Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 21:04:40

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 12 ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: ndz, 19 lipca 2009 12:47:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
The Kinks to zespół który zarysował podstawy dwóch ważnych a zarazem bardzo odległych podgatunków rocka – hard rocka i brit popu. Klasyczny skład tworzyli przede wszystkim bracia Daviesowie: Ray (główny autor, wokalista i pomniejsza gitara, klawisze i harmonijka) oraz Dave (pomniejszy autor i wokalista, oraz główny gitarzysta, jeden chyba z pierszych, który używał flajinga), a poza nimi basista Pete Quaife (solidny i nic poza tym) oraz perkusista Mick Avory, wcześniej w Rolling Stones (gdzie podobno był koszmarny), tutaj okazał się dobrze przystosowany do żonglerki stylistycznej. Relacje w zespole układały się dość wulkanicznie a sama muzyka zawsze miała w sobie coś obszarpanego. W Polsce zna się kilka hitów (You Really Got Me, Waterloo Sunset i Lola to trzy największe) i kilka coverów (David Bowie, Stranglers, The Jam, Pretenders, Van Halen, QUOTSA, Elektryczne Gitary, dr Huckenbush), a w Anglii zdaje się walczy z The Who o miejsce na podium w kategorii najważniejsze zespoły lat 60-tych.

PRZEDSŁOWIE 1: o ile zazwyczaj szukam dziury w całym i lubuję się w dowartościowaniu piosenek mniej docenianych, tym razem oddaję kredki i muszę przyznać, że najlepsze dla mnie są utwory szeroko docenione – tzn. te z singli i kilka takich którymi dużo ludzi się zachwycają... Na początek można zatem polecić coś takiego – wydatek 20 zł (wszystkie klasyczne albumy Kinks po tyle niedawno stały w Media Marktach, mam nadzieje że to się nie zmieniło), a może pozmieniać w stawkach:

Obrazek

Regularne albumy są bardzo nierówne.

PRZEDSŁOWIE 2: na szczęście wznowienia CD zostały poszerzone o utwory z singli i czwórek (o nich w nawiasach) – ZNACZNIE podnoszą wartość albumów

KINKS (1964) *** (z bonusami *** ½)
best song: Stop Your Sobbin’ (All Day and All of the Night)

Obrazek

Na debiucie sztandarowy numer You Really Got Me z przesterowaną (podobno szpilką wsadzoną do wzmacniacza) gitarą, który to riff i numer – podchwycony przez The Who – rozpoczął gałąź ostrego grania. Wśród bonusów znajduje się na pierwszy rzut oka bliźniaczy, ale jednak trochę bardziej wyrafinowany (więcej się dzieje w riffie, jest zmiana tonacji, lepsze chórki i lepsze solo mimo bardziej urywanej linii melodycznej) All Day and All of the Night, którego riff został prawie nuta w nutę splagiatowany przez the Doors w zwrotce Hello I Love You. You Really Got Me był tak nieoczekiwanym numerem jeden, że album sklecono bardzo szybko i byle jak, co niestety słychać. Wśród beznadziejnych R&Bluesowych coverów i nstrumentali oraz nieudolnych kompozycji własnych jest jednak kilka klejnocików – przede wszystkim bardzo ciasno zagrany i wyprodukowany Cadillac (jeden z niewielu utworów Kinks z trójgłosem, ten zespół wsławił się ciekawymi harmoniami w dwugłosie, nierzadko dublowanym – zawsze było w tych harmoniach coś niedorobionego i zgrzytliwego) oraz autorska piosenka Stop Your Sobbin’ o wyraźnie bardziej popowym charakterze i niespodziewanie wyrafinowanej – jak na 1964 – melodii.

KINDA KINKS (1965) ** i ½ (*** i ½)
best song: Something Better Beginning (See My Friends)

Obrazek

Ta płyta robi wrażenie jeszcze mniej dopracowanej produkcyjnie niż poprzednia, aranżacje są nieco bardziej subtelne, ale np. otwierające płytę Look For Me Baby ma najbardziej nierówny podwojony wokal jaki znam. Znowu przeważa zgrzytliwy rhythm&blues, ale wyraźnie dokonuje się przesunięcie ku łagodniejszym klimatom, np. So Long to to biegnąca ballada podobna do I’ve Just Seen a Face Beatlesów. Tym razem sztandarowy numer to wolny elektryczny numer z charakterystycznymi opadami basu, bardzo dobry Tired of Waiting for You. Płytę CD ratują jednak bonusy, słychać wyraźny rozwój kompozytorski Daviesa i pierwsze nutki ironii na razie głównie auto – jest tu biegnący numer Everybody’s Gonna Be Happy (oparty na nieco trudnym do przełknięcia zestawieniu akordu durowego z paralelnym mollem, nic dziwnego że ten singiel przepad), kolejny wariant You Really Got Me w postaci I Need You (ale znowu: hard riffy wyraźnie wciśnięte w tło, a wystaje bardzo dobra melodia), pierwsza akustyczna szydera na dwulicowych nudziarzy (A Well Respected Man) no i wspaniały, nowatorski numer See My Friends, bardziej przypominający ragę niż rock (podobno Ray Davies wymyślił go na lotnisku w Indiach, podczas nieplanowanego międzylądowania w drodze na tournee w Australii. Pierwszy psychodeliczny numer w historii?

