie ustępują tym, które załapały się na winyl. Trójka z singla "Shake up the city" to nagrania z roku 1982, brzmiące bardziej punkowo. Same pewniaki: punkowy, a jednak trochę kombinowany "Self destruct" (jeden z moich ulubionych kawałków Subsów, ze świetną solówką, złożoną strukturą i akustycznym przełamaniem), klasyczny "Police state" i znów bardziej złożony "War of the roses". Kolejny singiel. "This gun says" to rzecz trochę późniejsza, pochodząca z roku 1985. Tu mamy UK Subs brzmiących solidnie i gitarowo. Dwa kawałki majace ogromny potencjał - tytułowy i robiący spore wrażenie "Wanted". "This gun says" zaczyna się balladowo, później zaś słyszymy częstą i zawsze przebojową kombinację akordów, wykorzystaną choćby w "Rape me" Nirvany. Sandowany refren, fajna solówka - i kawałek przyczepia się do człowieka na długo. "Wanted" rozkręca się pomału, to w zasadzie numer klasycznie rockowy, jednak z tych numerów klasycznie rockowych, przy których ciarki chodzą po plecach. Singiel uzupełnia jeszcze "Speak for myself", lokujące się między klasycznymi propozycjami zespołu, a konsencją dominującą na całej płycie. Epka "Magic", wydana w roku 1984, przed długi czas była dla mnie kompletnym nieporozumieniem, bowiem jest zapisem najdziwniejszej wycieczki zespołu w okolice nowej fali. "The spell", które zaczyna ten set jest zwyczajnie nudne. "Private army", kiedyś wydawało mi się najfajniejsze z tego materiału - wesołe, co gryzie się znową falą raczej, niemniej tu się to zestawienie jakoś broni, tylko nie wiadomo po co jeden motyw w kółko zespół powtarza przez 3 minuty. Obiecująco zaczyna się "Multiple Minds", chyba najbardziej stylowe w tym zestawie, nie przekonuje niestety refren. Całość kończy "Primary strenght", niestety - muzykę zagłusza wokal, fatalny, irytujący, położony realizacyjnie.

Podsumowując - bardzo dobra płyta, wzbogacona o ciekawe bonusy. Ale bez nich równie godna uwagi.

Obrazek
Gross out USA (1984) **1/2

Kolejna koncertówka. Sporo kawałków z ostatniej płyty studyjnej, reszta reprezentowana w miarę po równo, niemniej więcej klasycznych kawałków znajdziemy na "Crash course". Na pocieszenie tu mamy "Party in Paris", "Limo life" i "Stranglehold". Trochę za dużo różnych delayów, kawałki nienowofalowe grane są na takich samych jak nowofalowe efektach. "Warhead" brzmi tu prawie, jak "Sztuka latania" Lady Pank. Inne kawałki niestety też.