THE KINK KONTROVERSY (1965) *** i ½
best song: Till the End of the Day
Obrazek

Kolejny album przejściowy, ale wyraźna poprawa jakości kompozycji. Jeszcze trochę proto-hard rocka w postaci świetnego Till the End of the Day, ze świetną konstrukcją i świetnym solem (jednym z moich ulubionych w ogóle) i jeszcze trochę R&B (Milk Cow Blues), ale także pierwszy z komentarzy socjologicznych ze świetną melodią (Where Have All the Good Times Gone). Dodany singiel Dedicated Follower of Fashion pokazuje drogę którą zespół podąży w następnych dwóch latach – przedstawi cały poczet postaci z dnia codziennego, opisanych na pół zjadliwie i na pół sentymentalnie (proporcje będą mieć różne wyważenia) do tradycyjnie angielskich podkładów wyrosłych z tradycji wodewilowo ale przedstawionych z charakterystycznym rockowym brudem.

FACE TO FACE (1966) *** i 1/2 (**** i ½)
best song: Session Man (Big Black Smoke)
Obrazek

Bardzo ciepłe i bardzo angielskie melodie z dużą ilością efektów dźwiękowych, spośród których wyróżnia się Session Man opowiadający o klawiszowcu Nicky Hopkinsie. Album otwiera piosenka o sex-telefonie (Party Line) śpiewana przez Dave’a, a ów ma głos jak piła. Wielką popularność zdobył utwór Sunny Afternoon, typowy dla tego wcielenia Kinks: leniwy i słodki ale z wyraźnym podskórnym jadem. Płyta jest nieco przereklamowana – wolne utwory stoją a nie płyna – słusznie wspomnina się o The Kinks przy okazji piosenkowej odłony Pipera, ale – na razie Daviesowi brakuje polotu Barretta, choć Barrett przejął od Kinks niektóre rozwiązania stylistyczne. Na szczęście tym razem bonusy są o lata świetne: począwszy od śpiewanego przez Dave’a I’m Not Like Everybody Else opartego na solidnym riffie, przez kolejne obrazki z małego miasteczka: gorzką Dead End Street z charakterystyczną partią tuby i szyderczą opowieścią o Panu Przyjemniaczku, który jest oł jak uprzejmy i miły dopóki świat mu utępuje, aż po majestatyczny utwór Big Black Smoke. Widać że to EMI – te dzwony brzmią dokładnie tak samo jak Fat Old Sun, najwyraźniej wzięte zostały z tej samej biblioteki dźwiękowej. Dym narasta i utwór wybucha potężną codą, świetnie zlepionymi dwugłosami i gitarami, podziwiam produkcję.

SOMETHING ELSE BY THE KINKS (1967) **** i ½)
best song: Waterloo Sunset (Autumn Almanac)
Obrazek

Najlepszy album z okresu ironicznego (choć tutaj więcej jest słodyczy i powagi niż kpiny) – wśród galerii postaci można znaleźć tym razem klasowego pupilka (David watts otwierany niezapomnianym zaśpiewem fa-fa-fa-fa-fa-fa-fa-fa), rywalizujące rodzeństwo (Two Sisters) oraz nieuchwytnego miejscowego łajzę (Harry Szmata). Nowym tropem są apoteozy miejsc i sytuacji, z niezapomnianym Waterloo Sunset na czele, a także solowa działka Dave’a (poruszający Death of a Clown). Trochę brakuje dobrych melodii, ale zwracają uwagę szczegóły aranżacyjne (Hammond w masywnym Love Me Till the Sun Shines [znowu piosenka Dave’a], gitarowe dopowiedzi w Situation Vacant, zgrzyty w Lazy Old Sun [który podobno zainspirował piosenkę Gilmoura z Atom Heart Mother]). Ciekawe jest to że zespół wprawdzie zastosował kilk apsychodelicznych patentów brzmieniowych, ale album jest do bólu nienarkotyczny, a zamiast LSD sławi się tu popołudniową herbatkę. Wśród bonusów porywający numer Autumn Almanac przy którym jesień staje się łatwiejsza do zniesienia oraz pseudo-marszowa Polly (znowu ta ciasna produkcja!) o krnąbrnej córeczce.

THE KINKS ARE THE VILLAGE GREEN PRESERVATION SOCIETY (1968) *****
best song: Do You Remember Walter
Obrazek

Tytuł mówi wszystko – The Kinks stają się obrońcami życia na wsi. Mimo że wszystkie utwory utrzymane są w konwencji pastoralno-elegijnej, płyta nie jest wcale wieśniacka ani nudna. Paradoksalnie na tak sielskiej płycie The Kinks pokazują całkiem zadziorny pazur, mimo że żadnej piosenki nie śpiewa Szorstki Dave – w piosence o Parowozie następuje całkiem poważny bluesowy jam i pyszne spiętrzenie, a na całej płycie świetnie bębni Avory (te przejścia w tytułowym – łooo!). No i aż skrzy się tu od świetnych melodii. Wyróżnić można więcej niż połowę utworów: biegnący Do You Remember Walter ze świetnym tekstem o dawny penerze który ożenił się i zdziadział jest moim faworytem, ale przecież tytułowy z harmoniami w różnych przewrotach, mellotron w Starstuck, śpiew kota w Phenomenal Cat (hahaha, nie wiem czy to nie jest mój ulubiony eksperyment ze zmianą prędkości przesuwu taśmy ever), Scooby-dooby-doo od czapy w Picture Book, świetny Animal Farm, oparty o karkołomny rytm All My Friends Were There czy też zwłowróżbny Wicked Annabela o miejscowej czarownicy... Pełno na tej płycie dobrej nostalgii i jaj. Na dokładkę przepiękne Days.



ARTHUR OR THE DECLINE AND FALL OF THE BRITISH EMPIRE (1969) *** i 3/4
best song: Shangri-La
Obrazek

Mówi się że to jest najlepszy album Kinks, ale nie mogę się z tym zgodzić. Co prawda brzmienie się znowu ożywiło i zagęściło, no i przede wszystkim to na tej płycie jest mój ulubiony numer zespołu, ale niestety niektóre melodie stały się jakieś jęczące i zawiłe, tempa się gdzieniegdzie spowolniły, a zespół wciąż wtedy nie umiał dobrze wyprodukować klasycznej ballady. Warto (było) kupić tę płytę dla Shangri-La. Poruszający obrazek człowieka, który wreszcie zarobił na wygodne życie, może założyć kapcie i usiąść przy kominku – oczywiście podszyte sporą ironią, ale jednocześnie pełne słodyczy. Nie znaczy to że utwór jest leniwy, zaczyna się wprawdzie od akustycznej gitary, ale potem stopniowo narasta, pojawia się (świetny) klawesyn, harmonie, a w końcu i dęciaki (które są tu MODELOWO zaaranżowane i wyprodukowane, ależ one dudnią), potem łamie się rytm, utwór kołysze się i zawraca do dawnych motywów, doskonałe! Ale poza tym jakoś słabo... Fajny temat kawałka tytułowego, słoneczny Drivin’, świetny środek Victorii. Jest na tej płycie i numer Australia, ale to nie ten Morelli... Być może na jakość albumu złożyły się zawirowania wokół jego powstania, miał to być jakiś duży projekt telewizyjny, TV opera, który nie wypalił i The Who wyprzedzili Kinks ze swoją rock-operą Tommy. Na dodatek King Kong który zaczyna się jak utwór glam-rockowy.

LOLA VERSUS POWERMAN AND THE MONEYGOROUND (1970) ** i 1/2
best song The Moneygoround
Obrazek

Dwa wielkie hity Lola i Apeman (nie podoba mi się specjalnie żaden, choć doceniam żartobliwy tekst i naprawdę kunsztowne harmoniczne przewroty w pierwszym) i niby niezłe ale jakoś nieporywające pozostałe utwory. Bez iskry.

„PERCY”*** (1971)
best song: The Way Love Used To Be
Obrazek

Niepełnowartościowy album, bo to właściwie soundtrack to pomniejszego filmu o transplantacji penisa (sic – zapowiada udziwnione tematy późniejszych rock-oper w dyskografii zespołu). Przepiękna ballada The Way Love Used to Be nareszcie brzmi jak trzeba, poza tym zaskakująco udana instrumentalna wersja Loli i kilka ciekawych tematów instrumentalnych i jakieś niegroźne piosenki. Nie tak męcząca jak poprzednia ale nic specjalnego.