Obrazek
Huntington Beach (1985) ***1/2

Subsów dopada pewien schemat, bardzo typowy dla wielu punkowych kapel, który niekiedy stawał się znakiem rozpoznawczym, jak choćby w przypadku Ramones. Pierwsza część płyty składa się bowiem z kawałków w podobnym stylu, solidnych, fajnych, niemniej - nie wnoszących zbyt wiele do historii zespołu i raczej nie zapadajacych w pamięć. Pierwsze "Rock'n'roll savage" jest całkiem przebojowe. Możma zwrócić uwagę na wycieczkę w kierunku psycho w "Suicide Taxi" czy też w zaskakująco mroczną, jak na temat kawałka, muzykę w "Party animal". Podsumowując - jest ok, wszystko jest na swoim miejscu, natomiast Subsi nagrywali po prostu lepsze płyty. Znowu są jakieś kłopoty z realizacją - tym razem kawałki psuje zbyt głośny w stosunku do reszty werbel. Skojarzenie z Ramones pogłębia "Miss teenage USA - komszarna ballada, niby brudna, ale jednak... psująca wrażenie. Co grsza, tytułowe "Huntington Beach" to równie zbędna próba zmierzenia się z country. Zespół bawi się świetnie, ale słuchacz już niekoniecznie. Na szczęście zaraz potem mamy chyba najfajniejszy na płycie, klasyczny subsowy punk, "All the king horses" - tym razem jednak wyróżniający się konkretną, zapadającą w pamięć melodią. "Jukebox" to klasyczny rock'n'roll, tyle, że ostrzej zagrany. "Sk8 tough" - tu refren ew miarę ciekawy, ale zwrotki - ot szybkie, lecą sobie, fajne, ale się ich nie zapamięta. Ciekawsze ejst następny numer na płycie - "Death row", w którym zespół próbuje udawać The Ramones i całkiem dobrze mu to wychodzi. Nie wiem tylko, czemu na wokal narzucono psujący wszystko efekt. To chyba pierwsza z nurtu "podróbek", które kapela polubi na późniejszych płytach. "The bullshitter" - to byłby dobry koniec płyty. Szybko, melodyjnie, ciekawie. Niestety, to nie ejst koniec. Dostajemy kolejny po "Miss teenage USA" koszmarek, tym razem pod tytułem "Dirt boy". Zapewne i ten kawąłek znajdzie sympatyków, jako wesoły blues, urozmaicony harmonijką, dla mnie jednak jest to syf przeokrutny. A przed nami jeszcze dwa kawałki. "All change for Hollywood" to numer w stylu pierwszej płyty i śiwtenie brzmiałby w tamtej realizacji, tu zaś coś nie gra. Ostatni kawałek zaś to jakaś wypadkowa bluesa, punka i popu - niestety "Blinding stories" również kompletnie do mnie nie trafia. Podsumowując - to ejdna z tych płyt Subsów, której słuchałem najmniej i kolejne przesłuchanie pokazało mi, ze nie był to przypadek.

Obrazek
In action (1985) ?

Nie za dużo tych koncertówek? Nie wiem, czy słyszałem kiedykolwiek tę płytę. Później zaczyna się cała seria składanek, w tym, chyba najbardziej znana na polskim rynku "A.W.O.L." - z tego, co pamiętam, całkiem niezła, z kilkoma numerami znanymi tylko z singli, takimi jak "Keep on running" czy "Self destruct".

Obrazek
Japan today (1987) **

Pamiętam, że w okresie, gdy rzuciłem się na całą twórczość Subsów, tej jednej płyty nawet sobie nie przegrałem. Z tego, co pamiętam, broniły się tam dla mnie dwa kawalki, "Another Cuba" i "Warzone", mam też wrażenie, że refren z tej drugiej przyswoiło sobie Acid Drinkers w którymś kawałku ze "State of mind report". Może kiedyś wrócę do tej płyty i zweryfikuję swoją ocenę, ale na razie nie mam takiej potrzeby.