Po tej płycie zespół niestety opuścił wytwórnię Pye i kolejnych płyt w sklepach nie ma. Podobno nie ma czego żałować. Ciekawa ma być następna płyta Muswell Hillbillies (1972), opisywana jako próbka brytyjskiego country, ale potem nastąpił szereg wydumanych rock-oper, podobno nie do słuchania, jeszcze później zespół przeszedł na pola punkowe a później heavy-metalowe, czyli zjadł własny ogon. Ja znam tylko koszmarny hit z lat 80-tych Come Dancing z upiornym klawiszem. Bracia Daviesowie wydali też jakieś płyty solowe, może ktoś zna.

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 19 lipca 2009 13:40:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Bardzo mnie cieszy ten wątek :-)

Z płyt całych znam tylko jedną, którąś mi Gero dał nawet w dwóch wersjach (!), czyli:

Gero pisze:
THE KINKS ARE THE VILLAGE GREEN PRESERVATION SOCIETY (1968) *****

gdzie bez zbędnego gadania potwierdzam powyższą ocenę i powiem, że gdyby wątki panka były teraz, to płyta owa wygrywa u mnie rok 1968, zostawiając w tyle Saucerful of Secrets, Biały album i Electric Ladyland i Waiting for the Sun, a nawet Ten Years After, którzy wtedy u mnie zajęli miejsce pierwsze.

Chętnie napiszę kiedyś więcej o tej wspaniałej płycie, którą raz w Poznaniu prawie całą prześpiewaliśmy, ale wtedy miałem zepsute ucho i sam siebie nie słyszałem, i to było tylko raz - powiem Ci Gero, że na nic innego nie mam tyle ochoty od śpiewania co na ten Village Green!

Poza tym znam różne pojedyncze piosenki, które w zasadzie wszystkie lubię. Myślę, że ten zespół ma u mnie ogormny potencjał podobania się, być może z całej typowej sześćdziesiony największy po Bitelsach (no i Animalsach).

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 19 lipca 2009 13:42:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
myślę że warto żebyś poznał Something Else - ma już w sobie całkiem zaczątki Village Green

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 19 lipca 2009 16:14:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Gero pisze:
nie wiem czy to nie jest mój ulubiony eksperyment ze zmianą prędkości przesuwu taśmy ever


A ja wiem - jest!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 19 lipca 2009 16:26:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Bardzo przyjemnie się czytało - dzięki.
Moja znajomość zespołu jest bardzo pobieżna, ale to co słyszałem bardzo zachęcające. Kolejny zespół "do sprawdzenia w bliżej nieokreslonej przyszłości". Teraz przynajmniej dysponuje jakimiś wskazówkami.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 lipca 2009 13:47:07 
Zespół The Kinks znam głównie z coverów Soundrops i generalnie bardziej mi się podobają niż oryginały. No ale ostatnio nawet Beatlesi są dla mnie za ostrzy więc sądzę, że jeszcze przyjdzie czas ;) Natomiast kilka piosenek z tej płyty o wsi często grał mi last.fm i całkiem fajnie to brzmi.
Gero pisze:
Warto (było) kupić tę płytę dla Shangri-La.

ten numer mnie zaczarował!


Gerr a kiedy The Hollies?


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 czerwca 2010 22:22:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
trzy dni temu zmarł Pete Quaife, współzałożyciel i pierwszy basista The Kinks (kiedy odszedł w 1969, zespół generalnie zrzedł)

+

Kinks grają piosenkę o parowozie, bas Quaife'a wszystko napędza


(jakże wymownego znaczenia nabiera teraz slogan reklamowy God save the Kinks)

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 25 października 2011 10:40:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Inwazja edycji mono.

Po The Beatles i Dylanie przyszła pora na The Kinks:
Obrazek

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Ostatnio zmieniony wt, 25 października 2011 11:11:37 przez pilot kameleon, łącznie zmieniany 2 razy

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 25 października 2011 10:45:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Jak tam coś jest po dwukropku, to ja tego czegoś nie widzę. :(

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 25 października 2011 11:12:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
A teraz?

Jeśli nadal nie działa, to zapraszam tutaj:
http://www.rhythm-and-booze.co.uk/wp-co ... -pic-1.jpg

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 25 października 2011 11:18:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Jak będą pojedynczo w sprzedaży, to "Village Green" bym nawet rozważył.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 25 października 2011 11:22:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Peregrin Took pisze:
Jak będą pojedynczo w sprzedaży, to "Village Green" bym nawet rozważył.

Jest za 25 pln w sklepie Fan. Oczywiście stara edycja.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 12 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 54 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group