Obrazek
Killing time (1988) *****

Po okresie coraz bardziej widocznego spadku formy, zespół wrócił do klasycznego składu, odbił się od dna i osiągnął wyżyny swoich możliwości. "Killing time" to płyta znakomita i, co ważne, wolna od porażek realizacyjnych, które dotąd prześladowały zespół. Jest to też materiał bardzo eklektyczny. Zaczyna się od dwóch punkowych pewniaków ("Yellow man" i "Motivator"), z których zwłaszcza drugi, wydany też na singlu, stał się sporym przebojem. Wersja singlowa jest zresztą ciekawsza od płytowej, ale i ta się broni. W dziesiątym roku grania kapelę znów rozpiera energia. W przypadku harpera zdaje się duża rolę odegrała młoda, przywieziona z Japonii żona, choć gdyby był to czynnik decydujący, poprzednia płyta pewnie dałaby się słuchać... Czady przełamane są niepokojącym "Lower East Side" w którym rock miesza się z nową falą. To drugi obok punka dominujący nurt na tej płycie. "Drag me down" to pierwszy słabszy moment tej płyty - tu nie ma nowej fali, ani punka, ot amerykański (bo wówczas Subsi byli już kapelą amerykańską, co zresztą rzutuje bardzo mocno na tematykę tej płyty) słodki rock. To jednak chwilowe zboczenie z kursu, bowiem "Never say you won't" to jeszcze inna bajka. Tu Subsi próbują grać jak, czy ja wiem, bardziej energetyczne The Cure? Gęsta transowa perkusja, czyste gitary i wokal - chyba Garrata - jednak dość wysoki. Bardzo udany eksperyment, który znajdzie jeszcze kontynuację w postaci równie udanego "Planet I". Kawałki te rozdziela "Megalopolis", kolejny eksperyment, tym razem z elementami hard core'a i to dość nowoczesnego i zmetalizowanego. W tej stylistyce zespół broni się znakomicie. Tytułowy "Killing time" to znów rock podszyty nową falą. Później mamy coś, czego na tej płycie najmniej - szybki "Holy Land", utrzymany w klimacie drugiej fali punk rocka. Udany w odróżnieniu od "American motors" - kawałka muzycznie równie odległego od moich potrzeb, jak jego tematyka - fascynacja Harpera tytułowym tematem. W Ameryce jednak Harperowi nie wszystko pasuje, dzięki czemu w kolejnym "Big apple" dostajemy solidną porcję łojenia, tym razem opartą na dość nietypowym pomyśle - melodyjnej linii gitary towarzyszy walcowata hardcore'owa perkusja, zaś pokrzykiwanie Harpera nie jest odległe od rapowania. Po tej grzance mamy "Killing with kidness", numer jeszcze bardziej zmetalizowany, tym razem w średnim tempie. Zepsuty trochę przez "niechlujny" wokal Harpera. W Stanach płytę zespół promował singlem zawierającym przeróbkę klasycznego "Tańca z szablami". Pod względem formalnym nie można jej niczego zarzucić - zagrana jest bardzo sprawnie, niemniej ta wersja ustępuje trochę w swojej kategorii wykonaniu Toy Dollsów. W ten sposób wracamy do punk rocka. "No heart" to ostra, lecz przyjemna dla ucha propozycja Garrata. Niestety zanim dojdziemy do kończącego płytę "Nico" - utworu będącego epitafium dla Nico i nawiązującego klimatem do Velvet Underground, musimy przebrnąć przez mdłe "Fear to go", powielającego grzechy "Drag me down". Dwa słabe numery na szesnaście? Tak czy inaczej - to świetna płyta.

Obrazek
Live in Paris (1989) ?

Znowu koncertówka... Niestety - nie znam, ale chętnie poznam, bo sporo tu kawałków mniej oczywistych, późniejszych, niż pierwsze dwie płyty.

Obrazek
Mad cow fever (1991) ***

Najbardziej bluesowy materiał od czasów pierwszej płyty, a nawet i debiut wliczając - najbardziej bluesowa rzecz w historii zespołu. Ponieważ nie jest to kompletnie moja stylistyka, zachowawczo daję płycie trzy gwiazdki. Najciekawszy jest pierwszy, dosyć przebojowy i rock'n'rollowy "I walk with a zombie", jest to też jedyny numer, który zapisał się w mojej pamięci. Dalej mamy kawałki mieszające bluesa i rocka w różnych proporcjach, owszem, daje się to słuchać ale jednak zespołu, grającego wyłącznie w ten sposób bym raczej nie słuchał (ale też nie wyłączał bym radia).

Obrazek
Normal service resumed (1993) ****

Niestety - szlag trafił tę kasetę już dość dawno temu, płyty ani mp3 nie mam. Pamiętam, że było całkiem ok, a najlepszym fragmentem płyty było nagrane na nowo "Down on a farm". 4 gwiazdki z pamięci... Postaram się wrócić do tematu.

Obrazek
Occupied (1996) *****

Kolejna świetna płyta, podobnie jak "Killing time" mocno eklektyczna, tym razem jednak złoża się na to trochę inne składniki. Zdaje się, ze w składzie znów gościmy Garrata. Zaczyna się bardzo szybkim i bardzo punkowym "Let's get drunk", potwierdzonym trochę wolniejszym, lecz równie mocnym "Shove it", urozmaiconym ciekawym przełamaniem i niepokojącą solówką. Trzecie "Df 118" to druga w historii zespołu podróbka (późnego) The Ramones, tym razem wręcz idealna. Na "Normal service resumed" Subsi po raz pierwszy eksperymentowali z reggae ("Squat the wordl"), na tej płycie wątek kontynuują w "Solutions". Wychodzi im to nieźle, choć czy trzeba udowadniać to przez całe 6 minut? Nie jestem przekonany. Do ostrzejszych klimatów wracamy w "Public adress" i "Revolving boys", zresztą dość podobnych do siebie z racji oparcia na szybkiej, tłumionej gitarze. Trochę słabsze jest "One of the girls", niezły numer, który Harper potraktował dość olewczo - banalny tekst o jakiejś lasce gryzie się z całkiem konkretną muzyką. Gorsze wrażenie zaciera "Darkness" - być może najbardziej poruszający fragment płyty. Szybki, mroczny riff i konkretniejsza opowieść w tekście. Zespół stopniuje napięcie, bo po i tak mocnym "Darkness" zaczyna się szaleńcze "Not so secret wars" - tak ostro jeszcze nie grali. Haper nie jest niestety Wattiem z Exploited, ale ratuje się jakimś przesterem na wokalu. Na jednym kawałku się nie kończy - "Infidel" to znowu thrashpunkowa sieczka, której Exploited na pewno by się nie powstydziło. Subsi wracają do starego nawyku umieszczania kawałków pokrewnych stylistycznie tuż obok siebie, dlatego zamiast zwolnienia dostajemy "Mpri", od poprzedniczek różniący się tylko... próbami growlu. Set ultraczadowy kończy sympatyczna piosenka "Nazi cunts", w której czad kontrują mroczne, niepokojące zaśpiewy. Wszystko razem trwa minutę, ale wypada bardzo fajnie, w odróżnieniu od tego, co mamy potem. Oto bowiem, zupełnie od czapy, kolejny kawałek, "God bless AmeriKKKa" to ska. Powiązanie mamy więc tematyczne, zamiast muzycznego, muzycznie zaś te numery kompletnie razem nie siedzą. O wiele bardziej w tym miejscu pasowało by "Ydms" - numer ostry, jednak trochę bliższy klasycznym Subsom, niż Exploited. Co ciekawe - przełamany ostrym, gitarowym reggae stanowiącym tło pod melodyjną solówkę. Na koniec płyty zostaje wątek rockowy. Najpierw - "The great nothern distarer" - całkiem sprawna parodia rockowej ballady, rozwijająca się w przekonujący, płynący czad. Na koniec - "Ode to complition", sympatyczny rockowy, dość hałaśliwy numer.

cdn

Ciekawe jest to, że zespół i fani (co widać choćby po tym, co można znaleźć na youtube) swoją twórczość spoza pierwszych czterech płyt traktują po macoszemu. Teoretycznie można to tłumaczyć tym, że te płyty powstały w klasycznym składzie (i zawierają największe przeboje), który dziś gra koncerty, niemniej ten skład nagrał też "Killing time", "Quintesentials" i "Riot", zaś na żywo można usłyszeć po jednym kawałku z dwóch ostatnich z tych płyt, zaś "K" jest pomijane zupełnie. Tymczasem moim zdaniem te późniejsze, mniej znane propozycje zespołu są nieraz równie ciekawe (a dwie lub trzy płyty może nawet ciekawsze) a na pewno - godne uwagi.

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 05 lutego 2010 11:02:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21338
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Ten dzień musiał nadejść.

Budyń właśnie wydłużeś moją listę tematów, w których muszę się udzielić, a nie mam kiedy.
Dzięki kurwa! :evil:






:bravo:

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 2 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 41 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group